Jedna kobieta wywołała w tym sezonie nagród aż dwa skandale. Ktoś znów potknął się w drodze do Oscara? Założył sukienkę zapomniawszy bielizny? Skrytykowała mniejszości narodowe? Kopnęła szczeniaczka? Nic z tych rzeczy. Wspomniana skandalistka tego sezonu Jenny Beavan. Kobieta której absolutnie nie zależy na tym jak ją ocenicie.
Każdy wielbiciel brytyjskich filmów kostiumowych z nurtu tzw. „hartiage movies”, żyje w świecie który ubrała Jenny Beaven. Jeśli oglądaliście te cudowne brytyjskie filmy, w których nic się nie dzieje a ludzie tylko rozmawiają i składają sobie długie wizyty to widzieliście ułamek olbrzymiego dorobku artystki. Pracowała przy Bostończykach, Maurycym, Howars End. Za kostiumy do cudownego Pokoju z Widokiem dostała swojego pierwszego Oscara. Od tamtego czasu pracowała przy wielu filmach, ale jeśli filmowiec chciał kogoś ubrać bardziej brytyjsko niż królową to należało walić jak w dym do Beaven – wystarczy tylko spojrzeć na ciąg dalszy Listy – Rozważna i Romantyczna, Okruchy Dnia, Sherlock Holmes, Gosford Park czy w ostatnich latach „Jak zostać Królem”. Gdyby ktoś chciał sobie zrobić kiedyś festiwal filmów, w których Anglicy zachowują się jak stereotypowi Anglicy to wystarczy podążać za filmografią Beaven. Za swoje osiągnięcia była do Oscara nominowana 10 razy.
Zatrzymajmy się na chwilę. Za co właściwie Beaven została w tym roku nominowana? A tak! Za Mad Maxa! Postapokaliptyczne szaleństwo na środku pustyni. Żadnych anglików sączących herbatkę, żadnych scen w bibliotece gdzie ktoś przestawia książki odrobinę w prawo. Jeśli przejrzycie jej filmografię w Imdb nic nie zapowiada by była to właściwa osoba do ubrania grupy szaleńców jeżdżących opancerzonymi autkami tam i z powrotem po pustyni. A jednocześnie, nikt nie powie, że kostiumy w Mad Maxie są słabe. Czy że, twórczyni nie wyczuła konwencji. Wręcz przeciwne – idealnie nawiązują do tego co widzieliśmy w poprzednich filmach a jednocześnie dodają coś swojego. Są autorską wizją i jednocześnie przypominają w jakim surowym i nieprzystępnym świecie żyją bohaterowie, z drugiej – kurczę człowiek co pewien czas łapie się na tym, że chciałby mieć coś takiego w szafie. Zwierz uwielbia twórców którzy potrafią zaskakiwać tym większy szacunek i radość z wyróżnień które w tym sezonie posypały się na Beaven – choć nie miała ona łatwych przeciwników, bo w tym sezonie sporo było filmów w których kostiumy odgrywały kluczową rolę.
Oceniając pracę autorki kostiumów nigdy nie powinniśmy zapominać, że ma ona ubierać innych a nie siebie
Jednak dyskusja nie toczy się wokół filmu czy osiągnięcia kostiumolożki. O nie, to byłoby zbyt proste. Zamiast rozmawiać o strojach które stworzyła, rozmawiamy o ubraniach które założyła. Na dwie kolejne gale. Najpierw bowiem na BAFTA Stephen Fry dość niefortunnie stwierdził, że jedynie osoba która osiągnęła mistrzostwo w projektowaniu kostiumów może przyjść na ceremonię ubrana jak „bag lady” (zwierz chyba nie musi się męczyć z przekładem), a potem w czasie ceremonii Oscarów mogliśmy oglądać rząd ni to zdziwionych ni oburzonych uczestników wydarzenia, którzy przyglądali się Beaven i jej strojowi z mieszaniną zniechęcenia i szoku. Oczywiście po chwili oba skandale przycichły bo Stephen Fry wykasował konto z Twittera (wcześniej zamieszczając zdjęcie z kostiumolożką z którą zna się osobiście i która nie miała do niego żadnych pretensji o niefortunną uwagę), zaś uczestnicy Oscarów zaprotestowali, że co prawda nie klaskali kiedy Beaven ich mijała ale potem kiedy stała na scenie zgotowali jej owację. Można powiedzieć – skandalu nie ma, idziemy do domu. Prawda jest jednak taka, że obie te sytuacje dobrze pokazały, że Hollywood ma spory problem. Problem z kobietami którym nie zależy.
