W czasie każdej transmisji Oscarowej przychodzi moment kiedy oglądający zadaje sobie pytanie „A gdyby tak iść spać i przeczytać wyniki nad ranem”. W tym roku taka refleksja dopadła zwierza kilka razy. Ostatnie minuty ceremonii przypomniały jednak dlaczego spędzamy te kilka nocnych godzin przed telewizorem oglądając ceremonię na żywo.
Koperty, konspiracje i kompromitacje – zacznijmy od wielkiego Słonia w pokoju czyli od pomyłki, która zamieniła sprawnie działającą maszynę Oscarową we wręczenie nagród dla najlepszej kosiarki na targach rolniczych pod Radzyminem. Takiej wtopy na Oscarach jeszcze nie było. Szybkie streszczenie sytuacji – Warren Betty dość niepewnie wyjął z koperty z werdyktem kartkę i przyglądał się jej dość długo zaniepokojony. Nie mniej takie rzeczy się zdarzały – w bawieniu się w ten sposób kartką swego czasu przodował Jack Nicholson, który przez kilka lat wręczał nagrodę za najlepszy film. Tym razem nie była to jednak zabawa bo Betty nie do końca rozumiał dlaczego na jego kartce widnieje poprzednia zwyciężczyni – czyli Emma Stone za rolę w La la Land. Jednak towarzysząca aktorowi na scenie Faye Dunaway zamiast potwierdzić jego wątpliwości po prostu przeczytała tytuł filmu. Ze sceny padło La la Land – twórcy wbiegli odebrać nagrodę i właśnie wtedy powstało zamieszanie. Okazało się, że na skutek pomyłki odczytano jeszcze raz wynik poprzedni (Emma Stone za najlepszą aktorkę) zaś nagrodę powinno dostać Moonlight.
Co zwierz o tym wszystkim sądzi? Ma co najmniej kilka refleksji. Pierwsza jest taka, że chyba zdarzyło się to w najlepszym możliwym układzie. Twórcy La la Land mieli dobry wieczór, wyszli z gali z kilkoma Oscarami, ten ostatni pewnie wieńczyłby dzieło ale ogólnie byli faworytami i szli przez galę co chwilę sobie gratulując. Jasne – niezależnie od tego czy jest się zwycięzcą w jednej kategorii czy w dziesięciu nadal może być smutno kiedy odbierają ci na scenie Oscara ale to lepsza sytuacja niż gdyby pomyłka dotyczyła zupełnie przypadkowej produkcji, która nie miała tak dobrego wieczoru i której zwycięstwa nikt się nie spodziewał. Więcej gdyby np. Moonlight musiał oddać Oscary La la Land to atmosfera byłaby inna. Tak więc ze wszystkich złych scenariuszy ten nie był najgorszy. Druga kwestia to pomyłka. Zwierz wie, że po świecie chodzi mnóstwo osób które są skłonne uznać że to koszmar i kompromitacja ale prawda jest taka, pomyłki się zdarzają. Zdarzają się w każdej dziedzinie ludzkiego życia i zdarzają się na rozdaniu nagród. To wciąż jest system oparty na tym, że ktoś daje komuś kopertę do ręki. Tu nie zawiniła jedna osoba, tylko nastąpił ciąg niefortunnych zdarzeń. Zwierz nie ma wątpliwości, że nie tylko ludziom jest głupio ale też pewnie ktoś straci pracę. Co w sumie jest przykre bo mimo ćwiczeń, prób i naprawdę profesjonalnego przygotowania – pomyłki zdarzać się będą. Na koniec tego segmentu zwierz pragnie zwrócić uwagę, że tak często zarzucamy Oscarom, że są wyreżyserowane do ostatniego uśmiechu, a tu proszę mamy prawdziwą żywą telewizję gdzie perfekcji nie ma. Może zamiast się oburzać powinniśmy odetchnąć z ulgą. Coś tam jednak jest naprawdę. Zwierza to trochę cieszy.
