Jak wiecie, co roku w Wigilię od paru lat zwierz porzuca popkulturę i pisze dla was tekst zupełnie inny. Trochę jakby zwierz próbował raz do roku, czy mógłby zostać kaznodzieją gdyby któregoś dnia poczuł taką wolę. Zwierz myślał nawet czy nie napisać w tym roku czego innego, ale jakoś tak jest, że zawsze w okolicy świąt zawsze jego myśli idą w tym samym kierunku. Do historii od której wszystko się zaczęło.
Jeśli nie jesteście wierzący albo jeśli jesteście (zwierz doskonale wie,że większość z was nie jest)– to jedno musi się wam rzucać w oczy. Historia narodzenia Jezusa to w dużym stopniu historią oburzenia. Nie opowiada się o sytuacjach które są codzienne, normalne i zwykłe. Zdecydowanie chętniej plotkujemy przez wieki o tym co zaskakujące, oburzające, niesłychane. W naszych opowieściach przechowujemy dla potomnych tylko to co naprawdę nas poruszyło. Wtedy ponad dwa tysiące lat temu oburzającym było, że dla młodej ciężarnej kobiety nie znalazło się, żadne porządne miejsce w gospodzie. To historia która musiała przetrwać, jako plotka, opowieść, dowód na złą organizację władzy ale też na nieczułe zachowanie mieszkańców miasta. Pewnie przez lata w tym kontekście o żadnym Jezusie się nie mówiło. Ta kobieta rodząca w stajence ma być dla nas wyrzutem sumienia i pouczeniem. Że pewne rzeczy nie powinny się zdarzyć, bo naprawdę kto to widział by tak się zachować. I nie chodzi wcale o syna Bożego. To trochę jak te bajki w którym ludzie odprawiają sprzed drzwi piękne czarodziejki w brudnych szatach czy nie dają kawałka chleba chłopcu który okazuje się księciem. Prosta zasada mówi – bądź porządny wobec drugiego człowieka. Chociażby dlatego, że nigdy nie wiesz z kim masz do czynienia. A poza tym – to wstyd gdy komuś obok ciebie brakuje wszystkiego. Gdy jest w beznadziejnej sytuacji a ty odmawiasz pomocy. Wstyd dla ciebie.
Zwierzowi cała ta historia przyszła jeszcze raz do głowy, w tym roku latem kiedy węgierska dziennikarka podkładała nogę uchodźcy z dzieckiem na ręku. Nie brzemienna kobieta a mężczyzna z kilkulatkiem, nie Palestyna tylko Europejski kraj. Ale przecież gdzieś w głębi serca pojawia się to samo uczucie. Proste oburzenie. Jak ona mogła, człowiek nie traktuje tak drugiego człowieka. Nie ważne czy dwa tysiące lat temu w Betlejem w czasie spisu mieszkańców Palestyny czy w dzisiaj na granicy w czasie napływu emigrantów. Na tamtym oburzeniu zbudowaliśmy święto które mówi o bliskości, przetrwaniu ciężkich czasów i o nadziei. Tu u nas w Europie sparowało się to dawne oburzenie z długimi zimami północy i krótkim dniem. W najbardziej paskudnym momencie roku, kiedy bardziej niż kiedykolwiek trzeba dbać o drugą osobę, kiedy samotność może oznaczać śmierć, a brak poczucia wspólnoty jest zabójczy, przypominamy sobie o tamtym oburzeniu. Patrzymy przez wieki na ludzi którzy sobie wzajemnie nie pomogli. By pamiętać, żeby nie być jak oni. W ramach pocieszenia dopowiadamy historię pasterzy. Jakby próbując się upewnić że są jednak porządni ludzie. Zwierz nie ma pojęcia co zbuduje się na oburzeniu które zapanowało w tym roku. Czy kiedykolwiek będziemy sobie jeszcze opowiadać takie historie jako naukę. A przecież właśnie na takim staruchu i oburzeniu potrafiliśmy zbudować historię bliskości. Jako przestrogę. Że nie można się odwracać od siebie plecami.
