Wiedziałam, że opłacało się założyć grupę na Facebooku (Zwierz przyjmuje właściwie wszystkich więc spoko wpadajcie) W ten sposób moi czytelnicy mogą wpadać na genialne pomysły a ja równie genialnie mogę je kraść do wpisów. Tym razem zainspirowała mnie Klaudia która zapytała jakich klisz filmowych najbardziej nie lubią członkowie grupy. No i otworzył się worek pełen nienawiści. I Zwierz postanowił swoje – małe i duże irytacje zamieścić w jednym poście. Żeby już wszyscy wiedzieli co irytuje Zwierza.
Niesłychanie tolerancji ludzie z przeszłości – jeden tolerancyjny bohater w XIX wieku zupełnie mi nie przeszkadza. Mamy dowody, że w minionych wiekach żyły jednostki na tyle wrażliwe, że spokojnie dostrzegały dyskryminacje i nierówności. Ale kiedy serialową czy filmową przeszłość zamieszkują tylko takie jednostki to dostaję wysypki. Wszyscy wiedzą że największej wysypki dostawałam przy Downton Abbey gdzie bohaterowie byli chodzącą tolerancją i zrozumieniem dla mniejszości. Serio ktoś by mógł pomyśleć, że wśród brytyjskiej arystokracji nie znalazł się żaden rasista, antysemita czy homofob. Przeszkadza mi to nie dlatego, że lubię takich bohaterów ale dlatego, że nie lubię wypierania się tego, że kiedyś ludzie inaczej patrzyli na świat. To dla mnie jest o tyle niepokojące że łatwo w ten sposób zapomnieć o zmaganiach i problemach ludzi z minionych epok.
Kobiety w związkach z niewłaściwymi mężczyznami, mężczyźni w związkach z niewłaściwymi kobietami – nienawidzę kliszy gdzie główny bohater albo bohaterka są w związku w którym druga połowa ewidentnie ich nie rozumie. Oboje mają różne życiowe plany i ambicje, czasem zupełnie sprzeczne. Zamiast jednak poważnie porozmawiać albo przyznać że do siebie nie pasują, brną w ten związek coraz dalej – zaręczają się, obiecują wyjechać – robią wszystko jakby ten związek był obowiązkiem. Oczywiście gdzieś po drodze zakochują się w kimś zupełnie innym i wychodzi nam słodka komedia romantyczna, z której wynika, że powinieneś trwać w związku w którym nie jesteś sobą i nie jesteś szczęśliwy tak długo aż nie trafi się ktoś inny kto cię zrozumie. Wydaje mi się to najgorszą poradą dotyczącą związków jaką można wymyślić.
To straszliwe „Kocham cię” – nie wiem dlaczego ale jednym z powtarzających się wątków zwłaszcza w serialach jest jakaś niesamowita panika dotycząca wyznania miłości. Ludzie mogą ze sobą mieszkać, sypiać a nawet być od lat w związku ale kiedy jedna osoba powie drugiej „Kocham cię”, to wszyscy zaczynają biegać w kółko przerażeni jakby wszystko co się dzieje przed tym wyznaniem – niezależnie od tego jak łączące ludzi – zupełnie się nie liczyło. Inna sprawa to wielkie dyskusje kto powinien miłość wyznać pierwszy i ta niesamowita obawa, że się powiedziało to za wcześnie co oczywiście rujnuje jakiekolwiek nadzieje na zdrowy związek. Ogólnie nie chodzi tu o uczucie tylko o samo jego wyznanie, które urasta do rangi jakieś niesamowitej niezależnej od wszystkiego instytucji. Serio zwykle jak komuś mówisz że go kochasz to dla obu stron nie jest to wielkie zaskoczenie (jeśli oczywiście jesteście w związku, bo dla kogoś do kogo podejdziesz na przystanku z wyzwaniem to może być najdziwniejsza część dnia).
