Dziś ma dla was Zwierz drugą część cyklu poświęconego problemom z jakimi spotykają się kobiety w kinematografii czy szerzej w kulturze popularnej. Ten tekst to kontynuacja poprzedniego który znajdziecie TUTAJ. Czeka nas jeszcze jeden odcinek i dopiero wtedy będziecie mogli napisać o których zjawiskach i problemach Zwierz zupełnie zapomniał. Jednocześnie, patrząc na komentarze pod wczorajszym wpisem widzę, że czasem trudno nam uwierzyć w pewne mechanizmy fabryki snów. Tym smutniejsze jest to, że potwierdzają je statystyki i doświadczenia kobiet które pracują w świecie filmu.
Kobiety w filmie (w większości ról) oznaczają że film jest dla kobiet, ogólnie kobiety są dla kobiet, opowieści o mężczyznach są dla wszystkich – w filmie, ale też w literaturze istnieje pewien wyjątkowo denerwujący schemat mówiący, że dzieła w których główna rola wykonywana przez kobietę, a cała historia w ogóle toczy się wokół kobiet są skierowane do kobiet. Innymi słowy – jeśli o kobietach to dla kobiet. Tak się kształtuje marketing, tak się celuje ze sprzedażą filmu. Inaczej jest w przypadku filmów o mężczyznach – te uznaje się po prostu za … filmy. Jasne jest część produkcji nadal sprzedawana przede wszystkim mężczyznom (mogą się o tym boleśnie przekonać kobiety próbujące sobie kupić koszulkę z Star Warsami czy super bohaterami) ale jakoś nikomu nie przyjdzie do głowy żeby Dunkierkę uznawać za film tylko dla facetów ponieważ nie ma w nim właściwie żadnej kobiety. Dunkierka jest po prostu jednym z najlepszych zeszłorocznych filmów. Kropka. To sprawa poważna bo trochę sugeruje, że tematyka związana z kobiecymi bohaterkami nie musi interesować mężczyzn, więcej – jest ograniczona tylko do rozmowy w ramach jednej płci. Wyjściowe – przezroczyste emocje – należą do bohaterów męskich, ich problemy są problemami całej ludzkości, ich przemyślenia – przemyśleniami nad losem człowieka. Bo bohater nie jest mężczyzną tylko człowiekiem. W przypadku kobiet takie podejście zdarza się zdecydowanie rzadziej (Grawitacja jest przypadkiem takiego rzadkiego filmu, gdzie tym „przypadkowym” wyjściowym człowiekiem jest kobieta). Ponownie można się zastanowić dlaczego tak ogranicza się zainteresowanie filmem. Przy czym – ponownie – jeśli sprzedajesz film tylko połowie widzów to czy powinieneś nadal zadawać sobie pytanie dlaczego zarobił mniej niż film sprzedawany wszystkim widzom? Nie mniej, pamiętajcie, zdaniem wielu komentatorów – to nigdy nie jest kwestia seksizmy, to tylko rachunek ekonomiczny.
Przekonanie, że kobiety nie są śmieszne – Nie wiem czy wiecie (pewnie nie wiecie ale się domyślacie), że istnieje przekonanie, że kobiety są ogólnie mniej zabawne od mężczyzn. Przekonanie to bierze się z wielu czynników – jednym z nich jest przywoływanie genialnych autorów komedii i wskazywanie że niewielu z nich było kobietami. Problem w tym, że kobiety zawsze miały trudności z przebiciem się na scenie komediowej. Nie mniej jeśli spojrzymy na kinematografię ostatnich lat zobaczymy ciekawy trend. Komedie z mężczyznami w rolach głównych dostają zdecydowanie większe budżety niż komedie z kobietami. Kiedy jednak spojrzymy na zyski okazuje, się że większość komedii z kobietami w rolach głównych się jak najbardziej zwraca (część przynosi wręcz niespodziewanie wysokie zyski) podczas kiedy większość komedii z mężczyznami w rolach głównych zwraca tylko 87% budżetu. To ciekawy przykład na to, jak pewne stereotypy dotyczące kobiet w kinematografii czy w kulturze istnieją w oderwaniu od faktów. Nie mniej jest to kolejne potwierdzenie opisywanego wcześniej zjawiska – mniejszego inwestowania w filmy z kobietami w rolach głównych – nawet jeśli dane mówią, że taki film może sobie dobrze poradzić. Inna sprawa – można się zastanowić czy nie należałoby raczej obniżyć budżetów filmów z mężczyznami, skoro ewidentnie – dostają więcej pieniędzy niż to jest potrzebne by zrobić zarabiający na siebie film.