Patrzcie, nie uciekajcie – skoro przy głównej kategorii jesteśmy to warto pochylić się nad zwycięzcą. Wygrał koszmar ludzi nienawidzących opowieści o reprezentacji czyli film biograficzny opowiadający o dorastaniu homoseksualnego czarnoskórego chłopaka w zmaskulinizowanym świecie handlarzy narkotykami i marginesu społecznego. Doskonały punkt wyjścia do historii, której jeszcze nie słyszeliśmy, fragment świata którego w takim ujęciu jeszcze nie widzieliśmy. Akademia nagradzając film przypomniała, że głównym zdaniem filmowców jest szukać tematów do opowiedzenia, ludzi których życie może nas zainteresować, kawałków świata którego nie znamy. Ta decyzja jest zdaniem zwierza dużo lepsza – zwłaszcza współcześnie niż zwycięstwo np. La la Land. Bo nawet jeśli realizacyjnie zachwyca to musical ten nie wniósł nic nowego do świata opowieści. Wszystko tam już gdzieś było. Z kolei Moonlight zaproponował nam nową perspektywę, nowego bohatera i nowe problemy. Choć ten sam dobrze znany temat – pragnienia miłości, zrozumienia i akceptacji. Zwierza cieszy Akademia która szuka a nie patrzy z zadowoleniem na to co było i rozkoszuje się kolejną opowieścią o Los Angeles. Taka Akademia jest bliższa mojemu spojrzeniu na kino.
Aktorsko zgodnie z planem – w czterech kategoriach aktorskich mieliśmy chyba najmniej zaskoczeń wieczoru. Może tylko nagroda dla Mahershala Ali nie była pewna bo w kategorii aktora drugoplanowego nie było wśród rozdających wyróżnienia w tym sezonie zgody. Aktorowi należy się pochwała nie tylko za jedną z najszybciej rozwijających się ostatnio karier (doskonałe role zarówno w House of Cards jak i w Luke Cage) ale także dlatego, że jest to pierwszy muzułmanin w historii nagrodzony Oscarem aktorskim. W innych latach może byłaby to tylko ciekawostka ale tu ładnie pokazuje że jednak to nie jest tak, że wiara naprawdę jest jedyną rzeczą jaka określa człowieka. Fajnie to ogólnie ludziom przypomnieć. Nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej dostała Viola Davies – tu zwierz musi wam wyznać, z jednej strony się cieszył bo naprawdę się jej należało od dawna, z drugiej – ma olbrzymie problemy z jej sposobem dziękowania za kolejne nagrody. Wszystkie przemówienia aktorki są na niesamowicie wysokim C i zawsze są obliczone na ten sam efekt powszechnego łkania. Jak złośliwie zauważył prowadzący Jimmy Kimmel – Viola powinna dostać Emmy za przemówienie na Oscarach. W rolach pierwszoplanowych triumfował Casey Affleck za Manchester by the Sea i Emma Stone za La la Land. W obu przypadkach nie ma się co dziwić – wszystkie gremia przyznające nagrody na drodze do Oscarów były tu raczej jednogłośne w przypadku Stone i dość konsekwentne w przypadku Casey’a. Zwierz musi powiedzieć że najbardziej uroczym momentem przemowy Casey’a Afflecka była chwila kiedy kamera pokazała nam jak łka ze wzruszenia Ben Affleck – starszy brat. Natomiast Emma Stone, przynajmniej zdaniem zwierza, potwierdza obserwację, że w Hollywood aktorki dostają Oscary dość młodo jakby branża bała się, że przestaną dostawać role zanim znów trafi się im coś ciekawego do zagrania. Zwierz bardzo lubi Emmę i jest w stanie przyjąć tą nagrodę jako zachętę do podejmowania poważnych ról i uznanie za jej dotychczasowe starania w tym zakresie. Bo w La la Land jest poprawna ale nie jakaś porywająca.
