Och… Doktor, Doktor. Zwierz nigdy nie przypuszczał, ze będzie musiał się zmuszać do obejrzenia jakichkolwiek odcinków serialu ale 9 sezon strasznie zwierza zmęczył, ze sama myśl o włączeniu następnego odcinka zabierała zwierzowi radość życia. Teraz kiedy udało się dwa odcinki nadrobić, zwierz myśli, że to śmieszne – przegapić dwa być może najważniejsze odcinki sezonu. Mimo, ze bardzo różne.
Zacznijmy od Face the Raven. To jednocześnie bardzo dobry i bardzo średni odcinek. Co jest dobrego? Po pierwsze sama koncepcja tego obozu dla uchodźców z różnych planet umieszczonego gdzieś pomiędzy ulicami Londynu. Wszyscy wiemy, że w Londynie są ukryte ulice, które zawsze wyglądają zdecydowanie staroświecko i nie ma znaczenia czy krążą po nich kosmici czy czarodzieje. Sam pomysł jak znaleźć ukrytą przed ludzkim wzorkiem ulicę też zwierzowi się bardzo spodobał bo jest taki doktorowy. Bierzemy coś co zdarza się absolutnie wszystkim (jeśli liczycie kroki w pewnym momencie zawsze się pomylicie albo na chwilkę zapomnicie rzędu wielkości) i dodać do tego pomysł nie z tej ziemi. Podobnie intersująca jest koncepcja tatuażu odliczającego sekundy do śmierci, i Kruka z którym trzeba się spotkać i oddać mu duszę. To wszystko miało sens i było naprawdę fajnie pomyślane.
Zwierz ma jedna problem z całą resztą odcinka. Po pierwsze kolejne pojawienie się Ashildr jest w tym odcinku trochę bez kontekstu. Czuć że sezon się kończy więc w odcinku pojawiają się po kolei wszystkie rozsypane po całym sezonie elementy – testament Doktora, Ashildar i jej nieśmiertelność, lęk Doktora przed utratą Clary. Tak jakby trzeba było bardzo szybko – zanim sezon się skończy zebrać wszystko razem nie bacząc czy widz cokolwiek z tego zrozumie. CO niestety odbija się trochę na odcinku. Bo właściwie niewiele się tu dzieje, wszystko można byłoby właściwie sprowadzić do jednej sceny, w której Clara ginie a Doktor nic nie może z tym zrobić. Z punktu widzenia widza, ta emocjonalna, doskonale zagra i dobrze napisana scena właściwie wymazuje wszystko inne co mamy w odcinku. Tak jasne Doktor zostanie gdzieś odesłany i była jakaś intryga ale wszystko służy temu by Clara odeszła i to w sposób w jaki pewnie nie jeden towarzysz mógłby sobie wymarzyć – poświęcając się i prezentując odwagę, a nie przegrywając z przeciwnikiem. Zwierz zaraz napisze o scenie więcej ale musi przyznać, że czuje pewien zawód. Odcinki Doktora mają 45 minut i zwierz ma wrażenie, że co raz częściej twórcy mają pomysł na minut pięć a pozostałe czterdzieści trzeba cierpiliwie odczekać. A przecież ten świat który sami stworzyli jest tak ciekawy, że zanim będziemy musieli się z nim rozstać można było tyle ciekawego opowiedzieć.
