Kilka dni temu wpadła w łapki zwierza książka „Dress code dla kobiet. Zasady dobrego stylu i wizerunku” autorstwa Ireny Kamińskiej- Radomskiej i Agaty Tanter. Zwierz jak pewnie wiecie nie należy do istot szczególnie stylowych i modnych więc zabrał się za lekturę. W połowie czytania zabrakło mu znaczników, którymi zaznaczał odpowiednie fragmenty dzieła. I chętnie się nimi z wami podzieli.
Zacznijmy jednak od pewnego oświadczenia. Zwierz nie ma nic przeciwko poglądowym książkom o Dress code i zdaje sobie sprawę, że np. dla osób które mają pracę na odpowiednim szczeblu drabiny biznesowej porady jak właściwie należy się gdzie ubrać mogą być cenne. Poza tym Dress code jest jak każdy element etykiety po prostu częścią naszej kultury. Dobrze napisany poradnik na ten temat może być ciekawą lekturą, która co prawda może zupełnie nie przystawać do życia zwierza ale komuś naprawdę pomóc. Jednocześnie jednak jest w zwierzu olbrzymi bunt przeciw takiemu wbijaniu ludziom do głowy, że Dress code jest podstawą kształtowania wizerunku. Jako osoba ogólnie zdystansowana do mody uważam że podstawą kształtowania wizerunku przede wszystkim powinny być to co robimy i mówimy. Ale zdaję sobie sprawę, że przemawia przeze mnie – przynajmniej zdaniem wielu osób idealistyczne podejście. Nie zmienię go ale zdaję sobie sprawę, że wiele osób go nie podziela. Nie zmienia to jednak faktu, że mój problem z wspominaną wyżej pozycją opiera się częściowo na moich uprzedzenia wobec całego Dress code, w znacznej jednak mierze na dwóch zdecydowanie większych problemach. Pierwszy to kwestia tego jak książka opowiada o kobiecie i jej stroju i drugi – jak spełnia swoje założenia.
Zacznijmy od tego, że książka obiecuje nam odpowiedzieć na najważniejsze pytania jakie stawiają sobie kobiety które mają problem z Dress code i nie wiedzą co oznacza np. sformułowanie na zaproszeniu „czarna mucha” (może się czepiam ale czy w przypadku takich zaproszeń nie korzysta się ze sformułowań anglojęzycznych? Choć może wynika to tylko z faktu, że zwierz czyta o „black tie” i „white tie” w przypadku przyjęć na których nie bywa). Czyli innymi słowy – przeciętna czytelniczka która weźmie książkę z póki w Empiku – najprawdopodobniej powodowana tym, że jedna z autorek była konsultantką w „Projekt Lady”. Stąd też zwierz nie do końca rozumie dzikiej fiksacji autorek na Elżbiecie II która pojawia się aż na pięciu zdjęciach (prezentuje min. strój w stylu country) czy przedstawicielkach brytyjskiej rodziny królewskiej (kolejne trzy). Drogie autorki – jeśli ktoś aspiruje do elegancji i stroju królowej brytyjskiej to naprawdę nie potrzebny mu jest tego typu poradnik. Plus jednak powiedzmy sobie szczerze, styl brytyjskiej arystokracji jest stylem… czy ja wiem… brytyjskiej arystokracji? No może europejskiej. Powiem szczerze, że jestem głęboko przekonana, że istnieją lepsze zdjęcia ilustrujące styl country niż zdjęcie Elżbiety II. Jakby pomiędzy zagubioną czytelniczką a królową brytyjską jest kilka stopni. Albo wszystkie stopnie.