Przepraszam załatwia wszystko – fakt, że ktoś nas przeprosił nie znaczy, że wszystko co zrobił odchodzi w zapomnienie. Ludzie w filmach często robią straszliwie paskudne rzeczy tylko po to by po jakichś pół godzinie mówiły „Najmocniej przepraszam byłam zazdrosna, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi” i wszystko przepada. Tymczasem oczywiście, przeprosiny mogą sprawić, że znajdziemy się na drodze do odbudowania relacji, czy jeśli są szczerze i dotyczą czegoś stosunkowo niewielkiego – pozwalają na to by zapomnieć i odpuścić. Ale przeproszenie kogoś nie znaczy, że wszystko co zrobiliśmy nie ma znaczenia, tak jakby się nie stało. Jeśli przyjaciel robił nam świństwo a potem przeprosił to naprawdę trudno mu ponownie zaufać. Inna sprawa – większość z nas ma problem z prostym odpuszczaniem spraw i zwykle jedne przeprosiny naprawdę nie wystarczą.
Źli ludzie mają blizny – to jest niesamowite że mamy już XXI wiek a tak dobrze trzyma się klisza w której przeciwnicy głównego bohatera mają jakieś blizny na twarzy, brakuje im ręki czy w ogóle – coś jest z nimi fizycznie nie tak. Ostatnie Bondy w tym przodowały – co jeden to miał większe problemy, od płakania krwią, przez brak szczęki po blizny wywołane eksplozją. Przykładów tego tropu znajdzie się jeszcze więcej. To trop stary ale wydawać by się mogło, że po jakimś czasie powinien zniknąć. Tymczasem wciąż i wciąż powraca – coś jest nie tak z twoją twarzą – to znaczy, że na pewno masz złe intencje. Zwłaszcza jeśli przy okazji słuchasz muzyki klasycznej i masz kota. Zresztą w ogóle – jeśli chodzi o wizualne przedstawienia przeciwników to one są zwykle tak bardzo leniwe.
Autyzm zrobi z ciebie geniusza – Ło mój Boże jak ja tego nie lubię. Jasne – mamy udokumentowane przypadki ludzi którzy łączyli autyzm czy właściwie bycie na spektrum z niezwykłymi zdolnościami – w tym wybitną pamięcią. Ale powiedzmy sobie szczerze – nie wszyscy. Większość osób na spektrum ma w życiu więcej problemów niż bonusów – w tym wiele wynika z jakiegoś tragicznego niedoinformowania społeczeństwa na temat tego czym jest autyzm i z czym wiąże się bycie na spektrum. Tymczasem po popkulturze biega mnóstwo lekko autystycznych geniuszy którzy – oczywiście odrzucają wszelkie problemy z społecznymi interakcjami kiedy tylko jest im to potrzebne, natomiast zawsze mogą się posłużyć doskonałą pamięcią, niezwykłym kojarzeniem faktów i rzecz jasna tymi wszystkimi super mocami które dostali w bonusie do okazjonalnie niezrozumianego żartu.
Rozstaliśmy się ale naprawdę się kochamy – Zwierz rozumie pewną pokusę opowieści o parze która się rozstała ale którą ciągle coś łączy. To jest taka historia która czasem się zdarza i wszyscy mamy słabość do wizji, w której jednak zawsze coś nas łączy z byłym ukochanym. Problem w tym, że oglądając filmy można dojść do wniosku, że niemal każde rozwiedzione małżeństwo tak naprawdę wciąż się bardzo kocha, tylko nie umie się dogadać. Trochę się pokłócą po czym padną sobie w ramiona. Tu widz zastanawia się dlaczego się rozwiedli i co ważniejsze – czy powód dla którego się rozwiedli naprawdę zniknął. Bo tak może się okazać że co prawda nasi bohaterowie się kochają ale nie rozwiązali wszystkich problemów które doprowadziły ich do rozwodu. I choć film ma Happy End to pewnie po tygodniu p miłości nie będzie już śladu a nowy pozew o rozwód trafi do urzędu.
