Home Ogólnie W 3600 mięśni dookoła Grecji czyli kilka uwag o 300:Początek Imperium

W 3600 mięśni dookoła Grecji czyli kilka uwag o 300:Początek Imperium

autor Zwierz


Hej

Kiedy kilka lat temu do kin weszło 300 i różne jednostki zaczęły obrażać się na historyczną nieprawidłowość przedstawionych na ekranie wydarzeń, zwierz chodził i niczym apostoł nauczał, że 300 absolutnie filmem historycznym nie jest, wręcz przeciwnie jest to ekranizacja komiksu, ten zaś – do pewnego stopnia wyrazem poglądów Franka Millera na konflikt pomiędzy cywilizacją zachodu i świata islamu czy bliskiego wschodu. Zwierz gotów był bronić malarskiej wizji, w której Spartanie biegają w skórzanych spodenkach prężąc swoje muskuły na słońcu zaś Sparta jest przecudowną krainą wolności niezależności, w której nikt nigdy o żadnych biednych helotach nie słyszał. Zwierz pozostaje przy swoim zdaniu. 300: Początek Imperium jest ekranizacją komiksu (a przynajmniej na komiksie bazującą) i zapewne nie należy czepiać się odstępstw od prawdy historycznej. Co nie zmienia faktu, że o ile zwierz bez trudu przyjmował, 300 jako pewną metaforę (zresztą powiedzmy sobie szczerze, całe to wydarzenie obrosło tyloma mitami i taką polityczną propagandą, że nie ma nawet sensu próbować udawać, że ktoś wie, co naprawdę się wydarzyło) o tyle absolutnie dowolne potraktowanie wydarzeń z wojen grecko perskich nieco zwierza boli. Być może, dlatego, że w wielu miejscach zmiana jest zdecydowanie na gorsze w porównaniu z tym, co rzeczywiście się wydarzyło. W poniższych (miejscami nieco złośliwych) uwagach zwierz daje, więc niekiedy wyraz swojej frustracji odnośnie braku zgodności pomiędzy faktami (lubi ich iluzją) a tym, co zobaczył na ekranie. Pragnie jednak zauważyć, że czyni to tylko wtedy, kiedy uważa, że należało się trzymać tego, co podpowiadała historia, bo historia zafundowała wersję ciekawszą lub bardziej dramatyczną. Co oczywiście zostawia nas z zaskakującą w przypadku takiej tematyki koniecznością deklarowania – będą spoilery. Które to zdanie chyba najlepiej świadczy o tym jak lekką ręką twórcy potraktowali wydarzenia z przeszłości.

300_rise_of_an_empire_2014-wide

Zwierz doskonale rozumie, że  twórcy filmu wcale nie mieli zamiaru odtwarzać historii. Jest im gotowy to nawet wybaczyć ale ma poważne problemy z tym kiedy wersja przedstawiona na ekranie jest o tyle mniej ciekawa od tego co wydarzyło się naprawdę. Nie mniej nie będzie ten wpis wytykaniem nieścisłości. Raczej katalogiem straconych szans.

 

To nie ubóstwienie, to depilacja – zwierz musi zacząć od elementu absolutnie kretyńskiego, który jednak rozbawił zwierza tak bardzo na początku filmu, że nie opuścił go do końca. Otóż, jeśli nie wiecie tego z lekcji historii (zwierz ma nadzieję, że nie wiecie, bo oznaczałoby to poważne braki w wykształceniu waszych nauczycieli) król Dariusz zginął pod Maratonem przebity strzałą wypuszczoną przez samego Temistoklesa (to dokładnie streszcza ile w tym filmie jest historycznej wiarygodności). Co to oznacza? Pozostał tylko jego syn Kserkses (Temistokles zresztą od samego początku strasznie żałuje, że nie ubił obu, bo przecież to by załatwiło cały perski problem). Jeśli nie wiecie to zwierz spieszy was poinformować, że syna Dariusza gra Rodrigo Santoro, bardzo piękny Brazylijczyk, który naprawdę prezentuje się prześlicznie z odpowiednią dla persa brodą i ciemnymi włosami. Niestety, kiedy przychodzi mu przemienić się w boga króla (bardzo dosłowne potraktowanie praktyk wynoszenia starożytnych władców do roli bóstw) dostajemy przepis, z którego wynika, że jeśli człowiek się odpowiednio odwodni na pustyni a potem zanurzy w żółtej ewidentnie depilującej cieczy to nie tylko rośnie do dwóch metrów, ale zostaje wyniesiony do rangi boga. Zwierz doskonale wie, że to zabieg czysto komiksowy, ale tak strasznie było mu żal, że cudnej urody aktor zmienia się w dwumetrowego złotego, wygolonego olbrzymia mówiącego głosem, przypominającym ten, którym mówią nieujawniający swej tożsamości świadkowie koronni, że już do końca filmu zwierz miał poczucie wielkiej straty. Przy czym ponownie zwierz uważa, ten dodatek za nieco niepotrzebny, bo my się z Kserksesem od 300 już znamy, a w filmie mogłoby spokojnie go nie być, bo cała jego rola ogranicza się do stania na wysokości i spoglądania w dół na różne rzeczy. Przy czym trzeba powiedzieć, że Santoro spokojnie znalazłby pracę, jako model, bo przechadzać się potrafi doskonale, a stać i spoglądać w dół jeszcze lepiej.