Podobnie bardzo rozbawił zwierza szeroki opis tego jak dokładnie ubrać się na bal debiutantek. W Europe (co książka nawet zauważa) jest ich kilka. W Polsce bal jest jeden zresztą uznawany przez sporą grupę potencjalnych debiutantek za pompatyczne i pretensjonalne. Słusznie bo bal debiutantek w Polsce wymagałby najpierw towarzystwa w którym można byłoby debiutować a tego w tradycyjnym znaczeniu brak. Może dlatego, że znieśliśmy tytuły szlacheckie, nie mamy dworu i jeszcze kilka innych zmian społecznych i historycznych zaszło. Gdyby książka wspomniała o tym, że takie rzeczy są i przeszła dalej byłoby w porządku ale ona bardzo dokładnie podpowiada jak się ubrać. No dobra jak zwierz zostanie debiutantką to już doskonale wie co założyć. Zresztą zwierzowi strasznie podoba się spis wydarzeń na który można założyć strój wieczorowy – spotkania międzynarodowe na najwyższym szczeblu (…) wręczanie listów uwierzytelniających przez nowo mianowanych ambasadorów czy składania życzeń szefom rządów. Podobnie jak uwaga, że „kapelusz stanowi najważniejszy dodatek formalnego stroju dziennego – szczególnie na śluby królewskie”. Takie życiowe sytuacje. Zwierz oczywiście rozumie, że to nawiązanie do protokołu ale nadal uważa, że istniej rozziew pomiędzy tym kim jest czytelnik a co mu się proponuje. Zwierz może się założyć że raczej żadna z czytelniczek nie zostanie zaproszona na ślub królewski. Choć kto wie (Harry zaproś mnie!). Książkę kończy też anegdota o tym, że Lewisa Hamiltona nie wpuszczono do loży królewskiej na Wimbledonie bo nie miał marynarki. Ach te problemy współczesnych Polek.
No dobrze ale bez narzekania na rzeczy które ewentualnie mogłyby zostać uznane za plus bo dokładnie opisują każdy stopnień dress code nawet jeśli w Polsce dotyczy to jednej znudzonej Radziwiłłówny a przejdziemy do moich ukochanych fragmentów.
Książka dość jasno daje nam do zrozumienia, że właściwie tym co zawsze powinno przebijać z kobiety jest skromność – bo właściwie tylko ta gwarantuje dobre samopoczucie. Cudowny jest tu cytat poświęcony projektantom mody „projektancie mody czy styliści łamią zasady. Mają na to społeczne przyzwolenie jest to dla nich wręcz konieczność. Muszą strojami zaskakiwać, nawet szokować, żeby przyciągnąć uwagę mediów i tym samym klientów do swojej marki. Natomiast klientka ma też swoje prawa, ma prawo wyboru i nie mus stosować się do takich zabiegów, żeby strój mówił wprost w imieniu kobiety: patrzcie na mnie – oto idę! Jeśli skusi się na proponowaną na wybiegach ekstrawagancję, może nie udźwignąć ciężaru komentarzy i wzroku osób, które znajdą się w jej towarzystwie. Poza tym tworzenie takiego wizerunku odbywa się kosztem wewnętrznego spokoju i elegancji. U kobiety, której strój przyciąga uwagę, dynamicznie rośnie samoświadomość, która bywa przyczyną braku pewności siebie i zdystansowania się do otoczenia”. Piękny to akapit który w prostych słowach tłumaczy, że jeśli ubierzemy się tak, żeby ludzie nas zauważyli to pewnie nie zniesiemy bycia w centrum uwagi. Pomijając fakt, że kobiety nie ubierają się jeden do jednego w ubrania z wybiegu (chociażby dlatego, że stylizacje z wybiegów to w większym stopniu performance niż propozycja do noszenia) to rozczulająca jest wizja, w której fakt, że wiemy co nosimy natychmiast pozbawi nas pewności siebie. Wszak wiadomo najlepiej zniknąć w tłumie. Przy czym autorki podkreślają że nie chodzi nawet o to, że komentarze będą nieprzychylne ale że w ogóle będą. Tak więc ogólnie najlepiej zniknąć w tłumie bo nie zniesiemy że ktoś nas zobaczy.
