?
Hej
Zacznijmy od pewnego stwierdzenia które paść musi. Zwierz uwielbia Szekspira. Może to nie modne, może zwierz powinien być ponad to ale prawda jest taka że zwierz Szekspira autentycznie uwielbia to od czasu kiedy rodzice kazali mu przeczytać opowieści Szekspirowskie ( Tak zwierz wychował się w takim opresyjnym domu). Więcej, nie kręci nosem gdy po raz kolejny pokazuje mu się Hamleta ( zwierz ogląda go namiętnie ilekroć znajdzie jakąś nową ekranizację), bawi go Wiele Hałasu o Nic i wzrusza się na Kupcu Weneckim. Choć nigdy szczególnie nie przepadał za Makbetem i Romeem nadal uważa, że nie marnuje się czasu oglądając kolejną adaptację. Ba! Nawet Henryk V i Ryszard III mimo że zanurzeni w historii po uszy wywołują drżenie zwierzowego serca. Zwierz nieco się tej pasji wstydzi. Wie że powinien twierdzić iż zachwyty nad Szekspirem są przesadne. Ale zwierz bądź co bądź jest popkulturalny więc jego gust teatralny wysublimowany być nie musi.
Na zdjęciu powyżej Szekspir na rękach tłumu. Scenarzysta miał zapewne nadzieje na taką samą reakcję widowni. Mógł się odrobinę przeliczyć
Ów wstęp jest konieczny by wyjaśnić dlaczego zwierz znalazł się w kinie na filmie Anonymous, który rozważa kim był Szekspir jeśli nie był Szekspirem. Widzicie sam problem dla zwierza nie istnieje bo Szekspir to bardziej pojęcie niż osoba – tak jak Homer o którym praktycznie na 100% wiemy że nie istniał a przynajmniej nie napisał Iliady i Odysei. Nie mniej obejrzeć film gdzie rozważa się jedną z hipotez zwierz zawsze jest skory. A hipotezę wybrano tu ciekawą – oto Szekspirem miałby być Edward De Vere? hrabia Oxfordu jeden z najlepiej urodzonych i sytuowanych ludzi w ówczesnej Anglii. Jako że dobre urodzenie i pisanie nie idą w parze musiał znaleźć kogoś kto wystawiałby sztuki pod swoim nazwiskiem. I choć jego wybór padł na poetę Bena Jonsona w ostateczności rolę autora przyjął niepiśmienny aktor William Szekspir. Niezależnie od tego czy językoznawcy uznają tą historię za prawdopodobną autorzy filmu zrobili wszystko byśmy uznali to za bzdurę stulecia. Postacie są tu nie zarysowane tylko ciosane – Hrabia Oxfordu mimo prób grającego go Rhysa Ifansa to typ bardzo pretensjonalny. Wyobrażenia autorów o wielkim poecie są dość standardowe – albo może cierpieć, albo spoglądać smutnie w przestrzeń albo wygłaszać zdania które natychmiast powinno się zapisać i co absolutnie oczywiste mówi pentametrem jambicznym na zawołanie. Hrabia przez cały film nie mówi nic zabawnego ani mało podniosłego – co chyba zdaniem scenarzystów ma nas przekonać że był człowiekiem wielkim. Ową wielkość mamy widzieć właśnie oczyma Bena Jonsona – szkoda że scenarzyści zamiast zagrać na zazdrości jednego poety o drugiego ( bo przecież Jonson który ze łzami w oczach głosi pochwałę poezji hrabiego musiał zdawać sobie sprawę że tak wysoko nie podskoczy) stworzyli postać bladą, która bardziej przypomina dzisiejszego wielbiciela elżbietańskiej poezji już świadomego z jak wielkim dziełem ma do czynienia. Największą jednak krzywdę zrobiono samemu Szekspirowi który jest tu idiotą, nie zdającym sobie sprawy z tego z czym ma do czynienia, egzaltowanym aktorem, któremu zależy tylko na zysku. A szkoda bo tu ponownie drzemał potencjał by nakreślić postać człowieka który tak dobrze gra rolę dramaturga że w końcu zapomina że nie on jest autorem tych sztuk. No ale psychologiczna głębia nie jest mocną stroną tego filmu – Marlowe jako rywal Szekspira będzie tu podły, zaś oponent hrabiego Edwarda , Robert Cecil będzie wręcz karykaturalnie zły.
