Home Film Na puszczy czyli „Simona Kossak”

Na puszczy czyli „Simona Kossak”

autor Zwierz
Na puszczy czyli „Simona Kossak”

Kino biograficzne to pułapka. Pułapka zastawiona zarówno na widzów jak i twórców. Widzów przyciąga znanym nazwiskiem i możliwością obserwowania jak pozbawiona jasnej linii narracyjnej życiowa droga nagle mieści się w logicznej filmowej fabule. Wszystko oczywiście kosztem przycinania tych wątków i elementów, które do opowieści nie pasują. Z kolei twórcy zostają zamknięci w sztywnych ramach gatunku, z których trudno się wyrwać. Tylko najlepsi umieją pójść na przekór pewnym wymogom i pokusom i ostatecznie opowiedzieć coś naprawdę ciekawego. Niestety „Simona Kossak” jest dobrym przykładem na to, że w te sidła wpaść łatwo. Bo to film, który nie jest w stanie przełamać swoich ograniczeń.

 

Gdyby wychylać lufkę ilekroć z ekranu pada nazwisko Kossak, pewnie po kwadransie oglądalibyśmy film z podłogi w stanie co najmniej ograniczonej przytomności. Ale to w tym nazwisku ma się zasadzać siła historii. Ostatecznie czemu oglądamy opowieść o młodej absolwentce biologii, która wyrusza do Białowieży badać dietę saren. Oglądamy, bo jest córką Kossaka, wnuczką Kossaka, osobą z nazwiskiem, które coś w Polsce znaczy. Co prawda bardziej znaczy w Krakowie niż pośród stada saren, ale wciąż – Simona może i jest młoda oraz nieco naiwna, ale drzwi się przed nią otwierają, czy tego chce czy nie.

 

Z resztą wyjazd do leśniczówki jest tu przede wszystkim ucieczką. Ucieczką od apodyktycznej matki, imprezującej siostry i całej krakowskiej atmosfery, która nie pozwala zapomnieć, że być Kossakiem i nie malować koni to jednak trochę wstyd. Białowieża oferuje zaś przyjemną leśniczówkę, zieleń, sarenki i możliwości prowadzenia badań do doktoratu. Przyznam, że oglądałam film z pewną zazdrością, gdyż jest to pewien wspaniały realizm magiczny, taka doktorantka co i dostanie dom i pensje i własne stado saren do badania.

 

Zdjęcie: Karolina Grabowska

 

Szybko okazuje się, że młoda badaczka będzie się jednak musiała skonfrontować z rzeczywistością wokół siebie. Uciec do lasu nie jest tak łatwo jak się wydaje. Albo inaczej, można do lasu zwiać, ale nie znaczy to, że nasze problemy nas nie znajdą, a niektóre nawet przyjadą pociągiem wraz z meblami z Warszawy. Do tego drugie mieszkanie w leśniczówce, zajmuje przystojny fotograf, co wprowadza do fabuły komplikację romantyczną, bo przecież nie jest tak, by można było zignorować przystojnego fotografa. Sama zaś bohaterka szybko zorientuje się, że jej idylliczne życie i sympatyczna współpraca z leśnikami, ma swoje wysokie koszty, których nie jest gotowa ponieść.

 

Teoretycznie – mógłby być z tego niezły film, gdyby zapadła decyzja – o czym twórcy chcą tak naprawdę opowiedzieć. Tymczasem „Simona Kossak” to trochę taki film, którym każdy wątek zostaje potraktowany po łebkach. Rodzinny konflikt, wydaje się niezwykle ciekawy (zwłaszcza, że przecież jesteśmy na seansie plotek o Kossakach) ale – nie ma na niego miejsca. Siostra Simony, Gloria, która tylko czeka aż odziedziczy rodzinną willę, jest postacią karykaturalnie przerysowaną. Nie dowiadujemy się o niej nic więcej, poza tym, że jest niedobra dla swojej córki i urządza imprezy. Przypomnę, że Gloria była malarką i nawet tego ciekawego wątku dwóch dróg sióstr – zgodnie z rodzinną tradycją i jej wbrew, nie rozwinięto. Z kolei skomplikowana relacja z matką ożywia kilka scen w filmie, ale ponieważ bohaterki są ledwie zaznaczone, to nigdy nie wychodzimy poza energię jednej sceny. Nie umiemy sobie tego osadzić w jakichś realiach rodzinnej dynamiki, bo mamy się jej raczej domyślić, czy może – znać ją już przed wizytą w kinie.

 

Zdjęcie: Karolina Grabowska

 

Film nie kryje się z tym, że robi aluzje do wycinania puszczy i braku ochrony Białowieży. W tych wątkach jest to produkcja, jednoznacznie współczesna, zawierająca mocny komentarz ekologiczny i polityczny. Osobiście nie lubię, gdy twórcy trzy razy sprawdzają czy aby na pewno dobrze zrozumiałam ich intencje. Miałam wrażenie, jakby co chwila ktoś się odwracał i pytał „Ale ty wiesz, że to wcale nie chodzi o lata siedemdziesiąte?”. Z resztą ten watek ekologiczny dostaje dość ciekawą gorzką puentę, która nie ma czasu wybrzmieć ani emocjonalnie ani nawet filmowo, bo natychmiast idziemy dalej. To mnie zaskoczyło, bo gdyby to dobrze rozegrać produkcja wiele by zyskała. Ale tu wybrzmiewa bardziej schemat filmu biograficznego – gdzie pewne sceny zostają rozegrane głównie po to by zaspokoić pewne potrzeby widzów.

