Wiem, że w grudniu wszyscy panicznie rozglądają się po księgarniach zastanawiając się jaką książkę kupić na prezent. Nie we wszystkim pomogę, ale pomyślałam, że mogłabym podpowiedzieć jakie (moim zdaniem) fajne książki dla wielbicieli kina byłby dobrym pomysłem. Od razu powiem – nie wybierałam tylko nowości, ale wybierałam książki, które są dostępne. Pamiętajcie – książki są promowane przez jakiś miesiąc, ale nie znikają potem magicznie. Postanowiłam też, że wybiorę tytuły, dla bardzo różnego poziomu zainteresowania i wtajemniczenia w świat filmu. Nie jest to wybór najwybitniejszych książek, które są w ogóle dostępne w Polsce, raczej tych, które moim zdaniem – ucieszyłby wielu fanów kina gdyby znaleźli je pod choinką.
Quentin Tarantino „Spekulacje o kinie” – to nie jest książka dla wielbicieli Quentina Tarantino. Albo inaczej, to nie jest książka, tylko dla wielbicieli jego kina. Jeśli macie takiego pod ręką to możecie mu kupić powieść „Pewnego razu w Hollywood”. Spekulacje o kinie, to książka dla filmowych nerdów. Takich, którzy kochają kino lat siedemdziesiątych a jeszcze bardziej, lubią wielogodzinne rozmowy o filmach, kinie, twórcach, interpretacjach, przeżyciach, ale też analizach. To książka dla tych waszych znajomych, którzy pamiętają o filmach, których nikt nie widział, którzy swego czasu mieli kartę stałego klienta w lokalnej wypożyczalni kaset a obecnie oglądają głównie filmy w abonamencie MUBI albo mówią o tytułach, które nigdy nie trafią na Netflix. Jednocześnie to jest książka wspaniała. Tak, dobrze słyszycie, wspaniała. Gawędziarska, swobodna, napisana przez kogoś kto po prostu kocha kino. Nie musicie być wielbicielami Tarantino jako człowieka, ale bożyczku jak on dobrze pisze o kinematografii. A jednocześnie to jest taka książka, po której po prostu lepiej rozumiecie twórcę, bo patrząc jak reżyser snuje swoje rozważania o filmach i alternatywnej wersji filmowej historii (którą to alternatywną historię uprawia też w swoich produkcjach) widzicie, że to wszystko w nim buzuje. A na samym początku w ogóle zaczyna się to od opowieści o matce prowadzącej małego Quentina do kina co prowadzi mnie do wniosku, że najwięksi kinomani biorą się z umiarkowanie nieodpowiedzialnych zachowań rodziców. Polecam całym sercem, bo jestem w tej książce trochę zakochana.
Alan Rickman „Prawdziwie, do szaleństwa. Dzienniki” – zacznijmy od początku – tak zrobiłam do tej książki przypisy. Tak, uważam, że dzięki tym przypisom książka jest bez porównania lepsza niż gdybyście czytali ją w oryginale. Dlaczego? Bo dzięki temu książka staje się przystępna dla czytelnika, który może nie zna wszystkich nazwisk, ale też nie pamięta wszystkich odniesień do najróżniejszych wydarzeń i zdarzeń ze świata angielskiej i światowej polityki. Natomiast przede wszystkim warto pamiętać, że ten prowadzony przez dekady dziennik, nie jest pełen plotek o gwiazdach czy uwag zza kulis. Jasne, kto szuka tam wspominek z kręcenia filmów ten je znajdzie, ale nie są one ani najważniejsze, ani też wybitnie soczyste. Czym więc są dzienniki Rickmana? Historią aktora, który cały czas siłuje się ze swoim fachem. Człowieka, któremu na pierwszej próbie zawsze wydaje się, że nie jest dość dobrze. To też opowieść o nie zawsze udanych projektach i pytaniach – jak być dobrym aktorem w świecie, który wciąż wymaga mnóstwa codziennych czynności – remontu domu, załatwiania świąt, ogarniania przyjaciół. Przyznam, że dopiero przy drugiej lekturze, kiedy przestałam się upierać, że szukam w tej książce plotek odkryłam, że to jest naprawdę kawał życia ciekawego, empatycznego i niezwykle inteligentnego człowieka. Polecam zarówno fanom Rickmana jak i tym, którzy chcieliby spojrzeć na karierę aktora z nieco innej perspektywy.
