Hej
Zwierz obiecał napisać o Wikingach ale nie będzie o Wikingach. Serial jest niezły, ale powiedzmy sobie szczerze – zwierz ma trudności z oglądaniem kolejnego serialu, opartego na tym samym schemacie (weź trochę historii, pięknych ludzi, sztuczną krew i seks wymieszaj i podaj wzbogacone o bardzo dobre ujęcia). Zmiana decyzji o temacie wpisu naszła zwierza wieczorem, po tym jak jedna ze znajomych zwierza wrzuciła na tablicę zdjęcie Ruperta Gravasa. Dla czytelnika bloga zwierza (przynajmniej w większości) aktor jest rozpoznawalny z drugoplanowej roli Lestrada w Sherlocku. Taki całkiem przystojny, szpakowaty, idealnie balansujący ekscentryczną postać z pierwszego planu, spokojem na planie drugim. Zwierz wspomniał nie raz i nie dwa, że nie tak dawno temu, zwierz dostał lekkiego odpału i obejrzał w dwa tygodnie ponad 30 produkcji z tym aktorem. Czytelniczka napisała czemu więc zwierz swoich wylewanych hojnie pod jednym zdjęciem zachwytów nie opublikuje we wpisie. Wszak widać, że w głowie zwierza czai się więcej niż jedna refleksja nad aktorem, któremu zwierz poświęcił ostatnio więcej czasu niż niejednej doskonale rozpoznawalnej gwieździe kina.
Kiedy zwierz pierwszy raz oglądał Sherlocka kojarzył aktora wyłącznie z jego roli w Wallanderze i był bardzo zaskoczony tym co odkrył kiedy zaczął (nieco później pod wpływem Doktora Who przyglądać się jego filmografii)
Wtedy to właśnie zwierz zdał sobie sprawę, że stał się ofiarą pewnego zjawiska. Kiedy pyta się nas o nazwisko aktora którego lubimy, którego podziwiamy, czy którego produkcje pochłaniamy masowo zazwyczaj chcemy odpowiedzieć nazwiskiem powszechnie znanym. Nie dlatego, że pragniemy uciec od opinii „o mój boże jaki hipster” ale dlatego, że nie ma gorszego momentu w konwersacji od tego kiedy próbujesz komuś na podstawie niepochlebnego zdjęcia w Wikipedii (Graves ma chyba najgorsze z możliwych, podobnie w IMdb) wytłumaczyć dlaczego wybrało się tego a nie innego aktora na obiekt swojej krótkiej fanowskiej niepoczytalności (zwierz mówi krótkiej bo u zwierza przymus obejrzenia wszystkich produkcji był natychmiastowy :) Zwierz już dawno stwierdził, że wszyscy chcemy być fanami dobrych aktorów, uznanych aktorów, a co za tym idzie znanych. Nikt nie chce być fanem złego aktora. Dlatego nawet ci którzy grać nie umieją znajdą obrońców swojego talentu. Oczywiście rozpoznawalność nie jest wyznacznikiem talentu (ani też jego funkcją) ale trochę głupio kiedy pod niebiosa wynosimy aktora, którego żaden film nie przedostał się do zbiorowej wyobraźni czy do kanonu – trzeba koniecznie zobaczyć. Być może dlatego zwierz zamiast napisać tą notkę kilka miesięcy temu pisał ją to tu to tam w odcinkach w różnych wpisach, jakby się bał, że jakakolwiek jednoznaczna deklaracja sympatii do aktora, który powszechnie znany jest tylko zagorzałym wielbicielom kina brytyjskiego (z naciskiem na BBC) stanie się dokładnie czymś takim jak konwersacja o ulubionych aktorach z kimś kto nie kojarzy żadnych nazwisk. Po pewnym czasie człowiekowi robi się głupio. Nawet teraz kiedy zwierz z taką pozorną pewnością siebie pisze te słowa czuje się jakoś dziwnie (zwierz zapowiadał wpis ekshibicjonistyczny i proszę takiego dostarcza) bo przecież gdyby Graves był naprawdę tak znakomitym aktorem na pewno wyrwałby się ze szponów brytyjskiej telewizji publicznej (która zbiera ludziom dusze i dlatego muszą w niej grać przez całe życie, taka jest oficjalna wersja zwierza) i był tak zwanym „brytyjskim aktorem z karierą międzynarodową”. Problem w tym, że Graves nigdzie się nie wydostał i nadal pozostaje jednym z tych aktorów, których najlepiej rozpoznaje wielbiciel BBC.
