Hej
Zwierz od kilku dni może sobie radośnie od czasu do czasu parskać przed komputerem czytając wasze repertuarowe wpadki. Tak kilka dni temu aby dostać materiał dowodzący jego tezy o tym, że samotne wyprawy do kina wcale nie są takie złe, zwierz zapytał jakie były wasze najgorsze wybory filmowe. Przy czym chodziło mu przede wszystkim o nie dostosowanie filmu do sytuacji w jakiej się znaleźliście. Pomysł na wpis przyszedł zwierzowi w czasie wypadu ze znajomymi gdzie okazało się, że wszyscy mamy choć jedną taką żenującą historie w zanadrzu (zwierz ma dwie – jedna to wybranie się z klasą na Adaptację Kaufmana, druga to wybranie się na jedną z pierwszych randek na Trio z Belleville gdzie zwierz był tak zafascynowany filmem, że totalnie zignorował zalety absztyfikanta). Zwierz oczywiście wie, że tego wpisy są odrobinę przejawem lenistwa z jego strony ale po pierwsze – poczynił wczoraj prace nad wpisem wręcz monumentalnym (zapewne dlatego że zupełnie nie na temat) a po drugie chorował i spędzał dzień głownie na podnoszeniu martwej powieki by dostrzec co tam Irenka w klatce robi. Zwierz zachował strukturę każdej historii ale nie podaje nazwisk. Pozwoli sobie też na artystyczną wolność przywołania opowieści niż cytowania maili – w końcu trzeba wykazać się jakiś wkładem twórczym we własny wpis.
Zacznijmy od historii, która absolutnie podbiła serce zwierza nawet jeśli to tylko legenda miejska bo historia przydarzyła się koledze a wszyscy wiemy jak to z takimi łańcuszkowymi historiami bywa. Otóż matka kolegi chciała wraz z zaprzyjaźnionym księdzem zobaczyć Pianistę. Poprosiła więc synka by jej Pianistę znalazł i zgrał. Matka z księdzem zasiedli do seansu ale coś im nie gra – ani tam nie ma Niemców ani Żydów ani tytułowego Panisty. W pewnym momencie uznali, że mają dość. I słusznie – w końcu oglądali Pianistkę. Co wszystkim nam powinno dać do myślenia – płeć w tytułach filmów zdecydowanie się liczy!
Wycieczki klasowe dostarczają jednak najwięcej zabawnych historii. W liceum jedna z klas trafiła na Imperium Zmysłów i choć wszyscy wiekiem łapali się na film od lat osiemnastu to jakoś nie wszyscy chcieli ów film oglądać w towarzystwie kolegów z klasy i nauczycieli. Zresztą ta wpadka pojawia się często bo wśród czytelników są też tacy, którzy musieli na szkolnej akademii oglądać Pillow Book, licząc jedynie ile razy ktoś okrzykiem poinformuje zabranych, że na ekranie pojawił się golusieńki pan. Co znając film musiało zamienić seans w dość koszmarne przeżycie. Z kolei inna czytelniczka w poruszającym wieku lat 11 trafiła na lekko ocenzurowane ‘Prawdzie Kłamstwa” (wycięto z nich 10 min ze striptizem) ale nie to przesądziło o uroku seansu – okazuje się, że seans był z lektorem! Na Sali siedziała pani i czytała napisy ale jakby tego było mało decydowała się na szybką i efektywną cenzurę niepożądanych treści i tak np. „you stupid bitch!” zamieniało się na „ty babo!” zapewniając widzom dodatkową rozrywkę (zwłaszcza, że czytane przez nią napisy były doskonale widoczne a jedenastolatkowie już czytać umieją). Nie mniej nie pobije to historii czytelniczki która miała w szkole podstawowej pójść z klasą na film o misjach w Afryce. Klasa usadowiła się grzecznie w sali kinowej szykując się na dwie godziny drzemki kiedy z ekranu padło wcale nie misyjne zdanie „Do you ever get the feeling that everything in America is completely fucked up?” okazało się, że bardzo konserwatywna nauczycielka pomyliła seanse i klasa trafiła (po raz ostatni w swojej szkolnej karierze będąc w kinie) na ‘Więcej Czadu”. Z kolei inna czytelniczka wspomina jak wpadła na genialny pomysł by namówić bardzo lubianą przez siebie wychowawczynię na klasowe wyjście do kina. Ponieważ nauczycielka miała słabość do kultury brytyjskiej i literatury XIX wiecznej to wybór padł na… Van Helsinga. Ponoć wychodząc z seansu nauczycielka w lekkim szoku stwierdziła, że był to najprawdopodobniej najgorszy seans w jej życiu (trzeba przyznać, że takie doświadczenia dokładają się do wizji nauczyciela jako zawodu chronionego). Jednak najlepszą puentą tej historii jest informacja, że rok później wybrała się z klasą na Constantina. Ciekawe z jakim komentarzem na ustach tym razem opuszczała salę. W ogóle na wycieczki szkolne do kina nie warto iść na nic co naprawdę chcemy obejrzeć – potwierdza to czytelniczka która trafiła z klasą na Volver i musiała się tłumaczyć dlaczego akurat taki film wybrała i dlaczego nie siedzi spokojnie (okazuje się, że kiedy wybrało się film który się innym nie podoba to nie można już zmieniać pozycji w kinie). Z kolei czasem można cierpieć z powodu wycieczki szkolnej wcale nie będąc jej członkiem ot np. kiedy nauczyciel nie sprawdziwszy na co idzie zabiera grupę 9 latków na filmową wersję z Achiwum X – ponoć krzyki dzieci od czasu do czasu powracają w koszmarach