Słabe role dla kobiet, mniej ról (zwłaszcza mówionych), stereotypowe role. Przypomnijmy, kobiety mają po prostu mniej ról w filmach. Szacuje się, że ok 68% mówionych ról przypada mężczyznom. Oznacza to, że mówione (uwaga nie bierzemy pod uwagę statystów, osób w tle – wedle wyliczeń w scenach tłumów kobiety stanowią zwykle jedynie 17% aktorów) role przypadają kobietom dużo rzadziej. Inne dane – porównujące sytuację z 2004 i 2014 roku pokazują, że podczas kiedy w 2004 praktycznie 50% ról było granych przez kobiety (nie jest to sprzeczne z danymi o rolach mówionych) to w 2014 było to tylko 36%. Jeśli weźmiemy pod uwagę filmy w których główną rolę grały kobiety to np. dla 2014 roku wyjdzie nam już tylko 21%. Te wahnięcia pokazują, jak bardzo nietrwały jest postęp w równouprawnieniu na ekranie. Wśród tych ról niesłychanie często mamy do czynienia z bohaterkami które określa przede wszystkim ich stosunek do bohatera męskiego. Kiedy podzielimy role za które aktorki dostały Oscary to okaże się, że lwia część to matki, żony, siostry – bohaterki w relacji do mężczyzny. Kilkanaście procent nagrodzonych ról to występy w roli kochanki czy prostytutki. Sporo też dostają aktorki nagród za role historyczne – co nie dziwi, bo przywoływanie na ekranie ciekawej postaci z historii to często jedyny sposób by pokazać kobietę w niestandardowej roli. Niebanalne kobiety z przeszłości stają się sposobem na wyrwanie się z oków wyobraźni scenarzystów którym takie postacie nigdy by nie przyszły do głowy. A na pewno nie w głównej roli. Powiedzmy sobie szczerze, żadne scenarzysta nie wymyśliłby Margaret Thatcher.
Kiedy przyjrzymy się informacjom o tym jak w filmach pokazuje się profesorów, prawników, polityków, sędziów czy sportowców to okaże się, że w zdecydowanej większości (ok. 90%) są to role zarezerwowane dla mężczyzn. Kiedy bierzemy zawody które wykonują profesjonaliści okaże się, że tylko w przypadku dziennikarzy kobiety mają mniej więcej połowę reprezentacji (ok. 40%). Żeby było jasne – ten stan nie odpowiada stanowi faktycznemu w społeczeństwie. Jest jego zniekształceniem. Postulowanie pokazywania kobiet w rolach profesjonalistek jest przede wszystkim próbą naprostowania nieco świata fikcyjnego, a nie żadnym wydumanym czy szalonym żądaniem. Co ciekawe – kiedy patrzymy na dane procentowe, to argument o marginalizowaniu postaci męskich w popkulturze wydaje się jednym z najbardziej irracjonalnych jakie można wysunąć. Jednocześnie – często działa tu znany mechanizm, który pokazuje – że kiedy ilość kobiet np. nagrodzonych daną nagrodą się zwiększa (ale nie sięga nawet 50%) to wiele osób ma zaburzoną percepcję i ma wrażenie, że np. nagrodę otrzymały tylko kobiety. W jednym z badań wyszło, że jeśli w jednej grupie jest 17% kobiet to mężczyźni postrzegają taką grupę jako zrównoważoną pod względem płci (wydaje im się, że w grupie jest 50% kobiet i 50% mężczyzn), kiedy liczba kobiet wzrasta do 33%, mężczyznom wydaje się, że grupa jest zdominowana przez kobiety. To wynik swoistego nieprzyzwyczajenia do szerszej reprezentacji kobiet w życiu publicznym. Patrząc na tłum składający się w połowie z kobiet odnosimy wrażenie że jest sfeminizowany. Tymczasem prawda jest taka, że jest po prostu wyrównany.
