Ilekroć widywałem w filmach bohaterów, którzy zrywają się z miejsca i, nie zastanawiając się nad niczym (a zwłaszcza nad rachunkiem), ruszają w pogoń, zawsze kręciłem nosem na mały realizm takiej sceny. Ostatecznie człowiek raczej rzadko rzuca się za kimś do biegu, prędzej siedzi bez ruchu, dziesięć razy zadając sobie pytanie, czy aby mu się coś nie przywidziało, ewentualnie zastanawiając się, czy w ogóle jakikolwiek wysiłek ma sens. Tym bardziej zaskoczyło mnie, że postąpiłem dokładnie w zgodzie z filmową narracją, czyli – gdy tylko zdałem sobie sprawę, że ktoś robi nam zdjęcia – wybiegłem przed bar.
Takiego zachowania najwyraźniej nie spodziewałem się nie tylko ja, ale też fotograf. Stał przed oknem, przeglądając zrobione właśnie zdjęcia na niewielkim ekraniku swojego aparatu. Kiedy go zawołałem, spojrzał na mnie z bezbrzeżnym zaskoczeniem. Miałem nadzieję, że chociaż zacznie uciekać, bym mógł go iście filmowo gonić, ale nic takiego się nie zdarzyło. Facet po prostu stał w miejscu i przyglądał mi się trochę z zainteresowaniem, być może z rozbawieniem. Najwyraźniej nie zrobiłem na nim wielkiego wrażenia. Nawet wtedy, kiedy zrobiłem kilka szybkich kroków w jego stronę.
– Przestań nam robić zdjęcia – chciałem zabrzmieć bardzo poważnie, ale mój głos brzmiał cicho, niemal niepewnie.
– Już przestałem. Bardzo ładnie wyszliście na tych kilku, które mam, więcej mi nie trzeba – spodziewałem się jakiegoś lęku czy skruchy, ale fotograf brzmiał, jakby nic dziwnego się nie stało.
– Nie masz pozwolenia na robienie nam zdjęć. Nie życzymy sobie – ponownie próbowałem byś stanowczy. Tym razem udało mi się odrobinę podnieść głos.
– To, czy chcecie, nie ma tu nic do rzeczy – fotograf zaczął się rozglądać dookoła, jakby był znudzony naszą rozmową – ja robię zdjęcia sławnym ludziom, a ty siedzisz w knajpce z Evą Mayers. Chciałeś nie mieć zdjęć, trzeba było wybrać ńsię na randkę z inną kobietą.
– To nie jest randka – nie wiem, dlaczego czułem potrzebę zaznaczenia tego akurat przypadkowemu fotografowi – I nawet jeśli Eve jest znana, to nie znaczy, że możesz ją fotografować, kiedy chcesz.
– Wręcz przeciwnie, to dokładnie to znaczy. Nie znam cię koleś, ale wiesz, tak działa przemysł rozrywkowy. Robimy zdjęcia znanym ludziom, potem je sprzedajemy, ludzie oglądają je w mediach, i ostatecznie twoje aktorka ma kasę. Tak więc nie grajcie tu ofiar. Robię wam przysługę – fotograf wyglądał na człowieka, który miał swoją argumentację przygotowaną dużo wcześniej. Najwyraźniej nie ja pierwszy podważałem sensowność jego zawodu.
– Eve może jest osobą publiczną, ja nie jestem. Nie jestem nikim sławnym. Nie chcę, żebyś robił mi zdjęcia – spróbowałem jeszcze jednego argumentu, choć narastało we mnie spóźnione poczucie bezsensu moim działań. A przynajmniej ich nieskuteczności w rozmowie z kimś tak pewnym siebie.
– Nawet jeśli nie byłeś nikim sławnym, to już jesteś. Może nie teraz, ale za jakieś trzy-cztery godziny, kiedy ludzie zobaczą twoje zdjęcia w magazynach plotkarskich, już tak. W ogóle to bardzo byś mi ułatwił życie, gdybyś powiedział, jak się nazywasz. Zaoszczędzisz sporo czasu jakiejś biednej dziewczynie z działu researchu, która będzie próbowała ustalić, dla kogo Eve Mayers rzuciła narzeczonego – bezczelność fotografa sprawiła, że na chwilę odebrało mi mowę. Stałem, patrząc na niego z głupim wyrazem twarzy – Dobra, widzę, że nic mi nie powiesz. To ja będę spadał.
