John Wick był być może jednym z największych filmowych zaskoczeń jakie zwierz przeżył w życiu. Nie miał zamiaru iść na ten film do kina, ale któregoś wieczoru na Coperniconie nagle znalazł się w grupie która pod entuzjastycznym przewodnictwem Kuby Ćwieka i Anety Jadowskiej zmierzała do kina. Pierwszy John Wick to był cudowny popis humoru, kina akcji i kreatywności wrzuconej do mało kreatywnego gatunku. Stąd oczekiwania wobec drugiego rozdziału historii były olbrzymie. I już teraz zwierz może powiedzieć. Nie zawiedziecie się.
W największym skrócie John Wick 2 to podobnie jak John Wick opowieść o zemście. Historia jest w dużym stopniu kontynuacją poprzedniej. Tym razem jednak nie chodzi o cudownie emocjonalny punkt wyjścia (zabili mu szczeniaczka i ukradli samochód) ale o pogłębienie świata w którym porusza się nasz bohater. Okazuje się, że emerytura na którą wybrał się wiele lat wcześniej nie była taka łatwa a ludzie którzy pomogli mu wydostać się z trudnej sytuacji życiowej (czytaj mordowania wszystkich na potęgę) teraz żądają od niego spłacenia długów. I John je niechętnie spłaca. A potem mści się na potęgę. Przy czym o ile w pierwszej części mścił się za psa i samochód tak w tej najbardziej chyba za utraconą kolekcję zdjęć.
John Wick nie dzieje się w naszej rzeczywistości. Jasne występuje tam Rzym i Nowy Jork i można rozpoznać reklamy istniejących produktów. Ale niech was to nie zmyli. To świat alternatywny i równoległy rządzący się swoimi prawami. Można się tam nie przejmować policją, strzelać w miejscach publicznych a cały świat mafii i zabójców na zlecenie jest doskonale zorganizowany i rządzi się własnymi prawami. Zwierz przyzna, że to chyba jego ulubione alternatywne uniwersum filmowe bo twórcy mają na nie doskonały pomysł. Kiedy John Wick korzysta z kolejnych „zakładów pomocy zawodowym zabójcom” to jest w tym coś fascynującego a jednocześnie – komicznego. Pomysł by pokazać że ten świat wychodzi poza Nowy Jork i jest międzynarodowy to prawdziwa perełka. Zwierz przyzna tak na marginesie, że chętnie by w ogóle obejrzał film który rozgrywa się tylko w którymś z hoteli dla zabójców bez całego strzelania po środku. A w ogóle zwierz podtrzymuje swoje zdanie, że zarówno hotel jak i cała sieć pomocników to temat na mały serial.
Jednocześnie film jest zabawny. Zabawny od pierwszych minut. Zresztą jeśli chodzi o pierwsze minuty to fenomenalnie streszczają one fabułę pierwszego Johna Wicka (ktoś ewidentnie założył, że ktoś mógł to małe arcydzieło kina akcji przegapić) i zamykają pewne stare wątki (samochód wraca!) Komizm Johna Wicka wynika z dwóch dość prostych pomysłów. Pierwszy jest taki, że zestawiamy bardzo brutalne sceny akcji ze scenami gdzie bohaterowie chcąc nie chcąc muszą się zachowywać w sposób codzienny czy powiedzmy cywilizowany – mimo, że wcześniej chcieli się wzajemnie zabić. Cały ten świat który kręci się wokół zabójstw na zlecenie jest właśnie zabawny takim humorem pod tytułem „A co by było gdyby uzyskanie pomocy dla zabójcy było równie proste co uzyskanie pomocy przy budowie domu”. Ten rodzaj humoru jest właściwie studnią bez dna bo po prostu tak urządzony świat spokojnych profesjonalistów bawi. Druga porcja humoru wynika z faktu, że Keanu Revees nie ma dwóch min. Ma jedną. To smutna mina. Ma też psa którego bardzo kocha. Tak więc naszym bohaterem jest smutny pan z psem który chce zabić ich wszystkich. I wiecie co – kiedy wyjmie się go ze sceny strzelania do ludzi to automatycznie staje się zabawny. Nie musi nawet nic robić. No i są w tym filmie genialne sceny. Jak (bez spoilerów) scena w której bohater przyjeżdża do Rzymu a manager tamtejszego hotelu dla zabójców wydaje mu klucz dopiero po tym jak zada jedno bardzo ważne pytanie. Pytania zwierz nie zdradzi ale się uśmiał.
Oczywiście John Wick to nie tylko humor. To także akcja. Tu zwierz ma wrażenie, że być może jest odrobinkę za dużo strzelania ale z drugiej strony – to jest taki film w którym bohater musi zastrzelić każdego z licznych przeciwników osobno a nie po prostu wpada do pomieszczenia i strzela serią z karabinu. Te sceny akcji są z jednej strony ładne – bo widać że tu nie ma miliona kaskaderów i trzęsącej się kamery – jest sporo chwytów które zwierz rozpoznaje z licznych obserwacji różnych sztuk walki. To jest mniej widowiskowe niż wiele filmowych nawalanek ale za to jest w tym coś prawdziwszego. Co prawda John ma pewne bonusy – np. jest właściwie nieśmiertelny i można go bić do woli a on i tak wstanie, ale to nie jest realistyczny film więc mieści się to w ramach konwencji. Co prawda zwierz musi powiedzieć, że jedna ze scen (rozgrywająca się w Rzymskich katakumbach) nieco za bardzo przypominała etap gry komputerowej (którą ktoś przechodzi już po raz dziesiąty i zna ustawienie przeciwników na pamięć) ale z drugiej strony – jak się idzie na Johna Wicka to mają strzelać – to jest pewna zasada. Sporo jest też w tej części jeżdżenia autkami choć zwierz przyzna, że woli jak John porusza się piechotą. Choć wtedy ginie więcej osób.