Niepoważne traktowanie aktorek – każdy kto nałogowo słucha wywiadów w czasie kampanii promocyjnych filmów, czy co pewien czas zajrzy co się mówi na czerwonym dywanie szybko dostrzeże jak często aktorki są pytane o rzeczy błahe czy po prostu głupie. W sieci bez trudu znajdziecie zestawienia z wywiadów w których aktorki musiały opowiadać o diecie na jaką przeszły do roli, o tym jak im się nosiło obcisły strój itp. Pytania zadawane aktorkom częściej dotyczą życia prywatnego, rodziny czy dzieci, niż to ma miejsce w przypadku pytań zadawanych aktorom. Do tego dochodzą pytania o łączenie pracy zawodowej z życiem prywatnym. Pytanie które można obronić tylko wtedy kiedy się je zadaje wszystkim po równo. Kilka lat temu pewna frustracja związana z tym, że rozmowy z aktorkami na czerwonych dywanach ograniczają się tylko do dyskusji o ich sukienkach i biżuterii doprowadziła do zorganizowania akcji #askhermore – próby zasugerowania mediom by pytali aktorki np. o ich role, proces twórczy i w ogóle cokolwiek innego niż kwestie związane z wyglądem. Inna sprawa to, że takie mniej poważne traktowanie kobiet w kinematografii przekłada się też na zupełnie realne pensje. Kobiety w świecie kina zarabiają mniej. Nawet te najwięcej zarabiające dostaję bez porównania mniej pieniędzy niż najlepiej zarabiający mężczyźni. Kiedy w 2015 roku Robert Downey Jr. był najlepiej opłacanym aktorem (75 milionów dolarów), najlepiej opłacana aktorka Angelina Jolie zarobiła „tylko” 33 miliony. Jeśli zestawiło się najlepiej zarabiające aktorki i najlepiej zarabiających aktorów okazywało się, że pierwsza aktorka zarabia tyle co dziewiąty aktor na liście. Do tego z 16 najwyższych wypłat w 2015 roku w Hollywood żadna nie trafiła do kobiety.
Jeszcze więcej o kwestiach nierówności płac powiedziały nam dane które wyciekły w czasie hakerskiego ataku na Sony. Aktorki, nawet nagradzane i uznane, mogły liczyć na niższe płace niż mniej znani, mniej nagradzani i mający mniejszą rolę aktorzy. Niższe płace kobiet są zjawiskiem powszechnym – kobiety po prostu zarabiają mniej. Dlaczego? Po pierwsze – mają gorszą pozycję do negocjacji (przypominam fragment w którym wskazuje o ile węższe jest okno kariery kobiet), zdaniem producentów przynoszą mniejsze zyski (ponieważ filmy z nimi są mniej promowane i mają mniejsze budżety) i ogólnie są mniej opłacalne niż mężczyźni. Przy czym to niesamowite ilu znajdziemy komentatorów, którzy tą różnicę w płacach w branży, bądź co bądź kreatywnej, są w stanie zwalić na wszystko tylko nie na seksizm. Tymczasem, prawda jest taka, że w świecie filmu kobiety za tą samą pracę są gorzej wynagradzane, niezależnie od swojego talentu, możliwości, czy zwrotu poniesionych kosztów. Zresztą każdy kto chciałby stwierdzić że mężczyźni dostają więcej bo lepiej wykonują swoją pracę powinien spojrzeć na karierę Adama Sandlera, który w pewnym momencie dostawał olbrzymie pensje ale jego filmy już nie budziły takiego zainteresowania. Warto ponownie podkreślić że zdaniem części komentatorów w ogóle nie ma to na pewno nic wspólnego z seksizmem. Po prostu kobiety gorzej pracują. Nawet jeśli mniejszą pensję dostaje aktorka popularniejsza, bardziej utytułowana i mająca większą szansę przyciągnąć widzów do kina, okaże się, że to na pewno była uzasadniona decyzja. Warto też dodać że gorzej opłacane są nie tylko aktorki ale też np. scenarzystki czy reżyserki – niezależnie od tego jak wielką popularnością cieszyły się np. napisane przez nie seriale.