Graves ma rzadko spotykaną wśród aktorów umiejętność grania postaci które nie są ani na pierwszym ani na drugim planie ale na pewno nie da się ich przegapić.
Musicie bowiem wiedzieć, że przez te trzydzieści parę produkcji zwierz nie tylko zapałał fanowskim uczuciem do aktora ale też doszedł do – rzadkiego u zwierza wniosku- że to jeden z lepszych aktorów jakich zna. Dlaczego? Tu nastąpi właśnie ten trudny moment kiedy przynajmniej części z was zwierz będzie musiał coś tłumaczyć na przykładach, które wam nic nie mówią (nie wszystkim! zwierz wie, że czyta go wierne grono brytofilów). Zacznijmy od tego, co zwierza fascynuje w karierze Gravesa. Widzicie wcześniej czy później każdy aktor poza kilkoma wybitnymi jednostkami staje się ofiarą szufladkowania oraz tradycyjnego podziału na role pierwszo i drugoplanowe. W przypadku Gravesa szufladkowanie zadziałało bardzo przewrotnie. Otóż wydaje się że zaczęto go obsadzać w rolach łajdaków oraz postaci , których istotnym elementem jest ich seksualność. Jego bohaterowie niezwykle często występują w rolach uwodzicieli czy egoistycznych kochanków. Co w tym ciekawego? Chociażby fakt, że aktorowi udało się uniknąć ograniczenia swoich postaci do jednej orientacji seksualnej. Graves, prywatnie ojciec piątki dzieci, jest jednym z najlepiej grających homoseksualistów aktorów jakiego zwierz widział w filmie. Pewnie gdyby grał w kinie amerykańskim, trochę by to go zaszufladkowało, na cale szczęście kino angielskie zupełnie nic sobie z tego nie robi. I dobrze bo w sumie zwierz nie zna idiotyczniejszego założenia niż to które mówi, że zagranie przez aktora homoseksualisty jest aktem odwagi (często to się tak określa w kinie amerykańskim). Sam aktor dość słusznie stwierdził, że naprawdę nie trzeba być danej orientacji seksualnej by sobie wyobrazić co by się robiło czy czego by się chciało gdyby miało się inną preferencję. To się ponoć w filmowym żargonie nazywa aktorstwo.
To w sumie ciekawe, że z trzech aktorów grających w Maurice największą karierę zrobił Hugh Grant – bo choć grał tam najlepiej w karierze miał najgorszą rolę. Graves pojawił się niby w roli tkluczowejale wcale nie pierwszoplanowej. Zdaniem zwierza, to taki typowy film, że jeśli wszyscy aktorzy dobrze nie grają to produkcja leży, a Graves swojego bohatera grał bardzo dobrze.
Jednak tym co zwierz nawet bardziej fascynuje to swobodne przepływanie aktora między pierwszym a drugim planem. Teoretyczne w większości filmów, w których się pojawił nie gra jednoznacznie pierwszoplanowej postaci, ale należy do tych kilku, na których losach scenariusz koncentruje się najbardziej – tak jest w mini serialu o Karolu II (gdzie przechodzi od najlepszego przyjaciela króla do jego oponenta), w Maurice (gdzie jest tym trzecim ważnym bohaterem), w Tenant of Wildfell Hall (gdzie w pewnym momencie staje się bohaterem kluczowym), w Garrow’s Law gdzie właściwie bez niego nasz bohater miałby dużo mniej problemów, w Wallanderze gdzie za uroczym uśmiechem kryje się typ prawdziwie paskudny i w wielu, wielu innych produkcjach gdzie jego role właśnie tak balansują między pierwszym a drugim planem. Co ciekawe Graves jest w tych rolach najczęściej zupełnie nie do przeoczenia – przynajmniej zdaniem zwierza, a trzeba pamiętać, że to zdanie subiektywne- niektórzy aktorzy mają taką umiejętność bycia na ekranie, że nawet jeśli nie mają nic do powiedzenia to nie sposób ich przegapić (znakomicie widać to w Szaleństwach Króla Jerzego gdzie Graves prawie nic nie mówi tylko stoi w kadrze – straszne marnotrawienie aktora). Jednak obok tych ról są takie jak w Sherlocku czy w Single Father – ewidentnie drugoplanowe, stonowane, takie trochę do przegapienia. Prawdę powiedziawszy zanim zwierz zobaczył resztę filmografii Gravesa był pod dużo mniejszym wrażeniem jego roli jako Lestrada. Dopiero kiedy zobaczył jak bardzo aktor przygasił na potrzeby roli swoją umiejętność panoszenia się (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) na ekranie nabrał olbrzymiego szacunku. Bo być charyzmatycznym jest w sumie chyba łatwiej, niż oddać innym aktorom miejsce na ekranie. Zwierz uważa za spory błąd aktorski (choć często miły dla widza) kiedy drugoplanowy aktor, kradnie sceny aktorowi pierwszoplanowemu, w sytuacji kiedy nie tyle postać ma coś do zaoferowania co aktor nie potrafi się wycofać i dać pola innym.