Co ciekawe gdzieś tam w tym pełnym strzelanin i trochę wariackiego humoru filmie znajdzie się też miejsce na prawdziwe emocje. Co prawda nie będą one związane z pytaniem ‘Czy John przeżyje” bo wiemy że przeżyje (John Wick przeżyje wszystko) ale i tak uda się ten film w którym trup ścieli się gęsto sprowadzić do jednej prostej decyzji i napięcia jakie ona buduje. Plus jak można bez trudu zauważyć – Wick nie jest szczególnie dobrym człowiekiem (w sumie większość jego interakcji z ludźmi sprowadza się do tego, że pod koniec żywy jest już tylko John Wick) ale kiedy patrzymy jak bawi się z psem (najsłodszy pitbull świata) to nie mamy wątpliwości, że mu się ta emerytura należy. Wszak on nic nie chce tylko mieszkać w swoim pustym domku i rzucać psu piłeczkę. Świat powinien zrozumieć, że nic lepszego nie może się zdarzyć. Film nie porzuca też smutku bohatera po śmierci żony co jest całkiem dobrym pomysłem bo jednak nie jest w życiu tak, że jak ktoś nie żyje od więcej niż roku to smutek przemija. Pod tym względem John Wick jest niemalże bohaterem romantycznym. Choć o żadnych związkach mowy nie ma. Trzeba wszak zabijać.
Oglądając film zwierz miał dziwne wrażenie, że bawi się dobrze między innymi dlatego, że twórcy bawią się dobrze. I to nie dlatego, że było fajnie na planie (choć zwierz ma wrażenie – sądząc po minach że spotkanie po latach Neo i Morfeusza dostarczyło wszystkim wiele radochy) ale dlatego, że chyba naprawdę dobrze się bawili pisząc swój alternatywny świat w którym za znalezienie dla ciebie odpowiedniej broni odpowiedzialny jest hotelowy sommelier, który kolejne pistolety i karabiny poleca mniej więcej tak jak się poleca doskonałe wina. Jednocześnie to jest rzadki przypadek ludzi którym chce się stworzyć świat nieco jednak inny – zmuszający widza do zaakceptowania jego zasad. To nie jest parodia gatunku, to nie jest próba wrzucenia zabawnego dowcipu do każdej wymiany zdań pomiędzy bohaterami. To stara dobra zabawa wynikająca z odkrywania kolejnych wymyślonych światów. Zwierz bardzo to w Johnie Wicku ceni bo dzięki temu ta w sumie nie taka bardzo dobrze znana produkcja wyróżnia się na tle wielu identycznych strzelanek, w których nikt nie zadał sobie trudu by je w jakikolwiek sposób odróżnić od konkurencji. Dlatego John Wick zostawia widza z poczuciem niedosytu nawet wtedy kiedy sama główna akcja jest dość prosta i nieco przewidywalna (głównie za sprawą nieśmiertelności bohatera). Co ciekawe zwierz przeczytał kilka opinii o tym, że rozbudowywanie świata bohatera nie ma sensu. Tymczasem to jest najlepszy element i dowód, że twórcy dość dobrze wiedzieli dlaczego ich strzelanka tak ładnie wypłynęła na tle wielu identycznych produkcji.
John Wick to film bardzo specyficzny. Podejrzewam, że połowa osób wychodzi z kina zachwycona a połowa nie wie co właściwie się stało. Pewnie kilka osób które mniej lubią kino akcji zaśnie. Zwierz jednak jest wielkim fanem produkcji. Dlatego, że jednak stara się być troszkę inna. To miłe w świecie filmów które są tak bardzo identyczne. Co więcej, o ile zwykle zwierz jakoś nie czeka szczególnie na kontynuacje to tu po dwójce, która zdaniem zwierza pokazuje, że twórcy wiedzą skąd wziął się sukces jedynki – zwierz chętnie zobaczyłby kolejną odsłonę. Choć boi się że do tego czasu John Wick zdąży już wszystkich zabić. No ale z nim jest tak jak z Neo. Jest na poziomie przy którym nie tylko może się uchylać przed kulami, ale właściwie to już nie musi. Zwierz w tych szarych miesiącach bardzo jest wdzięczny za tą produkcję. Dobra rozrywka, która w żaden sposób nie nawiązuje do komiksów, seriali i książek też czasem może bawić. Choć akurat John Wick świetnie by się w świecie komiksów znalazł. Kto wie może kiedyś.
Ps: Jutro zwierz idzie na nowego Greya. No zobaczymy czy recenzja tej odsłony przebije rekord bloga jaką jest recenzja poprzedniej części.