Hej
Zwierz jak wiecie jest blogerem. Hmm… to się trochę rozumie samo przez się, kiedy czyta się coś takiego na blogu, ale być może nie rozumiecie wagi tego stwierdzenia. Im dłużej zwierz pęta się po polskim i zagranicznym Internecie (to śmieszne że w Internecie są granice) tym częściej przychodzi mu wierzyć, że blogerzy podbijają świat i przypominają nieco wampiry ze Zmierzchu. Muszą siedzieć w ciemnych pomieszczeniach, bo ich naturalny blask natychmiast zdradziłby ich niesamowitą naturę, gdyby tylko wyszli na słońce. Poza tym właściwie już prawie wygryźli dziennikarzy i są na dobrej drodze by stać się ważniejsi od pisarzy a poetów zjedli na drugie śniadanie. Tak moi drodzy parafrazując noblistkę nie być blogerem znaczy nie być wcale.
Tak więc zwierz przekonany o swojej naturalnej wielkości, postanowił sprawdzić jak blogerzy odzwierciedlani są w filmach. Przecież skoro jesteśmy tacy ważni i niepowtarzalni na pewno tacy jak my podbili już film i telewizję i okolice. To przecież naturalne i logiczne. Nie ma nic ciekawszego od blogowania! Zamiar zwierza szybko jednak zamienił się w koszmar. Po pierwsze okazuje się, że znalezienie serialowych czy filmowych blogerów wcale nie jest takie łatwe. Zwierz próbował bardzo wielu kombinacji ale w 99% przypadków dowiedział się tylko, że na świecie jest zdecydowanie więcej blogów filmowych po angielsku niż chciałby zwierz wiedzieć (serio nigdy jeszcze tyle osób nie wkładało tyle energii w pisanie recenzji filmów, które w większości przypadków im sie nie podobały – Total Film wymienia aż 600 wartych czytania blogów filmowych. Zwierz na razie przejrzał pierwsze 10 i stwierdził, że pozostałe 590 poczyta na emeryturze). Druga sprawa zwierz doznał szoku jak niewiele przykładów udało mu się wyciągnąć i jak często twórcy filmów i serial nie orientują się, jak niesamowicie ważni są dla nas wszystkich blogerzy. Tak jakby nie spędzali większości czasu w sieci jak każdy porządny człowiek. Tak więc oto zwierz prezentuje wam kilku fikcyjnych (choć nie do końca) blogerów, ich blogi i poruszające historie jakie się z nimi wiążą – plus wytyka dlaczego wszystkie te filmy nie mówią prawdy (traktowanie tego wpisu na poważnie grozi poważnymi konsekwencjami) o trudnej acz niesamowitej egzystencji blogera.
Julie and Julia – film oparty jest na faktach więc trudno się kłócić z przedstawianą w nim historią choć oczywiście film trochę sugeruje, że przecież każdy nieudany pisarz może być blogerem . Wystarczy tylko, że znajdzie dobry pomysł i już od razu w przeciągu roku zmieni swoje życie i zostanie sławny, będą z nim robić wywiady, a potem zadzwonią czy mogą zrobić o nim film. Oczywiście ani słowa o tym, że trzeba dbać o stronę wizualną bloga, ruch na blogu i dobrą zawartość (zwierz chciał użyć słowa na „c” ale obiecał sobie, że na blogu nie padnie). Poza tym serio – żeby całe życie kręciło się wokół kulinarnego bloga? Być może ale to oznacza, że ktoś jej potrawom musiałby robić fantastyczne zdjęcia. A w filmie widzimy tylko jak pisze – gdzie godziny spędzone na poszukiwaniu dobrego ujęcia potrawy na talerzu?
Friends with Benefits – po pierwsze – serio od kiedy blogerzy wyglądają jak Justin Timberlake? No dobra ale nie idąc za stereotypami – nasz bohater dostał właśnie pracę jako bloger dla GQ – no to jest coś! Taka praca. Oczywiście nigdy nie dowiadujemy się jak właściwie udało mu się doprowadzić do stworzenia tak niesamowitego bloga. Widzimy tylko jak jest niesamowicie pewny siebie i dyryguje ludźmi. Zwierz też chciałby kimś dyrygować – nauczył nawet swoje szczury reagować na klaskanie. Jak zwierz klaśnie szczury na chwilę przestają się ruszać. To prawie jakby miał własny zespół. Poza tym serio mam uwierzyć, że super popularny blog umieszcza na pierwszej stronie artykuł o imigrantach i nie chce go reklamować seksowną modelką w stroju pokojówki? No ktoś chyba się nie zna na tym biznesie.