Andrzej Wajda „Notesy 1942-2016” – to jest chyba najdroższy prezent na tej liście. Głównie dlatego, że są to CZTERY tomy Notesów, jednego z najwybitniejszych polskich reżyserów. Notatki zaczynają się, kiedy Wajda jest na studiach i ciągną się do końca jego życia. Jest to lektura absolutnie przepyszna. Nie tylko dlatego, że dostajemy spojrzenie właściwie na całą powojenną kinematografię polską. Osobiście najbardziej lubię tom czwarty w którym Wajda jest już po „Panu Tadeuszu” i trochę zaczyna się taki nastrój „A co, jeśli jestem stary i zostały mi już tylko lektury szkolne do ekranizacji?”. Przy czym Wajda w swoich dziennikach jest najlepszy nie tyle jako reżyser czy organizator kinematografii, ale jako krytyk. Człowiek, który chodzi do kina, ale też ogląda „Big Brothera”, uczestnik kultury, który we własnych notatkach wcale się nie powstrzymuje przed złośliwościami, zachwytami albo bardzo trzeźwymi ocenami polskiej kinematografii i wszystkich graczy. To są notatki dla badacza polskiego kina bezcenne, ale to po prostu fantastyczna lektura, bo nie było człowieka bardziej w środku polskiej kinematografii niż Wajda. Jeśli wam się utrwalił w głowie ten starszy pan, co to jest na każdej gali to ten młody reżyser, który kręcił rzeczy nie do nakręcenia was nieco zaskoczy. Do tego to jest tak dobrze wydane… wiecie przypisy są dokładnie tam, gdzie ich potrzebujemy, indeks osobowy ma ponad sto stron. Do tego to też wydanie pełne rysunków Wajdy, wycinków prasowych, zdjęć – no po prostu rzecz fantastyczna. Jedyna wada – wydanie ma miękką okładkę, co moim zdaniem jest problemem, bo to dokładnie ta książka, która powinna mieć twardą oprawę. Ale poza tym – jeśli w waszym domu ktoś kocha polskie kino to czas zamówić.
Maciej Jarkowiec „Na Bulwarach czyhają potwory. Filmowa historia Ameryki” – powiem tak, to nie jest książka dla bardzo zaawansowanych, bo większość z tych opowieści- wiążących ważne produkcje filmowe z historią Stanów Zjednoczonych, będą znali. Ale jeśli macie pod ręką kogoś kto właśnie chciałby zrobić następny krok w świat poznawania relacji pomiędzy filmem, polityką, społeczeństwem to te eseje będą dla takiego obdarowanego bardzo ciekawe. Autor pisze to takim reporterskim, trochę gawędziarskim stylem, który jest bardzo przystępny. Do tego eseje o konkretnych filmach są dość krótkie, więc można albo czytać książkę od deski do deski, albo trochę wybiórczo zacząć od tych tytułów, które się dopiero chce poznać. To jest też ciekawa książka dla tych, którzy jeszcze niekoniecznie odróżniają tą filmową Amerykę od realnych Stanów Zjednoczonych. Bo to też opowieść o wielkiej kreacji, której wszyscy daliśmy się trochę uwieść. Przy czym to niekoniecznie jest książka dla kogoś kto ma półkę pełną filmoznawczych pozycji, raczej dla tych, którzy lubią sobie na luzie poczytać o filmie. Nie traktujcie tego jednak zupełnie jako wady, bo prawda jest taka, że w Polsce wciąż jeszcze wydaje się stosunkowo mało takich popularno-naukowych czy nieco reporterskich książek o kinie, które nie wymagają olbrzymie uprzedniej wiedzy od czytelnika.
Michael Schulman „Oskarowe wojny. Historia Hollywood pisana złotem, potem i łzami” – ktoś mógłby się zdziwić, że jako autorka książki o Oscarach (całkiem moim zdaniem dobrej!) polecam coś „konkurencji”. Ale prawda jest taka, że monumentalna książka Schulmana nie jest dla mnie tu konkurencją. Z resztą nie ukrywajmy – osoba mieszkająca w Polsce i osoba pracująca jako pisarz w Stanach, mają dostęp do zupełnie innych materiałów i perspektyw. O ile moja książka dzieli opowieść o Oscarach problemowo, książka Schulmana to takie historyczne kompendium. Bardzo dobrze i potocznie napisane, z wykorzystaniem materiałów, które sprawiają, że naprawdę dostajemy rzecz, którą można postawić na półce i mieć pewność, że jeśli potrzebujemy jakiegoś faktu z Oscarowej historii to go tam znajdziemy. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego nie skorzystałam z tej książki, kiedy pracowałam nad własną? Cóż dlatego, że ukazała się w 2023 roku. Widzicie, niekiedy Polacy są w czymś pierwsi. Natomiast uważam, że to jest taka pozycja, która spodoba się na pewno młodym kinomanom, którzy dopiero układają sobie w głowie jak te Oscary działają. Przy czym to jest rzecz potężna na ponad 650 stron. Ja bawiłam się świetnie podczas lektury, choć przyznam – niczego nowego się nie dowiedziałam. Mam jednak podejrzenie, że mogę nie być idealną czytelniczką tej pozycji. W każdym razie, jeśli macie tam jakiegoś Oscarowego nerda to zdecydowanie to pozycja dla tej osoby.
