Nie ukrywam – kiedy usłyszałam, że kręcą nową „Plotkarę” byłam co najmniej zaskoczona, żeby nie powiedzieć – nieco zawiedziona. Serial który nadawało CW wydawał mi się tak bardzo zakorzeniony w pewnych czasach (zadebiutował przed kryzysem finansowym 2008 roku), że nie sposób go przełożyć na dzisiejszą – bardziej skomplikowaną i pod wieloma względami bardziej świadomą rzeczywistości. Dlatego nawet nie próbowałam wcześniej obejrzeć nowych odcinków pokornie czekając aż trafią do Polski. Stało się to wczoraj wiec mogę już wam napisać co sądzę.
Wyznam wam szczerze – trochę mnie ta nowa „Plotkara” zaskoczyła. Czym? Tym, że będąc serialem dość nie oryginalnym i w sumie – mało nowatorskim, wciąż mnie wciągnęła. To ciekawy przykład bo mamy do czynienia z kontynuacją a nie z rebootem – w pierwszych odcinkach mamy nawiązania do oryginalnych postaci i nawet możemy zobaczyć posty z pierwszej Plotkary. To otwiera twórcom sporo możliwości – zwłaszcza kiedy skończą im się jakieś pomysły, by wprowadzić aktorów i postaci z pierwszych serii. Jak podejrzewam – wcześniej czy później na pewno dojdzie do tego w dużo szerszym zakresie niż się teraz spodziewamy.
2007 rok był bardzo inny niż 2021 i dość dobrze widać to w tych pierwszych odcinkach nowej Plotkary. Przede wszystkim – tak naprawdę blog śledzący każdy krok naszych bohaterów nie jest potrzebny – wystarczy to jak budują swoją karierę w social media i jak są obserwowani non stop przez swoich rówieśników którzy nie muszą się już chować za żadnym pseudonimem. To jest niesamowita różnica, która wpływa też na część konfliktów w serialu. Nie chodzi już bowiem tylko o dostosowanie się do szkolnej elity ale o stworzenie swojego wizerunku, który będzie atrakcyjny dla odbiorców. Pod tym względem sława Sereny i Blair jest niczym – gdy porównamy ją ze współczesnymi nastolatkami, które mają niemal codziennie sponsorowane współprace na swoich kontach. Zresztą dużo bardziej widać w tym nowym wydaniu, że już teraz nastolatki właściwie pracują prowadząc swoje social media i naukowa przyszłość nie jest dla nich najważniejsza – dużo więcej mogą zdziałać dzięki sławie i popularności jaką daje im internet. Julien – nasza centralna bohaterka – właściwie jest małą firmą, a jej wizerunek – czymś o co dba bardziej biznesowo niż prywatnie. Blair mogła drżeć co pomyśli o niej towarzystwo, Julien musi się liczyć z tym, że straci twarz przed tysiącami czy milionami osób. Pod tym względem konto na Insta z plotkami wydaje się niewielką przeszkodą.
Twórcy próbują też wpleść do serialu nową wrażliwość co wychodzi im tak w kratkę. Z jednej strony nauczyli się, że dobrze mieć w produkcji sceny zawierające głośne wyrażanie zgody na pewne sprawy, z drugiej – nie byli się w stanie powstrzymać i nie wrzucić do serialu wątku romansu nauczyciela z uczniem. To jest niesamowite jak serial kochają ten wątek – mimo, że w rzeczywistości to nigdy nie jest dobry układ (jest też karany przez prawo). Już reakcja na ten wątek w Riverdale” powinna nauczyć, że lepiej już po niego nie sięgać. Oczywiście zawsze pozostaje jeden problem – finansowego uprzywilejowania naszej grupy, które to z roku na rok coraz mniej fascynuje młodych ludzi a coraz bardziej ich denerwuje. Widać, że scenarzyści chcieli tu nadać pewien rys społecznej świadomości (pojawia się i sprzeciw wobec działalności rodziców, i rozmowa o szlachetnych kamieniach pozyskiwanych niewolniczą pracą) ale nie powinno to jednak przysłaniać nam faktu, że siłą serialu jest to, że jednak o tym jednym procencie opowiada.
Przy czym mam wrażenie, że pewną próbą obejścia tematu jest stworzenie grupy zdecydowanie bardziej zróżnicowanej niż w przypadku pierwszych serii. Serialowy odpowiednik Sereny van der Woodsen – Julien Calloway, nie jest blondynką z długimi włosami, ale ciemnoskórą ogoloną na łyso dziewczyną, która bardziej przypomina modelkę niż uczennicę. Szkolny uwodziciel to już nie Chuck Bass, uwodzący każdą dziewczynę, ale Max Wolfe – panseksualny chłopak, wychowany przez dwóch ojców. Tutejszy Nate Archibald to Akeno „Aki” Menzies, z różowymi włosami i mnóstwem pytań dotyczących własnej tożsamości. Jeśli pierwsza „Plotkara” przekonywała nas że światem nowojorskiej elity rządzą białe dzieciaki, które wyglądają jakby ich przodkowie właśnie zeszli z Mayflower, o tyle nowa „Plotkara” stara się nas przekonać że wiele się zmieniło. Wciąż jednak – mówimy o grupce młodych ludzi którzy nigdy nie będą się musieli za bardzo przejmować finansami i którzy czas po szkole spędzają na imprezach.
