?
Hej
Dziś zwierz spełnia prośbę już nieco kurzem przybrudzoną, i wielokrotnie od rozpoczęcia serialowego sezonu formułowaną. Innymi słowy zwierz postanowi spojrzeć na cały trzeci sezon Downton Abbey i odpowiedzieć sobie na pytanie jak to się stało, że po zaledwie kilkunastu odcinkach jego uczucia przeszły od absolutnego zachwytu do lekkiej obojętności. Bo o ile pierwszy sezon zwierz połknął za jednym zamachem, przy oglądaniu drugiego towarzyszyło mu spore napięcie o tyle w przypadku sezonu trzeciego zdarzało mu się zapominać o tym, że ma odcinek do obejrzenia – fakt, który sam zwierz traktuje jako sygnał, że coś jest z serialem bardzo nie tak. UWAGA SPOILERY OD POCZĄTKU DO KOŃCA
W sumie zwierz się swoim odczuciom nie dziwi. Downton Abbey zawsze było serialem odrobinę melodramatycznym. Pierwszy sezon zaczynał się katastrofą Titanica kończył wybuchem pierwszej wojny, drugi obejmował swoim trwaniem cały okres działań wojennych dostarczając nam pytań o tych, którzy dzielnie walczyli w okopach. W trzecim sezonie tego dramatycznego tła wielkiej historii dziejącej się w tle zabrakło. Oczywiście scenarzysta starają się nam sugerować, że posiadłość taka jak Downton nie ma racji bytu w nowym świecie, oraz że pozycja kobiet w dwudziestoleciu międzywojennym uległa zmianie – ale czyni to trochę bez przekonania. Co więcej usunął z drogi największy problem wewnętrzny Downton jakim był problem dziedziczenia. I choć wydawało się, że Fellowes postanowi nas jeszcze odrobinę dręczyć pytaniem czy Matthew i Mary wezmą ślub to jednak ładnie zaprowadził ich do ołtarza i jeszcze w ramach bonusu dorzucił pewność, że finansowo Downton się utrzyma oferując bohaterowi najbardziej kuriozalny spadek w historii telewizji. Kiedy jeszcze Fellowes niemal cudem wypuszcza Batesa z więzienia pojawia się dość ważne pytanie co tak właściwie ma nas teraz przyciągnąć do serialu.
Shirley McLane miała dorównać Maggie Smith. Ale nikt nie jest w stanie dorównać Maggie Smith
Oczywiście oglądanie serialu w którym nic się nie dzieje też może być przyjemne, ale Fellowes zdecydował się pójść inną drogą. Przez cały sezon testuje na widzach różne sposoby przyciągania ich uwagi. W pierwszych odcinkach wrzucił babcię z ameryki (Shirley McLane), która miała konkurować z Lady Grantham (Maggie Smith). Jedyne co udało mu się dzięki temu udowodnić, to fakt, ze Maggie Smith jest znakomitą aktorką – czemu jeszcze daje wyraz nie raz w całej serii (co prawda jej postać jest odrobinę za bardzo komediowo dowcipna. Nikt nie ma tak szybkiego refleksu i tylu dowcipnie angielskich powiedzonek na podorędziu) zwłaszcza w scenach zupełnie nie śmiesznych (zwierz już chyba wspomniał ale sposób w jaki przechodzi zaledwie parę metrów po wieści o śmierci Sybil jest popisem gry aktorskiej). Gdy babcia z Ameryki wyjeżdża Fellowes sięga kolejno po środki takie jak porzucenie przy ołtarzu, śmierć przy porodzie, poróżnienie się małżonków, domniemana bezpłodność, słuszne posądzenia o homoseksualizm, emancypacja jednej z córek, piękna kuzynka z miasta i w końcu mecz krykieta. Wszystkie te wydarzenia przelatują jak w kalejdoskopie – często pojawiając się tylko na chwilę. Śmierć Sybil da się jeszcze wyjaśnić tym, że grająca ją aktorka chciała robić karierę a Fellowes nie miał pomysłu co zrobić z arystokratyczną żoną szofera (mogliby siedzieć w Irlandii na wieki wieków). Przy czym warto jeszcze dodać, że zdaniem zwierza sposób w jaki ów wątek rozegrano to taka typowa gra z emocjami widzów. Śmierć przy porodzie choć częsta jest jednym z najbardziej klasycznych sposobów wykańczania bohaterek płci pięknej w historiach rozgrywających się w przeszłości – musze powiedzieć że spodziewałam się czegoś bardziej oryginalnego.