Kiedy byłam dzieckiem i chodziłam na religię, jeden z niewielu księży który zwykł odpowiadać na pytania uczniów, starał się wyjaśnić dlaczego zastępy anielskie pojawiły się właśnie pasterzom. Tłumaczył, że Bóg objawił się tym, którzy żyli na marginesie społeczeństwa i którzy nawet na niego nie czekali. Nie mam pojęcia ile w tym prawdy ile narracji dla dzieci w czasie programu katechezy klasy drugiej. Choć przychylam się raczej do wersji, że ksiądz chciał poruszyć nasze serca. Zwłaszcza gdy opowiadał o ciężkim życiu pasterzy w Palestynie. Ale wraca do mnie uparta myśl, że gdyby dziś zastępy anielskie miały się pojawić na jakimkolwiek niebie to zapewne śpiewa rozniósłby się nad obozem w Calais, gdzie nikt na żadnego zabawcę nie czeka. I pewnie też anioły śpiewałby o pokoju na ziemi. Tylko pytanie czy ktokolwiek jeszcze by w to uwierzył. Pokój na ziemi brzmi przecież jak bajka dla dzieci czy zdanie z konkursu Miss Świata. Choć w sumie zawsze łatwiej było głosić chwałę na wysokościach niż pokój na ziemi. A przecież nigdy nie jest nam bliżej do tych ludzi sprzed tysięcy lat niż właśnie w tym marzeniu.
Zwierz nie chce w was wzbudzać poczucia winy. W Biblii nikt nie potępia Betlejem. Chce wam jedynie przypomnieć, że na oburzeniu zbudowaliśmy święto. Na pamięci o tym, że stała się rzecz niesprawiedliwa czy wręcz niehumanitarna stworzyliśmy opowieść o tym, że nie dostrzeżono dobra które było na wyciągnięcie ręki. Narracja jaka się z tej opowieści wysnuwa nie jest pełna pretensji czy złości. Jest historią o pomocy jaką człowiek może nieść człowiekowi. O nadziei, że dalej będzie lepiej. O potrzebie trzymania się blisko – nawet jeśli nie oznacza to trzymania się blisko z naszą rodziną. W końcu z całego tłoku przy żłobku większość wbiła się na imprezę bez zaproszenia. A i tak było miło. Taka to historia opowiadana przez dwa tysiące lat zaprowadziła nas do martwego drzewka na środku mieszkania, prezentów, czy sianka pod stołem. Poczucia, że musimy być razem i przebyć kilkadziesiąt czy kilkaset kilometrów by znaleźć się w gronie ludzi nam bliskich. Bo przecież musimy się trzymać razem.
Kilka dni temu kiedy w Nairobi grupa muzułmanów nie pozwoliła terrorystom zaatakować chrześcijan, stwierdzając, że albo zginą wszyscy albo nikt, gubernator prowincji w której miało miejsce wydarzenie stwierdził, że ludzie pokazali „przynależność do siebie nawzajem”. To takie piękne określnie. Jeśli się nad tym zastanowić jest w nim wszystko czego można chcieć. Świadomość, że wszyscy jesteśmy razem i przynależmy do siebie nawzajem jako ludzie. Nie jako wyznawcy, nie jako obywatele ale jako ludzie. I jako ludzie musimy się wzajemnie wspierać, wzajemnie się oburzać i wzajemnie przetrwać. I opowiadać sobie wstrząsające historie tak by kolejne pokolenia zapamiętały. I nawet jeśli nie pociąga was chwała na wysokości to pokój na ziemi jest całkiem dobrym rozwiązaniem. Nie tylko na święta.
Zwierz pisze to dlatego, że tak naprawdę bycie porządnym człowiekiem jest ulubionym tematem zwierza zaraz po Gwiezdnych Wojnach. Nikt nigdy nie obiecywał, że trzymanie się razem będzie łatwe. Obiecano nam jedno. „A na ziemi pokój ludziom dobrej woli”. I to jest chyba rzeczywiście warunek, który trzeba spełnić. Bądźcie ludźmi dobrej woli. A ci powinni trwać w oburzeniu. Niekoniecznie tym sprzed dwóch tysięcy lat.