Zwierz ma pewną zasadę – jeśli w Internecie – jakiś wytwór kultury przebije się przez grono swoich wiernych i oddanych wielbicieli wtedy zwierz – nawet jeśli zwykle nie jest zainteresowany jakimś gatunkiem daje mu szansę. Tak dał szansę Hamiltonowi choć nie przepada za rapem i tak właśnie teraz dał szanse anime Yuri on Ice, mimo że jak wiecie – nie ma z anime wiele wspólnego. Jednak kiedy połowa internetu zdaje się żyć kolejnymi odcinkami serialu o łyżwiarzach to nie ma wyjścia. Trzeba obejrzeć.
No właśnie jedno ustalmy na początku, choć zwierz – jak prawie każdy fan popkultury – to tu to tam spotkał się z mangą i anime to jednak nie jest fanem, czy nawet uważnym widzem. Nie ma w tym żadnych uprzedzeń czy niechęci. Po prostu nikt nie jest w stanie konsumować wszystkich wytworów kultury. Zwierza jakoś nigdy strasznie nie ciągnęło ani do anime ani do mangi więc po prostu pozwolił im egzystować na peryferiach swoich zainteresowań. Jednocześnie – od pewnego czasu śledzi z dystansem nie tyle same wytwory kultury co toczące się wokół nich dyskusje. Czasem stara się też poszerzyć swój słownik tak by mniej więcej wiedzieć o czym mowa. Jednak nie ma sensu prezentować się tym razem jako jakiś fan czy ekspert – bo nie miałoby to większego sensu. Myślę zresztą że taki wpis pisany poza fandomem może być zabawny dla ludzi, którzy w nim siedzą i całkiem zachęcający dla tych którzy uważają, że przed przystąpieniem do popularnej kultury japońskiej należy przejść osobny kurs.
Yuri on Ice zainteresował zwierza nie tylko ze względu na szybką rosnącą popularność w sieci. Zwierza przyciągnęła przede wszystkim tematyka bo serial opowiada o profesjonalnych łyżwiarzach figurowych. Zwierz miał swego czasu straszną fazę na łyżwiarstwo figurowe – był nawet gotów wstawać wcześnie rano by obejrzeć zawody (nigdy potem mu się to w życiu nie zdarzało), potem jego wielka miłość nieco osłabła (a właściwie zabrakło na nią czasu) ale zwierz nadal stara się trzymać rękę na pulsie zwłaszcza, że mistrzostwa świata i olimpiady nie są aż tak często. Zresztą dziś jest łatwiej bo ilekroć pojawi się utalentowany łyżwiarz (zwierz nigdy nie oglądał łyżwiarek bo wówczas za nisko skakały) można szybko nadrobić jego występy w sieci. Nie zmienia to jednak faktu, że zwierz niczego ze swoich lat fascynacji nie zapomniał – liczenie punktów, pokonywanie osobistego rekordu, kolejne elementy składowe programu długiego i krótkiego, ważne figury w historii współczesnego łyżwiarstwa – wszystko to leżało spokojnie w głowie zwierza i czekało aż wyjmie swoją widzę i zastosuje do animacji. Stąd też nie trudno było wejść w świat Yuriego. Zwierz jest zresztą przekonany, że gdyby animacja była o czymś innym to nie obejrzałby pod rząd 9 odcinków nerwowo naciskając „następny”.
Historia opowiedziana w animacji jest całkiem sympatyczna – głównie dlatego, że łączy w sobie elementy doskonale znane z filmów sportowych z takimi które – nie są jeszcze tak zużyte. Nasz główny bohater Yuri to 23 letni łyżwiarz któremu w międzynarodowym finale Grand Prix podwinęła się noga. Nie taki już młody łyżwiarz traci entuzjazm i porzuca sport zwłaszcza że nie ma większego pomysłu na to co dalej zrobić ze swoim życiem. Wraca do rodzinnej miejscowości w Japonii (wcześniej studiował w Stanach) i właściwie nie do końca wie co dalej. I właśnie wtedy na jego progu pojawia się najwybitniejszy żyjący łyżwiarz – Rosjanin Viktor Nikiforov i oświadcza że zamiast startować w następnym sezonie (jak rozumiemy ostatnim bo Viktor ma już lat 27) będzie trenerem Yuriego. Nieco później w tej samej japońskiej miejscowości pojawia się też drugi Yuri – kilkunastoletni rosyjski łyżwiarz zazdrosny, o to, że Viktor zdecydował się trenować Japończyka a nie jego. Historia brzmi dość banalnie – cel wszystkich bohaterów jest dość jasny – dojść do Grand Prix i pokazać światu, że Yuri ma w sobie potencjał. Po drodze rzecz jasna mamy zawody, przeszkody i całe mnóstwo emocji.