Wieczór a filmowy bloger zamiast blogować pije piwo z piękną dziewczyną. Serio?
Gossip Girl – tu bloguje się na potęgę – po pierwsze cały serial toczy się wokół plotkarskiego bloga – co prawda blog nie zmienił layoutu od kilku lat (jak tak można – nie zmieniać szablonu) oraz przeżył spory kryzys (czy ktoś w ogóle monitoruje statystyki Gossip Girl – kto wie może blog czyta tylko kilka bezpośrednio zaangażowanych osób). Nie mniej przerażające jest to jak przedstawiany jest bloger – jako węszący wszędzie złośliwy typ nie ujawniający twarzy tylko plotkujący na temat ludzi. Bloguje też przez pewien czas bohaterka serialu Serena i choć ma wsparcie czasopisma ponosi klęskę. Co zwierza cieszy, wszak blogowanie nie jest dla wszystkich.
Tyle lat bez zmiany layoutu – jak taki blog miałby się utrzymać ?
House – w jednym z odcinków pojawia się opętana blogerka, która mimo przebywania w szpitalu(niemalże na łożu śmierci) nie przestaje blogowac -wszystko dlatego, że przecież czytelnicy nie wytrzymają nawet chwili bez kolejnego wpisu. To przecież charakterystyczny element bycia blogerem. Nie wolno nawet na chwilę przestać blogować, czytelnicy muszą wiedzieć o wszystkim. Oczywiście dla blogera jego komputer i informowanie czytelników jest ważniejsze niż cokolwiek w życiu nawet własne zdrowie. Tak więc drodzy czytelnicy – jeśli zwierz któregoś dnia nie zabloguje to najwyraźniej przestało mu na was zależeć albo zszedł z tego świata. Jak widać trzeciej opcji nie ma
How I Met Your Mother – oczywiście Barney jest blogerem nad blogerami – cokolwiek ciekawego mu się w życiu wydarzy natychmiast trafić na jego bloga (wiadomo że dokładnie tak samo postępuje prawdziwy bloger) do tego jeśli poszukacie w Internecie przekonacie się, że Barney prowadzi swojego bloga bardzo profesjonalnie – nie zapomniał nawet o tym by założyć swojemu blogowi stronę na facebooku (lubi go prawie 32 tys. osób), co prawda niektórzy mogliby mu zarzucić że blog nieco za bardzo koncentruje się na jego życiu ale czy nie takie są wszystkie dobre blogi? Oczywiście gdyby blog Barneya był rzeczywiście tak popularny to jego sława byłaby olbrzymia i pewnie nie siedziałby z kumplami w Pubie a poza tym skoro nikt nie wie co robi Barney – może jest zawodowym blogerem.
Best Exotic Marigold Hotel – bohaterka grana przez Judi Dench po przybyciu do Indii zakłada bloga gdzie wszystko pięknie opisuje, co prawda prawie nie widzimy jej blogując ale nie ma wątpliwości, że ma mnóstwo czytelników. Wszak przebić się z blogiem podróżniczym jest tak prosto. Poza tym zwierz nie wierzy by w takim podupadającym hotelu było dobre wi fi. Pewnie jej się ciągle strona wiesza i zjada jej wpisy. Niemniej film przekonuje nas, że blogować można w każdym wieku i wcale nie jest to tylko domena zarezerwowana dla ludzi młodych. Zwierz jest przerażony tą perspektywą – co będzie jak ci wszyscy ludzie, którzy mają mnóstwo czasu bo są na emeryturze zasiądą do blogowania? Pewnie rozgryzą wordpressa prędzej niż zwierz i trzeba będzie skończyć ze snami o potędze.