Kolejny wzruszający fragment jest przy strojach na śluby i pogrzeby. Otóż autorki książki nie założyły, że ślub albo pogrzeb może się odbyć gdzie indziej niż w kościele. Ale ogólnie jeśli chodzi o jakiekolwiek odstępstwa od reguły to np. autorki nigdzie nie zadają sobie pytania co ma zrobić osoba która nie uznaje skóry zwierzęcej jako elementu garderoby. Widać, że w ogóle nie przychodzi im do głowy, że tu może być jakiekolwiek odstępstwo. Nie mniej czego się dziwić skoro strój na pogrzeb ilustruje… zdjęcie Elżbiety II. Ogólnie warto zauważyć, że świat do którego nawiązują twórczynie naszego poradnika to świat dobrze nam znany. Na przykład taki w którym strój wiejski przywdziewa się w wizycie w wiejskiej rezydencji. Co prawda w Polsce nie ma wiejskich rezydencji, ale wizja że wyjazd na wieś oznacza, że jedziesz do babci pod Koszalin w świecie autorek nie występuje.
Zwierz wspomniał wcześniej o ślubach królewskich. Przy omawianiu roli rękawiczek w stroju formalnym dziennym odwołano się do jedynego logicznego przykładu – informacji że królowa Elżbieta na ślubie Williama byłą w rękawiczkach a matka Kate Middleton nie. Ponownie – tak bardzo życiowy punkt odniesienia.
OK to skoro jeszcze jesteśmy przy życiowych przykładach – czy wiecie że strój czarna mucha zakładamy podczas „gali z wręczeniem nagród, takich jak na przykład Oscary i Grammy”. Pomijając że to takie (ponownie) przydatne dla polskiej czytelniczki to akurat np. w przypadku Grammy zwykle artyści szaleją i się im na to pozwala. Ogólnie serio nie można było napisać czy ja wiem „Orły czy Fryderyki” wtedy czytelniczka znalazłaby się w świecie choć trochę porównywalnym. BTW na Oscary kobieta się sama nie ubiera tylko ją ubierają i w ogóle się niczym nie musi przejmować.
Autorki książki mają rewolucyjną teorię dotyczącą spodni „Kobieta która uważa, że ma niezgrabne nogi, nie czuje się komfortowo eksponując je, stara się je ukryć, wkładając właśnie spodnie. A prawda jest taka, że spodnie podkreślają niedoskonałości budowy ciała od pasa w dół”. Tak więc ogólnie spodnie tylko dla kobiet o zgrabnych nogach ale noszą je głównie kobiety z nogami niezgrabnymi. Ogólnie większość kobiet jakie zwierz spotkał w życiu które nie były zadowolone ze swoich nóg stawiały na spódnice. Np. zwierz nie ma szczególnie zgrabnych nóg więc chadza w długich spódnicach. Chyba że ma ochotę na spodnie. Ogólnie wydaje się jednak, że chodzenie w spodniach bierze się bardziej z przekonania, że są wygodne (choć zdaniem zwierza mniej wygodne od spódnicy ale każdy ma tu prawo do własnej opinii) ewentualnie bo jest zimno.
Zwierz znalazł coś dla siebie „Sukienka koktajlowa jest idealnym strojem na przyjęcie czy wernisaż ale już niekoniecznie na spotkanie związane z promocją książki. Na tę okazję lepszym wyborem będzie garsonka, szmizjerka lub kostium ze spodniami czyli stroje kategorii Business”. Zwierz powie wam że dzień po tym jak miał spotkanie autorskie w bibliotece i wszyscyśmy byli bardzo nie business czytanie tego jest niesłychanie otwierające oczy. Ale i przygnębiające zwierz nigdy więcej nie poprowadzi spotkania. Po pierwsze z braku garsonki.
