Jak co roku zanim zarwiemy noc oglądając Oscary możemy porozmawiać o wynikach BAFT. Tu wieczór trwa krócej, prowadzący nie zmienia się od lat a muzyka nie zagłusza przemówień. Jedynie wyniki z roku na rok robią się coraz bardziej podobne.
BAFTY to chyba ulubione filmowe nagrody zwierza, nie tylko dlatego, że odbywają się w psychologicznie bliskim Londynie. Przede wszystkim BAFTY prezentują brytyjskie spojrzenie na kino anglojęzyczne co oznacza że do nominacji i nagród przedostają się filmy brytyjskie które mają własne kategorie. To dla zwierza ważne bo przez lata wyrobił w sobie przekonanie, że właśnie kinematografia brytyjska jest najbliższa jego sercu bo łączy pewne hollywoodzkie elementy z dużo bardziej europejskimi korzeniami. Jednocześnie same BAFTY są nagrodami które jeszcze nie obrosły tym całym Oscarowym zamieszaniem i nie słucha się w mediach milionów przewidywań, nikt nie każde obstawiać a nominacje to niektórzy nawet przegapią. Sam zwierz może zaś o nagrodach napisać trzy dni później a nie spieszyć się jak szalony by na żywo donosić co tam się na scenie dzieje. Nie znaczy to, że zwierz Oscarów nie lubi – raczej że lepiej żyje mu się w tym nieco mniejszym świecie BAFT.
W tym roku kolejne gremia wydają się raczej zgodne odnośnie najlepszego filmu i najlepszego reżysera – tu bezkonkurencyjnie (niemalże) wygrywa La la land – produkcja której jak rzadko, zaszkodziły dobre recenzje. Póki film krążył po festiwalach zbierał wyłączenie zachwyty a dziś niemal każdy czuje się w obowiązku poinformować wszystkich jaka w sumie to nieudana produkcja. Zdaniem zwierza to produkcja udana ale nie aż tak jak wieszczono. Nie zmienia to faktu, że raczej możemy się już teraz spodziewać że nagrody za film i reżyserię z pewnością wpadną do twórców tego tytułu. Po odebraniu BAFTY za swoją rolę, nieco pewniejsza w Oscarowy wieczór może się zapewne czuć też Emma Stone, doceniona za pierwszo planową rolę we wspomnianym musicalu. Zwierz jest tu rozdarty bo aktorkę uwielbia i życzy jej jak najlepiej ale np. zestawienie roli Emmy i Natalie Portman (z Jackie) sprawia, że trudno zrozumieć dlaczego akurat statuetki trafiają do Stone skoro Portman stworzyła na ekranie dużo ciekawszą postać. No ale najwyraźniej kolejne akademie dają się nieco porwać musicalowej nucie. Może to i dobrze – byłoby miło gdyby człowiek nie czuł, że każdy kolejny film biograficzny (choć Jackie jest filmem niemal anty-biograficznym) powstaje od razu z Oscarem w głowie. Inna sprawa, że Amy Adams znów nie dostała nagrody ale przynajmniej Anglicy dali jej nominację (podobnie zresztą jak całemu Arrival – które nie zostało jakoś szczególnie dobrze potraktowane przez Oscary). Jeśli jesteśmy przy La la land to warto też wspomnieć że film dostał nagrodę za muzykę i wydaje się że tu też zamieni się to w Oscara. Ponownie – choć zwierz nie ma pretensji do filmu, że jest lekkim musicalem do ładnych melodii to serce mu się kraje że wygrywa z filmami które miały po prostu poruszające ścieżki dźwiękowe – jak Jackie czy Nocturnal Animals (choć tu zwierz jest średnio obiektywny bo uważa że Abel Korzeniowski nie jest w stanie napisać nic słabego).
A skoro filmów kręconych pod Oscary to niewątpliwie Harvey Weinstein może być z siebie zadowolony. Ten wpływowy producent, który niemal wymyślił formułę filmu Oscarowego (która obowiązuje od ładnych paru lat) miał w tym roku dwa tytuły które mogły powalczyć o nagrody – Lion (film na podstawie książki o chłopcu który korzystając z Google Earth szuka swoich biologicznych rodziców) i McImperium. Drugi tytuł nie porwał za bardzo krytyków, więc postawiono na Lion. Udało się, choć film ma wszelkie wady wzruszającej produkcji „pod Oscary” to zbiera nagrody. W tym przypadku BAFTĘ za najlepszy scenariusz adaptowany i BAFTĘ dla najlepszego aktora drugoplanowego odebrał Dev Patel. Obie nagrody dobrze pokazują jak działa mechanizm dobrego promowania filmów – bo nie unika wątpliwości, że w kinach pokazywano lepsze rzeczy niż Lion. Nie mniej mało kto się tak zna na promowaniu filmów wśród przeróżnych akademików jak Harvey Weinstein. Natomiast nagroda dla Patela pokazuje nam bardzo ciekawą sytuację gdzie w przypadku aktora drugoplanowego jak rzadko nie ma jednoznacznego kandydata – dotychczas w czasie Globów, SAG i BAFT za każdym razem wygrał inny aktor. Zwykle jest tu nieco większa zgoda (po pewnym czasie robi się to nawet nieco nużące).