Z kolei wątek konfliktu między panem na włościach a jego żoną nie ma trochę sensu. To znaczy konflikt ma sens, nie ma natomiast sensu rozwiązywanie go po jednym odcinku. Gdyby nareszcie nasz najbardziej szlachetny w dziejach ludzkości posiadacz ziemski miał w życiu jakiś problem nie związany z córkami mogłoby się zrobić ciekawie. A tu nawet śmierć córki zdaje się go jakoś średnio ruszać – w każdym razie zwierz miał wrażenie, że był zdecydowanie bardziej przejęty meczem krykieta pod koniec sezonu. Podobnie zwierz nie jest w stanie zrozumieć całego wątku z porzucaniem Edith przy ołtarzu. Od dwóch sezonów kazano jej się uganiać za starszym panem by w końcu ten rzucił ją przy ołtarzu bo jest dla niej za stary – prawdę powiedziawszy zwierz zupełnie nie rozumie takiego dramatycznego rozwiązania, a właściwie ponownie rozumie ale uważa, że to tani chwyt. Poza tym zwierz ma niepokojące wrażenie, że zawiera się w nim sugestia, że w latach dwudziestych jedynie starym porzuconym przy ołtarzu pannom mogło przyjść do głowy napisać cokolwiek o równouprawnieniu kobiet. Choć zwierz zakłada, ze to tylko jego nadmierna wyobraźnia. Z drugiej strony, zwierz nie do końca załapał dlaczego tą wyemancypowaną córką została Edith, a Sybil, która przecież tak o swoje walczyła skupiła się wyłącznie na rodzeniu dzieci i umieraniu. Czyżby poglądy wyparowały zaraz po ślubie z szoferem? To byłoby bardzo przykre.
Spośród innych wypróbowywanych na widzach problemów (zwierz nie wspomina o kłopotach z płodnością Matthew i Mary bo to taki typowy red herring – przynajmniej zwierz nie miał od początku wątpliwości, że problem jeśli jest to zostanie rozwiązany do końca sezonu) chyba najbardziej zwierza zdenerwował wątek z homoseksualizmem Thomasa złego służącego. Otóż pomysł by jeden z bohaterów był homoseksualistą zwierz uznaje za udany i trafny bo przecież nie jest to wynalazek współczesny więc logiczne że osoba o innej orientacji powinna się wśród bohaterów znaleźć. Zwierz ma jednak problem z prowadzeniem tego wątku. Pomijając fakt, że właściwie poza pierwszym sezonem Thomas pozostaje homoseksualistą tylko z deklaracji to w chwili kiedy pojawia się to czego najbardziej on i my się obawiamy – czyli ujawnienie jego orientacji (co przecież wówczas oznacza więzienie). I tu właściwie następuje radosna parad postawy współczesnej – Thomas zachowuje miejsce pracy, Lord Grantham okazuje się pełen zrozumienia, z resztą nie tylko on bo i pod schodami znajdują się osoby absolutnie nie widzące nic złego w preferencjach evil służącego. Do tego tak właściwie – nikt by nie próbował go wyautować gdyby nie wewnętrze rozgrywki między służbą. Tak więc nawet nie chodzi o homofobię tylko o zwykłą niechęć i wewnętrzne rozgrywki. Gdzie problem zwierza? Cóż ta wizja zwierza gniecie. Skoro tak ładnie i liberalnie było w 1920 to co ci homoseksualiści się jeszcze denerwują, i dlaczego opowiadają te swoje wzruszające historie o ukrywaniu się przed rodziną, pracodawcą i społeczeństwem. Zdaniem zwierza Thomas i jego straszny los byłby świetnym materiałem by pokazać że nasi bohaterowie może na pierwszy rzut oka są tacy fajni ale w rzeczywistości ich sposób myślenia w niczym nie przystaje do naszego. Tymczasem Fellowes co raz bardziej pisze współczesne postacie w ubraniach z epoki. To zwierzowi przeszkadza. I to przeszkadza mu zarówno jako widzowi jak i jako historykowi. Przy czym mogę się zgodzić by pokazać to na innym przykładzie niż Thomasa ale nawet Ethel upadła służąca, zostaje tu natychmiast przywrócona do łask i zapomina się jej dawne grzechy. Fellowes jest o krok od przekonania nas że arystokracja była najbardziej postępową warstwą społeczeństwa. Zwierz rozumie, że Downton to sentymentalna laurka ale tu już nasz scenarzysta lekko przesadza.
.