Zwierz nigdy nie zapomni jak kiedyś w czasie oglądania 300 (kiedy zwierz akurat radośnie powitał pojawienie się Kserksesa na ekranie) ojciec zwierza (także historyk ale od zwierza lepszy bo znający historię) jęknął „Ależ on nie ma brody”. Ten film wyraźnie  powstał w odpowiedzi na ten jęk człowieka, który jest gotów przebaczyć produkcji prawie wszystko ale nie brak brody u Persa. 

Wielka grecka siłowania, – kiedy w 300 wszyscy mieszkający w Sparcie obywatele wyglądali jakby mieli wykupiony karnet na najlepszą siłownię w całej Helladzie zwierz nie miał najmniejszych pretensji. Wiadomo, że jakoś trzeba światu pokazać, że Spartanie to naród wojowników a jak inaczej to pokazać niż zarzucić widza widokiem idealnie wyrzeźbionych nagich torsów w każdej scenie (zwierzowi absolutnie to nie przeszkadzało). Problem polega jednak na tym, że w drugiej odsłonie przygód dzielnych Greków okazuje się, że wszyscy w Grecji chodzą na siłownię i nawet świeży zaciąg kupców, młodzieńców i poetów wygląda jakby trudnili się tym wszystkim wyłącznie na boku obok intensywnych ćwiczeń fizycznych. Zwierz ponownie rozumie, że na tej wyrzeźbionej muskulaturze opiera się wizualna atrakcyjność filmu, ale w pewnym momencie widz jest lekko zirytowany wizją świata gdzie nie wymyślono koszul, bo którzy chciał swój sześciopak chować pod jakąkolwiek osłoną.  Co więcej zwierz musi powiedzieć, że na tym tle jeszcze większą (jakby, jako echo tego, co zwierz czuł po 300) zwierz czuje niechęć do scenarzystów, którzy zdecydowali się przedstawić Efialtesa, jako całkowitą pokrakę – trochę za łatwo wchodzi film w kult fizycznego piękna. Zresztą zwierz musi szczerze przyznać, że jednak mimo wszystko istnieje coś takiego jak jeden nagi tors za dużo i w końcu czuje się pewien przesyt. Co ciekawe aktorzy chwalili się, że ich sześciopaki nie są tak duże jak te Sparatn bo przecież grają Ateńczyków. No jasne bo możliwość, że starożytny grek na swojej ubogiej diecie nie miał w ogóle rozwiniętej muskulatury to jest czysta herezja.  Jedyna poprawa w tym względzie to fakt, że Ateńczycy ganiają w spódniczkach (niesłychanie nisko noszonych), co jednak ma więcej sensu niż skurzane gatki Spartan. Ale tu jakby zwierz jest gotów zgodzić się na ustępstwo, bo nikt nie chce oglądać, w czym naprawdę chodzili ówcześni Grecy (podobnie jak wszyscy chcą obejrzeć pod Maratonem radosną szarżę na perskie okręty zamiast jakąś nudną falangę).