Piotr Śmiałowski „Proszę to wyciąć, czyli historia scen wyciętych z polskich filmów w pierwszym ćwierćwieczu PRL” – to jest książka o filmie, ale jest to też trochę książka detektywistyczna, a trochę fantastycznie spekulacyjna. Autor, korzystając z materiałów robionych na planie, głównie fotosów filmowych rekonstruuje wycięte na polecenie cenzury sceny z polskich filmów. Na warsztat bierze między innymi „Pokolenie” i „Niewinnych czarodziejów” Andrzeja Wajdy, „Nikt nie woła” Kazimierza Kutza, „Zezowate szczęście” Andrzeja Munka i „Rejs” Marka Piwowskiego. Mając archiwalia i fotosy, ale nie mając samych wyciętych scen (które były niszczone) próbuje dowidzieć się – jak właściwie te filmy miały wyglądać. Jak wspomniałam, to jest trochę książka detektywistyczna, bo jej napisanie i zrekonstruowanie zaginionych scen i wątków, wymagało od autora szukania po archiwach, rozmawiania z ludźmi i trochę domyślania się – co było a co zaginęło. Osobiście najbardziej lubię rozdział o filmie „Rejs”, pierwszym filmie, który oglądałam zastanawiając się w czasie seansu, co właściwie wypadło w cenzurze. Jednocześnie to jest fascynująca książka o funkcjonowaniu cenzury, ale też o tym jak ulotną rzeczą jest film i jak trudno się go bada. Od razu powiem, to jest książka naukowa i są strony, gdzie przypis zajmuje pół strony. Ale moim zdaniem – jeśli znacie kogoś kto kocha polskie filmy, to jest to zdecydowanie znakomity prezent.
Sam Wasson „Francis Ford Coppola. Rewolucjonista” – przyznam szczerze, nie zatytułowałabym tej książki “Rewolucjonista” tylko „Marzyciel”. Bo Coppola jawi się tu nie tyle jako człowiek, który chce zrewolucjonizować sposób robienia filmów, ale raczej jako ktoś kto ma wielkie marzenia, plany, wizje – nie zawsze spajające się z rzeczywistością. Niesamowicie czyta się o reżyserze, który jednocześnie ma na swoim koncie niesamowite sukcesy i nie dające się ogarnąć rozumem porażki. Do tego jest to też naprawdę ciekawa książka nie tyle o człowieku co o procesie kręcenia filmów, zmaganiom się z finansowaniem, aktorami, za szybką albo za wolną pracą. Czasem wychodziły z tego rzeczy wybitne czasem wychodziła wybitna katastrofa. Patrząc na drogę jaką szedł Coppola widać, że u niego nic nigdy nie było normalnie, nic nie było na pół gwizdka, wszystko albo nic. A do tego to też opowieść o jego współpracownikach, o ludziach, bez których ta szalona droga przez kinematografię nie byłaby możliwa. Jeśli obejrzeliście „Megalopolis” i zastanawiacie się, dlaczego ten film taki jest to ta książka odpowie wam na to pytanie lepiej niż jakakolwiek recenzja. Warto podkreślić, że to nie jest taka tradycyjna biografia, więcej w tym biografii artystycznej. Bardzo polecam jako prezent nie tylko fanom samego Coppoli, ale też wszystkim złaknionym dobrej książki filmowej.
Al Pacino „Sonny Boy” – Pacino jest z całą pewnością lepszym aktorem niż pisarzem. Ale nie dajcie się zwieść sensacyjnym kawałkom, które z tej autobiografii wyciągnęły różne brukowce (ich autorzy chyba w ogóle nie wyszli poza lekturę pierwszego rozdziału). Sama autobiografia to nie jest wybitnie literacko dzieło, ale jest w niej sporo swobody, która wyraźnie wynika z tego, że Pacino już naprawdę nie musi się zastanawiać, czy kogoś obrazi albo czy powie coś czego nie wypada. Już ma wszystko, już może wszystko. A jednocześnie to po prostu taka aktorska historia, złożona z przypadku, ambicji, czasem sukcesów czasem niepowodzeń. Jako że jestem nudna, to bardziej niż nawet zabawne wspomnienia Pacino z Oscarów ciekawsze było dla mnie jego życie przed sukcesem, skomplikowane rodzinne relacje, ale też dorastanie na Bronxie. To są chyba najmniej ciekawe fragmenty dla wielbiciela kina, ale to kawałek ciekawej osobistej historii Stanów. Jedyna uwaga jaką mam do tej książki to fakt, że trochę udaje grubsze dzieło niż w rzeczywistości jest. Choć Agora wydała je w pięknej twardej oprawie, to duże marginesy i czcionka trochę zwodzą czytelnika, że czyta coś co ma prawie czterysta stron a w istocie – jest to lektura cieńsza. Ale muszę powiedzieć, że czytając ją słyszałam w uchu ten charakterystyczny głos Pacino i też jego sposób artykulacji. I nie ukrywam, to było naprawdę przyjemne. Także – zdecydowanie z filmowych autobiografii jakie można dostać na rynku ta na pewno nie zawiedzie.