Film i Reżyseria osobnymi drogami – to ciekawe, że przez pewien czas właściwie istniała taka pewność, że film który dostał Oscara za najlepszą reżyserię dostanie za najlepszy film. Ale ostatnio to się rozchodzi. Tu Damien Chazelle cieszył się w oburzająco młodym wieku 32 lat Oscarem za reżyserię a tymczasem nagrodzono Moonlight. Zdaniem zwierza to rozpraszanie nagród to w ogóle doskonały pomysł. W tym roku jak rzadko mieliśmy filmy wyróżniające się jednym elementem – jak montaż w Przełęczy Ocalonych, który był po prostu fenomenalny. Dlatego zwierzowi trochę przykro że La la Land dostał za zdjęcia – bo akurat te w tym sezonie jakoś najbardziej poruszyły zwierza w Milczeniu. Ale wydaje się, niestety, że Milczenia prawie nikt nie widział. Nie mniej zwierz jest zdania, że ciekawsze są lata Oscarów rozproszonych niż jednego pewnego kandydata. Inna sprawa w tym roku był tylko jeden Oscar który zdaniem zwierza mógł go naprawdę zasmucić – tzn. gdyby Oscar za najlepszy scenariusz oryginalny trafił do La la Land to by zwierzowi było strasznie przykro.
Lin Manuel Miranda, ostatnia nadzieja Stanów – zwierz w czasie Oscarów zastanawiał się co mogłoby zjednoczyć Stany i jest na drodze do stwierdzenia, że entuzjazm Lina Manuela Mirandy to jest to, któż by mógł się spodziewać, że tyle radości zwierzowi przyniesie fakt, że na Oscarach nawiązują do Hamiltona (kogo zwierz oszukuje to było pewne że zwierza to uraduje). Lin był nominowany za piosenkę do Moany ale przegrał z La la Land, które zgarnęło Oscara i za muzykę i za piosenkę. Zwierz przyzna, że wiele jest w stanie zrozumieć ale nie do końca to dlaczego nagrodę dostało City of Stars. To znaczy nawet z piosenek w ramach La la Land ta była stosunkowo mało porywająca zarówno muzycznie jak i pod względem wykonania. Ktoś wysnuł teorię, że być może Oscara za piosenkę dostają tylko te piosenki które Akademicy są w stanie powtórzyć. Co nie zmienia faktu, że kiedy John Legend zaśpiewał obie piosenki z La La Land na scenie to było słychać jak wszystkie utwory są do siebie muzycznie podobne. Ogólnie zwierz powie szczerze, o ile muzyka w tym akurat musicalu jest miła i wpadająca w ucho to nie oszukujmy się, do wybitności to temu daleko.
Co tam panie w polityce? O tych Oscarach mówiono, że będą najbardziej rozpolitykowane od lat ale zdaniem zwierza ich polityczność pozostawała w Oscarowej normie. Wiele gwiazd nosiło niebieskie wstążeczki wspierające organizacje działające na rzecz praw obywatelskich, ale nie było w czasie gali momentu podobnego do przemowy Streep ze Złotych Globów. Najbardziej politycznie zrobiło się przy najlepszym filmie nieanglojęzycznym gdzie wygrał Salesman z Iranu. Twórcy filmu nie przyjechali do Stanów (co wydaje się jak najbardziej oczywiste wobec ostatnich sankcji) ale reżyser Asghar Farhadi (nagrodzony już wcześniej Oscarem za Rozstanie) wystosował list w którym nawoływał do zrozumienia i empatii. Zwłaszcza jego zdanie o empatii powinno wybrzmieć w nasz wszystkich bo akurat o tym uczuciu zapominamy najczęściej. Politycznie było też w czasie piosenki Stinga gdzie przypominano, że obowiązkiem dziennikarstwa jest zadawać trudne pytania autorytetom i władzy, ładnie o kwestii muru wypowiedział się Gael Garcia Bernal (był <3) do sprawy emigrantów nawiązał nagrodzony za Make-up filmowiec pochodzący z Włoch. Sporo też mówiono w tym roku o znaczeniu nauczycieli i edukacji, słusznie przewidując, że finansowanie sztuki i rozwoju artystycznego raczej nie ma wielkich szans na rozkwit przy nowej administracji Trumpa. Było też trochę żartów z samego prezydenta ale ogólnie – wcale nie był to wiec polityczny – jak niektórzy chcieli go przedstawić. W sumie na ostatnich politycznych zawirowaniach najbardziej zyskała Meryl Streep która teraz jest fetowana podwójnie na każdej gali. Nie mniej trzeba dodać, że nastroje były zdecydowanie inne niż na SAG Awards gdzie deklaracje polityczne były zdecydowanie bardziej jednoznaczne i silniej wybrzmiewały.