Książka nie tylko sypie mądrościami ale jest też pięknie napisana oto jedno z pięknych zdań „Jeśli jesteś menedżerem politykiem, prawnikiem, urzędnikiem, asystentką”. To zdanie jest takie piękne. Oto mamy poradnik dla kobiet. I co? Żeńska forma występuje wyłącznie przy słowie asystentka. O ile jeszcze menedżer czy polityk mogłyby sprawić problem (choć można powiedzieć menedżerką i panią polityk) to słowo prawniczka i urzędniczka nie są polszczyźnie obce. I w poradniku dla kobiet dużo bardziej na miejscu.
W książce znajdziemy informację że „Ten sam kolor w różnych krajach może się inaczej kojarzyć. W Polsce i w większości państw kultury zachodniej pewne kolory mają tą samą wymowę”. Tu dowiadujemy się, że brąz kojarzy się ze zubożeniem, żółty z innowacyjnością a róż „wyraża brak kompetencji”. Przypomina mi się badanie które w tym roku dostało igNobla gdzie przypisywano charakter kamieniom.
Moje drogie panie – ważne by nie zapominać że w torebce powinny znajdować się odpowiednie materiały do pisania bo podpisujemy się piórem a nie długopisem. Ale dlaczego należy mieć te drogie rzeczy w drogiej torebce? „jeśli rzeczy w torebce są słabej jakości, to padnie podejrzenie, że torebka jest nieoryginalna”. Jasne bo to pierwsze nam przychodzi do głowy jak kobieta z torebki Chanel wyjmie długopis zamiast pióra i jeśli jej wizytownik nie będzie ze skóry.
Czy wiecie ze styl business casual jest najlepszym strojem na wyjście po dziecko do szkoły. To jedno z moich ulubionych zdań w książce.
Tu zaczyna się specjalny podrozdział kierowany do moich znajomych wykładowców akademickich (cześć mamo!) bowiem większość z nich ma poważne problemy z Dress code. Otóż czy wiecie że „Od nauczyciela (wykładowcy) zależy w dużej mierze los drugiego człowieka. Można zarzucić tym słowom, że to truizmy, jednak jeśli wykonujesz ten zawód każdego dnia przed wyjściem do pracy warto uzmysłowić sobie te prawdy… Sama wiedza i przygotowanie merytoryczne nie wystarczą (…) Pamiętaj, że wizerunek nauczyciela powinien być wyrazem takich wartości jak wiarygodność, skromność, piękno i odpowiedzialność, dążenie do samodoskonalenia”. Tu się trochę zwija zwierz ze śmiechu zwłaszcza próbując dostrzec w swojej matce dążenie do samodoskonalenia wyrażane strojem. Poniżej kilka rad np. „Włosy – jeśli są dłuższe- powinny być elegancko upięte, zwykły koński ogon sprawdza się tylko u bardzo młodych osób. W późniejszym wieku obierany jest jako efekt zaniedbania”, „Konieczny jest delikatny i staranny makijaż”. „Młodzi ludzie lubią nowoczesność, dlatego modny wygląd u wykładowcy i nauczyciela jest ważny, młodzież doceni te wysiłki”. Z moich doświadczeń młodzież (akademicka) najbardziej doceni jak wykładowca mówi ciekawi i ocenia uczciwie ale co ja tam wiem.
