Po rozczarowaniu jakim był pierwszy film o Wolverinie, i totalnej wpadce jaką był film drugi zwierz nie obiecywał sobie wiele po kolejnym filmie o swoim ulubionym X-menie. Hugh Jackman do kilku dobrych lat wydawał się znudzony swoją najbardziej rozpoznawalną rolą, a zapowiedzi poważnego filmu z komiksowymi bohaterami w ostatnich latach brzmią bardziej jak groźba niż zachęta. I chyba właśnie dlatego Logan okazał się największym pozytywnym zaskoczeniem sezonu. Bo był filmem którego zwierz się nie spodziewał (bez spoilerów).
Za produkcjami o X-menach ciągnie się zagmatwana historia rozciągnięta na wiele lat, którą jednak łączy jeden człowiek i jedna rola. Hugh Jackman jako Wolverine. Niezależnie czy filmy działy się w przyszłości czy w przeszłości, czy były dobre, złe czy średnie Wolverine pojawiał się wszędzie, niezmiennie od 17 lat zmuszając Jackmana do regularnych wypraw na siłownię. Nic więc dziwnego, że pewna epoka filmów o X-menach zamyka się w trzecim podejściu do opowieści o najbardziej rozpoznawalnym z Mutantów. Film nie pozostawia bowiem wątpliwości, że jest w pewien sposób zamknięciem nie tylko roli ale też całej epoki X-menów w takiej formie w jakiej poznaliśmy ich na początku wieku w pierwszym filmie Singera. Ta perspektywa, z której zdajemy sobie sprawę dość wyraźnie w trakcie trwania filmu nadaje mu specyficzne znaczenie. Obserwujemy nie tylko zmagania bohaterów ale domknięcie pewnej epoki w kinie super bohaterskim.
Co ciekawe trudno nazwać Logana filmem super bohaterskim. Choć bohaterowie mają nadprzyrodzone moce a świat w którym żyją jest spójny z tym który przedstawiano w poprzednich filmach to mało tu zarówno bohaterstwa jak i „super” elementów. Film rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Przyszłości która od teraźniejszości zdecydowanie lepsza nie jest choć widzimy to tu to tam pewne elementy postępu – samochody są nieco lepiej wyposażone, ciężarówki sterowane automatycznie, protetyka poszła zdecydowanie do przodu a na wielkich polach rośnie specjalna odmiana modyfikowanej super kukurydzy. Ale to zmiany, które nie zmieniły natury świata. Na granicy Meksykańsko – Amerykańskiej tłoczą się imigranci i rozkwita przemoc, ludzie nadal chętnie spędzają czas w kasynach a niewielcy farmerzy robią wszystko by przeżyć podczas kiedy ziemię wokół nich wykupują wielkie korporacje. Innymi słowy – tak naprawdę nic nie zmieniło się na lepsze. Zwłaszcza kiedy spojrzymy na świat z perspektywy naszych bohaterów – Wolverine, Charles Xavier i Caliban mieszkają na opustoszałej farmie gdzieś przy granicy z Meksykiem. Wolverine pracuje jako kierowca limuzyny starając się zarobić na leki dla profesora X który osuwa się powoli w objęcia demencji. Co jest zagrożeniem dla całego świata, bo ten najpotężniejszy ze wszystkich mutantów w dziewiątej dekadzie swojego życia przestał w pełni panować nad swoimi umiejętnościami. Zamiast więc walczyć ze złem, ratować świat czy dokonywać bohaterskich czynów nasi mutanci zmagają się z problemem który dotyka niejednej rodziny – skąd wziąć pieniądze na opiekę i leki dla osoby starszej.
Jednocześnie w tym świecie przyszłości mutantów właściwie nie ma. W przeciwieństwie do wizji kreowanych wcześniej mutacje nie stały się coraz bardziej powszechne ale niemalże zanikły. Zaś żyjący mutanci nieubłaganie się starzeją. Bo czas dotknął nie tylko profesora Xaviera ale też samego Wolverina. Choć jego moc teoretycznie powinna czynić go nieśmiertelnym to po wszystkich modyfikacjach jakie przeszedł sprawa nie jest już taka prosta. Wolverine nadal jest w stanie zbić złych gości ale minie sporo czasu zanim się zregeneruje. Zaczynają mu doskwierać proste niewygody związane ze starzeniem się – jak na przykład fakt że potrzebuje okularów do czytania. Zwłaszcza, że nie prowadzi najzdrowszego trybu życia, wlewając w siebie litry alkoholu i pracując nocami. Patrząc na niego widać nie tylko człowieka chorego ale przede wszystkim zrezygnowanego, który porzucił jakąkolwiek wizję dobrego zakończenia i postanowił nastawić się jedynie na przetrwanie. Choć film nie mówi nam dokładnie co właściwie doprowadziło do tego, że Wolverine stał się na stare lata jedynym opiekunem zniedołężniałego Xaviera to nie mamy wątpliwości, że wszyscy bohaterowie filmu uciekają od wspomnień tragedii, która zaprowadziła ich do opuszczonej farmy na pustyni.