Jimmy Kimmel Oscary Live! – teraz dwa słowa nie do prowadzącego ale o prowadzącym. Jimmy Kimmel sprawdził się całkiem nieźle choć można było odnieść wrażenie że potraktował prowadzenie Oscarów jak prowadzenie swojego wieczornego programu. Otwierający Oscary monolog był dowcipny ale nie przesadnie najeżony dowcipami. Sporo było tego wieczoru przytyków pod adresem Matta Damona. Kto nie zna Kimmela ten nie wie, że od wielu lat naśmiewa się on z Matta Damona. Jest to jeden z najdłuższych skeczy jaki zwierz oglądał w którym zarówno prowadzący jak i aktor dobrze się bawią. Na Oscarach Damon był główną ofiarą Kimmela. Do tego mieliśmy czytanie nieprzyjemnych tekstów z Twittera – co znamy z programu, a nawet – średnio udany pomysł z wprowadzaniem przypadkowych turystów na Oscary. Zresztą ten fragment z grupą przypadkowych ludzi wprowadzonych na salę Oscarową nie wzbudził entuzjazmu zwierza. Skecz trwał za długo a też sam widz mógł poczuć raczej zakłopotanie niż radość, ogólnie to może jest zabawne jak się tam jest i zupełnie nie jest zabawne jak się to ogląda w telewizji. Kimmel nauczył się wiele od Ellen DeGeneres i w tym roku co pewien czas zrzucano na aktorów słodycze i ciasteczka. Entuzjazm z jakim do nich podchodziły kolejne gwiazdy zdecydowanie przewyższał ten z jakim podchodziły do Oscarów. Jak to mówią – sekretnym składnikiem jest głód. Nie zmienia to faktu, że zwierz podejrzewa, że Kimmel raczej szybko nie wróci bo chyba nie miał szans podnieść oglądalności a o to przecież chodzi. Zdaniem zwierza trzeba wrócić do Ellen bo ona doskonale umie wprowadzić na Oscary taką luźną atmosferę czego zwykle brakuje. Choć może po tej wpadce następne Oscary będzie prowadził Schwarzenegger – wiecie żeby było bez wygłupów.
Największe emocje? – o ile w głównych kategoriach emocje były ograniczone (Oscary za Scenariusz dla Moonight i Manchester by the Sea czy za reżyserię dla Damiena Chazelle były mocno przewidywalne) to dyskusje wzbudził Oscar za najlepszy make-up dla Legionu Samobójców. Mnóstwo osób oburzyło się faktem, że nagrodzono słaby film. Nie mniej zwierz przypomni wam, że w kategoriach technicznych głosują ludzie którzy się na tym znają. To, że my nie zawsze potrafimy docenić kunszt nie znaczy, że nie potrafią go docenić ludzie zajmujący się tym na co dzień. Tak więc przynajmniej zdaniem zwierza jest to taka decyzja którą należy uszanować, zwłaszcza że nigdzie nie jest powiedzenie że nagrody techniczne mogą trafiać tylko do dobrych filmów. Średnie Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć dostały nagrodę za swoje przepiękne kostiumy, i jakoś nikt nie zastanawia się jak to się ma do jakości filmu. Pewnym zaskoczeniem mogła być dla wielu statuetka dla Księgi Dżungli za efekty specjalne ale zdaniem zwierza to akurat logiczne. Poza pokazaniem olbrzymiego postępu w animacji CGI Księgę po prostu widziała większość Akademików bo to jeden z najpopularniejszych filmów minionego roku. Na koniec wszyscy wznieśmy szampana i pogratulujmy Kevinowi O’Connelly za pierwszego po dwudziestu jeden nominacjach Oscara. To był chyba najbardziej historyczny moment Oscarów i przynajmniej dla zwierza – chwila prawdziwego szczęścia.
