Trudno traktować film taki jak „Tylko nie mów nikomu” w tych samych kategoriach co każdą inną produkcję filmową. Dokumenty interwencyjne, które mają poruszyć najważniejsze dla społeczeństwa sprawy i realnie zmienić sytuację w kraju rzadko ocenia się z punktu widzenia jakości produkcji. Nie mniej mam poczucie, że w przypadku dokumentu Sekielskiego warto przez chwilę pochylić się nad tym jak film został zrobiony. Między innymi dlatego, że to właśnie dobrze zrealizowany zamysł reżyserski sprawił, że film dokumentalisty może mieć większy wpływ na społeczeństwo niż np. Kler.
Nie będę ukrywać że z początku miałam wątpliwości co do produkcji. Głównie ze względu na to, że wiele produkcji tego typu stawia na atmosferę z programów typu „Uwaga” gdzie ważne są ujęcia poruszonej kamery, krzyki, bieganie i tworzenie atmosfery która jest pełna dyskomfortu dla widza, który – co jest dziwnym, ale działającym mechanizmem społecznym – czasem gorzej się czuje ze złamaniem zasad społecznych przez dziennikarza, niż z przewinieniami gonionego przezeń przestępcy. Wszyscy znają ten mechanizm gdzie nagle jesteśmy krytyczni wobec dziennikarzy bo łamią zasady dobrego wychowania mimo, że robią to w słusznej sprawie. Tak jesteśmy zsocjalizowani, że czasem bardziej nam przeszkadza obserwowanie osoby niegrzecznej niż świadomość że jest ona niegrzeczna wobec zbrodniarza. Bardzo bałam się tej sensacyjności, także biorąc pod uwagę obecność w filmie ofiar księży – którzy, przynajmniej w moim założeniu, nie zasługują na to by być wykorzystywani do konfrontacji przeprowadzonych w atmosferze budowania skandalu.
Wszystkie moje wątpliwości się nie sprawdziły. Sekielski najwyraźniej bardzo dokładnie przemyślał co w przypadku odbioru filmu może wywołać kontrowersje i nie zastosował żadnej z licznych metod budowania sztucznego napięcia. Wręcz przeciwnie. Dziennikarze są w filmie uprzejmi, nie wbiegają, nawet nie wchodzą, gdy zamknie się przed nimi drzwi. Pukają, pytają grzecznie, nie podnoszą głosu. Nie przekraczają żadnych społecznie przyjętych granic. Konfrontacje z księżmi – już mocno starszymi panami, są przerażająco spokojne. W czasie pierwszej rozmowy molestowana w dzieciństwie kobieta, zwraca się do swojego oprawcy cały czas „Proszę księdza” zachowując do samego końca grzecznościową formułę. Wybucha dopiero kiedy wychodzi z domu dla księży emerytów. A i jej wybuch pokazany jest na marginesie. Film obywa się niemalże bez przekleństw, na pewno bez krzyków, bez biegania i trzęsącej się kamery. Grzeczność i spokój twórców filmu – ale i ofiar, jest poruszająca ale jednocześnie – sprawia, że ten jeden element który mógłby zostać wykorzystany przeciwko nim został usunięty. To bardzo dobra ale też jak podejrzewam trudna decyzja. Sekielski słusznie musiał założyć, że przekleństwa i emocje zostawi widzom.
Druga sprawa to konstrukcja filmu – z jednej strony pokazuje nam on przypadki konkretnych księży i ich konkretnych ofiar. Jednocześnie jednak konstrukcja każdej historii prowadzi nas w to samo miejsce. Niezależnie czy mamy do czynienia z czymś co wydarzyło się niedawno czy w latach osiemdziesiątych, film pokazuje nam przede wszystkim działanie mechanizmu ukrywania pedofilii. Same czyny pedofilskie choć budzące grozę i obrazę pojawiają się tak naprawdę na marginesie. Mamy świadectwa poszkodowanych ale tak naprawdę najbardziej wstrząsające jest to co dzieje się później. Bo później w wielu przypadkach pojawiają się rodzice, lekarze, prokuratura. Zwykle to właśnie na te grupy zrzuca się odpowiedzialność za to, że pedofilia jest słabo wykrywana. Bo społeczność nie chce do siebie dopuścić wizji, że ksiądz molestuje, bo rodzice nie wierzą, bo prokuratura ignoruje, bo lekarze nawet widząc ślady na ciele nie zgłaszają. Tymczasem film pokazuje przypadki w których reakcje się pojawiły – wcześniej albo później. I nic.