Powoli rysują się nam też pewni kandydaci w kwestii aktorki w roli drugoplanowej i aktora w roli pierwszoplanowej. Ryan Gosling może stepować ile chce ale nie jest w stanie pokonać rozsypującego się na kawałki Casey’a Afflecka w Manchester by the Sea. Właśnie „ten drugi” Affleck zdobywa po kolei niemal wszystkie nagrody (z włączeniem SAG, ale zwierz ma podejrzenia, że raczej na Oscarach Denzel nie wygra). Nagrody dla Casey’a Afflecka przypomniały kontrowersyjną historię oskarżeń o molestowanie seksualne – kiedy Affleck został przez kilka współpracujących z nim kobiet oskarżony o zachowanie dalekie od neutralnego. Choć sprawę (jak większość tego typu spraw w Stanach) załatwiono poza sądem to jednak nie sposób nie czuć pewnej goryczy na myśl, że takie informacje i oskarżenia nie tylko nie stają na przeszkodzie w aktorskiej karierze ale często są traktowane niepoważnie. Nie mniej – niezależnie od tego jak bardzo zwierz nie czuje sympatii do aktora, wydaje się, że rzeczywiście w tym roku nikt nie grał lepiej od niego.
Z kolei w roli drugoplanowej właściwie niemal pewne są kolejne wyróżnienia dla Violi Davies. Zwierz musi się wam do czegoś przyznać – nie cierpi mów dziękczynnych tej aktorki. Zawsze są strasznie poważne, zawsze poruszające, zawsze przygotowane wcześniej. Jest coś w ich tonie i pewnej kalkulacji co zwierza zawsze denerwuje. Ale jednocześnie – nie sposób odmówić Violi Davies aktorskiego talentu. A także przełamywania pewnych barier bo jej kolejne doskonałe występy filmowe łączą się z występami w kolejnych sezonach serialu How to Get Away with Murder. Aktorzy filmowi rzadko decydują się na zaangażowanie w tak długi i pełnoformatowy serial nadawany w telewizjach ogólnodostępnych. Szkoda tylko, że nie jest to serial bardzo dobry. Więcej – szkoda że aktorskie środki Violi Davies które tak fenomenalnie grają w filmach w serialu czynią go często karykaturalnie przeszarżowanym. Nie mniej najwyższy czas na Oscara dla aktorki.
Jak zwykle w przypadku BAFT zwierz strzyże uszami gdy zapowiadają nagrody kierowane przede wszystkim do twórców brytyjskiej kinematografii. Za najlepszy brytyjski film uznano I, Daniel Blake. Ciekawy kontrapunkt do zdobywającego wszystkie nagrody wieczoru La la land. Podczas kiedy amerykańska kinematografia proponuje nam by od goryczy świata uciec w słodko-gorzki eskapizm, tak Ken Loach proponuje nam się w tą gorycz zagłębić i znaleźć tam człowieka, a potem znaleźć w sobie gniew. Zwierz przyzna szczerze, że chyba bliższa jest mu postawa Kena Locha, który wzywa byśmy wszyscy się wściekli na to co nas otacza. Zdaniem zwierza to jest całkiem dobra droga na dzisiejsze czasy. Zaś sam film – choć wielu osobom się to nie podoba – zamiast pokazywać niższe klasy społeczne w sposób jednoznacznie negatywny, szuka przede wszystkim ludzi dobrych acz poszkodowanych przez system. Tych podwójnie zapomnianych w świecie gdzie pobieranie zasiłków natychmiast skutkuje setkami komentarzy o ludziach żyjących na koszt państwa.
