Kiedy Netflix wypuścił Daredevila zwierz podobnie jak wielu wielbicieli Marvela poczuł jakby rozpoczął się dla niego nowy etap życia. Oto bowiem okazało się, że produkcja serialowa o super bohaterach, nawet wpisana w MCU może być jednak bliższa tradycjom DC i wnosić w kolorowy świat pancerzy i peleryn trochę prawdziwego świata. To był moment cudowny i naprawdę przywracający wiarę że Marvel będzie jeszcze tak bawić jak kiedyś. Teraz kolejny serial z tego typu Jessica Jones ma trudności. Już wiemy, że w Marvell może być bardzo ludzko i bardzo mrocznie. Pytanie tylko jak bardzo. To jest recenzja całego serialu i odnosi się do całego serialu choć bardzo mało spoilerów jest napisanych w sposób jednoznaczny.
Jessica nie biega w szpilkach ale ma magiczne włosy – nigdy nie są zmierzwione i zawsze cudownie lśnią. To jest chyba jedyne obecne w tej postaci dziedzictwo pokazywania bohaterek w filmach akcji
Zacznijmy od słonia który stoi w kącie pokoju i czeka aż ktoś o nim opowie, zamiast udawać że go nie widzi. Jessica Jones to pierwsza produkcja Marvela (przynajmniej od czasu tworzenie MCU) w której główną bohaterką jest kobieta. Więcej, jest to kobieta starająca sobie poradzić z traumą przemocy fizycznej i seksualnej. Co to zmienia? Z punktu widzenia konstruowania czy kibicowania samej postaci niewiele. Jessica Jones zgodnie z przyjętą konwencją serialu jest charakterystycznym detektywem kina noir. Dużo pije, nie sprząta, teoretycznie nic jej nie obchodzi ale raz na jakiś czas zaczyna jej zależeć, i wtedy pojawiają się problemy. Z ludźmi którzy podobnie jak ona przegrali życie rozumie się lepiej, niż z kimkolwiek kto odniósł sukces. Chce wyglądać na obojętną ale jej zależy, co ukrywa pod złośliwymi i dowcipnymi uwagami, które często mają sporo wspólnego z czarnym humorem. Mężczyźni nie rzucają się jej na szyję tak jak Bogartowi, ale spodoba się właścicielowi lokalnego baru czy niewinnemu sąsiadowi mieszkającemu piętro wyżej. Rzadko w serialu pojawiają się uwagi odnośnie bohaterki jako bezbronnej dziewczyny, głównie w kontekście faktu, że przez większość serialu nie ma ona drzwi (wybita szyba z nazwą agencji detektywistycznej doskonale symbolizuje stan ducha i spraw bohaterki). Przy czym ludzie uważają że Jessica da sobie radę nie ze względu na bycie super bohaterką ale dlatego, że po prostu promieniuje pewnością siebie. Co prawda Jessica ma super moce – może skakać na duże odległości i jest bardzo silna, ale serial korzysta z nich oszczędnie, bardziej polegając na detektywistycznych możliwościach swojej bohaterki. Głównie więc snuje się ona po mieście z kapturem założonym na głowę, albo pije za swoim biurkiem w obskurnym mieszkaniu służącym też za siedzibę jej biura detektywistycznego. Mamy tu więc więcej chandlerowskiego bohatera niż kobiety. Albo inaczej, Jessica jest detektywem z problemami i płeć detektyw jest tu drugorzędna. Jedyne co odróżnia ją może od innych bohaterów tego typu to fakt, że mimo koszmarnego trybu życia jej włosy zawsze się układają i pięknie lśnią. Co więcej – mimo pewnych wątpliwości – nie jest problemem, że nie znaliśmy wcześniej jej postaci (to znaczy większość osób nie kojarzy jej ani z komiksu ani z szerokiej wiedzy o uniwersum Marvela) – już tak długo siedzimy w MCU, że jesteśmy przyzwyczajeni że nie musimy nic wcześniej wiedzieć o bohaterach. Sam serial zaś wpisuje się w MCU ale robi to w sposób nienachalny i ciekawy (w sumie jeden odcinek jest prawie w całośći poświęcony temu jaki jest stosunek naszych bohaterów do tego co wydarzyło się w Avengers).
