Kiedy Tomasza Bagiński po raz pierwszy wspomniał o tym, że będzie chciał zrealizować pełnometrażowego aktorskiego Wiedźmina, wielbicieli tego bohatera można było bardzo jasno podzielić na dwie kategorie – tych którzy za trzęśli się w przerażeniu na samo wspomnienie ostatniej ekranizacji i tych którzy zaczęli szukać nowego odtwórcy roli Geralta. Dziś będzie o tym dlaczego zwierz nigdy naprawdę nie należał do żadnej z grup.
Do ekranizowania Wiedźmina zwierz ma bardzo duży dystans. Nie chodzi jedynie o porażkę jaką była ostatnia polska produkcja która wzięła bardzo dobry filmowo materiał i wszystko w nim zmieniła. Zdaniem zwierza problem polega na czymś nieco innym. Otóż zwierz ogólnie, mimo swojego wielkiego wieloletniego uwielbienia dla prozy Sapkowskiego ( zwierz napisał kiedyś, że nie ma zamiaru się tego wstydzić, można widzieć wady czyjejś prozy i nadal ją bardzo lubić) uważa że akurat nie jest to proza której urok dałoby się przenieść na ekran. Fabularnie wiedźmin nie jest szczególnie pasjonujący i najlepiej wypada nawet nie tyle w warstwie językowej co pewnych, mniej lub bardziej oczywistych nawiązań. Pod tym względem tekst Sapkowskiego jest najzabawniejszy jako postmodernistyczna gra z dobrze znanymi elementami świata fantasy. Ciekawa tak długo jak długo nie traktuje się jej zbyt poważnie. Zresztą potwierdzić może to doświadczenie samego Sapkowskiego, którego bohater stał się bez porównania mniej interesujący właśnie w chwili kiedy pisarz zapomniał co pisze i zaczął traktować swojego bohatera śmiertelnie poważnie. A ponieważ dziś panuje moda i atmosfera na poważne traktowanie bohaterów i tekstów fantasy to ten filmowemu Wiedźminowi na pewno to nie pomoże.
Inna sprawa jest taka, że Wiedźmin teoretycznie gościł już w każdym medium od filmu, przez komiks po grę komputerową. I rzeczywiście odniósł sukces jako bohater gry, ale tylko gry. Zwierz oczywiście wypowiada się subiektywnie (czasem trzeba to podkreślić) ale nie było żadnego innego dobrego wytworu kultury związanego z interpretacją wiedźmina. Zarówno film, serial telewizyjny, komiks czy gra planszowa – wszystko to raczej nie budziło entuzjazmu. I tak cudownie że gra jest dobra i cieszy ludzi na całym świecie, ale nadal zwierz ma wrażenie, że sukces gry polega między innymi na grze z konwencją. I niekoniecznie musi to oznaczać, że przeniesie się to na film. Zresztą samo istnienie gry sprawę filmu komplikuje. Dla graczy historia z książek będzie zawsze wyglądać nieco inaczej chociażby dlatego, że poznali Triss Marigold przed Yennefer, czy doskonale znają Ciri w bardzo określonej interpretacji. Pytanie do kogo miałby być kierowany film- do wielbicieli gry? Wtedy zapewne źle poczuliby się z tym wielbiciele książki. Ale z kolei kierowanie filmu do wielbicieli książki nie ma sensu, zwłaszcza że w grę gra cały świat a książka mimo kilku wydań zagranicznych nie doczekała się np. pełnego wydania anglojęzycznego. Oznacza to, że właściwie w punkcie wyjścia można założyć że będzie więcej osób nie zadowolonych niż zadowolonych z produkcji.