Książka w licznych miejscach zaznacza, że dwie rzeczy są zawsze obowiązkowe. Makijaż i pomalowane paznokcie. Brak makijażu brak pomalowanych paznokci świadczy że osoba jest niezadbana. Zwierz wie, że mnóstwo osób tak uważa, ale jednocześnie – ten koszmarny – nie posiadający odstępstw przymus noszenia makijażu to jedna z najbardziej opresyjnych rzeczy w naszej kulturze. Zwłaszcza, że autorki cały czas podkreślają, że to koniecznie powinien być „make-up no make-up” czyli ta obsesja że kobieta musi się malować ale tak by wyglądało jakby się nie malowała. Zwierz nigdy przenigdy nie neguje przyjemności z makijażu i wartości makijażu dla podkreślenia urody. Jednocześnie uważa że podkreślanie na każdym kroku absolutnej konieczności chodzenia w makijażu jest daleko idącą paranoją naszych czasów. Mówię to jak osoba która chodzi bez makijażu pracuje w pracy gdzie sporo kobiet z makijażu nie korzysta i jakoś wszystkie żyjemy. Poza tym – czego rzecz jasna nikt nie bierze pod uwagę, makijaż nie jest dla każdej kobiety. Ilość osób uczulonych czy wrażliwych na kosmetyki rośnie. A przede wszystkim, po prostu nie można kazać się komuś malować. Malowanie się nie jest równorzędne z myciem. Mycie służy zachowaniu higieny. Malowanie jest elementem poprawiania urody. Co do paznokci zaś, to ponownie – znam sporo kobiet które nienawidzą mieć pomalowanych paznokci. Biorąc pod uwagę, że naprawdę w paznokciu nic nie ma brzydkiego, ta wizja że musi być pomalowany wydaje się jakoś bezsensowną obsesją.
W książce pojawiają się informacje o pracy z kamerą gdzie radzi się jako wybór stroju wszelkie odcienie niebieskiego i zielonego „jeśli do kogoś pasuje szmaragdowy, to jest to genialny kolor przed kamerą”. To teraz zwierz wam powie. Większość osób zapraszających do programów błaga by nie przychodzić w zielonym bo mają green screen i się z nim zlejesz. Serio wszystko (poza pepitką) tylko nie zielony. Panie radzą też zrobić sobie do telewizji makijaż naturalny i zostawić czas na wstąpienie do charakteryzatorni gdzie zrobią poprawki. Tymczasem z doświadczeń zwierza wynika, że w charakteryzatorni malują właśnie tak bardzo wyraźnie i charakterystycznie bo to się dobrze sprawdza na ekranie i w ogóle łatwiej im pracować jak makijażu kobieta nie ma.
Zwierz ma wrażenie, że spore fragmenty tej książki napisano niekoniecznie dziś – co skłoniło zwierza do tej refleksji? Na jednej ze stron pojawiaj się rada by do biznesowej torebki zmieścił się… palmtop. Zwierz bardzo jest ciekawy tych współczesnych bizneswoman które korzystają z palmtopów. To pewnie te same które zawsze mają w torebce pager.
Są też rady odnośnie strojów podróżnych „Ubierając się na podróż, nie kieruj się tylko wygodą. U podróżnych to kryterium przesłania inne. Wygoda może być jednym z kryteriów wcale nie musi się wykluczać z pozostałymi, równie istotnymi”. Zwierz powie wam szczerze. To zdanie sprawdza się wyłącznie wtedy kiedy płyniemy statkiem przez dwa tygodnie w pierwszej klasie, omijając góry lodowe. Poza tym wygoda zdecydowanie powinna być głównym kryterium. Serio wizja że nie można sobie nawet w podróży pozwolić na wygodę bez oglądania się naprawdę i piękno to jest taki cudowny sposób myślenia w którym nigdy kobieto nie może ci być po prostu wygodnie. Szybko się jednak okazuje że „Jeśli wybierasz się w podróż za granicę, w sposób szczególny zwróć uwagę żeby godnie reprezentować swój kraj”. A jeszcze bardziej zwróć uwagę by dostosować swój strój do miejsca do którego jedziesz. Albo w ogóle nie myśl o swoim kraju.