  Z potwierdzonych źródeł wynika, że w starożytnej Grecji wszyscy mieli na brzuchach pięknie wyrzeźbione mięśnie i dlatego nie wymyślili ani koszul ani spodni co by móc prezentować obok wspaniałości muskulatury brzusznej także piękno łydki i kolanka a także uda co to były po prostu przecudne.  Nikt wówczas nie miał ciała normalnego, albo umiarkowanie umięśnionego, a jak ktoś miał za dużo tkanki tłuszczowej to kazano mu biegać do Maratonu i z powrotem. True Story.

Za wolność, niepodległość i grecki styl życia, – kto, z kim walczył w wojnach grecko- perskich? Inteligentny człowiek bez zastanowienia odpowie Persowie z Grekami. Odpowiedź ta brzmi o niebo lepiej od Persja z Grecją. Niestety twórcy filmu zdecydowali się sprawę maksymalnie uprościć, przez co Grecja wypada, jako kraina, która poza nieco skłóconymi Atenami i Spartą jest właściwie państwem, które rozdrażniło Persję swoją demokracją i stąd wszystkie wojny. O co zaś walczą Grecy? O swoje prawo do wolności. Zwierz absolutnie rozumie, że to jest ten moment, kiedy cala historia staje się ponownie wielką metaforą i nasi dobrzy giną za wolność, niezależność i demokrację, a tamci źli za despotycznego króla boga, i możliwość życia w zamożnym poddaństwie. Jakaż piękna wychodzi tu paralela ze współczesnością. I ponownie – o ile jeszcze historia 300 Spartan rzeczywiście jest zdaniem zwierza tak strasznie zawłaszczana przez lata przez niejedną propagandę (od tej greckiej począwszy) o tyle same bitwy grecko perskie jednak miały nieco inny wymiar i zwierz nie odnosi wrażenia, by można było sobie tutaj pozwalać na taką całkowitą dowolność. Zwierz nie jest głupi i wie, że to tylko metafora i pretekst by zachlapać obiektyw kamery sztuczną krwią (nie jeden raz), ale coś się w nim sprzeciwia tak prostemu i radosnemu przepisywaniu dzisiejszych pojęć na przeszłość. Przy czym zwierz zdaje sobie sprawę z niedorzeczności swojego zarzutu w przypadku produkcji tego typu. Problem jednak w tym, że tworzy to pewne złudzenie, że mamy tu powtarzalność pewnego spotkania, że spór toczy się o to samo. A tymczasem tego porównania nie ma. Zwierz ma do tego swojego zarzutu najwięcej wątpliwości, jako krytyk, ale z drugiej strony, jako widz, bawił się bez porównania gorzej mając świadomość jak bardzo nagina się rzeczywistość i to w sposób tak daleki od subtelności, że trudno odwrócić wzrok.

  

Walczyć jak i ginąć wyłącznie za ojczyznę, ideę i amerykański styl życia. Nawet w Starożytnej Grecji.