Jednak nie było tylko mrocznie i poważnie – nagrodę za najlepszy debiut dostał Tom Holland. Młody aktor który odziedziczył po Andrew Garfieldzie (który awansował do poważnych aktorów ;) rolę Spider-Mana. Holland dziękując za nagrodę wydał się bardzo dowcipnym i wygadanym młodzieńcem, zaś sama nagroda jest w pewien sposób paradoksalna. Przyznawana przez widzów często trafia do rąk młodego aktora który w danym roku wystąpił w najpopularniejszej produkcji. Jednak nie raz i nie dwa zdarzyło się, że właśnie ten aktor z popularnej produkcji udowodnił potem że jak najbardziej nagroda mu się należała. Najlepszym brytyjskim debiutem okazał się film w … Farsi – Under The Shadow. To dziejąca się w latach osiemdziesiątych w Techernie opowieść w którym życie w realiach wojny miesza się z paranormalnym thrillerem. Zresztą patrząc na wszystkie nominowane filmy nie sposób było nie robić szybkiej listy rzeczy koniecznie do obejrzenia.
Z nagród które pokazano tylko w skróconej części zwierza najbardziej cieszy wyróżnienie za montaż dla Przełęczy Ocalonych (bo montaż tam był doskonały), docenienie Kubo jako filmu animowanego (nie tylko dlatego, że film ma podejrzanie przystojnego reżysera) czy nagroda za dekoracje dla Fantastycznych Zwierząt oraz wyróżnienie dla kostiumów z Jackie. Jednocześnie to rozproszenie nagród pokazuje, że w tym roku La la Land wcale chyba nie jest tak mocnym kandydatem do rekordu Oscarów jak się wydaje. Byłoby to zresztą zjawisko dobre, bo zdaniem zwierza lepiej docenić konkretne elementy różnych filmów niż rzucać wszystkim nagrodami w jedną produkcję tylko dlatego, że plasuje się wysoko w kategoriach bardziej prestiżowych. Ciekawą decyzją jest przyznanie nagrody za najlepsze efekty specjalne Księdze Dżungli. Zdaniem zwierza to dobra decyzja bo Księga Dżungli przesunęła nieco granicę tego czego można się spodziewać po filmach z taką ilością CGI. Dobrze nagradzać w tej kategorii nie tylko dobre wykonanie tego co znamy ale także nowe pomysły na wykorzystanie efektów komputerowych.
Nie odbyło się bez polityki – nad całymi nagrodami unosił się duch kontestacji ostatnich wyborów politycznych – nie tylko w Stanach ale też w Wielkiej Brytanii. Prezesi nagrodzonej sieci kin Curzon – zajmująca się sprowadzaniem do Wielkiej Brytanii filmów niezależnych i nieanglojęzycznych, nie kryli obaw o przyszłość swoich kin bez dofinansowania z Unii. Ken Loach pytał dlaczego władza najgorzej traktuje tych którzy mają najmniej. Wielokrotnie padały ze sceny zdania zapewniające, że w ciężkich czasach rola filmowców jest ważna – zwłaszcza kiedy ich opowieści mówią o sile miłości i empatii. Zresztą empatia jest chyba słowem wieczoru – wydaje się, że to jej brak wini się najbardziej za to co dzieje się na świecie. Jednocześnie nie zabrakło humoru – jak zwykle dostarczał go Stephen Fry który uszczypliwie wspominał o tym, że zaraz dowiemy się kogo dla nas wybrała Rosja i sugerował że wszyscy na sali są „overrated”. Paradoksalnie te polityczne elementy wcale nie były nie na miejscu. Wręcz przeciwnie – po raz pierwszy od lat twórcy mieli dość jasny wspólny przekaz dotyczący twórczości filmowej i jej miejsca w życiu społeczeństw. Opowiadanie historii – zwykle prezentowane jako osobista potrzeba, często było przedstawiane jako to co pozwala nam zrozumieć drugą jednostkę a co za tym idzie zrozumieć jak bardzo wszyscy jesteśmy do siebie podobni.
Odbierający nagrodę – członkostwo Akademii znakomity Mel Brooks stwierdził, że wybierając się do Stanów zapomniał z domu paszportu. I to nie dlatego, że dopadł go podeszły wiek ale dlatego, że zawsze myślał o Wielkiej Brytanii jako o takim nieco ładniej wyrażającym się Brooklynie. Trochę jest w tym racji – brytyjska kinematografia i brytyjskie nagrody są niesłychanie mocno związane – nie tylko językiem – z rynkiem amerykańskim. Ale jednak jest w nich coś lżejszego, sympatyczniejsze, bliższego i mniej napuszonego. Taki swojski i hipsterski Brooklyn kinematografii.