Poeta z różą czyli jak znamy hrabiego Oxfrodu zaraz zacznie zastanawiać się czy kwiat pod innym imieniem pachniałby równie ładnie
Mimo, że teoretycznie scenarzyści na każdym korku głoszą pochwałę wielkości Szekspira to jednak ewidentnie nie wierzą że jego historia kogokolwiek mogłaby przyciągnąć do kina. Stąd też wątki szekspirowskie nieco gubią się wśród dworskich knowań dotyczących następstwa tronu po starej już Elżbiecie. O ile jeszcze część Szekspirowska filmu jako tako daje się oglądać to wątki polityczne to już nie fantazja ale herezja. Pomijając fakt że w pewnym momencie można być niemal pewnym że hrabia Essexs zasiądzie na tronie Anglii to na dodatek okazuje się że królowa Elżbieta miała naprawdę bardzo barwne życie. Zwierz nie chce za dużo zdradzać ale jest w tym filmie moment w którym w zasadzie trzeba było by wstać z krzesła i wybiec z kina wołając ” hańba” po czym napisać krótki list do współczesnej królowej Elżbiety z sugestią zakazu wyświetlania tego filmu na terenie Wielkiej Brytanii. A skoro już przy samej Elżbiecie jesteśmy to zwierz musi przyznać, że nienawidzi filmów w których królową portretuje się jak taką rozdygotaną emocjonalnie kobietę. Trochę jakby mężczyźni nie umieli sobie wyobrazić że sprawująca władzę kobieta może zachowywać się jak rasowy polityk. Co zaś się tyczy nieścisłości to angielscy dziennikarze chętniej niż chętnie wytknęli je scenarzyście wskazując że scenariusz jego filmu obiega nie tylko od tego co wiemy z historii ale też od najbardziej podstawowych faktów ( np. Marlowe który w filmie żyje w okresie gdy dzieje się akcja filmu dawno już nie żył). Sam scenarzysta ( dodajmy dla porządku że Amerykanin – może nie zdawał sobie sprawy co robi) twierdzi, że ów brak zgodności z faktami jest hołdem dla Szekspira ( czy też hrabiego Oxfordu) który sam nie trzymał się ściśle wydarzeń historycznych. Wyraźnie ktoś zapomniał mu powiedzieć, że takie nieścisłości uchodzą tylko jeśli pod koniec wyprodukuje się coś takiego jak Hamlet.
Mimo prób scenografów, operatorów, reżyserów i ludzi odpowiedzialnych za błoto na ulicy film nie rzuca na kolana.
Możecie stwierdzić że zwierz się czepia i że przecież to nie jest film historyczny tylko widowisko. Problem polega na tym że film zawodzi także jako widowisko – ostatnie 20 minut to straszne męczarnie bo film koszmarnie nie może się skończyć, sceny zbiorowe kręcone przy wykorzystaniu technologii komputerowej są zaskakująco mało imponujące, zaś elżbietański Londyn zdaje się składać wyłącznie z jednej ulicy. W sumie jedynym fragmentem filmu kiedy czujemy jakieś emocje jest montaż kolejnych scen z premier kolejnych sztuk Szekspira. Ale ponownie trudno to uznać za triumf reżysera czy scenarzysty bo poruszające są tu przede wszystkim słowa poety. Prawdę powiedziawszy oglądając ten film zwierz odnosił nieodparte wrażenie że woli poświęcony Szekspirowi odcinek Doktora Who niż kolejne pięć minut tego filmu. Pozostaje pytanie co w tym filmie robi występujący w roli narratora ( straszna zrzynka z Henryka V) Derek Jacobi? Zwierz ma nadzieje że zbiera kasę na jakieś porządne wystawienie Szekspira by zmazać grzech występu w tym filmie. Z resztą zdaniem zwierza jedyny kto powinien pozostać w tym filmie anonimowy to reżyser.
Elżebietański Londyn wgląda w filmie pewnie lepiej niż orygniał – niestety jednak to za mało by przełknąć niedorzeczności scenariusza
Na sam koniec zwierz musi stwierdzić, że jedna rzecz go martwi. Ta wizja że geniusz nie mógł zamieszkać w zwykłym synu rękawicznika ze Stanfordu. Że człowiek tak niskiego pochodzenia, trzymany z dala od dworu po prostu takich sztuk napisać nie mógł. Oczywiście można wierzyć że duch poezji żyje tylko w dobrze urodzonych i dobrze wykształconych gdzie znajduje odpowiednie dla siebie miejsce. Zwierz woli jednak romantycznie wierzyć że raz na jakiś czas największym poetą swoich czasów może okazać się syn rękawicznika. Może to i mało prawdopodobne, ale zdaniem zwierza czyni nasz świat dużo przyjemniejszym miejscem. Bo odkąd to działania muz są zgodne z logiką.
Królowa Elżbieta poważnie rozważa czy nie należy ściąć tego niemieckiego reżysera .
Ps: Zwierz zastanawia się ilu widzów jest w stanie tak naprawdę zorientować się o co chodzi w tym filmie tzn. zdaniem zwierza konieczność orientowania się w historii Anglii i historii elżbietańskiego teatru jest w przypadku tego filmu tak duża że nie jeden widz po prostu nie będzie miał pojęcia kto jest kim.