Nigdy nie wkurzaj greckiej kobiety – historia, w której centrum jest bitwa pod Salaminą dała idealna okazje by do tego bardzo męskiego świata dołożyć postać kobiecą. Historia sama dostarcza idealnej kandydatki – Artemizji.  Królowa Halikarnasu trzymająca rządy po śmierci męża, dowodząca własnymi statkami, kobieta najwyraźniej bardzo rozsądna, bo odradzająca bitwę z grekami na morzu i wysuwająca jeszcze kilka innych rozsądnych propozycji dotyczących wojny (które perski władca traktował zupełnie poważnie). Szanowana przez Kserksesa a jak podają niektóre starożytne plotki miała z nim nawet jakiś romans, (choć już raczej po wojnach grecko perskich). Czyż nie cudowna postać? Doskonałe odbicie dzielnej Spartańskiej wdowy po Leonidasie, pokazująca, że ciekawe kobiety zdarzały się po obu stronach frontu (i to w starożytności). Niestety, twórcy filmu zdecydowali się, że co prawda dostaniemy kobietę dowódcę floty ale zamiast iść w rozsądną królową postanowili uczynić z Artemizji pałającą chęcią zemsty greczynkę, nienawidzącą Grecji i jej mieszkańców. I tak zamiast jedynie wyolbrzymić czyny istniejącej bohaterki, napisali na kolanie postać dość psychopatyczną, obowiązkowo naznaczoną gwałtem i niewolą. Artemizja zamienia się w ten sposób w kolejną z licznych szalonych kobiet, które są okrutniejsze od mężczyzn, absolutnie nieobliczalne i nawet, jeśli inteligentne to tak mściwe, że zakrywa im to cały świat. Do tego jeszcze twórcy nie mogli się powstrzymać i ustawiając naprzeciwko siebie Temistoklesa i Artemizję zafundowali nam jeden z najbardziej niezamierzenie komicznych stosunków przerywanych w historii kinematografii (serio zwierz dawno nie widział sceny seksu, w która miałaby tak zła choreografię a sami aktorzy wydawali się być tak nie zainteresowani całą sprawą). I zwierz rozumiałby nawet, że film tego typu wymaga obowiązkowo obnażenia biustu Evy Green (a gdzie lepiej ro zrobić niż w czasie miłosno/nienawistnej schadzki z Temistoklesem), ale dlaczego, dlaczego kobieta nie może być u władzy nie mając zamiaru nikogo uwodzić. To jest takie straszliwie denerwujące, kiedy w końcu w filmie jest szansa by wrzucić jedna z niewielu kobiet, o której naprawdę można coś ciekawego powiedzieć w kontekście wojskowej historii starożytnej, po czym zamienić ją we wkurzoną babę, która nienawidzi mężczyzn, poza biednym spłoszonym Temistoklesem. Zwierz nawet rozumie pokusę by skonfrontować bohaterów nawet by pozwolić bohaterce grać obietnicą czegoś więcej.. A wyobraźcie sobie jakby było fajnie gdyby ta Artemizja zamiast szczerzyć kły, całować odcięte głowy i uwodzić spłoszonych greckich strategów była po prostu równie zrównoważona i rozsądna jak Temistokles. To dopiero była by potyczka. Zresztą trzeba powiedzieć, że pewną wizję tego jakby to mogło się potoczyć daje postać Gorgo wdowy po Leonidasie, która właśnie jest taka fajnie spokojna, podejmująca decyzje polityczne, ale też niepozwalająca sobie w kaszę dmuchać. Choć Eva Green dobrze gra to, co jej napisano, to jednak zwierz ma wrażenie, że to jest taka pozornie przełamująca schemat rola.  I choć dzięki niej film nie ocieka tak testosteronem jak 300 to nie ma się, co oszukiwać – to nadal jest pewien świat samczej fantazji. Tylko nieco inaczej podanej. Zwierz zresztą ma tu olbrzymi problem, bo Artemizja jest dokładnie taką postacią kobiecą, jaką będzie się przez lata przywoływać, jako dowód, że kobiety w filmach mogą być równie mściwe i okrutne jak faceci.  Tylko oczywiście za okrucieństwem Artemizji będzie stać gwałt i poniżenie przez Greków, jej niechęć do Temistoklesa podsyci fakt, że ten ją odrzucił (smutna mina, gdy myśli, że ten nie żyje dorzuca cegiełkę do interpretacji, że nie chodziło wyłącznie o rozgrywki polityczne), jej frustracja będzie wynikała z braku partnera jej równego. I niby to wszystko jest ciekawe i nie takie powszechne, ale jednak Artemizja nie jest politykiem. Jej jedyne działanie polityczne (przemiana Kserksesa w Boga) właściwie jest pewną pomyłką (zdecydowanie łatwiej manipulować władcą, który nie uważa się za bóstwo) poza tym wszystkie jej motywacje są absolutnie prywatne. I tak zwierz ma wrażenie, że jako kobieta Artemizja ma prawo mościć się za poniesione krzywdy, ale nie ma już prawa politykować. Przy czym zwierz może tu nieco wybiega za daleko, ale po prostu już widzi, że wiele recenzji stawia tą bohaterkę na piedestale, jako taką nową, jakość pokazywania kobiety w kinie. A to jednak zdaniem zwierza nic nowego nie jest, wręcz przeciwnie, – mimo że to ona wydaje rozkazy jest całkiem konserwatywnie.

Artemizja mogła się stać jedną z najciekawszych kobiecych postaci w filmie udającym opowieść o starożytności. Ale zamiast tego wpada w dobrze znane i utarte schematy i okazuje się kolejną „szaloną babą”, która nienawidzi facetów, greków  i może wywijać mieczem ile chce ale tak naprawdę jest za bardzo emocjonalna by stanowić konkurencję dla naszego bohatera.