Ludzie którzy się zakochują bez zamienienia dwóch słów – sporo tych klisz jest związanych z wątkami romantycznymi ale to dlatego, że w wielu filmach i serialach bohaterowie właściwie się nie znają, ale ponieważ on jest chłopcem a ona jest dziewczynką, a gdzieś w tle jest dinozaur, kosmita czy morderca to właściwie nie mają wyjścia – muszą zapałać do siebie uczuciem. Jasne – nigdy nie gonił mnie wielki dinozaur, ale samo przebywanie z kimś w jednym miejscu – nawet jeśli coś nam grozi jeszcze niekoniecznie oznacza, że zaczynamy żywić do tej osoby romantyczne uczucia. Więcej Zwierz powiedziałby nawet że to wyjątkowo marny moment do budowania romantycznej więzi bo człowiek się boi, martwi, i chciałby być w domu z dala od tych wszystkich ludzi. Poza tym jak mówiła bohaterka Sandry Bullock ze „Speed”- związki oparte na wspólnych ekstremalnych przeżyciach mają małą szansę na powodzenie.
Wściekłe Latynoskie bohaterki – Zwierz ma wrażenie, że to jedna z tych klisz która jeszcze długo nie umrze. Jak wiadomo z Meksyku pochodzą – wściekli handlarze narkotyków, uroczy bohaterowie, którzy mają inny styl życia niż amerykanie i bardzo wściekłe kobiety, które natychmiast zapisują się do wojska. Serio jak się popatrzy ile jest w filmach wściekłych latynoskich kobiet – najczęściej w mundurach to można dojść do wniosku, że stanowią mniej więcej połowę zaciągu do Armii Stanów Zjednoczonych. I żeby było jasne – zawsze się cieszę z latynoskiej reprezentacji w amerykańskich filmach (bo w sumie to bardzo niedoreprezentowana grupa) ale jednocześnie – straszliwie mnie denerwuje to utwierdzanie widza w przekonaniu, że latynoska kobieta jest nieokiełznana i niebezpieczna.
Włosy emocjonalnej przemiany – istnieje wielki zbiór filmowych klisz związanych z włosami. Kiedy kobieta ma mocno ściągnięte włosy znaczy, że jest złą bizneswoman i pewnie jest nieszczęśliwa. Kiedy ma długie i rozpuszczone – znaczy, że jest wolna i wyzwolona. Kiedy ma kręcone, to może np. znaczyć że jest brzydka (drobno skręcone loczki mają niemal wszystkie brzydkie bohaterki zanim przejdą przemianę). Jak ma ogoloną głowę to właściwie jest niezwyciężona, jak ma krótkie włosy to jest niezależna. Wymieniać można wiele. Tymczasem jak chyba każdy wie, związek długości, koloru i faktury włosów z charakterem nie jest rzekłabym umiarkowana. Tak jasne osoba która ma jakiś charakter pewnie częściej zetnie, pofarbuje włosy, ale to też jest tak, że ta sama osoba jakby wszyscy mieli krótkie to chciałby mieć długie. Bo nie o włosy przecież chodzi tylko o wyraz buntu, pokazanie swojej indywidualności itp.
No dobrze to dziesięć wkurzających Zwierza klisz. Oczywiście to nie wszystkie. W samym wątku uczestnicy dyskusji wymieli kilka doskonałych, a także cudowne przykłady tego jak bardzo Hollywood nie rozumie ich zawodów (mój ukochany post dotyczył tego, że ludzie czytają książki z księgozbioru zamkniętego bez obecności bibliotekarza dyżurnego). Ogólnie dyskusja pokazała, że tak naprawdę obecni widzowie mają całkiem długą listę wątków których nie cierpią, zaś scenarzyści – jak na złość upierają się przy tym by wciąż je stosować. Co więcej – zwykle są to takie klisze które bardzo mocno wiążą się z zawiązaniem akcji czy budowaniem konfliktu, co denerwuje nawet bardziej niż jakieś mniejsze schematy w tle. W każdym razie o tym co nas w filmach denerwuje zawsze się dobrze rozmawia – dlatego zwierz obiecuje, że kiedyś zrobi listę swoich ulubionych klisz – bo też takie ma.
Ps: Zwierz powinien obejrzeć nowy serial Terror, który dostał specjalnie przedpremierą ale się trochę boi…