Wróćmy jednak do Cary. Jeśli ktoś nie spodziewał się, że Clarze stanie się coś złego to najwyraźniej ma serce czyste i nie włącza mu się guziczek alarmowy ilekroć ktokolwiek w serialu za dobrze się bawi i kpi sobie z niebezpieczeństwa. Zwierz pisał wam już kiedyś o foreshadowingu i pod tym względem cały odcinek (jeśli w sumie nie cały sezon gdzie Doktor musiał być odłączony od Clary) pokazywał, że Clara długo nie będzie się już cieszyć pobytem w TARDIS. Widzicie zwierz ma wrażenie, ze zasada z nowymi towarzyszkami jest taka, ilekroć któraś poczuje się za dobrze i za swojsko musi odejść. Clara która zaczyna się czuć w swoich przygodach co raz lepiej, musi zginąć. Nie zmienia to faktu, ze pomysł na jej śmierć – nieudany trik – bo wszak właśnie w ten sposób udaje się zwykle umknąć przeznaczeniu, wynika z faktu że Clara wciąż ma za mało doświadczenia. Jej szczwany plan – który pewnie powiódłby się gdyby przemyślał go Doktor ma jednak poważną wadę. Clara nie jest Doktorem który zawsze wygrywa, tylko jego towarzyszką. Popełnia błąd w obliczeniach i tak przychodzi jej zginąć. Scena w której żegna się z Doktorem pewnie trafi do jakiś serialowych annałów scen które mimo, że przecież dość schematyczne powodują lekkie pociąganie nosem. Z wielu powodów – po pierwsze dlatego, że zawsze poruszające są sceny w których towarzysze mają władzę nad Doktorem, będąc w danej chwili odważniejszymi czy bardziej zdeterminowanymi. Tu Doktor robi to co Dwunasty zwykł zwykle robić gdy zagrożone jest życie towarzyszki – pogrozić wszystkim i załamać wszelkie zasady. Ale Clara mu nie pozwala, co skazuje Dwunastego na zaakceptowanie sytuacji w której traci towarzyszkę. Co więcej Clara zabrania mu się mścić. Podobnie jak my zna już 12 i wie, że zemsta – zupełnie nie pasująca do charakteru Doktora byłaby pewnie następną rzeczą jaką by zrobił, chwilę po śmierci towarzyszki. Zwierzowi podoba się odwaga Clary, to że ta postać, która właściwie zawsze miała problem z charakterem (chyba za dużo było na nią pomysłów) odchodzi przejawiając swoją główną cechę – odwagę. To łączyło wszystkie jej wcielenia.
Oczywiście pojawia się pytanie czy Clara umarła. Widzicie jeśli umarła pojawia się pewien zasadniczy problem. Doktor nie może podróżować samotnie. To wiemy wszyscy, podróżowanie samotnie nigdy się Doktorowi nie przysłużyło. Posiadanie towarzyszy ma sens tylko wtedy kiedy nie wpływa się na ich życie za bardzo. Jasne można im uświadomić że isteniją obcy, przenieść do innego wymiaru, cofnąć w czasie ale w ostatecznym rozrachunku – Doktor może kogoś zabrać na wyprawę tylko wtedy kiedy ma pewność że jest w stanie towarzyszy obronić, zapewnić im bezpieczeństwo, kto wie może nawet szczęście. Jasne z roku na rok podróżowanie z Doktorem stawało się coraz bardziej niebezpieczne (pamiętacie Marta mogła po prostu wrócić do domu) ale nadal wychodziło się z tego żywym. Jeśli Clara odeszła na zawsze, to można zadać sobie pytanie czy Doktor może wziąć następnego towarzysza. Skoro nie jest go w stanie obronić. Dlatego zwierz mniema że finał będzie się wiązał z odejściem Clary ale jednak zobaczymy ją jeszcze żywą. Mimo olbrzymich zmian jakie ostatnio twórcy poczynili w historii i charakterze Doktora zabicie towarzyszki zdecydowanie zmieniałoby schemat Nowego Who (nie mówię o klasycznym bo jak mniemam na pewno ktoś zginął czego nie pamiętam albo po prostu nie wiem więc ograniczę się do tego co znam). Taki Doktor jakiego obecnie się pisze biorąc do TARDIS kogoś komu nie mógłby zagwarantować bezpieczeństwa byłby chyba hmm… zwierz nie chce napisać niemoralny, ale z całą pewnością zabrałoby to część zabawy.