 

Dodatkowo raz na jakiś czas, twórcy próbują nam przypomnieć, że przecież Białowieża, to koniec świata, miejsce poza czasem i logiką. Wprowadzone w ten sposób wątki, raz z takimi nieco fantastycznymi zdjęciami, nie mają za bardzo miejsca w tym filmie. I nie chodzi nawet o zupełną zmianę tonu, ale po prostu – postać lokalnej nauczycielki, z rodziny miejscowych „czarowników”, jest temu filmowi zupełnie zbędna. Mnie ma żadnego miejsca w fabule, nie ma początku, końca czy puenty. Jest w scenariuszu chyba tylko po to by odhaczyć jakieś bingo wyobrażeń o tej części kraju. Ewentualnie by wydać trochę budżetu na efekty specjalne. Przyznam, że w tym momencie filmu poczułam się nieco zirytowana tym brakiem dyscypliny.

 

Zdjęcie: Karolina Grabowska

 

Ponieważ to biografia badaczki spodziewałam się, że film będzie się starał w jakiś sposób poruszyć skomplikowane relacje płci w świecie nauki. Z resztą sugeruje to na początku, gdy nasza bohaterka jest z wyższością i lekką pogardą traktowana przez komisję, przed którą zdaje egzamin magisterski. Ten wątek jednak nigdy nie ma szansy w pełni wybrzmieć. Oczekiwania jakie mają władze wobec badań Simony nie są zupełnie zakorzenione w kwestii płci. Z resztą w ogóle to bycie kobietą, badaczką w zdominowanym wówczas przez mężczyzn świecie pojawia się może na trzecim planie, a kiedy dochodzimy do potencjalnej puenty, to decydujące wcale nie okazują się osiągnięcia naukowczyni, tyko rzeczy zupełnie od niej niezależne. Jak to jest, że każdy film o kobiecie zajmującej się nauką znajduje czas by opowiedzieć nam z kiom badaczka miała romans i kto jej serce złamał, a tak niewiele (w Polsce to już prawie żadne) są w stanie pokazać, dlaczego tak trudno kobietom było się zajmować pracą naukową. Z resztą przyznam, że sprowadzenie badań naukowych do ganiania Simony z zeszytem za sarnami nieco mnie rozbawiło.

 

Aktorsko film jest nierówny. Grająca główną rolę Sandra Drzymalska nie ma szczęścia do dobrze napisanych bohaterek. I choć robi co może, to jej Simona jest po prostu za mało jakaś. Mam wrażenie, że scenarzyści i scenarzystki filmów polskich naprawdę nie ufają dialogom i głęboko wierzą, że bohaterki nie muszą mówić zbyt wiele. I jasne, ja też wierzę w siłę obrazu, ale wolę, kiedy bohaterki czasem mają jednak coś do powiedzenia o świecie. Borys Szycz, grający miłego leśnika, leci trochę na autopilocie. Nie mówię, że to zły autopilot i daleko tu Szycowi do swoich najsłabszych ról, ale to nie jest rola odpowiednio zniuansowana. Wręcz przeciwnie, od początku grana tak byśmy domyślili się jaka jest puenta. Biedny Jakub Gierszał, dostał teoretycznie bardzo ciekawą postać do grania. Ostatecznie Lech Wilczek, wybitny fotograf, nie był postacią mniej znaną od Simony. Tylko, że w filmowym wydaniu główną cechą Wilczka jest, motor, młodość i bycie pod ręką, gdy bohaterka ma ochotę na romans.  Rzeczywiście bardzo dobra Agata Kulesza jako Elżbieta Kossak. W sumie to właśnie ona wnosi najwięcej energii na ekranie, gdy jej postać przyjeżdża do leśniczówki, robi się i najciekawiej, i najmniej jednoznacznie. Ale też właśnie przez tą jej energię lepiej widzimy jak bardzo letnie są pozostałe postaci.

 

 

Największą pułapką filmu biograficznego jest przekonanie, że wystarczy biografia ciekawej osoby byśmy dostali ciekawy film. Tylko, że to nie prawda. Film musi być o czymś. Albo inaczej, film musi być o czymś więcej niż tylko ta biografia. „Simona Kossak” miota się pomiędzy próbą bycia opowieścią o ucieczce przed własnym nazwiskiem i pozycją, historią młodej badaczki, ekologiczną przypowieścią, pochwałą puszczy i różnorodności jej życia. NIe wybierając, żadnego z tych tematów, film staje się kolekcją scen, pouczeń odnośnie do ekologii i zaskakująco płaskich refleksji na temat tego co znaczy należeć do jednej z najbardziej rozpoznawalnych rodzin w kraju. Mam wrażenie, że ta ufność w nazwisko Kossaków, sprowadziła twórców na manowce.

 

Bardzo chciałam „Simonę Kossak” polubić. Z wielu powodów. Po pierwsze – jestem wśród tych, którzy całkiem lubią kino biograficzne. Po drugie, zdaję sobie sprawę, że każdy taki film przybliża postać szerszej widowni, a polki w historii i nauce mają pod górkę, gdy chodzi o przebicie się poza bańkę osób świadomych, że w tym kraju nie mieszkali tylko mężczyźni. Tylko, że niestety – to jest film nieudany. Może znajdzie swoich wielbicieli, bo kusi żywą zielenią i pięknymi zdjęciami, a także estetyką, która każe rzucić wszystko i znaleźć najbliższą leśniczówkę. Tylko Simony żal, bo moim zdaniem jej w filmie nie znajdziemy.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online