Bohaterce bliżej do ciągle popijających alkohol bohaterów kina noir niż super bohaterów
O ile w konstrukcja postaci sama płeć nie ma większego znaczenia (przynajmniej zdaniem zwierza) o tyle dla głównego konfliktu i osi dramatycznej serialu, już ta sprawa znaczenie ma. Jessica stara się bowiem pokonać dwóch przeciwników. Jednym jest Kilgrave – manipulujący umysłami ludzi psychopata, drugim – jej własne traumy i poczucie winy, związane z tym okresem jej życia kiedy była właściwie niewolnicą kontrolującego ją Kilgrave’a. To wątek poruszający z kilku powodów. Po pierwsze twórcom udało się dość dobrze pokazać, że to iż prześladowanie czy wykorzystywanie się kończy nie znaczy, że wszystko jest dobrze. Wręcz przeciwnie Jessica dręczona jest ciągłymi atakami paniki (przynajmniej na początku) i poczuciem bezradności czy bezsiły wobec tego co ją spotkało. Po drugie – co rzadko się zdarza w kulturze popularnej, wprowadzono tu wątek prześladowcy który wcale nie uważa by zrobił coś złego. Przejmująca jest scena w której Jessica stara się wyjaśnić swojemu oprawcy że pozbawiając ją wolnej woli i utrzymując przez pewien czas jako swoją kochankę po prostu ją zgwałcił. To, że Kilgrave nie lubi tego słowa, że nie do końca rozumie sam koncept jak można kogoś zgwałcić nie stosując przemocy fizycznej, jak do samego końca uważa, że gwałtu nie ma (chyba, że przyjmiemy optykę Jessicy) – to przeniesiony do świata super bohaterów i super złoczyńców problem który dotyka wielu kobiet w zupełnie normalnym życiu. Co więcej problem jak najbardziej poważny, żeby ze smutkiem nie powiedzieć codzienny. Przy czym co ciekawe – mimo, że serial dotyka przemocy wobec kobiet, w tym przemocy seksualnej, to udało się uniknąć wizji kobiety jako ofiary. Tak jasne, wizja że nawet super bohaterka musi być w jakiś sposób ofiarą przemocy może budzić kontrowersje. Ale ponieważ motywem przewodnim filmu nie jest moment zniewolenia ale odzyskiwania kontroli to trudno zarzucić twórcom że chcieli pokazać biedną kobietę która jak zwykle jest przez kogoś wykorzystywana. Jednocześnie co ważne – trauma Jessicy – ta związana z Kilgravem nie jest tzw. „traumą założycielską”, jej działania jako bohaterki, jej super moce, jej poczucie, że życie może nie układa się najlepiej pojawiły się już wcześniej. Co ponownie nie powiela pewnego schematu.
Zwierz nie ma wątpliwości, że Kilgrave to jeden z najlepszych Marvelowskich złych od bardzo dawna
Skoro już omówiliśmy kwestie płci naszej bohaterki (Marvelu nie bój się nic nie stracisz na jeszcze kilku takich) czas przejść do samego serialu. Dość wyraźnie rozbija się on na trzy akty. Pierwszy – najbliższy kina noir, to dość intrygujący wstęp w którym Jessica zdaje sobie sprawę, że do miasta wrócił manipulujący umysłami ludzi Kilgrave i stara się go wyśledzić. Ma powody ponieważ była świadkiem koszmarnej zbrodni dokonanej na jego polecenie. Ten dość powolny wstęp broni się przede wszystkim znakomitym nastrojem. Serio gdyby nie bardzo okazjonalne sceny można byłoby nie zauważyć, że jest to serial super bohaterski. Do tego twórcy wprowadzają głównego złego jeszcze wolniej i oszczędniej niż czynili to w Daredevilu, co sprawia, że mamy czas by w pełni pojąć grozę jego zdolność. Zwierz będzie jeszcze o tym pisał ale dawno nie było tak przerażającego złego. Potem mamy akt drugi – zdaniem zwierza najlepszy, kiedy dochodzi do bezpośredniej konfrontacji Jessicy i Kilgrave’a – to moment kiedy serial bawi się z widzami, teoretycznie sugerując że wszystko co dotychczas myśleliśmy nie jest prawdą, że być może historia skończy się zupełnie inaczej niż nam się zdawało. A potem mamy akt trzeci w którym zwiększa się (jeszcze bardziej) ilość przemocy i wszystko prowadzi do ostatecznego rozwiązania sprawy. Jednocześnie żeby utrzymać napięcie stawka staje się co raz większa.