Zdecydowanie to jest wpis przy którym po prostu trzeba korzystać z facepalmów
Randki też są niebezpieczne – jedna z czytelniczek wspomina jak wybrała się na randkę z wielbicielem Bergmana na… Kac Vegas II – towarzysz randki chyba do dziś leczy traumę. Choć powiedzmy sobie szczerze i tak był to wybór odrobinę bezpieczniejszy niż ten który poczyniła znajoma zwierza i trafiła na randkę na Kinsey’a – oglądanie filmu o badaniach nad seksualnością na pierwszej randce może się skończyć albo bardzo ciekawie albo odrobinę stresująco. Niestety tu chyba zrealizował się drugi scenariusz. Z kolei kilka lat temu czytelniczka wybrała na podwójną randkę idealny film dla romantyków „Ładunek 200”. Ponoć od tamtego czasu absztyfikant przyglądał się jej z lekkim zaniepokojeniem. Zwierz słyszał też o parze, która wybrała się dość romantycznie na film „Nigdy w życiu”. Randka przebiegała dość miło dopóki z jednego z siedzeń nie zaczęło dochodzić radosne chrapanie. I choć biedny absztyfikant tłumaczył się potem, że poprzednią noc spędził w pociągu i właściwie nie spał nie zostało mu to darowane.
Czasem nie ma kogo winić za pomyłki – jak na przykład w sytuacjach kiedy poprosimy wszystkich znajomych by poszli z nami na dramat psychologiczny a potem okazuje się, że coś nam się pomyliło i siedzimy w pustawym filmie na „Krzyku”, albo decydując się pokazać całej rodzinie „Oldboya” bo ktoś polecił nam tylko ten dobry i ciekawy film. Ciekawy bywa też czasem pomysł na wybór filmu na koniec imprezy kiedy wszyscy są już pod lekkim wpływem. W takich sytuacjach najlepiej ogląda się filmy łatwe, przyjemne, nie wymagające śledzenia akcji np. takie „Essential Killing” – idealne do oglądania kiedy mózg już nie za bardzo pracuje. Z kolei inna z czytelniczek postanowiła sobie (będąc już osobą jak najbardziej dorosłą) obejrzeć sobie wieczorem ekranizację „Fanny Hill”. I oglądałaby sobie na zdrowie gdyby nie przysiadła się do niej nie mogąca spać matka. Jak możecie się spodziewać oglądanie filmu nie było już tak przyjemne. Z kolei co lepszego można wybrać na pogodny i radosny film z przyjaciółkami pragnącymi od życia niż (SPOILER) film „Odrobina Nieba”, który jest pogodny wielce – bohaterka dostaje raka (i to okrężnicy) po czym umiera. Potem do końca życia człowieka pytają czy w tej pogodnej komedii znów ktoś umrze. Nie daj boże wybrać się zaś na film historyczny w towarzystwie kolegów historyków! Jedna z czytelniczek zwierza łapała się za serce na drugiej części 300 zaś większość seansu Troi wraz z kolegami archeologami ustalali genealogię broni, pancerzy i biżuterii, która jako żywo nie chciała mieć z czasami Troi nic wspólnego. Zresztą zwierz się z tym przeżyciem solidaryzuje bo pamięta jak poszedł z historykami wojskowości na 9 Kompanię i słuchał przez cały seans uwag odnośnie wykorzystywanej przez bohaterów broni. O seansie 300 na pierwszym roku historii (Gdzie człowiek oddycha historią starożytną) nie wspominając.
Jak więc widzicie oglądanie filmów w towarzystwie tak naprawdę nikogo nie bawi – ilość możliwych błędów do popełnienia wydaje się nieskończona. Jednocześnie możemy zostać osądzeni przez innych (zwierz został kiedyś przez swoja klasę uznanym za istotę pozbawioną serca bo nie uronił ani łzy na Pianiście), ewentualnie musimy się za nasz wybór repertuarowy wstydzić. Rzadko zdarzają się nam sytuacje jak ta która kilka lat temu spotkała zwierza który podstępem zwabił braci na „Postrach Nocy”, przepraszając ich strasznie kiedy po drodze okazało się, że jego jedną motywacją do zobaczenia filmu było obejrzenie sobie Tennanta w makijażu. Jakie było zaskoczenie zwierza i całej kompanii kiedy okazało się, że film się nam wszystkim całkiem spodobał. Takie rzeczy jednak nie zdarzają się często i czasem oglądając straszny chłam zwierz cieszy się że jednak na sali jest tylko on. W tedy wstydzić się może jedynie przed sobą i filmowymi muzami.
Ps: Jeśli ten wpis zachęcił was by podzielić się swoimi historiami nie musicie się bać – jak widać nie jesteście sami.
Ps2: Zwierz dał się namówić więc w najbliższym czasie będzie nie na temat. Albo jak najbardziej na temat
Ps3: Jakby ktoś chciał poczytać o Penny Dreadful z przecinkami to dziś będzie o nich zwierz pisał na Seryjnych.