Po podróżach i wykładowcach czas na kobiety które powinny dostosować ubiór do wieku. Wiadomo to jest niesłychanie ważne by kobieta umiała się starzeć. Pierwsza rzecz koniecznie „Postaw na skromność. Strój sexy u każdej kobiety jest błędem, ale u starszej – dużym”. Czyli nie ważne jak wyglądasz, ile masz lat, jak się czujesz. Lecę zadzwonić do tych wszystkich pewnych siebie, seksownych kobiet które nie dostały informacji, że czas przestawić się na skromność. Kolejna sprawa – wygląd „ Dbaj o sylwetę. To nieprawda że z wiekiem kobieta musi przytyć*” Tu pojawia się przypis który brzmi „Według badań statystycznych kobieta w okresie przekwitania ze względu na zmiany hormonalne zwiększa masę ciała przeciętnie o siedem kilogramów”. Niezgodność tych dwóch zdań (hormonalne podłoże zmian jest raczej trudne do uniknięcia –zwłaszcza że uznaje się że te dodatkowe kilogramy potem się kobietom często przydają – pomagają łatwiej przejść przez menopauzę a w podeszłym wieku, jeśli nie ma ich za dużo wydłużają życie i czego się zbyt często nie mówi – pomagają utrzymać nieco młodszy wygląd). Nie mniej co masz zrobić kobieto „Wystarczy przypilnować swojej wagi : więcej ćwiczyć i zdrowiej się odżywiać”. Tak kobieto walcz z fizjologią. Co cię tam mechanizmy rządzące twoim ciałem, ważne jest żebyś nie poddała się głupiej biologii tylko spełniła kulturowy wymóg szczupłości. Bo te siedem kilogramów natura dała ci na złość a nie dlatego, że mogą ci się przydać. Inne rady mówią, że należy zrezygnować z grzywki (dodaje lat!), dodać do garderoby jasne barwy, nie wolno nosić już kratki, no i żadnej ekstrawagancji. Innymi słowy – nic nas nie obchodzi kim jesteś i w czym ci ładnie. Ważne jest ile masz lat.
Przejdźmy teraz do największych błędów w ubiorze. Pierwszy jest słodziaśny.”Zbyt zmysłowy ubiór to najczęściej popełniany i jednocześnie największy błąd ubioru wśród kobiet. Mimo, że nie dotyczy to tylko sytuacji zawodowych, strój sexy w pracy podświadomie może być odbierany przez mężczyzn jako zachęta do kontaktów innych niż służbowe.” Jasne bowiem jeśli pan w pracy zacznie się do ciebie zalecać to pewnie się ubrałaś zbyt sexy. I dalej „Kobieta może wyglądać atrakcyjnie i jednocześnie skromnie. Można powiedzieć że kobieta może wyglądać atrakcyjnie, jedynie pod warunkiem że wygląda skromnie”. To jest ten moment kiedy czytasz zdanie w poradniku Dress code dla kobiet i zastanawiasz się czy napisały je autorki czy przepisały z kazania jakiegoś Imama. I nie chodzi że tylko Islam uważa skromność w ubiorze za priorytet (większość religii ma taki zapis) tylko o to, że to naprawdę jest ten moment w którym człowiek zaczyna się zastanawiać czy największym problemem w Dress code kobiet jest to, że mają ciało które nie daj boże może kogoś skusić.
Autorki szybko podpowiadają nam że strój kształtuje wizerunek i powinien być z nim spójny. Powinien mówić prawdę o nas a ta „powinna być wystarczająco piękna” – zwierz nie do końca wie jak to się ma do tego wszystkiego co przeczytał wcześniej w poradniku, gdzie prawda o jednostce zdecydowanie ustępowała zasadom odnośnie noszenia rękawiczek w czasie toastów za zdrowie króla, czy długości spódnic odpowiednich do pracy. Nie mniej pada tu zadnie kluczowe „Jeśli kobieta ma jakiekolwiek wątpliwości podejmując decyzje związane ze swoim wizerunkiem, zazwyczaj wystarczy, że spojrzy na kwestie poprzedź wspominaną triadę wartości: dobra-prawdy- piękna”. Zwierz się z tym zgadza. Kiedy ma podjąć decyzję czy będzie firmować swoim nazwiskiem jakieś przedsięwzięcie zwykle odnosi się do tej triady (może bez piękna) ale powie szczerze miałby problem z zastosowaniem jej do wyboru garsonki z odpowiednim rozstawem guzików. Zwłaszcza kategoria dobra mogłaby tu być nieco nieuchwytna. Dobro spódnic zawsze mu umykało.