Zwierzowi strasznie podoba się relacja Jessicy z przyrodnią siostrą – doskonały przykład na to, że postacie kobiece nie muszą być zantagonizowane by były ciekawe.
Zwierz przyzna szczerze, że te trzy akty są nierówne. Poszukiwania Killgrave’a pozwalają nam lepiej poznać Jessicę i jej otoczenie. To akurat ma sens, bo potem twórcy mogą bez problemu korzystać z postaci, dając im co raz większe role. Trzeba jednak przyznać, że w tych pierwszych odcinkach, gdzie w każdej chwili może się pojawić zagrożenie czy śmierć (to serial który ma bardzo wysoki tzw. Body count) są trochę ciężkie. Nie jest to koniecznie wada, ale zwierz miał poczucie, że z tej przygnębiającej atmosfery niewiele wynika Zwłaszcza, że potem w kolejnym akcie serialu dostajemy kilka naprawdę poruszających odcinków. Między innymi dlatego, że wszystkie rozpoczęte wcześniej wątki – czy to mniej czy bardziej ważne, stają się w końcu przydatne. Ale najważniejsze są tu charaktery, i te skomplikowane pytania – łącznie z tym najbardziej skomplikowanym – skąd się bierze zło, czy jest w pewien sposób wrodzone czy też jest wyborem i można złoczyńcę zamienić w bohatera. Tu jest naprawdę ciekawie, niepokojąco i intrygująco. Problemem jest tak naprawdę ostatni akt. Killgrave który tak bardzo fascynował kiedy go nie widzieliśmy, lub kiedy mierzył się z Jessicą w konfrontacji jeden na jeden teraz nuży. Podobnie sama Jessica ponownie starająca się odnaleźć swojego prześladowcę już tak nie bawi. Jest więcej przemocy ale chyba mniej emocji. Ostatecznie kiedy dochodzi do ostatniej konfrontacji widz czuje ulgę bo pojawiają się już pierwsze symptomy zmęczenia materiału.
Serial ma doskonałą kolorystkę, jest raczej szaro, rzadko jasno, i mamy mnóstwo fioletu – nie tylko przypominające nam o obecności Kilgrave’a ale także doskonale uzupełniający ponury nastrój serialu
Zdaniem zwierza tym co w Jessicy Jones udało się najlepiej to główny przeciwnik naszej bohaterki. Dlaczego? Po pierwsze od dłuższego czasu przeciwnicy w filmach Marvela byli albo niewinni, albo stanowili jakieś mniejsze czy większe wcielenie typowych łotrów (którzy w przeciwieństwie do prawdziwych czarnych charakterów dają się lubić) albo ich „zło” było tak przerysowane, że trudno było się bać czy nawet czuć zniechęcenie. Tymczasem Kilgrave to postać której moc budzi strach, niechęć czy przerażenie, głównie dlatego, że jesteśmy ją w jakiś – niewielki sposób odnieść do własnego życia. Ale nie tylko o to chodzi, Kilgrave wydaje się teoretycznie pasować do swoistego dobrze znanego schematu „to nie moja wina, to moi rodzice mnie skrzywdzili”, w istocie jednak serial przystaje na chwilę by powiedzieć nam, że posiadanie nawet kiepskich rodziców nie usprawiedliwia wszystkich zachowań. Zwłaszcza tych w których morduje się ludzi. Jednocześnie Kilgrave