Jak widzicie zwierzowi nie przypadł trzeci sezon do gustu – być może dlatego, że Fellowes zdecydował się na sezon dobrych zakończeń i poza śmiercią Sybil właściwie nic w sezonie się nie dzieje. Oczywiście nie dochodzi do jednego ślubu ale na horyzoncie pojawia się już nowy adorator. Na całe szczęście dla serialu ma żonę wariatkę. Już przyjmuję zakłady kiedy podpali ona Dwoton jak każda przyzwoita szalona kobieta w kulturze brytyjskiej. Dobre zakończenia mają to do siebie że osłabiają zainteresowanie – co prawda zwierz spodziewa się, że odcinek świąteczny trochę nami wstrząśnie (ma bardzo pogodne zwiastuny co nigdy nie świadczy o przyjemnym odcinku) ale jak na razie ta trzecia odsłona życia w Downton wydaje się jakaś taka bez ducha. Zwłaszcza, ze jak słusznie zauważyli zachodni recenzenci – lata 20 właściwie niewiele zmieniły w świecie naszych bohaterów. Kiedy pojawiają się pod koniec sezonu w Londynie mamy właściwie jedyny moment kiedy możemy zauważyć że naprawdę coś się zmieniło – od stroju po zachowanie. Jednak kiedy wrócą na wieś trudno będzie rozpoznać czy to sezon pierwszy czy trzeci.
Zdaniem zwierza w serialu zawiódł węzeł dramatyczny. Jest dziedzic, nie ma wojny, jedna córka bez męża, jedna wydana, jedna nie żyje ale zostawiła córeczkę i świetnie przystosowującego się do bycia członkiem arystokratycznej rodziny kierowcę (a pomyśleć, że był tak ładnie buntowniczy w sezonie drugim). Małżeństwo państwa domu kwitnie, Anna i Bates są razem i nie muszą się martwić o więzienie (z resztą co warto zaznaczyć dzieje Batesa w więzieniu nudne były niemożebnie) ani o podłą martwą żonę. Kryzys finansowy zażegnano, nikt spod schodów nie umarł, nie wyleciał z pracy, nie dostał raka. Innymi słowy właściwie trudno powiedzieć co ma dalej napędzać serial. Zwłaszcza, że trwać on może jeszcze bardzo długo bo służba z wielkich posiadłości jeszcze zupełnie nie zginęła. Czy Fellowes ma nas zamiar trzymać przed ekranami do II wojny? Czy może do okresu powojennego? Jeśli mamy w tym towarzystwie (które zaskakująco mało się postarzało od 1912 mimo że minęło już osiem ciężkich lat i wypadałoby to jakoś zaznaczyć na twarzach bohaterów) dotrwać do drugiej wojny musimy dostać coś bardziej krwistego niż żona wariatka. Zwierz ma nadzieję, że Downton dopadnie kryzys i wszyscy pójdą z torbami. Albo, że ktokolwiek przystąpi do partii komunistycznej, albo że lord Grantham okaże się zwolennikiem Hitlera. Albo cokolwiek co by przekonało zwierza że w tym serialu jest jeszcze szansa na to co uwielbiał w sezonie pierwszym – niespodzianki.
Niemniej zwierz nie porzuca serialu. Mimo swoich wszystkich co raz wyraźniejszych wad, nadal ogląda się to lepiej niż większość produkcji i nadal zwierz jest choć trochę ciekawy co będzie dalej. Ale to już nie to samo kiedy objerzenie wszystkich odcinków pierwszego sezonu było tym co powstrzymywało zwierza od snu, jedzenia i myślenia o czymkolwiek innym. I wiecie zwierz się zastanawia. Bo wiadomo, że Dwoton to serial powszechnie chwalony, który cieszy się olbrzymią sympatią w Ameryce, gdzie część widzów nie może się nadziwić, że tak wygląda Anglia (serio kiedy słucha się niektórych opinii o serialu można odnieść wrażenie, że część widzów traktuje program jako film dokumentalny o współczesnych anglikach). I zwierza zastanawia czy na spadającą jakość serialu nie wpływają właśnie te wszystkie pochwały. Scenarzysta, który wie, że jego serial bardzo się podoba decyduje się na realizowanie pomysłów, które wcześniej chyba by nie przeszły. W każdym razie zwierz ma wrażenie, że to typowy przykład serialu, któremu przydałoby się odrobinę krytyki, żeby stał się lepszy. Więc zwierz krytykuje i trzyma kciuki za sezon czwarty. I ma nadzieję na jakąś historię w tle. Bez niej jakoś łyso.