W tym przygnębiającym świecie rozpoczyna się akcja filmu. Akcja bardzo prosta. W życiu naszych bohaterów pojawia się mała dziewczynka, ścigana przez złych ludzi. Nie można jej zostawić bez pomocy więc delikatna równowaga świata Wolverina zostaje zachwiana. Trzeba znów ruszyć do walki. Nie ma w tym jednak wielkiego super bohaterskiego „hurra”, nie ma wizji ocalenia całego świata. Nawet, jak podpowiada film, samego siebie nie za bardzo można uratować czy zrehabilitować. Wszystkie minione sprawki, błędy, pomyłki – ciągnie się to za bohaterami i nie sposób od tego uciec. Można co najwyżej postarać się uchronić innych przed podobnym losem, choć też jest trochę za późno. Ogólnie skończyły się czasy kiedy można było uratować świat, teraz trzeba co najwyżej ratować siebie, swoich bliskich i jakąś wizję tego jakie może być życie kiedy w końcu będzie się miało odrobinę spokoju. Zresztą widz bardzo szybko zaczyna zdawać sobie sprawę, że w świecie Logana nie będzie klasycznego dobrego zakończenia, klasycznego pojedynku dobra ze złem, klasycznego upewnienia widza że wszystko zawsze będzie w porządku.
Co ciekawe jest w tej perspektywie coś niesamowicie ożywczego. Być może dlatego, że pierwszy raz od bardzo dawna zdajemy sobie sprawę, że film wcale nie jest zobowiązany do podążania klasyczną super- bohaterską ścieżką. Logan robi coś na co nie odważyło się wiele innych filmów zasiedlonych przez bohaterów z komiksów. Jest filmem który koncentruje się przede wszystkim na własnej opowieści a nie na wypełnianiu z góry założonego schematu filmu bohaterskiego. To produkcja która ma więcej wspólnego z Bez Przebaczenia niż z X-menami. Jeśli jest ponura to nie dlatego, że leje deszcz a w tle walą bębny i nie dlatego, że ludzkość wyginie. Przygnębienie bierze się z jak najbardziej ludzkich elementów. Ze świadomości że śmierci nie da się oszukać, z poczucia winy które nie chce odpuścić z niespełnionych marzeń. Jasne Wolverine ma pazury z Adamantium a Charles Xavier jest najpotężniejszym X-menem na ziemi. Ale w tej historii to sterany życiem facet w średnim wieku uciekający od swojej przeszłości w alkohol i starszy pan z demencją, którzy podejmują ostatni wysiłek by naprawić swoje błędy. A towarzyszy im mało towarzyska dziewczynka, która dostanie od nich więcej miłości i ciepła niż od kogokolwiek innego.
Ta trzymająca się z dala od wielkich miast i bardzo spektakularnych scen historia drogi pokazuje że jest sposób na to, żeby nakręcić dorosłe kino super bohaterskie. Bo jest Logan filmem dorosłym. Nie tylko dlatego, że mniej więcej 90% kwestii Wolverina sprowadza się do słowa fuck, ani nie dlatego, że przemocy jest tu dużo i to zdecydowanie więcej niż np. w uznawanym za dość krwawego Deadpoola (gdzie w ogóle przemoc była odrealniona). Tym co czyni Logana filmem dorosłym jest unoszące się nad nim poczucie schyłkowości. To film w którym czuje się ciężar wszystkich tych kilkunastu lat radosnych przygód, które ostatecznie prowadzą bohaterów na margines społeczeństwa. Jest w filmie fenomenalna scena w której Wolverine czyta jeden z komiksów o X-menach (są tą zdecydowanie nasze komiksy) i zdenerwowany próbuje wyjaśnić że połowa z przedstawionych w nich przygód nie miała miejsca, a połowa wyglądała inaczej. Trochę jakby przekonując nas, że to co widzieliśmy w poprzednich filmach też było jakąś podkolorowaną wersją historii. Taką jaką lubimy sobie powtarzać. A tak naprawdę za bohaterami ciągnie się coś zdecydowanie mroczniejszego co rzecz jasna odcisnęło piętno na ich psychice. To właśnie dokładnie ten to który chyba od dawna chciało swoim filmom nadać DC ale jak na razie im się nie udało. Być może dlatego, że próbowali nas przygnębić i poruszyć opowiadając o pojedynkujących się bogach. Tymczasem tym co naprawdę nas porusza są spawy ludzkie. Bo to one są tym co niepokojąco może łączyć świat bohaterów z naszą rzeczywistością.