Nie chodzi o to kto klaskał a kto nie ale o to zdziwenie na twarzach uczestników gali
Na ceremonię Oscarów i na BAFTY Beaven ubrała się podobnie – płaskie buty, spodnie, udająca skórę (ponieważ nasza projektantka nie nosi ubrań z naturalnych skór) kurtka z M&S (na plecach kryształki od Swarovskiego układały się w znak z Mad Maxa!). Na BAFTA zgniłozielony szalik który miał nawiązywać do chustek które mieli na szyjach bohaterowie Mad Maxa, na Oscary – nie nowy ale wyraźnie bardzo lubiany przez kostiumolożkę szal. Do tego trochę biżuterii – wcale nie lśniącej od brylantów i własne długie choć siwe włosy. Ten strój w zestawieniu z Hollywoodzkim blichtrem budzi u wielu swoisty dyskomfort. Kiedy posągowa Cate Blanchett, w przepięknej sukni, nienagannym makijaż, cudownej fryzurze i biżuterii za milion wręczała jej statuetkę, można było odnieść wrażenie, że zaszła pomyłka. Zderzyły się ze sobą dwa światy których nikt nigdy nie powinien stawiać obok siebie. Z jednej – Hollywoodzki ideał kobiety eleganckiej, z drugiej – pani w średnim wieku w stroju, który akurat nadaje się na otwarcie lokalnej galerii obrazów w SOHO. Dyskomfort ten pogłębia też fakt, że obie kobiety zdają się czuć zupełnie dobrze w swoich strojach i mają absolutnie gdzieś co sobie o nich myślą inni. Beaven obcasów nie założy bo jak sama mówi ma problemy z plecami, w strojnych sukniach wygląda źle (zresztą za młodu pojawiała się na Oscarach np. w garniturze) a poza tym ubrała się tak jak jej wygodnie.
Cała sytuacja każe się zastanawiać – kiedy ostatnim razem widzieliśmy jak ktoś wyglądający zupełnei zwyczajnie odbiera wyróżnienie w świecie blasku i iluzji
No właśnie, tu pojawia się problem. Nie chodzi bowiem tylko o ten straszny przymus dotyczący wyglądu kobiet, który zaczyna się od niepozornego stwierdzenia, że dziewczyna powinna wyglądać schludnie a kończy się na kuriozach typu nie wpuszczenie kobiet w płaskich butach na pokazy filmowe w Cannes (serio do dziś zwierz uważa, że to jeden z najbardziej poruszająco głupich skandali ostatnich lat, bo jak wiadomo film oglądany w płaskim obuwiu natychmiast staje się gorzej oceniany, a jego twórca mniej doceniony). Chodzi w ogóle o to co się ostatnio porobiło z wyglądem gwiazd i ludzi kina. Zwierz nie ma nic przeciwko ocenianiu sukienek aktorek (sukienek bo figurę zwierz ignoruje), ale powiedzmy sobie szczerze. One wszystkie wyglądają niesamowicie pięknie, elegancko, spędzają cały dzień nakładając makijaż, fryzurę, mierząc sukienkę. Wybory modowe mogą być lepsze lub gorsze ale to wciąż elegancja najwyższej próby. I właściwie nie ma dyskusji, choć na zaproszeniach na Oscary nie jest wskazany styl stroju w jakim należy przyjść. Jasne część z nich to lubi. Ale jednocześnie – jednymi z pierwszych zdjęć jakie widzimy po Oscarach to te z imprez – wszystkie kobiety przebrane w coś nieco wygodniejszego, szpilki w dłoniach (lub jak w tym roku Brie Larson – trampki na stopach) i ulega bo nareszcie można rozpuścić włosy i może coś zjeść bez strachu, że zniszczy się makijaż.
Warto zaznaczyć, to nie jest niedbały strój, to jest strój pięknie powiązany z tym co najważniejsze – nagrodzonym filmem
W samym eleganckim ubraniu na elegancką sytuację nie ma nic złego. Ale w ostatnich latach poziom wyśrubowano w sposób trudny do ogarnięcia rozumem. Ubranie aktorki na czerwony dywan to biznes. Nie ważne jak bardzo będziemy krzyczeć „Ask Her more” (by nie pytać aktorek tylko o ubrania), na samym końcu ceremonii i tak będziemy znać nazwę projektanta jej sukienki, firmy która pożyczyła kolczyki czy nazwisko osoby która zaprojektowała buty. Już biznes o to zadba. O ile w przypadku aktorek można jeszcze zrozumieć- że grając w filmie tworzą swój wizerunek publiczny i często godzą się same na role modelek (bardzo wiele aktorek ma przecież umowy z firmami szyjącymi ubrania czy też są ambasadorkami konkretnych firm) o tyle fakt, że próbujemy ten sam schemat przerzucić na osoby pracujące na planie filmowym – to już zaczyna być lekkie szaleństwo. Osoba zajmująca się projektowaniem kostiumów ma pełne prawo mieć gdzieś to jaki ma wizerunek publiczny, bo przecież nie stanowi to części jej pracy. Zresztą jak sama autorka kostiumów podkreślała – moda nigdy jej nie interesowała – czy to w odniesieniu do siebie czy do bohaterów filmów. To co naprawdę ją interesowało to tworzenie postaci poprzez stroje – i nie da się ukryć w tym roku na czerwonych dywanach stworzyła jedną z najsympatyczniejszych i najbardziej pozytywnych postaci ostatnich lat.