Odcinek kończy się zapowiedzią, że historia będzie kontynuowana ale kolejny odcinek jest tylko pozorną kontynuacją. Zwierz przyzna że ma z Heaven Sent olbrzymi problem. To znaczy… ech sama koncepcja wydaje się bardzo dobra. Taki Bottle Episode podniesiony do potęgi dziesiątej bo rzeczywiście Doktor jest w jednym miejscu ale miejsce odgrywa kluczową rolę. Pomysł żeby odcinek był popisem jednego aktora, jest dobry a nawet bardzo dobry jeśli aktorem którego mamy na podorędziu jest Peter Capaldi. Pewnie niejeden aktor by widza znudził ale nie Capaldi – on akurat potrafi przyciągnąć uwagę nawet wtedy kiedy rozmawia sam ze sobą. Zresztą sam pomysł by pokazać jak Doktor myśli – jak wraca do swojego wewnętrznego TARDIS by w ułamku sekund wymyślić jak wydostać się z pułapki – wszystko po to by móc pochwalić się jak to zrobił – tu udało się Moffatowi idealnie ująć charakter nowych Doktorów, którzy uwielbiają słuchać samych siebie, przechwalać i pokazywać jacy są wspaniali. Obecność w tym „mind TARDIS” towarzyszy jest potrzebna tak samo jak w prawdziwym. Towarzysze muszą zadawać najprostsze pytania przybliżając Doktora do odpowiedzi. Oczywiście odcinek jest też przestrzenią żałoby czy pokuty ale zwierz przyzna szczerze – zby teatralną. Cierpienie chyba bardziej trafia w zestawieniu z codziennością. Dziwność sprawia, że tego cierpienia czy pokuty dotknąć się nie da.
Co więc zawodzi? Zagadka. Zwierz nie wie jak wy ale dość szybko doszedł do wniosku, że cała ta przestrzeń została zaprojektowana jako bardzo specyficzny mechanizm mający Doktora doprowadzić do bardzo specyficznego miejsca. Gorzej od pierwszych scen a właściwie od pierwszej sceny gdy widzimy rękę która pociąga za wajchę zwierz pomyślał, że to sam Doktor. I w ten sposób szlag trafił cały suspens odcinka. No może nie cały – rzeczywiście trzeba powiedzieć, że końcowy montaż jest bardzo fajny, choć samo „odnalezienie” przez Doktora Gallifrey wywołało w zwierzu jakieś chłodne uczucia – być może dlatego, że zwierz nigdy za rodzinną planetą Doktora nie tęsknił. Podobnie jak słynna hybryda której nie ma – tego można było się domyślić kiedy Doktor powiedział prawdę o tym dlaczego uciekł z Gallifrey tzn. zwierz wtedy zaczął podejrzewać, że owa tajemnicza przepowiednia nie dotyczy niczego stworzonego tylko samego Doktora. Tak przynajmniej podpowiadała logika narracji.
Jednak zwierz ma z tym odcinkiem jeszcze większy problem. Otóż go znudził. Zwierz wie, że miał być emocjonalnie poruszający ale być może fakt, że zwierz jest już emocjonalnie bardzo poza seriale sprawił, że choć rozważania Doktora były ciekawe a jego wyznania naprawdę dużo mówiły to zwierz nie czuł tej guli w gardle jaka pojawiała się już kilka razy kiedy widział Doktora po utracie towarzyszek. Trudno jednoznacznie powiedzieć dlaczego ten odcinek nie zadziałał. Może fakt, że zagadka jaką rozwiązywał Doktor była jednak mimo wszystko zbyt od czapy. Może fakt, że Doktor jest sam. Zwierz bardziej niż samą postacią Doktora zawsze był zafascynowany jego interakcją z otaczającym go światem. Gdyby zwierz miał określić swoje ulubione momenty serialu to byłby to te w których Doktor ma widownię, słuchaczy, jest pokazany „na tle”. Tu tego zwierzowi bardzo brakowało. Podobnie jak normalności. Cała ta otoczka sprawiła że emocje Doktora wydawały się zawieszone w próżni. A poza tym, jeśli jest się właśnie o krok przed bohaterem jeśli podejrzewa się coś co on musi dopiero odkryć, to wtedy robi się trochę nudno. Zwłaszcza, że serio naprawdę poruszających momentów w odcinku nie ma aż tak wielu. Chyba jedyny naprawdę poruszający to ten w którym Doktor w swojej TARDIS przyznaje że się boi i z pełną rozpaczą przyjmuje że Clary już nie będzie.