Co należy w YOI ocenić pozytywnie to pomysł by niepewność dosięgała nie tylko zawodnika ale też trenera. Viktor może być legendą wśród zawodników, ale jako trener niekoniecznie zawsze wie co zrobić by poradzić sobie z problemami swojego podopiecznego. Jednocześnie sam Yuri to postać bardzo sympatyczna i rzadko pokazywana w produkcjach. To zawodnik który ma spory potencjał ale jego największym problemem nie są umiejętności techniczne ale psychika. Nie tylko źle radzi sobie z presją ale też – widzimy że uprawianie sportu nie zawsze sprawia mu radość. Więcej – wydaje się, że jeżdżenie na łyżwach jest raczej jego osobistym przeżyciem, i niekoniecznie dobrze się czuje startując w zawodach. Twórcy zresztą bardzo się starają by wszyscy napotkani przez bohaterów zawodnicy mieli inne motywacje i inne podejście do sportu. Niektórzy jeżdżą by komuś coś udowodnić, inni chcą po prostu sukcesu, jeszcze inni postrzegają kolejne zawody jako możliwość potwierdzenia swojej wartości. Jednocześnie – wbrew schematom zachodnich produkcji sportowych – ważne jest tu wzajemne wspieranie się zawodników. Yuri kibicuje drugiemu Yuriemu nawet jeśli obaj różnią się charakterem i serial naturalnie stawia ich po przeciwnych stronach barykady. Jednak nie tylko o kibicowanie znajomym chodzi – ogólnie serial raczej wskazuje na wspólnotę zawodników, z których każdy jest inny ale mogą się wzajemnie podziwiać i inspirować. Co jest ładnym i rzadko rozgrywanym elementem tego typu produkcji.
Twórcy zadbali by oglądając występy kolejnych zawodników widz nie mógł oderwać wzroku. Zwierz słyszał narzekania na poziom animacji ale jego zdaniem większość występów jest animowana bardzo dobrze, co nie jest takie proste biorąc pod uwagę, że serial nie miesza w zasadach i bohaterowie cały czas wykonują te same układy. Co utrudnia utrzymanie uwagi widza ale też zróżnicowanie materiału pomiędzy odcinkami. Inna sprawa – zwierza zawsze strasznie bawi jak bardzo umowne są w animacjach japońskich kwestie związane z wyglądem bohaterów. Każdy ma co najmniej kilka twarzy – na różne okazje – od tych uroczych i okrągłych po takie bardziej „realistyczne”. Co nie zmienia faktu, że ładnie ich tam w Japonii rysują. Zwłaszcza Viktor jest jedną z tych nielicznych animowanych postaci która jest naprawdę taka ładna (zwłaszcza jak jeździ na łyżwach co niestety potem zdarza się rzadziej) że pojawia się lekkie zdumienie, że ktoś narysowany może się tak bardzo podobać. Choć zwierza trochę bawi taki srebrnowłosy Rosjanin. Zresztą to jest fascynujące – dla takiego laika jak zwierz – jak bardzo serial westernizuje rysy twarzy – i w sumie wszyscy – Chińczycy, Japończycy, Rosjanie, Tajowie – wyglądają mniej więcej tak samo.
Nie zmienia to faktu, że serial oferuje takim fanom łyżwiarstwa jak zwierz cudowną możliwość zastanawiania się kto jest kim w serialu. Nie ma bowiem wątpliwości, że przynajmniej część postaci jest w jakimś stopniu nawiązaniem do łyżwiarzy istniejących. Dla zwierza najbardziej emocjonująca wydaje się dyskusja o tym kto był inspiracją dla Yuriego – czy był to Tatsuki Machida – bardzo dobry japoński łyżwiarz który wygrywał w zawodach Grand Prix ale poza tym zdobywał głównie srebrne medale czy też chodzi tu bardziej o Yuzuru Hanyū – cudowne dziecko japońskiego czy raczej azjatyckiego łyżwiarstwa – zdobywcę złotego medalu z Soczi i najmłodszego złotego medalistę zimowych igrzysk. Zwierz bardziej obstawiałby tu Maschidę bo Hanyu ma nieco inną drogę kariery. Co nie zmienia faktu, że programy Yuriego z serialu bardziej przypominają miejscami to co jeździ Hanyu. Natomiast niezależnie od tego co powiedzą twórcy zwierz jest pewien że inspiracją dla Viktora był Jewgienij Pluszczenko – jeden z najbardziej utytułowanych łyżwiarzy w historii (zwierz miał okazję śledzić uważnie sam szczyt jego kariery i rzeczywiście jeździł on wówczas w innej lidze niż cała reszta świata) i swoista żywa legenda tego sportu. Co prawda zwierz gdzieś doczytał że Viktor wcale nie ma nic wspólnego z Pluszczenką ale zwierz wie swoje. Nie robi się postaci niesamowicie utalentowanego i wielokrotnie nagradzanego rosyjskiego łyżwiarza bez oczywistego nawiązywania do konkretnych sportowców. Zresztą tu zabawa się nie kończy bo prawiek każdego bohatera można komuś przypisać, chociażby opierając się o sposób w jaki pokazuje się ich jazdę czy przyglądając się kostiumom. Zresztą zwierz miał kilka razy wrażenie, że kostiumy są niemal identyczne jak te które widział na lodzie.