Nie myśląc wiele, zastąpiłem mu drogę.
– Skasuj zdjęcia – tym razem, ku mojemu własnemu zaskoczeniu, brzmiałem naprawdę stanowczo.
– Sorry stary, nie ma takiej opcji. To mój zarobek.
– Skasuj zdjęcia – powtórzyłem, lekko podnosząc głos.
– Bo co? – fotograf założył ręce, jakby był upartym dzieckiem, które testuje rodziców.
Zacisnąłem pięść. W tym samym momencie doszło do mnie, że nigdy w życiu nie uderzyłem człowieka. Przynajmniej w złości i z rozmysłem. No dobra, biłem się z moją siostrą, ale trudno to uznać za jakiekolwiek doświadczenie. Uświadomiłem sobie, że nie tylko nie za bardzo chcę kogokolwiek uderzyć, ale nawet nie wiem jak. Miałem jakieś mgliste wspomnienia artykułów tłumaczących mi, że uderzając kogoś pięścią w szczękę, mogę sobie zrobić większą szkodę, niż drugiej osobie. Mógłbym też faceta popchnąć albo szarpnąć, ale… ale co potem?
Stałem tak, zupełnie sparaliżowany całą sytuacją. Jeśli kilka minut wcześniej czułem się jak pewny siebie bohater filmu, to teraz dopadła mnie rzeczywistość. Niezależnie od tego, jak niezwykła była ta noc, ja wciąż pozostawałem gościem, który w dzieciństwie wypisał się z karate po tym, jak dowiedział się, że sparing jest obowiązkową częścią treningu.
– Tak myślałem – fotograf uśmiechnął się złośliwie – nic mi nie zrobisz. I dobrze, bo to nigdy się nie kończy niczym przyjemnym. Ani dla ciebie, ani dla twojej dziewczyny. Kup sobie jutro gazetę, na moje oko będziesz na czwartej stronie.
Facet minął mnie bez żadnego wahania i ruszył w kierunku motocykla, który zaparkował niedaleko wjazdu na parking. Stałem, patrząc, jak zakłada kask i odjeżdża pewnie w kierunku kolejnych knajp, gdzie niczego nieświadomi ludzie próbują po prostu zjeść miły posiłek.
– Adam? – Eve stała w drzwiach baru. Wyglądała na zmartwioną.
– Nic nie mogłem zrobić – wzruszyłem ramionami – odjechał ze zdjęciami.
– To mnie nie zaskakuje – Eve wyciągnęła z torebki papierosa. Podała mi jednego, ale odmówiłem – ten typ tak ma. Żeby robić to, co robią muszą mieć w sobie odpowiednią dawkę bezczelności.
– Nie irytuje cię to – nie wiem, dlaczego poniosłem głos – że robi ci zdjęcia z zaskoczenia, a potem sprzedaje je mediom?
– Oczywiście, że mnie irytuje. Ale jestem w tym biznesie trochę dłużej od ciebie i po prostu znam ten mechanizm. Jeśli będziesz się z nimi kłócić i szarpać, to zrobią ci jeszcze więcej zdjęć. Wdasz się w rozmowę, to powiedzą, że przecież wiesz, na jaki zawód się zdecydowałaś. A poza tym za pół roku twój producent będzie cię błagał, żebyś zrobiła sesję zdjęciową z narzeczonym dla takiego czy innego magazynu plotkarskiego, bo to doskonały sposób na promocję filmu. Więc tak, irytuje mnie to, ale jeśli chcesz mnie pouczać, to bardzo dziękuję.