Książka na swojej 221 stronie (zwierz czytał bez alkoholu) odnosi się w końcu do zwierza „Kobieta nie zwraca uwagi na swój wygląd, nie przykłada wagi do fryzury, makijażu czy manicure ‘u. Nie ma dla niej znaczenia, w co się ubierze. Jej motto „nie szata zdobi człowieka”. Co podpowiada książka „(…) w takiej podstawie może się przejawiać brak szacunku dla ogólnie przyjętych zasad funkcjonowania w społeczeństwie. W takich sytuacjach często zostaje zakłócona również idea piękna, na którą składają się takie szczegóły jak obcięte, czyste paznokcie, oczyszczona skóra, zapach czy strój adekwatny do sytuacji”. Ojej… tak więc odpada tu jakaś emancypacja, wizja, że cokolwiek ze wspominanych wyżej nakazów jest sprzeczne z charakterem czy światopoglądem jednostki. Zresztą powiedzmy sobie szczerze, nie noszenie makijażu nie jest brakiem szacunku dla zasad funkcjonowania w społeczeństwie. Serio. Nie jest. Społeczeństwo sprawnie funkcjonuje nawet jeśli nie mam makijażu. Jest brakiem przyzwolenia na pewne kulturowe wzorce kobiecej urody. Ale nadal – nie jest to naruszenie zasad funkcjonowania społeczeństwa. Inna sprawa – nie przejmowanie się modą (np. zwierz nigdy nie robił manicure) nie jest tym samym co brak higieny. A już tak na koniec. Brak makijażu, czy pomalowanych paznokci a nawet brak stroju adekwatnego do sytuacji nie stoi w sprzeczności z ideą piękna. Idea piękna naprawdę jest czymś co przerasta kolor paznokci.
Czytelniczki są pouczone by nie ubierały się zgodnie z modą – bo tą trudno śledzić a poza tym bardzo łatwo stać się osobą nie modną. Znajduje się tu piękne zdanie „Jeśli ktoś śledzi trendy i stara się podążać za modą, może w pewnym momencie nie nadążyć ponieważ tendencje zmieniają się coraz szybciej: od mody trwającej kilkaset lat (na przykład moda średniowieczna) po okresy kilkumiesięczne we współczesności”. Tu załkał historyk w zwierzu bo wizja że istnieje jedna moda średniowieczna niezmienna przez cały okres średniowiecza to… cóż powiedzieć że to herezja to mało. Czy można naprawdę napisać w książce bądź co bądź poświęconej w pewnym stopniu modzie zdanie z którego bije taka ignorancja. Chyba że panie uznają że te „drobne zmiany” na przestrzeni kilkuset lat to nic w porównaniu z tym że ZARA co kilka tygodni wypuszcza nową kolekcję
Zwierz mógłby napisać osobny post o tym jak w książce traktuje się włosy. Pozostawi was ze swoim ukochanym cytatem „W prostych włosach łatwiej o autorytet niż w kręconych. Jeśli masz loczki to możesz je wyeksponować jedynie w programach rozrywkowych, a nie informacyjnych i eksperckich”. Bo przecież jest jasne, że autorytet kobiety opiera się na tym że a.) ma proste włosy, b.) nie ma na sobie różowego (książka bardzo podkreśla że kobietom jest trudniej zbudować autorytet niż mężczyznom) i koniecznie wie kiedy założyć perły. Bo to jest jeszcze jedna istotna informacja. Ta książka jest napisana w świecie gdzie wszyscy mamy dużo pieniędzy. Bardzo dużo pieniędzy. Ogólnie gdyby w Polsce była królowa to byśmy do niej chodzili na herbatki. I zastanawiali się gdzie położyć rękawiczki w czasie balu debiutantek.