Upolitycznienie całej obecności kobiet w kinematografii – jednym z największych problemów związanych z obecnością kobiet w kulturze popularnej jest fakt, że zawsze samą ich obecność traktuje się jako deklarację polityczną. Zwiększenie reprezentacji kobiet w filmach czy w ogóle w popkulturze uważa się za jednoznacznie feministyczne zjawisko, które prowadzi do naruszenia starego porządku i wprowadzenie straszliwego nowego ładu który podważa wartości. Kobiety wpycha się do filmów na siłę, zabiera się role mężczyznom i w ogóle – niszczy się popkulturę poprzez nadmierną reprezentację kobiet. Tu należy zauważyć, że kiedy mówimy o kinematografii to jesteśmy jeszcze na poziomie zwykłej reprezentacji. Tym co obecnie budzi największe zdziwienie czy oburzenie jest prosty fakt, że świat kina jest przed i za kamerą zmaskulinizowany niewspółmiernie do tego jak wygląda w społeczeństwie rozkład płci. Kiedy domagamy się by role dla kobiet i mężczyzn mniej więcej się wyrównały to nie ma w tym postulatu politycznego. Nikt nie powiedział, że kobiety które pojawią się za sprawą tych postulatów w kinie będą postaciami feministycznymi. Więcej, znaczna część istniejącej dziś reprezentacji kobiet w kinie nie ma nic wspólnego z feminizmem. Oczywiście, osobiście uważam że im więcej postaci feministycznych tym lepiej ale nie mylmy reprezentacji płci, z reprezentacją światopoglądu. Kobiety, niezależnie od poglądów mają pełne prawo domagać się by w świecie fikcji płeć bohaterów mniej więcej odpowiadała płci w świecie realnym. To postulat równie rozsądny i nie ideologiczny jak domaganie się by z czasem filmy kostiumowe jednak coraz bardziej odpowiadały realiom czasów w których się dzieją. Postulat równości kobiet w filmie to postulat dużo bardziej dotyczący realizmu (bo kobiet naprawdę jest połowa) niż ideologii. Jednocześnie sama postawa feministyczna jest w świecie kinematografii bardzo problematyczna. Z jednej strony jest oczekiwanie że aktorki czy piosenkarki będą się deklarowały jako feministki, z drugiej strony mamy olbrzymi lęk osób związanych z kinematografią przed taką deklaracją. Głównie ze strachu przed utratą fanów. Warto tu zwrócić uwagę, że ten nacisk na zadeklarowanie się w kwestiach równości płci położony jest głównie na aktorki, mężczyźni, od których też wiele zależy są entuzjastycznie chwaleni za deklarację, że są feministami, ale kosztuje ich to dużo mniej niż kobiety.
To tyle na dziś. Muszę wam przyznać, że nawet mnie, osobę która jednak dostrzega nierówności płci w kulturze zaskoczyły niektóre dane. Przede wszystkim – informacje dotyczące tego, że wcale nie idziemy do przodu jeśli chodzi o wyrównanie reprezentacji kobiet na ekranie. Mogłoby się wydawać, że to oczywiste, że wcześniej czy później postaci kobiecych będzie mniej więcej tyle co męskich. Tymczasem wciąż jest to rzecz która wcale nie jest oczywista. Więcej, może się okazać, że budzi sprzeciw i agresję. Dla niektórych wyrównanie ilości kobiet na ekranie oznacza bowiem, przyjęcie jakichś kosmicznych parytetów a nie sugestię, że może najwyższy czas przyjąć, że wśród widzów są osoby więcej niż jednej płci. W jednym z omówień badań które tu przywołuje przeczytałam jedno ze smutniejszych zdań jakie można znaleźć – „Robienie filmów o kobietach to moda, tak jak modą jest robienie filmów o anarchii czy apokalipsie”.
Ps: Jak zwykle proszę was o to byście przemyśleli co chcecie napisać w komentarzach.