Nie byłby Logan filmem nawet w połowie tak dobrym gdyby nie fakt, że jest fenomenalnie zagrany. Kiedy zwierz usłyszał że Jackman chce wrócić do roli po raz ostatni miał mieszane uczucia. Od kilku filmów wydawało się, że aktor nie umie znaleźć ducha postaci która uczyniła go sławnym. Było to przykre zwłaszcza w Days of Future Past gdzie miało się wrażenie jakby Jackman grał trochę na autopilocie. Logan pokazuje jednak, że aktor doskonale pamięta jak grać Wolverine. Jest w filmie sporo scen które zagrane odrobinę inaczej mogłyby być karykaturalne. Ale Jackman – co nie zawsze mu się zdarza – znajduje odpowiedni ton, i każde padające z jego ust przekleństwo brzmi nieco inaczej, czasem wyrażając wściekłość, czasem zmęczenie a czasem rozpacz. Zwierzowi ten stary Logan przywiódł kilka razy na myśl Wiedźmina z ostatnich tomów kiedy bohater już niczego nie pragnie poza odrobiną spokoju. Doskonały jest Patrick Stewart jako postarzały, bezbronny profesor X. Aż trudno uwierzyć, że w prawdziwym życiu aktor trzyma się całkiem dobrze a nawet świetnie i daleko mu do kruchości dziewięćdziesięciolatka. Jednocześnie Stewart doskonale oddaje różne oblicza swojego bohatera. Raz to popadający demencję staruszek, raz niechętne nieco kapryśne dziecko ale są też chwile kiedy to jest ten doskonale wykształcony profesor który przez lata walczył o prawa mutantów. Jest w filmie scena w której Xavier – nieco bardziej niż zwykle przytomny ujawnia jak bardzo pragnie chwili spokoju, w zaciszu, w miłym towarzystwie. W tej jego refleksji nie ma nic super bohaterskiego, jest jak najbardziej ludzkie pragnienie znalezienia domu, rodziny i spędzenia miłego wieczoru na pogaduszkach przy kolacji. Jest w tej scenie może nie głębia ale jakaś taka ludzka tęsknota, która dotyka w człowieku tych strun obok których kino na podstawie komiksu zwykle przechodzi obojętnie.
Nie byłby Logan filmem tak dobrym gdyby nie doskonała rola Dafne Keen jako Laury, dziewczynki którą nasi sterani życiem mutanci biorą pod opiekę. Ta młoda aktorka mająca na koncie tylko jeden filmowy występ pokazuje jak ważne jest znalezienie odpowiedniego odtwórcy dziecięcej roli. Dziewczyna gra bez fałszu, zarówno w scenach dramatycznych jak i w scenach akcji. Jednocześnie – doskonale pasuje do Wolverina – jest w jej spojrzeniu jakaś tłumiona groźba, buzująca agresja i głębokie rozczarowanie światem. Aż dziw że udało im się znaleźć dziecko które tak dobrze potrafi to wszystko oddać. Nie mniej jej rola jest fenomenalna i pozwala spojrzeć na produkcję zupełnie inaczej niż na schemat „samotny wojownik i dziecko”. Bo tu dziecko nie pasuje do schematu. Zwierz musi też wspomnieć o tym jak fenomenalnie poradził sobie Stephen Merchant jako Caliban. Zwierz żałuje, że nie było go więcej na ekranie, ale scena w której prosi Logana by ten mówił mu więcej o sobie jest doskonała. Ogólnie to jest taki film który pokazuje, że pracując nad dobrym materiałem aktorzy nie mają problemu by stworzyć dobre role. Niby to powinno być oczywiste ale niestety nie jest. Stąd zwierz zawsze ma wątpliwości czy jakiś aktor jest słaby czy po prostu nie dostał w danym filmie dobrego materiału do zagrania. Na czymś trzeba tą rolę jednak zbudować.
Najbardziej trafne zdanie dotyczące Logana zwierz wyczytał w cudzej recenzji (nie pamięta czyjej – tak to jest jak człowiek tego za dużo czyta) – filmy super bohaterskie są lepsze kiedy są przede wszystkim filmami. To doskonałe zdanie które oddaje źródło sukcesu Logana. To jest przede wszystkim film – z własnymi bohaterami, z własnym pomysłem, przesłaniem i konfliktem. Dopiero na drugim planie jest fakt że bohaterowie pochodzą z komiksów a sama produkcja wpisuje się w długi ciąg filmów. Dzięki temu zamiast wypełniać kolejne schematy i tym samym nieubłaganie dążyć do banału, film znajduje własną osobowość, własną narrację i jest w stanie poruszyć widza. Okazuje się, że kiedy konflikt bohaterów sprowadza się do czegoś więcej niż kto komu mocniej przywali po mordzie i kiedy nie gramy o sprawy kosmiczne ale o te bardzo ludzkie – jak odkupienie, zadośćuczynienie i zapomnienie to nagle jest to paradoksalnie stawka dużo wyższa. I to właśnie dlatego pod koniec filmu człowiek łapie się na tym, że siedzi w kinie ze ściśniętym gardłem. I chyba właśnie o to chodzi po 17 latach oglądania super bohaterów. By w końcu zostali już tylko ludzie.
Ps: Ponieważ zwierz już widział Piękną i Bestię to jutro wpis choć zwierz przypomina, że do premiery zostało jeszcze trochę czasu.