Zwierz jak już pisał, nie jest przeciwnikiem istnienia książek opisujących jak wygląda Dress code. Dobrych książek, pokazujących źródła pewnych zjawisk, odnoszących się do różnic kulturowych, uwzględniających że nie każda czytelniczka jest bizneswoman. Ale ta książka taką nie jest. Jest pewną wizją tego jaka jest kobieta i jak kształtuje swój wizerunek. Podstawą tego jest przekonanie, że należy się nie wyróżniać, zachować skromność, i postawić na to, że w każdej sytuacji najważniejszy jest strój. Wygoda, wyrażenie siebie czy sama moda są tu traktowane podejrzliwie. Wizja że kobieta może chcieć z różnych powodów wyglądać inaczej – pojawia się w kategorii błędu czy baku szacunku. Jednocześnie to jest taka książka, która sugeruje, że choć wygląd jest ważny to nie daj boże okażesz się seksowna, nie daj boże przytyjesz w pewnym wieku no i tragedia jak odrzucisz makijaż czy zdecydowanie mniej przełomowe –malowanie paznokci. Jednocześnie książka sugeruje, że taki a nie inny ubiór zapewni od razu cały pakiet – lepsze życie, szacunek, autorytet. Wszystko zaś opiera się na przerzuceniu oceny osoby na innych. Kobieto ludzie na ciebie patrzą i musisz zrobić wszystko z myślą o nich. Zwierz z jednej strony rozumie, że są dziedziny życia w których to działa. I cała masa których to nie dotyczy. O tym jednak książka zapomina opowiedzieć, wskazać że choć zdaniem autorek ewidentnie wygląd zewnętrzny jest kluczowy to jednak – w całej masie sytuacji nie jest.
Myślę o dziewczynach które sięgną po tą książkę. Którym wmawia się że odpowiednie perły i unikanie różowego oraz kręconych włosów zapewni autorytet. Tymczasem takie książki odwracają uwagę od rzeczy najważniejszej. Autorytet zapewnia wiedza, pewność siebie, opanowanie w danej sytuacji. Zaś kształtowanie wizerunku człowieka na niewiele się zda kiedy pod wyrażającym szacunek do norm społecznych makijażem będzie skrywała się osoba która szacunku do świata nie ma. Nie można mówić o jednym nie mówiąc o drugim. Na tym właśnie polega cała sztuczka. Zresztą im dłużej się tą książkę czyta tym bardziej widać jak bardzo buduje ona swój własny alternatywny nieco świat w którym kobiety odbierają dzieci w stroju buissnes casual. Choć sam opis zasad jest neutralny to zwierz patrzy na książkę z olbrzymim przygnębieniem. To jest trochę jak „Projekt Lady” przekonujący czytelniczki że ich świat powinien się składać z przyjęć w wiejskiej rezydencji czy balu debiutantek. Tak jakby gdzieś umknęła im współczesność. A z kolejnych stron patrzy nieco skwaszona Elżbieta II. Może się jej nie podoba że została zredukowana do stroju. A może zdaje sobie sprawę, że jest tu nie na miejscu. Książka ma motto „pięknie być sobą w zgodzie z zasadami” co przynajmniej dla zwierza brzmi trochę jak „cudownie być wolnym w granicach więzienia”.
Ps: Zwierz wie, że wśród jego czytelników jest cała masa osób które wyznają zasadę że konkretny ubiór jest kluczowy i należy się go trzymać niezależnie od charakteru. Zwierz wie, że są osoby które sądzą inaczej. Zwierz więc zgodnie ze swoim wizerunkiem prosi byście się nie żarli ze sobą nieprzyjemnie.
Ps2: Tak ten wpis jest złośliwy. Jest w dużym stopniu zamierzenie złośliwy. Autorka w pełni zdaje sobie z tego sprawę. Wpis został z pełną premedytacją napisany złośliwie. Zwierz nie silił się na radosną obiektywność. Chciał być złośliwy. Bo uważa że pewne zjawiska na jego złośliwość zasługują.