Łatwo być aktorem drugoplanowym jeśli całe życie spędziło się na drugim planie – trudniej jeśli trzeba się powstrzymywać by nie ukraść show innym aktorom na planie.
Ale nie tylko dlatego, zwierz lubi Gravesa. widzicie wielu aktorów boi się grać postaci nieprzyjemnych niekoniecznie łatwych do polubienia przez widza. Graves się takich postaci nie boi – jego bohater w Garrow’s Law, Scott&Bailey, The Waiting Room, Zgodnie na POgrzebie czy Take a Girl Like You nie wzbudza sympatii. Więcej, to ten trudny do zagrania rodzaj słabego łajdaka. Egoistycznego faceta, który myśli jedynie o sobie, niekoniecznie myśląc o konsekwencjach swoich czynów. Osoby, która nie jest wybitnie inteligentna ale na tyle bystra by wiedzieć, że inni ją przewyższają. Graves znakomicie gra ludzi słabych, próżnych, nastawionych na zaspakajanie własnych potrzeb szybko i bez namysłu. Przy czym aktor równie łatwo gra też tego uroczego łajdaka w typie Hana Solo, któremu wszystko się wybaczy (jak w odcinku Doktora Who Dinosaurs on Spaceship). Granie łajdaków wcale nie jest takie proste – bo z jednej strony widownia musi wyczuć, że bohaterowi nie można ufać, z drugiej uwierzyć, że zaufali mu bohaterowie filmu, którzy widzą go trochę niż my widzowie.
To także nie zasługiwałoby na jakieś szalone pochwały gdyby aktor nie pokazywał, że równie dobrze sprawdza się w rolach szlachetnych czy przynajmniej nie łajdackich. W Sadze rodu Forstów (nowej nie do końca nieudanej wersji) gra szlachetnego Jolyona Forsyte Jr. tak, że nie mamy wątpliwości, że to jest ten Nasz dobry bohater, w Dreaming of Joseph Lees, jego bohater nie budzi w nas większych moralnych wątpliwości, zaś w Different for Girls jest zaskakująco wręcz pozytywnie napisaną postacią (mimo, że nie traci cech charakteryzujących wielu jego łajdackich bohaterów), ci którzy kojarzą go z V jak Vendetta (swego czasu zwierz mógł zaobserwować jak wielu widzów zauważyło go w tym filmie, dopiero po obejrzeniu Sherocka, co w sumie jest zabawne) też raczej nie dostrzegą jego zdolności do grania postaci raczej nie sympatycznych, zwłaszcza, że aktor nawet na szczególnie wrednego na pierwszy rzut oka nie wygląda. Co też jest ważne, bo jak ma się podły wygląd albo tak głos złego bohatera, to jednak łatwiej przekonać widza. Ogólnie zwierz musi zauważyć, że to jeden z tych aktorów, którzy na zdjęciach wydają się ot tacy po prostu a na filmach włącza im się taki przycisk że oczu nie można oderwać. Niektórzy aktorzy tak mają, i zwierz bardzo tą umiejętność lubi. Oczywiście ponownie, zwierz nie chce was przekonać, że na każdym aktor wywrze takie samo wrażenie, ale na zwierzu wywiera ;)
To nie jest łatwe oglądać złe seriale dla lubianych aktorów. Zwierz średnie „Secret State” oglądał dla Gravesa, i się nie zawiódł. choć oczywiście jak każdy fan, zwierz woli kiedy lubiany aktor występuje w dobrych produkcjach.