Biedny smutny Temistokles – film cierpi nieco na brak głównego bohatera. Umięśnieni Spartanie zostali przebici strzałami, więc kogoś muszą wystawić dzielni Ateńczycy. Z braku laku umięśnionym dowódcą na dziś zostaje Temistokles, który nadal jest wściekły, że pod Maratonem wykończył jednego persa za mało. Jak wiadomo sami Grecy uważali, że nie było wielu lepszych strategów. Niestety problem z postacią Temistoklesa jest taki, ze po pierwsze grającemu go Sullivanowi Stapletonowi tragicznie brakuje charyzmy (Gerard Butler nie jest wybitny aktorem, ale chyba wszyscy się zgodzimy, że za jego Leonidasem to nawet w ogień) po drugie – sami scenarzyści nie ułatwiają mu zadania dostarczając albo koszmarnie drętwe mowy, (ale takie naprawdę drętwe, zwłaszcza te, w których próbuje nas przekonać, że niesie na swoich barakach ciężar każdego straconego na wojnie życia) albo ograniczając jego genialne zabiegi strategiczne jedynie do krzyczenia w odpowiednim momencie „teraz”, „strzelać”, „opuścić statek”, (który zaraz wybuchnie jak to greckie statki miały w zwyczaju po ataku persów samobójczo wybuchających na ich pokładach). Temistokles nie odznacza się, więc na ekranie ani specjalnie grą aktorską (przez większość czasu rozgląda się nieco skonfundowanym spojrzeniem pięknych zielonych oczu jakby nie do końca wiedział, co się wokół niego dzieje) ani też szczególną inteligencją. Co więcej, mimo, że zaznacza się, iż między Maratonem a Salaminą minęło lat 10 to jakoś nie odcisnęły one najmniejszego śladu na bohaterze. Temistokles błąka się więc nie będąc ani wielkim wojownikiem ani strategiem (przynajmniej na ekranie) i aż dziw, człowiek łapie się na tym, że temu dzielnemu Amerykaninowi…. tfu Ateńczykowi jakoś specjalnie nie kibicuje. Przy czym zwierz musi powiedzieć, że strasznie go denerwuje, że z jednej strony – Temistokles ma być tym inteligentnym bohaterem (w przeciwieństwie do Leonidasa, który jest tylko głupio odważny) a z drugiej… nie można go pokazać, jako faceta bez kaloryfera na brzuchu i zdolności do ciachania wszystkich na około mieczem. Czyli teoretycznie dostajemy –postać, której wszystkie zasługi powinny leżeć w głowie, ale i tak większość czasu kamera koncentruje się na tym jak ładnie mu w skórzanej spódniczce i niebieskim płaszczu.

Temistokles i przerażona mina z cyklu „Czy ja nie zostawiłem w domu Amfory na gazie?” 

Koń morski – zwierz uwielbia bitwy morskie. Czy jest coś bardziej romantycznego i ciekawego od manewrowania statkami? OK pewnie sporo rzeczy, ale to akurat zawsze wydawało się zwierzowi najciekawszym rodzajem potyczki. Jak powszechnie wiadomo bitwa pod Salaminą to był popis zdolności strategicznych, odpowiedniego wykorzystania terenu, dowód na to, jak wiele daje przewaga wynikająca ze znajomości wiatrów, skał i w ogóle warunków, w jakich toczy się bitwa. Tu jednak bitwy właściwie nie ma. Na potrzeby dramatyzmu związek miast Greckich został z sześcioma statkami, więc właściwie większej bitwy nie ma tylko dochodzi do powszechnego zderzenia, abordażu i przejażdżki konnej Temistoklesa (serio jedna z najgłupszych scen z udziałem konia w kinematografii). Zwierzowi po prostu żal znakomitej ciekawej potyczki, która tu właściwie zostaje wykasowana. Ale to wszystko jeszcze zwierz zniesie do momentu, kiedy całość kończy się… przybyciem wielkiej floty Sparty. Widzicie zwierz wszystko może wybaczyć, dać po łbie swojemu wewnętrznemu historykowi i schować go pod szafą i jeszcze czymś przykryć żeby nie wystawał. Zwierz rozumie, że większość osób na sali w ogóle nie jest zainteresowana nieścisłościami historycznymi. Ale jak ktoś przekonuje zwierza, że ci Spartanie, ( którzy mieli wtedy jak podają źródła 16 Statków do wystawienia) przybywają z olbrzymią flotą to zwierz jakoś nie może. Oczywiście zwierz rozumie, że Spartanie, jako prawdziwi przedstawiciele wolnego ludu i obrońcy wolności wszystkich Greków muszą przybyć i posprzątać. Zwierz to wszystko rozumie. Ale nie… wiecie jak Tewie Mleczarz. Jest ten moment, kiedy zwierz już nie może odwracać wzroku. Naprawdę czy to musiała być Spartańska flota? Serio? Nawet, jeśli to przenośnia, metafora i ekranizacja komiksu to czy to musiała być flota????