Tu właśnie pojawia się moim zdaniem to co w filmie Sekielskiego jest najważniejsze. To nie jest film o pedofilii w Kościele. To jest film o tym jak działa systemowe ukrywanie pedofilii w kościele które pozwala – nawet w przypadku wydania wyroku sądowego, sprawcom działać nadal i nadal funkcjonować z dostępem do dzieci. Gdyby twórcy koncentrowali się na pojedynczych księżach łatwo byłoby postawione w nim zarzuty zbyć przypowieściami o złych pasterzach, którzy znajdą się wszędzie. Ale to nie jest film o pojedynczych księżach, tylko o systemie. O tym jak wygląda ukrywanie pedofilii, przeciąganie procedur tak by nic nie dały, czy w końcu chronienie swoich. Ksiądz pedofil wypada w tym obrazie jako jednostka żałosna, zdemoralizowana ale w pewnym stopniu – totalnie nieracjonalna i kanalizująca swoje popędy tam gdzie się da (co nikogo nie usprawiedliwia). Kryjący księży episkopat jawi się jako cyniczna machina działająca na zasadach podobnych do mafijnych, któa z pełną premedytacją stosuje procedury, które mają utrudnić wykrycie sprawcy, odsunięcie go od pracy, wykluczenie ze stanu kapłańskiego czy nawet potwierdzenie oskarżeń. Dodatkowo w filmie widzimy jak spójny jest przekaz płynący z Episkopatu i jak z uśmiechem na ustach powtarza się informacje które – co wiemy, mają niewiele wspólnego z prawdą. Sekielski słusznie naświetla główny problem kościoła jakim jest absolutne skorumpowanie moralne jego władz. Bo ja się zgadzam że księża pedofilie nie są większością w kościele. Ale jestem przekonana, że właściwie wszyscy biskupi są w jakimś stopniu zaangażowani w ukrywanie przestępstw seksualnych księży. I to jest moment w którym Kościół w Polsce w takim składzie osobowym traci rację bytu.
Właśnie to zidentyfikowanie prawdziwego problmu Kościoła – którym nie jest tylko pedofilia ale całkowite moralne skorumpowanie – wynikające z posiadania właściwie niezachwianej pozycji w społeczeństwie (wspieranej przez politykę) jest zwycięstwem filmu Sekielskiego. Twórcy nie zebrali spraw nowych zupełnie nie znanych – jeśli się czyta prasę to dziennikarze w różnych punktach polski donosili o tych przypadkach i wyrokach. Ale pojedyncze doniesienia rzadko składają się w tak jasną i klarowaną narrację. Narrację która pokazuje także że nawet wychodzące z góry próby reformy postępowania biskupów (bo rzeczywiście papież Franciszek coś w tej materii drepcze) nie trafiają na podatny grunt. Polski kościół zrobił się niesamowicie niezależny jeśli chodzi o słuchanie Watykanu w sprawach przestępstw seksualnych. Dodatkowo brawo, za to, że twórcy filmu nie przestraszyli się przypominania, że jednak problem pedofilii w Kościele zaczął być głośno omawiany po raz pierwszy w czasie pontyfikatu Jana Pawła II. I działania podjęte przez Kościół były bez porównania za małe. Zaś rządzący dziś Kościołem duchowni wychowali się duchowo w przekonaniu, że Watykan nic im nie zrobi, bo mają tam swojego człowieka, który ich obroni. Wciąż powtarzam że Kościół miał jedna dobrą zasadę z czekaniem wielu lat po śmierci przed beatyfikacją. Bo dopiero wiele lat po śmierci mamy człowieka o którym mogły już wyjść wszystkie brudy. A tak jak w przypadku Jana Pawła II mamy świętego o którym dowiadujemy się kolejnych nie świętych rzeczy.
Jak pisałam – uważam film Sekielskiego za dużo lepszy od Kleru. Głównie dlatego, że Kler próbował oskarżyć kościół o wszystko zaś film Sekielskiego biorąc na warsztat jeden problem pokazuje źródło wszelkiego niezmiennego kościelnego zła. Dodatkowo pokazuje też jak bardzo demoralizacja Kościoła przekłada się na demoralizację społeczeństwa, od którego wymaga się bezwzględnego posłuszeństwa wobec organizacji, korzystającej właściwie z mafijnych metod unikania prawa. Kler był symboliczną niezgodą na zło, zaś Tylko nie mów nikomu, przypomina bardziej pismo do prokuratury. Zresztą wydaje mi się, że reakcja czy brak reakcji (którą powinny być dymisje biskupów i arcybiskupów) pokazują, że dziś nawet przywołując najbardziej paskudne wykroczenia (kościół przecież ma na sumieniu także molestowanie pełnoletnich kobiet i mężczyzn ale to porusza serce dużo mniej niż ta oczywista pedofilia) rozbijamy się o konflikt światopoglądowy. Im więcej ujawniania przewin Kościoła tym częściej słyszy się o atakach na tą instytucję. Pojawia się próba zdyskredytowania tych zarzutów i przeniesienia ich tylko na grunt wojny ideologicznej. Cierpienie ludzi nigdy nie jest mniej ważne niż poglądy. Ale nie w tym dyskursie.