W sumie jeśli chodzi o stroje to w tym przypadku liczą się te w które Beavan ubrała innych
Oczywiście w takich momentach zawsze odzywają się osoby, które zwiastują koniec cywilizacji jeśli pozwolimy ludziom się nie przejmować tym jak wyglądają. Problem w tym, że ja – i jak podejrzewam sporo moich czytelników, wierzę że Jenny Beavan jak najbardziej przemyślała to jak wygląda. I zamiast odwołać się do Hollywoodzkiego stereotypu wybrała nawiązanie do własnej pracy, za którą odbierała nagrodę. Do tego dorzuciła odrobinę wygody – która dla wielu jest kluczem do dobrego stroju i volia. Mamy osobę, która jest ubrana dokładnie tak jak chciała, w sposób przemyślany. Tylko nie wpisuje się w schemat. I właściwie najlepsze w tym wszystkim jest to, jak wielki sporo osób ma z tym problem. Zwierz mniema zresztą, że jest to problem, który pojawiłby się także w przypadku tak ubranego mężczyzny. Jednak fakt, że mamy do czynienia z kobietą sprawę komplikuje. Komplikuje o tyle, że wymogi wobec kobiet są wyższe. No i istnieje takie ciche założenie, że na Oscarowej gali każda kobieta chce wyglądać jak księżniczka nawet kosztem głodówek, noszenia obciskającej bielizny na połowie ciała, czy przyklejaniu sobie biustu tak by pod żadnym pozorem się nie ruszył. Jak wszyscy wiemy – te elementy składają się na księżniczkowe marzenia wszystkich kobiet.
Jeśli mamy się czegoś nauczyć z całego tego zamieszania to zwierz widzi tu dwa wnioski. Po pierwsze widać, że Hollywood podobnie jak każdą niewielką społecznością rządzi ten sam strach ‘Co ludzie powiedzą”. Lęk przed wyłamaniem się ze schematu bo zostanie się wytkniętym palcami czy negatywnie ocenionym sprawia, że większość z nas reprodukuje wzorce nawet się nad nimi nie zastanawiając. Dusimy się w tych naszych wcale nie metaforycznych gorsetach i nie przychodzi nam do głowy, że można inaczej. Aż w końcu przychodzi ktoś kto się tym wszystkim nie przejmuje i świat się nie zawali. Jenny Beaven nie zagrała w grę pod tytułem „Błagam wyjmijcie mnie z tej sukienki” i proszę – nic się nie stało. Oscarów nie odwołano. Statuetka wylądowała w jej dłoniach. Jej praca od tego nie zmarniała, podobnie jak powaga wszystkich nagradzających ją instytucji. Co najwyżej kostiumolożka może się trochę pośmiać z samej siebie. No i po raz pierwszy od lat wszyscy piszą kto wygrał Oscara za najlepsze kostiumy. Rzecz niespodziewana. Zresztą przy okazji zapytano ją o kilka rzeczy i wiele osób mogło usłyszeć jedne z najsympatyczniejszych słów tego sezonu nagród. Ot na przykład to, że Beaven cieszy się iż jej wygląd przyciągnął taką uwagę. Bo dzięki temu kobiety dowiedzą się, że nie trzeba wyglądać jak supermodelka by czuć się dobrze. I że jeśli poczujemy się dobrze z samymi sobą i we własnej skórze to wtedy – niezależnie co myślą inni – trudno nas będzie powstrzymać.
Widzicie można krytykować Beaven ale jak przyjdzie apokalipsa to zgadnijcie kto będzie najszybciej pomykał w swoich płaskich butach
Druga nauka jest nieco prostsza. Nie ma wątpliwości, że Beaven jak mało kto zna się na elegancji i znaczeniu strojów. Jak zwierz pisał – to ona ubrała nam tych włóczących się po pokojach swoich posiadłości sfrustrowanych anglików. Może skoro wiedząc to wszystko o strojach i ich znaczeniu, wybiera wygodę, dowcip i rzeczy sprawdzone to coś w tym jest. W końcu jeśli nie będziemy dla siebie mili (a takie było przesłanie Oscarowej mowy Beaven) to możemy skończyć w postapokaliptycznym świecie gdzie wygoda stroju będzie kluczowa. I kto się wtedy będzie czuł naprawdę komfortowo?
PS: Dziś zwierz gości w Katowicach. Postara się jutro wrzucić swoje wrażenia z IEM
PS2: Uprzedzając pytania odnośnie House of Cards – chwilowo zwierz nie planuje oglądania tak od razu 4 sezonu. Jakoś nie ma w tym momencie ochoty na polityczne spiski.