Jednak zwierz właściwie miał nie o tym. W końcu różnie się historie toczą i może zwierz zostanie zaskoczony jakością czy pomysłowością produkcji. Zwierz chciał się odnieść do trwających w Internecie castingów do roli Geralta. Przy czym żeby byo jasne zwierz korzysta z tego przypadku po to by zastanowić się w ogóle nad fenomenem fan castingu a nie dlatego, że ma coś do obsadzania tej konkretnej roli, przez rzesze czekających na ekranizację fanów. Zacznijmy od tego, że zwierz sam osobiście nie przepada za dobieraniem aktorów do roli. To znaczy lubi zabawy zupełnie alternatywne jak np. obsadzanie całej Dumy i Uprzedzenia wyłącznie brytyjskimi aktorkami czy wyobrażanie sobie kto mógłby zagrać role animowanych bohaterów Disneya w filmach aktorskich. Takie niekoniecznie realne zabawy, które nie ograniczają ani prawdopodobieństwem ani czasem zawsze zwierza bawiły. To swego rodzaju gra towarzyska, która – korzystając z aktorów jako wspólnej bazy odniesień, pozwala porównać swoje wyobrażenia na temat postaci. To zwierza nawet bawi, głównie dlatego, że nie trzeba przejmować się żadnymi ograniczeniami, kwestiami technicznymi itp. Nie trzeba się nawet zastanawiać czy aktor byłby w danej roli dobry, wystarczy że jest podobny, albo przeciwnie zawsze można podać jakieś nazwisko i dorzucić uwagę „dobrze zagrałby wszystko”.
W takiej zabawie zwierz nie widzi nic złego i jak pisał – uważa że właściwie wykorzystywanie aktorów pozwala tu stworzyć jakaś płaszczyznę wymiany wizji bohatera. Zresztą czasem okazuje się, że dwie osoby widzą kogoś zupełnie innego i wdają się z tego powodu w długie spory. Zwierz nigdy tego nie rozumiał, bo przecież nasza idealna obsada jakiejś roli pasuje do naszego wyobrażenia o bohaterze. Innymi słowy nikt nie może być w przypadku takiej gry dobry albo niedobry do roli, bo pasuje osobie rzucającej jakimś nazwiskiem. To jest właśnie przyjemne w tego typu zabawie, ze potem nie musimy łapać za słuchawkę i dzwonić do speców od castingu, albo sprawdzać czy wybrany przez nas aktor odnosi sukcesy w filmach kierowanych do wybranej grupy geograficznej. W grzetakiej korzystamy z nazwisk aktorów, bo to zdecydowanie prostsze niż przyznać, że do Geralta naszym zdaniem najbardziej podobny jest pan Czesiek z warzywniaka na Grójeckiej. Oczywiście teoretycznie film obsadzamy ale naprawdę to zabawa w „Na ile sposobów można odczytać i zinterpretować te kilka zdań opisu wyglądu postaci, które znajdziesz w książce”.
Bywają jednak przypadki które zdaniem zwierza nie mają z tą zabawą wiele wspólnego i są na swój sposób szkodliwe. Chodzi zwierzowi właśnie o to co dzieje się w przypadku Wiedźmina gdzie część widzów ogłosiła, że doskonałym Wiedźminem będzie Mads Mikkelsen i basta. Wszystko za sprawą jednej sesji zdjęciowej i fotosów z filmu Michael Kohlhaas, którego co prawda prawie nikt nie widział ale mamy aktora z siwymi włosami, mieczem przewieszonym przez plecy i to jeszcze do tego na koniu, czyli wszystko czego można chcieć i pragnąć. Zwierz spotkał nie jedna stronę na której ludzie byli gotowi przysiąc że MIkkelsen jest jedynym słusznym wyborem doroli Geralta, że to byłaby zbrodnia go nie zatrudnić. Atmosfera powoli zaczyna robić się taka, że gdyby zwierz był twórcą natychmiast poczułby się niekomfortowo. Dlaczego? Po pierwsze zwierz powie wam szczerze, że wcale nie jest taki pewny czy akurat Mikkelsen byłby takim dobrym Geraltem. To aktor wyśmienity ale zdecydowanie lepiej wychodzi mu granie w filmach kameralnych, obyczajowych, skupionych na człowieku i jego emocjach niż w czymkolwiek sensacyjnym. Największe wrażenie robi wtedy kiedy siedzi i zmienia wyraz twarzy mimo, że człowiek dałby głowę, że nie poruszył ani jednym mięśniem. Do jego najwybitniejszych ról nie należą te w zachodnich produkcjach gdzie obsadzano go jako złego czy egzotycznego, ale w filmach gdzie był przedszkolanką, pastorem czy zakochanym lekarzem na Duńskim dworze. Aktor sensacyjny z niego żaden. Nawet w Hannibalu był bez porównania ciekawszy gdy po prostu siedział albo kroił mięso. Zresztą zwierz zupełnie subiektywnie powie, że do tego książkowego Geralta też Mikkelsen taki strasznie podobny nie jest.