Contagion (ten przykład zawiera spoiler!) – film uczy nas, że bloger to zły, zły człowiek – wystarczy mu pomachać przed nosem kasą a już gotów jest narazić życie milionów szerząc nieprawdziwe informacje o jak najbardziej prawdziwej chorobie. Oczywiście to jasne – każdy bloger chce sławy i chwały ale przede wszystkim chce pieniędzy. Serio pokażcie blogerowi pieniądze a odłoży na bok swoją duszę i zacznie pisać różne rzeczy o które go prosicie. I oczywiście – co ważne, nie zapominajcie, że blogi o teoriach spiskowych zawsze cieszą się olbrzymią popularnością. Wszak wszyscy co najmniej raz dziennie sprawdzamy czy rząd znów nie sprzedał nas UFO w zamian za nowy rodzaj broni. Prawda?
Cześć jestem blogerem, jestem z Internetu
State of Play – Rachel McAdams gra ładną (no nie ma brzydkich blogerek o czym zwierz może was zapewnić) blogerkę przy dużym dzienniku, która ma szanse stać się prawdziwą polityczną dziennikarką o ile Russel Crowe powie jej jak napisać artykuł. Ale przecież to kompletna bzdura, kto by chciał zostać dziennikarzem kiedy można być blogerem. Bloger jest od dziennikarza z definicji lepszy bo sam sobie sterem żeglarzem okrętem a że nikt mu nie płaci i sam sobie jest marką to przecież nie będzie się dawał sterować czy ograniczać naczelnemu. Noc chyba że ktoś ma pieniądze. Wtedy bloger ulega natychmiastowemu skorumpowaniu.
Kto by chciał być dziennikarzem jak może być blogerem (zwierz nie rozumie po co siedzieć przy laptopie przed komputerem)
Sherlock – kto tam nie bloguje (przekonuje się nas że prawie trzy osoby) no ale oczywiście największy jest John Watson, co prawda ma pewne problemy techniczne (serio myślisz że jesteś celebrity blogerem jak na twój blog weszło 1895 osób jednego dnia?), ale ogólnie wydaje się popularny i znany. Szkoda tylko, że nie zrobiono odpowiedniego resaechu – jaki bloger pisze w tym tempie i dwoma palcami – John powinien pisać na klawiaturze z prędkością karabinu maszynowego. A poza tym dlaczego nie umieszcza na blogu reklam (drzwi antywłamaniowych czy czegoś w tym stylu) poza tym zwierz nie wierzy by to naprawdę był tak popularny blog – za mało na nim komentarzu a przede wszystkim John za mało się nim chwali. I prawie o nim nie mówi. I co najważniejsze – czyż on wyjechał z Londynu bez laptopa? Żaden bloger nie spędziłby tyle czasu z dala od swojego ukochanego blogaska.
Jak my wszyscy…
Newsroom – młody anglik piszący blog za wielkiego dziennikarza. To jasne bo przecież żaden celebryta nigdy niczego sam w sieci nie napisał a angielscy nastolatkowie i amerykańscy dziennikarze są nie do odróżnienia w sieci. Bohater jest prawdziwym dziennikarzem i blogerem bo potrafi korzystać z wyszukiwarki i naprawdę pamięta coś z tego co znalazł w Internecie. Poza tym kiedy stał się jedną z ofiar ataków bombowych w Londynie to zamiast zwiewać nagrał wszystko wokół siebie komórką. Blogerzy tak mają – nie znają strachu jeśli chcą zdobyć treść na bloga. Dziennikarze chcieli by być tak fajni jak my ale nie potrafią opanować strachu przed śmiercią. No i trolluje. Ale tak naprawdę trolluje. Niemal profesjonalnie – wszystko by dotrzeć do jaskini internetowych Trolli.
Jak sami widzicie portretowanie blogerów w filmach pokazuje, że przedstawiciele tego ginącego medium jakim jest film. Dlaczego jeszcze nie ma filmu gdzie bloger jest przedstawiony z należytym sobie szacunkiem. Gdzie pokazuje się zmagania z treścią, czytelnikiem i złośliwością Internetu. Czemu nie ma pełnych napięcia scen internetowych debat, banowania trolli i żalenia się na faceboooku. To byłby film dla wszystkich. A tak biedny bloger musi się pogodzić z faktem, że kiedy większość scenarzystów siada i chce napisać o kimś młodym wpływowym i dzielnym to pisze o dziennikarzu a nie o blogerze. Zwierz naprawdę nie rozumie dlaczego.
Ps: Czy zwierz już wspomniał, że on tak nie do końca na poważnie
Ps2: Nie lękajcie się dziś będzie jeszcze jeden wpis z konkursem :)??