próbuje się załapać na wątek „żałujcie mnie, moje moce uniemożliwiają normalne życie” ale zanim mu uwierzymy ponownie robi coś co każe uznać te argumenty za zwykłą wymówkę. No właśnie tym co naprawdę wyróżnia Kilgrave’a jest fakt, że rzeczywiście zupełnie i totalnie nie rozumie jak działa mechanizm odpowiedzialny za miłość, przyjaźń czy przywiązanie. W jednej scenie mówi „wiem jak wygląda miłość, oglądam telewizję” w innych pokazuje, jak bardzo nie umie odczytywać zachowań i intencji bohaterów. Jednocześnie kiedy mówi o własnych uczuciach, to korzysta często z najbardziej wyświechtanych melodramatycznych schematów. Kiedy wyobraża sobie jak ukaże Jessicę to jest niczym czternastoletnia autorka fan ficów w których piękny ukochany, przychodzi tylko po to by zostać ostatecznie odrzuconym. Teoretycznie to trop sprawdzony, często wykorzystywany. Ale zdaniem zwierza nie mamy tu klasycznego złola bez emocji. Kilgrave czuje, możemy mu wierzyć że kocha, mniej więcej wie jak być romantycznym. Ale nie ma w nim za grosz empatii, jest tak przyzwyczajony, że wszystko obraca się wokół niego, że konieczność polegania na drugiej osobie na tym, że odwzajemni (albo nie) jego uczucie, jest niewyobrażalna. To koncepcja ciekawa, może nie zupełnie oryginalna ale w połączeniu z mocami Kilgrave’a czyni go jednym z najlepszych złych jakich można było w ostatnich latach oglądać w telewizji.
Zwierz uważa że serial nie byłby nawet w połowie tak dobry gdyby nie Tennant i jego fenomenalny bohater
Jednocześnie zwierz nie jest wobec serialu bezkrytyczny. Podoba mu się bohaterka ale zdaniem zwierza jest trochę za bardzo schematyczna. Mniej więcej wiemy co zrobi i zareaguje, rzadko udaje się jej nas zaskoczyć. Zwierzowi średnio podobał się też wątek Jeri Hogarth – najlepszej prawniczki w Nowym Jorku, która nie tylko pomaga Jess ale właśnie przechodzi przez trudny rozwód ze swoją żoną. Problem w tym, że wszystkie bohaterki tego wątku – prawniczka, jej żona i kochanka są tak koszmarnie stereotypowe. I to nie chodzi o stereotyp lesbijki ale o stereotyp takiego klasycznego układu – ktoś kto robi karierę, ktoś kto wszystko poświęcił dla robiącej karierę osoby i sekretarka która zawsze pojawia się w wydekoltowanej sukience (oraz nie okazuje się taka biedna i naiwna jak wszyscy sądzili). Zwierz zna ten wątek, nawet stroje i fryzury się w nim zgadzają z najbardziej wyświechtanymi schematami. Zwierza jakoś to rozdrażniło. Trochę dla równowagi zwierzowi bardzo podobał się Luke Cage (który będzie miał przecież własny serial) bo zgodnie z innym schematem, to on tu jest ten biedny, smutny i trzeba go umieścić jak najdalej od złego (jest to schemat wielu dzielnych kobiet w innych serialach). Poza tym zwierz od razu polubił jego bohatera, i to go ucieszyło bo chętnie zobaczyłby serial tylko o nim.