Zresztą tu należy powiedzieć, że mimo oglądania filmu z oburzeniem czy niechęcią nie sposób nie wynieść z niego czegoś co jest jakimś światłem w tunelu. Co porusza w zupełnie inny sposób niż opis kolejnych niegodziwości. I to jest pokazanie odwagi ofiar. Przyznam szczerze, że pierwsza konfrontacja w której kobieta konfrontuje się z księdzem który molestował ją w dzieciństwie jest niesamowita. Właśnie dlatego, że widać w niej jak niesamowitej odwagi wymaga spotkanie się po latach z własnym oprawcą. To jest moment w którym trudno powstrzymać podziw dla wszystkich którzy przeżywszy traumę próbują zrobić cokolwiek by znaleźć choć namiastkę sprawiedliwości. Jednocześnie jednak film pokazuje jak bardzo działania Kościoła – nawet jeśli miałyby się pojawiać zadośćuczynienia czy realne donoszenie na sprawców, nie są w stanie cofnąć tego co stało się w życiu tych ludzi. Jak bardzo zostają oni na zawsze ofiarami tych czynów i choć mogą się starać uciec, to żyją wciąż ze świadomością, że coś im zabrano. Oglądanie dorosłych ludzi, którzy przed kamerą cofają się do swojego dziecięcego strachu i konfuzji jest nawet bardziej poruszające niż opis czynności seksualnych.
Wiele osób po obejrzeniu filmu zastanawia się co będzie dalej. Przyznam szczerze – nie mam tu dobrych wiadomości. Choć wierzę, że poszczególni przedstawieni w filmie księża być może poniosą konsekwencje to niestety skończyła się moja wiara w to, że któregoś dnia obudzę się w kraju który jak Irlandia rozpoczął rozliczanie się ze swoim kościołem, Czy nawet w Chile gdzie abdykowało 20% episkopatu. W Polsce Kościół miał się już wielokrotnie nie podnieść po kolejnych oskarżeniach i zawsze udawało mu się wypłynąć – głównie dzięki wsparciu politycznemu. Bo przecież dziś główne siły polityczne kościół krytykują ale nikt nie powie – więcej Kościoła w Polsce w takiej formie nie będzie. Inna sprawa to fakt, że nawet w Irlandii pewne zmiany zaczęły się dopiero wtedy kiedy zaczęto odkrywać masowe groby dzieci. I tak wiem – że wiele osób będzie mówiło, że upadek kościoła zależy od postawy wiernych. W pewnym stopniu tak. Ale jednocześnie – nie mam wątpliwości, że biskupi potrafią trwać na swoich stanowiskach nawet przy pustych Kościołach.
Jaki więc wniosek wysnuć z tego filmu? Moim zdaniem przede wszystkim taki, że zmiana, jeśli ma nadejść musi iść od dołu. Nie tylko od wiernych, ale też od dziennikarzy, księży, polityków, policjantów, prokuratorów, lekarzy. Wszystkich tych ludzi, którzy na każdym kroku mogą, muszą i powinni przeciwstawiać się przejawom absolutnie skorumpowanej instytucji. Skończyły się lata kluczenia czas na jasne zdania i jasne deklaracje. Nie chodzi tylko o wiernych którzy mają wychodzić z Kościołów bo nie tylko wierzący są winni, wszyscy jesteśmy częścią społeczeństwa które w jakimś stopniu to toleruje. Nie podejrzewam by jeden film uzdrowił sytuację, nie podejrzewam by zrobiło to dziesięć filmów. Ale kiedy następnym razem spotkacie księdza zadajcie sobie pytanie – czy gdybyście spotkali człowieka będącego przedstawicielem mafii, też bylibyście dla niego grzeczni czy grzecznie podziękowalibyście za rozmowę? Bo tu nie chodzi o osobiste przewiny tylko o niedostrzeganie moralnej zgnilizny, także tych którzy nigdy w życiu żadnego dziecka nie dotknęli. Choć jak uczy nas historia – nie na pedofilii kościół się przejedzie. Tak jak Al Capone nie wpadł za przestępstwa w których się specjalizował tylko za podatki. I musimy się wszyscy zastanowić – gdzie są „podatki” Kościoła”. Bo jak na razie hierarchowie żyją w Raju. I potrzebny jest miecz ognisty by ich z tego Raju wygonić i zatrzasnąć za nimi na zawsze drzwi.
Na koniec ma uwagę. Jestem osobą wierzącą że może gdzieś tam jest siła wyższa. Nie wierzę by miała cokolwiek wspólnego z Kościołem czy zorganizowaną religią. Nie mniej widziałam na filmie że wielu z tych księży jednak wiarę jakąś mam. I wiara ta budzi w nich lęk. I w takich chwilach aż chciałoby się przez chwilę uwierzyć w chrześcijańskie zaświaty. I w sprawiedliwość boską. Która tych którzy czynili zło korzystając z jego imienia potraktuje tak jak inni ludzie nigdy by nie potraktowali. Czasem miło jest przywołać w głowie mściwego Boga który może zrobi to na co nam nigdy nie starcza odwagi. W takich chwilach chce się wierzyć.
Ps: Pod wpisem nie ma komentarzy ponieważ moje zdanie na temat filmu i instytucji Kościoła – jako instytucji którą postrzegam całkowicie jako organizację ludzką (powołującą się na potrzebę kontaktu z Bogiem, którą odczuwają osoby wierzące) nie jest do zmiany.