Wiecie czasem kiedy zwierz zastanawia się dlaczego tak strasznie, strasznie lubi kino dochodzi do wniosku, że tym co go najbardziej przyciąga do kina jest talent. Film jest emanacją talentu bardzo wielu osób od scenarzystów, przez scenografów po reżyserów i aktorów. Zwierz maniakalnie zagłębiając się w historię kina lubi szukać momentów kiedy dostaje dowód, że talentu nie da się poskromić, że zawsze jakoś wypłynie, ujawni się, zabłyśnie. Graves to aktor, który mając kilkanaście lat zwiał z malej nadmorskiej miejscowości z cyrkiem (serio dowód na to, że ludzie uciekają z cyrkiem) pracował jako klaun by w końcu wylądować w filmie i grać. Taki przykład człowieka, który po prostu wie co ma w życiu robić. Zwierz lubi fakt, że aktor nie ma żadnego wykształcenia, że jeśli wie jak grać to wie z doświadczenia, z instynktu (zwierz nie wie do jakiego stopnia można to zobaczyć na ekranie ale zwierz to widzi) no i posiłkując się talentem. Dla zwierza możliwość wyczucia tych cech bywa dużo ważniejsza niż to czy filmy w których zagrał aktor są wybitne czy nie (wiele z nich wcale nie jest tak dobrych). Przy czym zwierz, ponownie nie twierdzi, że przedkłada takie intuicyjne aktorstwo nad to poparte papierkiem z RADA (oj daleki jest zwierz od tego, daleki) – raczej że lubi widzieć, że ten papierek nie jest aż tak strasznie potrzebny.
Ot na przykład zwierz zawsze jak komuś opowiada dlaczego lubi Gravesa to che opowiedzieć filmie „Intimate Relations” w którym bohater zostaje uwikłany w bardzo dziwny i trochę chory układ. Film dobrze się ogląda, Graves jest dobry, ale zwierz orientuje się zawsze, że jeśli nie rozmawia z czytelnikiem tego bloga, to zapewne „ten tytuł Panu nic nie powie”
Zwierz patrzy i w sumie się cieszy, że napisał wpis o aktorze, którego nazwisko nic nie powie całemu tłumowi osób. Bo w sumie czemu nie. W końcu nie ma wątpliwości, że świat filmu pełen jest znakomitych aktorów którzy niekoniecznie załapali się wyłącznie na znakomite i powszechnie znane filmy (Graves co prawda zagrał na początku kariery w Pokoju z Widokiem i Maurice które weszły do jakiego takiego kanonu filmów znanych ale potem takiego szczęścia nie miał). Zwierz Gravesa lubi i lubić będzie, obejrzał dla niego ostatnio bardzo średnio udane Secret State i cieszył się ilekroć aktor pojawiał się na ekranie. Choć kiedy zwierz zaczyna wymieniać swoich ulubionych aktorów przy Gravesie zawsze się chwilkę wacha. Bo czasem zwierz boi się usłyszeć „nie znam”. Głównie dlatego, że dopada go potem olbrzymia pokusa by wszystkich wyedukować. A do tego trzeba mieć trochę czasu. Jakieś dwa tygodnie na te 36 produkcji, które trzeba obejrzeć. Na początek.
Zwierz nie ma wielkiego powodu by wrzucać tu ten gif z Rupertem z odcinka z Doktorem poza tym, że bardzo lubi ten gif i odcinek (a w ogóle wszystkie gify oczywiście nie zwierza tylko znalezione na tumblr)
Ps: Zwierz musi przestać chyba korzystać z fb gdzie są ludzie, którzy podstępnymi metodami zmuszają zwierza do pisania na tematy na które wcale nie miał planu pisać. Zwierz nie wie czy być im bardzo wdzięcznym czy też nie.
ps2: Uprzedzając komentarze czytelników którzy aktora doskonale kojarzą – zwierz stał ostatnio uświadomiony, że nie może już liczy na to, że jego czytelnicy składają się z dość wąskiej grupy brytofanów więc nawiązuje do nieco szerszej perspektywy
ps3: Wczorajszy wpis był od początku do końca prima aprilisowy :)??