Zrobiło mi się głupio. Byłem wściekły, ale nie na Eve, tylko na tego fotografa. Coś, co miało być tylko nasze, nagle, bez naszej zgody, stało się własnością publiczną. Miły, trochę magiczny wieczór miał wszelkie szanse stać się gorącą plotką. Jednocześnie uświadomiłem sobie, że o ile z mojej perspektywy było to po prostu przykre, to w przypadku Eve wszyscy dowiedzą się, że nie spędziła wieczoru z Emilio.
– Przepraszam, wkurzył mnie ten gość. Poza tym… nie chcę, żebyś miała problemy. Zwłaszcza jak ludzie przeczytają o tym, że pojawiłaś się na mieście bez narzeczonego.
– O mnie się nie martw – Eve pogłaskała mnie po policzku – dam sobie radę. Takie życie. Ostatecznie kiedyś i tak by się dowiedzieli. To jest trochę cena sławy. Są rzeczy w moim życiu, o których nie decyduję sama.
– I naprawdę nic nie można zrobić? – znów poczułem, jak wzbiera we mnie złość, a właściwie nie złość, tylko rozgoryczenie. Jakoś nagle ta miła noc zamieniła się w jakieś nieprzyjemne wydarzenie.
– Nie ma żadnego dobrego rozwiązania. Teoretycznie możemy wrzucić nasze wspólne zdjęcie na Instagrama. Wtedy nie będzie to już taka sensacja, a ten paparazzo dostanie mniej kasy za zdjęcia, które nam zrobił. Ale to też nie jest idealne – Eve wyrzuciła niedopałek na ziemię. Miałem wrażenie, że zmieniła się cała jej postawa. O ile wcześniej sprawiała na mnie wrażenie bardzo pewnej siebie, to teraz jakby skurczyła się w sobie.
– Dobra, to wcale nie jest zły pomysł – uśmiechnąłem się z nadzieją, że trochę ją pocieszę – zróbmy sobie wspólne zdjęcie, wrzućmy do sieci i przynajmniej będziesz miała trochę kontroli nad tym, co powiesz ludziom.
– I nie będzie ci przeszkadzać, że ktoś zobaczy twoją twarz? – Eve wyglądała na zaskoczoną moim entuzjazmem.
– Niech sobie oglądają, ile chcą. Prawdopodobieństwo, że ktoś mnie rozpozna, jest znikome. A nawet jeśli, kto w to uwierzy? Takie rzeczy się nie zdarzają. Chyba że w brytyjskich komediach romantycznych.
– Adam, ja mam dziewięć milionów obserwujących na Instagramie, jesteś pewien, że chcesz, żeby wszyscy cię zobaczyli? – Eve nie wyglądała na przekonaną.
– Nie chcę, żeby jakiś fotograf dostał kasę za zepsucie nam wieczoru. Czy nas zobaczy dziewięć milionów, czy cztery osoby, to już teraz nie ma znaczenia – wzruszyłem ramionami. Skoro już nasz wieczór miał być nie tylko nasz, było mi wszystko jedno. Jedyne, czego chciałem, to jakoś załagodzić sytuację dla Eve.
Wyciągnęła telefon z torebki i przez chwilę trzymała go w dłoni, jakby był czymś niesłychanie ciężkim. Poprawiłem trochę włosy i wyprostowałem muszkę, która przez cały wieczór zdążyła mi się przekrzywić. Staliśmy na słabo oświetlonym parkingu, więc zacząłem się rozglądać za jakimś źródłem światła. Ostatecznie, skoro już świat miał nas zobaczyć razem, to niech to nie będzie najgorsze zdjęcie w historii.
– Tam będzie najlepsze miejsce – wskazałem ręką w kierunku neonu reklamującego pobliską stację benzynową. Rzucał przyjemne żółte światło na kawałek parkingu.
– To nie ma sensu – Eve schowała telefon do torebki – nie chcę robić sobie z tobą zdjęć. Nie chcę wymyślać opisu i dobierać hahstagu. Nie chce mi się czytać komentarzy, nie chcę kasować wiadomości.
– A czego chcesz? – zapytałem cicho.
– Chcę pojechać do domu.
Skinąłem głową. Czymkolwiek była ta noc, wszystko wskazywało na to, że już się skończyła.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