Co łączy dokument i animację? Nagroda dla filmu dokumentalnego o O.J Simpsonie i nagroda dla Zootopii ciekawie wpisały się w klimat debaty społecznej przetaczającej się przez Stany Zjednoczone. Oba filmy dotykają problemów społeczeństwa które obecnie trawią Stany. Choć trudno uznać, że dokument o Simpsonie jest jakimś uzupełnieniem czy filmem towarzyszącym Zootopii to trzeba powiedzieć że oba te wyniki pokazują, że dyskusja nad tematami społecznymi toczy się obecnie na wszystkich polach kinematografii. Historia O.J Simpsona to nie tylko historia procesu sądowego ale i konfliktów rasowych, brutalności policji, niesprawiedliwego traktowania obywateli Stanów. Z kolei Zootopia mówi o strachu przed innym, o tym jak łatwo wywołać lęk w społeczeństwie i jak szybko rodzą się podziały. Zwierza cieszą obie te statuetki, z jednej strony tak różne z drugiej – zachęcające twórców filmowych do grzebania w mechanizmach społecznych o których wciąż za mało sobie opowiadamy. Zwierz musi też dodać, że bardzo cieszy go zwycięstwo krótkiego dokumentu o Białych Hełmach bo akurat czuje się związany z organizacją którą wspiera i cieszy się, że nie tylko po raz kolejny dostrzeżono ich niesamowitą pracę, ale też że więcej osób dowie się o ich działaniach i zdecyduje się wspomóc ich finansowo.
Nie przejdą tegoroczne Oscary do historii ze względu na decyzje Akademii. Nie był to rok niespodzianek, chyba że ktoś spodziewał się że La la Land powtórzy rekord Titanica. Ale w sumie od dawna się na to nie zapowiadało, zwłaszcza że im lepiej mówiono o filmie tym więcej krytycznych głosów się podnosiło. Zwierz należy do ugrupowania, które twierdzi, że La la Land to film miły i przyjemny ale nie przesadzajmy przypisując mu nie wiadomo jakie znaczenia czy innowacyjność. To ładna gra z konwencją. Tylko i aż tyle. Natomiast pozostali kandydaci do nagród dość mocno obsiedli swoje kategorie i chyba nie było za dużo miejsca na niespodzianki. Zresztą to był chyba jeden z tych Oscarowych wieczorów kiedy czuło się, że w sumie mało kto te filmy naprawdę widział – do czego ładnie nawiązywał Jimmy Kimmel. Inna sprawa, zwierz przyzna bez bicia – ciszy się z braku jakichkolwiek nagród dla filmu Lion. Bo to taki typowy Oscarowy film ze stajni Weinsteina. Czas by ten schemat filmu Oscarowego się wyczerpał, trzeba otworzyć okna i wpuścić nieco inny sposób opowiadania historii. Być może zwycięstwo Moonlight tam nas prowadzi. Do tego czego jeszcze filmowo nie znamy. Zwierz chętnie tam podąży, może nawet tanecznym krokiem.
Ps: Zwierz w tym roku po raz pierwszy prowadził własne studio Oscarowe. Na fb znajdziecie piętnaście krótkich filmików zwierza nagrywanych w czasie uroczystości
Ps2: Zwierz być może o czymś zapomniał ale spał dziś tylko trzy godziny.