Tu dochodzimy do chyba najciekawszego elementu nowej „Plotkary” czyli kwestii tożsamości osób prowadzących tytułową stronę (na całe szczęście wciąż słyszymy w tle głos Kristen Bell). W tej wersji za stworzenie strony odpowiedzialni są (przynajmniej tak się teraz wydaje) zdesperowani nauczyciele, którzy próbują w ten sposób przywołać uczniów do porządku. To ciekawy pomysł – trochę nadający do całej narracji takiego ironicznego posmaku – który zdecydowanie nie pozwala serialu traktować śmiertelnie poważnie. Jednocześnie mam wrażenie, że to dość dobry komentarz do dzisiejszych trzydziestolatków, którzy wciąż chcą żyć młodzieżową dramą – o czym świadczy fakt, że stanowią sporą grupę widzów każdego serialu dla nastolatków.
Nie wiem czy pamiętacie kontrowersje jakie wzbudzała kampania reklamowa pierwszej Plotkary – gdzie wykorzystywano mnóstwo kadrów nawiązujących do seksu nastoletnich bohaterów. Wtedy to było coś przełomowego, ale dziś nikogo nie dziwi. Także dlatego ta nowa „Plotkara” sprawia wrażenie (mimo pewnych wysiłków) strasznie grzecznej – w ciągu ostatnich kilkunastu lat chyba nie ma takich scen z nastoletnimi bohaterami których byśmy nie widzieli – czy to „Riverdale” czy to „Sex Education” czy w każdej innej młodzieżowej dramie (z późniejszymi sezonami „Plotkary” włącznie). To ciekawe, że bardzo widać, że twórcom zdecydowanie nie udało się stworzyć, żadnego nowego kulturowego momenty, czy nawet odtworzyć napięcie pierwszej „Plotkary”. Można podejrzewać, że chodziło tu raczej o przyciągnięcie widzów do nowej platformy.
To powiedziawszy – doskonale się bawiłam przy nowej „Plotarze”. Obejrzenie wszystkich odcinków zajęło mi chwilkę. Bardzo się ucieszyłam widzą że w rolach rodziców obsadzono naprawdę doskonałych aktorów. Moje serce zabiło szybciej gdy na ekranie pojawił się Luke Kirby. Co też świadczy o tym, że się starszej kiedy wątki dotyczące rodziców interesują mnie bardziej niż te dotyczące rozkapryszonych nastolatków. Zresztą aktorsko produkcja całkiem nieźle się broni. Chyba najsłabiej wypada nowa Blair – Emily Alyn Lind – wydała mi się aktorsko najbardziej bez właściwości. Natomiast bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie Thomas Doherty jako Max – jest to doskonałe stworzenie postaci Chucka Bassa na nowo – jest ten rozpoznawalny rys zadufanego w sobie nastolatka, a jednocześnie – jest to jego własna rola.
Nie wydaje mi się by ta nowa „Plotkara” była w stanie wejść do kultury popularnej w takim stopniu jak swego czasu zrobił to oryginał. Co nie zmienia faktu, że po obejrzeniu tych sześciu odcinków całkiem się cieszę, że powstały. Jakiś czas temu próbowałam do „Plotkary” wrócić i bardzo poczułam jak zmiana mentalności i wrażliwości wpłynęła na moje oglądanie. To co kilka lat temu mi nie przeszkadzało, dziś zdecydowanie odrzucało mnie od niektórych postaci i wątków. Jednocześnie, zwłaszcza rozwój social mediów sprawił, że serial zestarzał się zaskakująco szybko. Patrzenie na te nastolatki, które nie mają jeszcze Instagrama było takie dziwne i zupełnie nie przystające do tego co dziś jest codziennością wielu młodych ludzi. Nowy serial choć też skupia się na spiskach, knuciu, podstawianiu sobie nogi i niesamowitych strasznych tajemnicach z przeszłości – robi to zdecydowanie bardziej w tonie, który jest dla mnie dziś strawny.
Nie ukrywam – ów eskapizm w świat bogactwa, imprez i nastolatków które nigdy nie muszą odrobić pracy domowej, ale zawsze mają czas iść na imprezę i napić się szampana – to coś co sprawia mi frajdę. Lubię kiedy pod koniec odcinka okazuje się, że te nastolatki mają wielkie tajemnice, które mogą zrujnować nie tylko je ale całe ich rodziny. Wciągam się w historię, w której można być pewnym tyko tego, że wszyscy ciągle łgają. Nie jest to najmądrzejsze ani nie niesie ze sobą jakiegoś głębokiego społecznego przekazu ale ta „Dynastia” w szkolnych murach sama mnie do siebie przyciąga. Byłam przekonana, że się rozczaruję a tymczasem z olbrzymią przyjemnością pochłonęłam każdy zaprezentowany odcinek i jest we mnie głód by obejrzeć ich dużo więcej. Druga część pierwszego sezonu ma się w listopadzie pojawić na HBO MAX więc liczę że szybko do nas też przyjdzie. I znów moje życie będzie składało się z długich wieczorów przy „Plotkarze”. Nie ukrywam – mogło być gorzej.