Luke Cage jest w serialu na tyle ciekawą postacią że zwierz bardzo czeka na serial tylko o nim
Dobrze po tych dość chaotycznych uwagach zwierz przejdzie do obsady. Zacznijmy od naszej Jessicy Jones czyli Krysten Ritter. Zdaniem zwierza to jest fenomenalny casting. Jest coś takiego w aktorce, że od razu ją lubimy a jednocześnie nie mamy wątpliwości, że to osoba inteligentna, być może w innych warunkach niesłychanie dowcipna, zaś rujnowanie sobie życia w jej wydaniu jest wiarygodne. Do tego to po prostu dobra aktorka, co najlepiej widać w jej scenach z Kilgravem gdzie jak na dłoni mamy zarówno jej lęk jak i bezradność. Jedyne co zwierzowi nieco przeszkadza to fakt, że nawet kiedy pokazuje się nam jej najgorsze chwile to cały czas wygląda fenomenalnie. Wiecie byłoby gdyby chociaż w jednym odcinku miała gorszą fryzurę. Zwierz musi jednak przyznać, że nie może się doczekać kiedy w końcu MCU się rozwinie i Jessica będzie współpracować z innymi super bohaterami. Zwierz ma wrażenie, że właśnie taka postać (a właściwie tak zagrana postać) byłaby doskonałym dodatkiem do świata super bohaterów. Jedyne co zwierzowi przeszkadza to fakt, że Ritter jest doskonałą aktorką komediową i serial bardzo rzadko pozwala jej to wykorzystać. Szkoda bo to jest naprawdę jej mocna strona. No ale pewnie kłóciłoby się to z konwencją opowieści.
Jak rzadko w serialu ważnym bohaterem jest miasto. W Daredevilu mało go było bo akcja rozgrywała sięgłównie w nocy. Tu stanowi doskonałą ramę narracji.
Z postaci drugoplanowych (choć nie do końca) zwierzowi strasznie podoba się to jak Rachael Taylor gra przyrodnią siostrę Jessicy Trish Walker. Istnieje pewien schemat opowieści o siostrach gdzie jedna przegrywa życie a druga odnosi sukces co jest punktem wyjścia do ciągłych sporów i wzajemnej niechęci. Tu siostry się lubią i wymykają schematom – żadna z nich nie jest perfekcyjna, żadna nie jest biedną ofiarą i obie mają predyspozycje zostanie super bohaterkami. Jest to więc postać ciekawa, a Taylor gra ją w taki sposób, że zwierz złapał się na tym, że też chętnie obejrzałby serial tylko o niej. Jednocześnie zwierz spotkał się ze stwierdzeniem, że ilość ciekawych relacji pomiędzy kobiecymi bohaterkami pozwala serialowi w każdym odcinku pokazywać jak produkcja może bez trudu zdać test Bechdel i nikt jakoś szczególnie nie będzie cierpiał. Z kolei Mike Colter jest doskonałym wyborem do roli Luke’a Cage. Nie dość, że doskonale znalazł się w roli takiego „jeszcze nie bohatera” to poza tym …. ma rzeczywiście idealną skórę (serio nawet najdrobniejszego przebarwienia czy skazy) więc nie trudno uwierzyć, że jest ona nie do przebicia. Zwierzowi bardzo podobała się też pojawiająca się pod koniec Rosario Dawson która pięknie łączy świat Jessicy ze światem Daredevila.
Jessica nie raz i nie dawa zostaje zraniona czy ląduje w kupie śmieci. Co jest miłą odmianą po wszystkich bohaterach którym prawie nic się nie dzieje. Fajne jest to, że Jessica nie ma super mocy pozwalającej się szybko leczyć więc jak zostanie zraniona w twarz to trochę potrwa zanim się zagoi