Zresztą to co zwierza chyba najbardziej nie poruszyło w Heaven Sent był fakt, że to jest taki odcinek przy którym poza treścią tego co jest na ekranie niemal widzę scenarzystę, który chce zachwycić konceptem. Jasne puentę ogląda się wyśmienicie i ten montaż kolejnych milionów mijających lat jest bardzo Doktorowy. Ale całość jest jak przepis na ten jeden dziwny i zupełnie inny odcinek który się będzie niesamowicie wszystkim podobał. Zwierz wie, że jest tu trochę złośliwy ale ma wrażenie jakby przede wszystkim twórcy pragnęli mnie uwieść innością. Tymczasem jak się tak poskrobie to znajdziemy tam to, co Moffat od dawna uwielbia umieszczać w swoich odcinkach – Doktora zmuszonego do mówienia prawdy i wyjawiania swoich największych sekretów. Teraz nie musi już podawać imienia ale musi wyznawać kolejne tajemnice których nikim nie mówi. I tu jest kwestia czy naprawdę to jest to czego chcemy? To pewnie jedno z tych pytań które bardzo ludzi dzieli, ale zwierz jest po stronie tych dla których im mniej rzeczy pewnych wiadomo o Doktorze tym lepiej. Serio jeśli Doktor odpowie kiedyś szczerze na wszystkie pytania straci większość swojego charakteru. Zwierz może być w tym odosobniony ale jego zdaniem są pewni bohaterowie którzy zawsze powinni kłamać i mówić o sobie jak najmniej i Doktor z pewnością jest jednym z nich.
Zwierz nie wie co dokładnie sądzi o obu odcinkach. Nie są same w sobie złe, ale zwierz nie ma uczucia, żeby zobaczył coś tak niesamowicie zachwycającego jak twierdzą niektórzy. Odcinek ze śmiercią Clary, wydaje się przy tym wszystkim niesamowicie pusty, odcinek z Doktorem i tajemniczym zamkiem – za bardzo nastawiony na efekciarską puentę. Co ciekawe zwierz wie, że widział podobne odcinki z nieco innymi bohaterami i nieco innymi scenarzystami – i pewnie w innych okolicznościach wywarłyby one na zwierzu wrażenie. Właśnie dlatego, zwierz dochodzi do wniosku, że jeśli nic się nie zmieni ten sezon Doktora będzie ostatnim relacjonowanym na blogu w ten sposób (odcinek po odcinku). Coś się chyba w relacjach zwierza z Doktorem skończyło, to źródło wielkich emocji wyschło. Zwierz nadal będzie oglądał i ma olbrzymi sentyment do serialu i bohaterów, ale widzi po sobie, że nie jest w stanie się zaangażować w kolejne odcinki. A doświadczenia wszystkich towarzyszy Doktora mówią, że w pewnym momencie wszyscy musimy opuścić TARDIS.
PS: Zwierz rzecz jasna będzie pisał teksty do końca tego sezonu i wspomni o odcinku świątecznym.
Ps2: Zwierz ma wrażenie, że niektórzy czytelnicy uważają, że zwierz specjalnie pisze mało entuzjastyczne recenzje Doktora żeby wydać się fajnym czy hipsterskim. W istocie zwierz naprawdę chciałby pisać same miłe rzeczy.