Tym co zwierza jednak bardziej zniechęca do takiego zbiorowego przekonania, że wiadomo kto powinien zagrać role jest fakt, że nikt nie wie jaka jest koncepcja filmu i bohatera w tym filmie. Nikomu nie trzeba bowiem chyba tłumaczyć, że to jaki Geralt będzie i jaki powinien być bardziej od naszych wizji i wyobrażeń zależy od reżysera. Może się zdarzyć, że Geralt ów nie będzie miał absolutnie nic wspólnego ze swoim książkowym pierwowzorem poza imieniem a i tak będzie się nam podobał. Może się okazać że reżyser wyobrazi sobie go sobie jako zupełnie inną osobę, starszą, młodszą, ładniejszą i brzydszą. Zamiast się nastawiać, że spełni nasze wczesne założenia – co zawsze niemal prowadzi do rozczarowania, zdecydowanie lepiej pozostać raczej na poziomie gry towarzyskiej. Zwłaszcza, że prawda jest taka, że nic nie wiemy. Ani o tym kto się do roli nadaje jak i kto się nie nadaje. Zwierz poda wam przykład który wydaje mu się bardzo adekwatny. Kiedy Warner Bros ogłosił, że Doktora Watsona w ich ekranizacji Sherlocka Holmesa zagra Jude Law nie jeden widz jęknął. Jak to Jude Law jako Doktor Watson? Przecież on zupełnie nie wygląda. Jak sami wiecie Law sprawdził się doskonale w swojej roli. Między innymi dlatego, że grał bardzo określoną interpretację Watsona, do której idealnie pasował i wygląd.
Zwierz ma nadzieję, że nikt się nie obrazi. Nie chodzi bowiem o jakieś udowadnianie, że jest się od kogokolwiek lepszym, ani o potępianie zabawy. Raczej o niebezpieczeństwa budowania wśród fanów przekonania, że oto wspólnymi siłami znalazło się idealnego odtwórcę roli. Zwłaszcza że zapewne Mikkelsen Geralta nie zagra i ta legenda będzie żyła. Zwierz podejrzewa, że nie jeden fan wychodząc z seansu jęknie „Och gdyby tylko dali rolę Mikkelsenowi” będąc absolutnie pewnym, że byłoby lepiej. Problem w tym, że nasze wyobrażenia o tym jak aktor poradziłby sobie z rolą nie koniecznie muszą stać się rzeczywistością. Dlatego lepiej pochodzić do takich jedynych właściwych castingów z olbrzymim dystansem. I z otwartym sercem do wizji reżysera. Która to ostatecznie potrafi zadecydować o wszystkim i kto wie jak dziwne nazwisko wyda się nam w przyszłości jedynym słusznym w kontekście roli Geralta. Zwłaszcza że zwierz zawsze myśli z radosnym drżeniem o wszystkich aktorach których jeszcze nie odkryliśmy, nie zauważyliśmy, nigdy nie pomyślelibyśmy o nich w tym kontekście. To jest dopiero prawdziwa zabawa – odkryć nowego aktora, zobaczyć jak tworzy rolę i przejmuje nasza wyobraźnię. Kiedy zwierza pytają kto jest jego typem do grania Wiedźmina zwierz odpowiada bez zastanowienia że Jason Isaacs, angielski aktor znany z roli Lucjusza Malfoya w Harrym Potterze. Zwierz pomyślał o nim w tym kontekście między innymi dlatego, że aktor idealnie pokazuje pogardę, umie się krzywo uśmiechać i wszyscy wiemy jak wygląda w białej peruce. I jeśli zwierz miałby z kimś grać w towarzyską wiedźminową grę może was zapewnić ze wymieni to nazwisko. I nie będzie w tym nic złego póki zwierz nie zacznie myśleć o tej roli tylko w kontekście jednego aktora. I nie wyciągnie telefonu do reżysera by przekonać go że taki casting albo żaden. Choć może… w końcu to byłaby rozmowa krajowa.
Ps: Zwierz jest na Serialkonie i pozostanie tu cały weekend a to oznacza że nie możecie się spodziewać recenzji Jessicy Jones wcześniej niż we wtorek/ środę.