Hej
Zwierz miał ochotę pójść na film Burleska jak tylko dowiedział się że go produkują. Nie przyciągnęła zwierza ani tematyka ( historia o klubie Burleską), ani występ piosenkarki Christiny Aguilery, ale zapowiadany występ Cher. Zwierz uwielbia Cher na ekranie – i w sumie uważa że to jeden z tych nielicznych przypadków gdy piosenkarka naprawdę umie grać ( z resztą Akademia też tak uważa dając jej Oscara za „Wpływy księżyca)- i nawet jeśli miała tysiące operacji plastycznych nadal potrafi więcej wyrazić tonem głosu niż niejedna bardziej doświadczona aktorka. W każdym razie zwierzowi Cher zawsze na ekranie wydaje się być autentyczna niezależnie kogo gra.
Jednak zwierz filmu w kinie nie obejrzał. Zniechęciły go marne recenzje a także moment Polskiej premiery – w lutym zwierz nie ma zazwyczaj na nic czasu bo zajmuje się marznięciem. Teraz jednak kiedy Burleska pojawiła się na DVD ( i to tanim – z resztą to fajne nowe zjawisko wydawanie filmów na DVD w niskiej cenie – 24-29 zł nawet jeśli są nowościami – zwierz będzie musiał coś o tym napisać) zwierz kupił i obejrzał. I musi stwierdzić że film ów stanowi dość ciekawy przypadek.
Otóż Burleska jest filmem złym – złym bo nie oryginalnym, straszliwie schematycznym i nie potrafiącym nas niczym zaskoczyć. Oto młoda dziewczyna ( Aguilera) przyjeżdża z małego miasteczka do LA marząc o wielkiej karierze piosenkarki – nie udaje się jej więc ląduje w klubie z Burleksą – w filmie przedstawioną jako cudowna forma sztuki scenicznej. Trzeba z resztą powiedzieć że amerykanie mają jakiś dziwny stosunek do Burleski – zwierz nie tak dawno się zorientował, że ta zapomniana praktycznie w Europie sztuka świetnie miewa się w Ameryce. To musi mieć coś wspólnego z odreagowywaniem purytańskiej moralności. No ale wróćmy do tematu. Klubem zarządza twarda acz dobra Tess ( Cher która znika z ekranu na całe wieki a potem pojawia się tylko po to by ciężko wzdychać i nieźle śpiewać choć to już nie to samo co kiedyś) borykająca się z problemami finansowymi. Za barem pracuje przystojny barman, właścicielkę wspiera uroczy gej ( nie ma w Ameryce żadnego klubu w którym by nie było uroczego geja) a za plecami knuje była gwiazda i przystojny ale przecież podstępny deweloper. Jak sami widzicie nie ma tu nic nowego. Wszystkie możliwe konfiguracje, spory i dylematy widzieliśmy już wcześniej i podejrzewam że gdyby zwierz rozpisał konkurs na to jak przebiega fabuła nagrodę wybrałby więcej niż jeden uczestnik.
Ale film nie jest tak zły jak mogło by to brzmieć. Choć w produkcji wykorzystano każdą możliwą kliszę filmową to scenarzystom i aktorom udaje się jakość przez nie prześlizgnąć a wszystko z uśmiechem i piosenką na ustach. Trzeba z resztą powiedzieć że piosenki i choreografie są nawet do oglądania – Aguliera nie jest może wybitna aktorką ( choć nie taką złą jak można by było się spodziewać) ale śpiewać to ona umie, zaś dobrze tańczące kobiety zawsze dobrze się ogląda. Zwłaszcza że autorzy filmu naprawdę przywiązali sie do Burleski więc większość z tych tancerek lata przez pół filmu w samej bieliźnie. Choć może to jedynie próba przyciągnięcia mężczyzn do kina.
Nie mniej pomimo wszystkich swoich wad Burleska to taki film który człowiek musi sobie raz na jakiś czas obejrzeć. Wykorzystywanie znanych powszechnie klisz sprawia, że oglądamy film bez nerwów – wiem że wszystko dobrze się skończy, dość szybko wiemy też kto z kim wyląduje więc zamiast się przejmować losem bohaterów możemy sobie po prostu popatrzeć bez stresu i nerwów. Film jest zabawny i wzruszający dokładnie w takich dawkach w jakich powinien, obsada odpowiednio ładna i ucharakteryzowana ( trzeba powiedzieć że makijaż Cher powinien mieć osobne miejsce w napisach końcowych).
Takich ładnych filmów, które człowieka niczym nie zaskoczą ale też nie zdenerwują jest co raz mniej. Podobny potencjał miał np. Sex w Wielkim Mieście ale jego twórcy zapomnieli że jakaś akcja nawet szczątkowa w filmie musi być. Tymczasem filmy tego typu są człowiekowi potrzebne – tak samo jak potrzebne są filmy z bijatykami i wielkimi wybuchami w których wiemy że głównemu bohaterowi nic się nie stanie. Złe filmy na które kręcą nosem krytycy są najczęściej dokładnie tymi filmami których potrzebujemy. Tak naprawdę lubimy klisze ( choć oczywiście nie w nadmiarze), ładne zdjęcia i pewność że wszystko ale to wszystko dobrze się skończy.
Ps: Zwierz znów dostał coś do napisania. Zaczyna się frustrować bo dostał dokładnie to czego sobie życzył.