Nie mniej trzeba przyznać, że Jessica Jones lśni najbardziej wtedy kiedy na ekranie jest jak najwięcej Davida Tennanta. Jego Kilgrave jest doskonałym połączeniem uroku aktora, jego umiejętności grania totalnych psychopatów i zdolności dramatycznych. Co ciekawe, Kilgrave nie jest jakąś odmianą innego bohatera, nie jest tak szalony jak Joker, tak biedny jak Loki, tak mechaniczny jak Ultron. Tak ubiera się podobnie jak Hannibal (fiolet nawiązuje do postaci Purple Mana ale jest też idealnym strojem dla każdego złoczyńcy) ale daleko mu do tego magnetyzmu kanibala. To znaczy, mimo że doskonale się ubiera, ma świetny gust jeśli chodzi o jedzenie i przestrzenie to absolutnie nie chcemy mieć z nim nic wspólnego. Nie jest proste budzić takie uczucia, kiedy moc polega po prostu na wydawaniu poleceń. Ale Tennant doskonale sobie z tym radzi, czasem wywołując ciarki na plecach po prostu zwykłym podniesieniem brwi czy swoim pełnym niechęci spojrzeniem. Jednocześnie doskonale sprawdza się w roli rozwydrzonego dzieciaka któremu nikt nigdy nie powiedział NIE. Przy czym przejście od postaci nawet odrobinę uroczej, dowcipnej przypominającej niekiedy Doktora do najbardziej przerażającego złego zajmuje mu dosłownie sekundkę. W odcinkach w których Kilgrave spotyka się z Jessicą bezpośrednio widać jak doskonale pod względem obsadowym wyważono chemię pomiędzy aktorami. Tak serial staje się bez porównania ciekawszy kiedy na ekranie jest jednocześnie Tennant i Ritter, ale zwierz szczerze przyzna – nie rozumie ludzi którzy mogli by tą dwójkę „shippować”. Ogólnie zdaniem zwierza bez Tennanta – jego szaleństwa, ale też swoistej nonszalancji serial byłby bez porównania gorszy. Jednocześnie zwierz nie miał problemu z zobaczeniem aktora w takiej a nie innej roli bo pamięta np. Secret Smile gdzie aktor też grał koszmarnego psychopatę, więc nie było dla zwierza zaskoczeniem, że postacie grane przez Tennanta nie muszą być miłe. Ale jednocześnie zwierz musi powiedzieć, że po raz pierwszy od dawna poczuł się wewnętrznie źle ze swoim westchnieniem, nad tym jak cudownie w niektórych strojach wygląda Tennant. Co zwierz uważa za swoisty sukces bo zwykle zwierz nie ma wyrzutów sumienia kiedy ma jakieś ciepłe uczucia wobec aktora we wrednej roli.
Pierwszy raz od dawna zwierz miał problem z tym że wzdycha na widok aktora – głównie za sprawą wyjątkowo oślizgłego bohatera
Zwierz nie będzie ukrywać – jego zdaniem Daredevil jest serialem lepszym. W Jessicy Jones sposób dystrybucji wszystkich odcinków na raz chyba odbija się na historii – łatwiej się nią znudzić. Jednocześnie sam zwierz wcale nie jest tak wielkim fanem stylistyki kina noir. Jasne widział co trzeba zobaczyć i kocha filmy które rozpoczęły gatunek ale jakoś nigdy nie pokochał tego nadużywającego alkoholu prywatnego detektywa który stanowi obowiązkowy element takiej narracji. Jednocześnie mimo zastrzeżeń zwierz jest przekonany, że udało się udowodnić raz na zawsze, że płeć głównej postaci nie determinuje ani okrucieństwa historii (pod pewnymi względami Jessica Jones jest najbardziej okrutną produkcją Marvela jaką zwierz widział – zwłaszcza działania Kilgrave’a są niesamowicie okrutne nawet jeśli nie leje się krew) ani jej psychologicznego prawdopodobieństwa. Podobnie jak podejmowanie tak poważnego tematu jak kwestia gwałtu (która jest tu zdaniem zwierza doskonale rozegrana bo nieoczywista) nie wyklucza przyjemności z oglądania produkcji. Wręcz przeciwnie czuje się jakaś satysfakcję, że można oglądać najpopularniejszy serial sezonu i jednocześnie zobaczyć coś co porusza poważniejsze tematy. Udało się twórcom uniknąć pewnych klisz – zarówno dotyczących bohaterki jak i jej przeciwnika. Ostatecznie dostaliśmy serial który wciąga, intryguje i każe prosić o więcej. Na przykład o film o super bohaterce. Wcześniej niż w 2018.
Ps: Zwierz czuje jakąś ulgę, że już ma ten serial za sobą, poczucie, że musi go obejrzeć i opisać trochę nad zwierzem wisiało. Ciekawy temat do rozważań nad tym wypuszczaniem całego serialu na raz.
Ps2: Jak tam prezenty na Secret Santa? Robią się ?