Nikt nie powinien zadzierać ze Spartanami. Spartanie nie powinni przypływać z wielką flotą. Są jakieś zasady tej gry!

Coś unosi się w powietrzu – Dobra nikt nie idzie na Początek Imperium po lekcję historii. Nikt. Idzie się na efekty specjalne, muskuły i slow motion. Tym razem do tego zestawu dorzucono 3D. Zwierz nie powie, pierwsze sceny, (kiedy pokazuje się logo wytwórni i płaskorzeźba przechodząca w obraz poległych Spartan) są znakomite. Serio wszystko gra – kolory, 3D, głębia – miodzio. Ale potem coś zaczyna unosić się w powietrzu. Dosłownie. Niemal w każdej scenie coś bohaterom lata za plecami – a to krople deszczu, a to pył, a to popiół. Zwierz rozumie, że to prosty sposób by zaznaczyć głębię (zaraz obok ochlapywania kamery sztuczną krwią), ale to strasznie denerwujące, kiedy człowiekowi coś ciągle przed nosem lata.  Zwierz musi zresztą powiedzieć, że niestety wizualnie Początek Imperium  o tyle rozczarowuje, że zwierz nie dawno widział 300 i myślał, że jednak więcej się w efektach specjalnych zmieniło. Tymczasem na ekranie nie widział tej olbrzymiej różnicy, jakości, co więcej miał wrażenie, że twórcy bardzo starają się dostarczyć nam równie tylu pięknych kadrów, co pierwsza odsłona, ale w sumie okazuje się, że wracają do ciągle tych samych wariacji na temat jednego kadru gdzie postać w centrum stoi nieruchomo a obok niej rozgrywają się rzeczy, które każdego zmusiłby do ruszenia się. To chyba w sumie największe rozczarowanie zwierza. O ile sam zwierz musi przyznać, że narzekanie na nieścisłości historyczne jest przejawem w równym stopniu czepialstwa co podłej zwierzowej złośliwości o tyle jednak nawet ci widzowie, którzy mają gdzieś kto z kim i jak w tej alternatywnej wersji starożytności walczył chcieliby dostać zachwycające efekty specjalne. Na co niestety liczyć nie mogą. Ale z drugiej strony, – jeśli wizualnie podobało wam się 300 – rzeczywiście macie więcej.

Na koniec jeszcze cudowny młody Kserkses, zanim go jeszcze pomalowali na złoto. No Dlaczego by Kserkses nie mógł tak wyglądać? O ile byłoby ciekawej. Ech…