No dobra tyle jeśli chodzi o łyżwiarstwo – gdzie zwierz naprawdę jest pod wrażaniem jak doskonale udało się oddać atmosferę jaką naprawdę można poczuć oglądając zawody łyżwiarskie. Teraz czas porozmawiać o kwestiach obyczajowych. Zwierz doskonale zdaje sobie sprawę, że japońskiej animacji (która – co chyba wszyscy zgromadzeni widzą – nie jest kierowana do dzieci) zawsze popularne były wątki homoseksualne – wykorzystywane w dość klasyczny sposób – czyli romantyczna (choć nie zawsze tylko romantyczna) miłość dwóch bohaterów jest wabikiem na heteroseksualne kobiety. Tak już się w kulturze utarło i rzeczywiście jak się spojrzy na radosną twórczość własną rzeszy fanek to coś w tym jest. Logika podpowiada że paradoksalnie z punktu widzenia społecznego obserwowanie takiego związku jest dużo bardziej melodramatyczne niż oglądanie związku hetero i można spokojnie ogrywać znane sceny i schematy nie przejmując się popadaniem w śmieszność. Jednocześnie – jest to wykorzystywane w sposób absolutnie przemyślany i cyniczny i niewiele ma wspólnego z jakąś aktywną potrzebą reprezentacji. Tyle teorii. W istocie było dla zwierza sporym zaskoczeniem oglądanie tego w serialu.
Po pierwszych odcinkach zwierz był pewien że ma do czynienia z klasycznym queerbatingiem – zabiegiem stosowanym często w filmach i serialach gdzie w podtekstach, gestach i niedopowiedzeniach sugeruje się możliwość związku homoseksualnego do którego jednak nigdy nie dochodzi. Zabieg ten, wykorzystywany jest często cynicznie – ze sporą dawką świadomości, że im bardziej się czegoś nie pokazuje tym bardziej widzowie się angażują. Zwierz był więc przekonany, że ogląda właśnie coś takiego i nawet bardzo go to bawiło. Tymczasem im dalej w las tym dalej od podtekstów a bliżej zupełnie klasycznego wątku romantycznego, gdzie nawet znajdą się sceny biegania po lotnisku. Zwierz przyzna szczerze, że był tym nieco zaskoczony, ale jednocześnie rozbawiony bo ta warstwa serialu funkcjonuje w takim osobnym świecie gdzie nikomu to jakoś szczególnie nie przeszkadza, gdzie nikt tego nawet specjalnie nie zauważa i gdzie wszystkie czułe gesty wykonywane pomiędzy zawodnikami wydają się być elementem codzienności która ani nikogo nie bulwersuje ale raczej nie jest szczególnie dostrzegana. To bardzo specyficzny sposób pokazywania relacji między bohaterami i dla zachodniego widza wymaga przestawienia torów myślenia (bohaterowie są niekiedy bardzo pompatyczni i egzaltowani jak na standardy europejskie) ale ostatecznie wypada to wszystko dość słodko i jak to w serialach które angażują chcemy by wszyscy żyli długo i szczęśliwie z dużą gromadą pudli (pudle są istotne dla fabuły serialu).
Yuri on Ice nie zmienił mojego podejścia do anime – raczej udowodnił coś co zwierz od dawna wiedział. Dobra animacja z ciekawym motywem przewodnim zawsze będzie go bawić. Co nie zmienia faktu, że nie poczuł zwierz w sobie potrzeby obejrzenia wszystkiego co wyprodukowano bo ważniejsze od stylu narracji czy animacji jest dla zwierza pokazane w serialu łyżwiarstwo. Jednocześnie jednak wydaje się, że jeśli nie posiadacie żadnej wiedzy na temat anime to właśnie YOI jest doskonałym wejściem w ten świat. Fabuła jest prosta, nawiązuje do licznych zachodnich schematów, nie ma tu nic co obyczajowo byłoby nie do przeskoczenia, a animacja stoi na wysokim poziomie. Jeśli więc przyszłoby wam do głowy poświęcić trochę dnia na anime to wydaje się że dla początkujących YOI będzie doskonałe. Tylko problem może być wtedy jak się skończy pierwszy sezon i pojawi się głód kolejnych odcinków. Wtedy zwierz może będzie śpiewać inaczej.
Ps: Zwierz musi iść na łyżwy. Całe szczęście zaczął oglądać serial zimą!