Jacek Rokosz „Stracone Dusze. Amerykańska eksploatacja filmowa 1929–1959” i „Nadzy i Rozszarpani. Amerykańska eksploatacja filmowa 1960–1980” – to są na polskim rynku pozycje kultowe. Jeśli przez pozycje kultowe mamy na myśli pozycje, które kojarzy wąską, ale bardzo zaangażowana grupa osób. Teoretycznie to są książki o złym kinie, bo filmach klasy B. W rzeczywistości to naprawdę doskonała pozycja, pozwalająca spojrzeć na to co działo się na marginesach tej najbardziej znanej kinematografii, jak starano się wzbudzić w ludziach przerażenie, strach, podniecenie, a jednocześnie – grać z ograniczeniami narzucanymi na kino. Osobiście jestem fanką pierwszego tomu, który obejmuje też kino lat trzydziestych, bo mam poczucie, że lektura tej książki potrafi autentycznie zmienić nasze spojrzenie na to jak patrzymy na filmowców z międzywojnia. Jednocześnie – jeśli chcecie poznać najbardziej intensywny i najbardziej znany moment w historii kina eksploatacji to jednak drugi tom zabierze was do świata szalonych lat siedemdziesiątych. Od razu powiem tak to jest duet książek naukowych wydawanych przez łódzką filmówkę, ale daj nam Panie więcej takich książek naukowych pisanych z pasją, emocjami i autentyczną miłością do kina. Zdecydowanie dla wszystkich, którzy lubią inne kino i chcieliby inaczej spojrzeć na kinematografię.
Michael Leader, Jake Cunningham „Ghiblioteka” – Nieoficjalny przewodnik po świecie filmów studia Ghibli” – książek o kinie takich dla nieco młodszego czytelnika nie ma wiele. Choć ten nieoficjalny przewodnik po świecie filmów studia Ghibli spokojnie można podarować dorosłemu, to jest to taka pozycja, która na pewno ucieszy kogoś kto dopiero zaczyna kolekcjonować filmową biblioteczkę. Znajdziemy tu bardzo dużo materiałów wizualnych, plakatów, fotosów, ale też omówienia kolejnych filmów, informacje o produkcji czy recenzje. Książka została bardzo pięknie wydana (są drobne błędu w tłumaczeniu, ale to się niestety niemal zawsze zdarza) i daje mnóstwo radości, kiedy się ją przegląda. Jestem niemal pewna, że to jest taki idealny filmowy prezent właśnie albo dla wielbiciela filmów Ghibili albo dla kogoś kto po prostu lubi japońską kinematografię albo ogląda anime na telefonie. Przyznam, że mam słabość do takich ładnych książek, bo tak, jasne, większość mojej filmowej biblioteczki to poważne opracowania, ale takie które są po prostu ładne i miło się na nie patrzy.
Tyle z moich promocji. Oczywiście, możecie też zaszaleć i kupić waszemu zafascynowanemu kinem krewnemu album Taschen „Life. Hollywood”. To dwutomowy album ze zdjęciami Hollywood i jego gwiazd z wspaniałego magazynu Life, który przez lata miał najlepsze zdjęcia aktorów, aktorek, reżyserów i życia w Fabryce Gwiazd. Jest to absolutnie niesamowity album. Jedyny minus jest taki, że jest wielkości średniego stołu. A i kosztuje prawie tysiąc złotych. Ale nie wiem, może ktoś z was jest bogaty i ma duży stół? NIGDY NIE WIADOMO.
W każdym razie mam nadzieję, że trochę pomogłam. Jeśli macie jakieś pytania odnośnie do innych filmowych pozycji dostępnych teraz na rynku to absolutnie dawajcie, chętnie powiem, jeśli coś ciekawego mam o nich do powiedzenia. I tak oczywiście, że nie umieściłam w zestawieniu mojej książki „Filmy na życie” ale głównie dlatego, że uważam, że nie byłoby to w dobrym smaku. Ale byłoby też hipokryzją nie zwrócić uwagę, że tą książkę też możecie kupić.
PS: Przygotowując ten post zdałam sobie sprawę, że Marginesy wyrosły w ostatnich latach na jedno z tych wydawnictw, na które można liczyć, że wyda w Polsce głośne zachodnie książki o filmach.
PS2: Linkuję do stron wydawnictw bo wiele z nich ma w grudniu niesamowite promocje.