Nie ma Fassbendera – tytuł jest mylny, bo w filmie wykorzystano parę ujęć z 300 w tym jedno z tych, na którym przed ekranem przechodzi długowłosy Fassbender. Ale to pewien skrót myślowy dotyczący obsady całego filmu. Jak już wspomnieliśmy Temistokles jest strasznie nijaki, Eva Green bardzo się stara i rzeczywiście gra dobrze, ale jej postać kuleje, o czym już czytaliście. Jej Artemizja jest zagrana na samych najwyższych tonach i choć Green wypada przed kamerą świetnie i jest bardzo pewna siebie to jednak troszkę jej za blisko do takiej karykaturalnie szalonej bohaterki, która ma czas nie wielokrotną zmianę ciuchów w trakcie kampanii wojennej. Zwierz nie do końca wie też, po co tak właściwie postać grana przez Hans Mathesona – nie dość, że aktor cały czas wygląda jakby był nieco zaskoczony, że gra w filmie akcji to na dodatek jego bohater właściwie nie ma roli. Serio jego kwestie to trochę takie przerywniki typu „gdzie byłeś”, „ładna pogoda”, „będzie padało”. Zwierz czekał aż dostanie jakąś większą cenę, ale doszedł do wniosku, że jego jedyną rolą w całym filmie jest stać obok aktora grającego Temistoklesa i dobrze wyglądać. I właściwie taki jest cały ten film – ludzie stoją i dobrze wyglądają, ale żeby coś grali to trudno powiedzieć. Fakt, ze do filmu nie udało się poza Evą Green zaangażować żadnego większego i szerzej znanego nazwiska o czymś świadczy. W sumie jak się nad tym zastanowić to ciekawie wypada biedny ogolony Santoro, który ma okazję pokazać i delikatnego i zbyt pewnego siebie Kserksesa. Nawet jeśli Butler Leonidasa budzi w was niechęć to była to jakaś postać, podobnie jak rólka Fassbendera grającego w 300 Stilosa – to coś było a nie tylko stanie przed kamerą.

Rolę znakomitej większości pojawiających się w filmie aktorów można zredukować do stwierdzenia „mięśnie w tle”

Zwierz doskonale wie, dlaczego lubi 300. Choć właściwie nie zgadza się z przesłaniem filmu i straszliwiewkurza go jego pompatyczność to jest to jeden z najbardziej konsekwentnie zrealizowanych filmów, jaki zwierz zna. Nawet, jeśli to czytanka o tym jak dobrze być umięśnionym chłopcem i umrzeć za ojczyznę broniąc jej przed barbarzyńcami ze wschodu, zwierz może odłożyć na bok swoje problemy i cieszyć się rzadkim przypadkiem filmu, w którym wszystko gra. Początek Imperium to z kolei film, który strasznie nie wie, czym chce być. Z jednej strony chce pokazać, że w czasie wojen grecko perskich ktoś jednak wśród Greków myślał, z drugiej twórcy nie są w stanie zdzierżyć myśli, że ktoś na ekranie może nie mieć kaloryfera na brzuchu. Z jednej strony daje nam kobietę w jednej z głównych ról z drugiej bardzo dba byśmy na pewno nie pomylili jej motywacji z tymi, które rządzą facetami. Niby to wszystko ma być głupiutką rozrywką w rzeczywistości alternatywnej, ale Temistokles tak śni o zjednoczonej Grecji, że człowiek odnosi wrażenie, że załatwia się tu nawet więcej politycznych kwestii niż  300. I tak o ile w 300 można było w jakiś sposób przejść do porządku dziennego nad wszelką niedorzecznością tak tu widz właściwie nie wie, co ma zrobić.  Temistokles podpowiada, że trzeba się zjednoczyć. Zwierz jednoczy się, więc ze wszystkimi tymi, którzy uważają, że drugie podejście do wali starożytnych Greków i persów jest zdecydowanie nieudane. I żadna ilość muskulatury w 3D tego zwierzowi nie wynagrodzi.

Ps: W czasie poprzedzającego film bloku reklam nadchodzących produkcji pokazano aż dwa zwiastuny filmów o Powstaniu, co z Kamieniami na Szaniec, które właśnie są w kinach daje trzy wojenne filmy dziejące się w Warszawie, jakie nas czekają. Zwierz rozumie, że odbijamy sobie lata braku tematu w kinematografii, ale może czas usiąść i zauważyć, że w Polsce w czasie wojny ludzie mieszkali i żyli nie tylko w Warszawie. Niedługo Warszawa zagarnie dla siebie całą przestrzeń filmu wojennego. I to mówi zwierz, który jest jedną z tych osób, które są z Warszawy od więcej niż jednego pokolenia.

Ps2: Z zupełnie innej beczki – drugi odcinek Hannibala. TAKI DOBRY. Zwierz jest po uszy zakochany w serialu. Przy czym każdą sceną cieszy się podwójnie. Raz w jej poważnej interpretacji raz w komediowej. Bryan Fuller „I love your work”

16 komentarzy
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online