Home Ogólnie Diabła nie znamy osobiście czyli zwierz o Crucible

Diabła nie znamy osobiście czyli zwierz o Crucible

autor Zwierz
Diabła nie znamy osobiście czyli zwierz o Crucible

Zdaniem zwierza wielość sztuki oceniać należy po tym jak dobrze znosi wyjęcie jej z pierwotnej ramy narracyjnej. Czarownice z Salem to sztuka, której polityczny wymiar można wyczytać już z daty powstania. A jednak teraz – kiedy jej pierwotne alegoryczne znaczenie nikogo już nie interesuje dopiero można dostrzec jak doskonały jest to kawałek dramatu.

The Old Vic-The Crucible

Zwierz wie, że Polski tytuł sztuki to Czarownice z Salem ale ponieważ spektakl był pokazywany w wersji bez polskich napisów i ogólnie zwierz myśli o nim wyłącznie w kontekście języka angielskiego to posługuje się oryginalnym tytułem (poza tym jednym zdaniem wstępu)

Zacząć trzeba od tego, że wczorajsza transmisja przedstawienia z teatru Old Vic w Londynie nie była realizowana w ramach projektu NT Live. Informacja ważna z dwóch powodów. Po pierwsze fakt zarejestrowania sztuki przez Digital Theatre oznacza że być może niedługo trafi do ich katalogu, dostępnego w Internecie – sami będziecie mogli się wtedy przekonać jakie doskonałe to wystawienie. Druga sprawa – o ile realizacje NT Live są zwykle statyczne (co niekiedy nie działa na korzyść sztuki – jak w przypadku średnio zrealizowanego Tramwaju – zresztą tez Old Vic) o tyle w przypadku  Crucible – zrealizowanego przez DT mamy sztukę zdecydowanie wyreżyserowaną. To znaczy mamy podwójną reżyserię- sztuki i transmisji. Widać to zwłaszcza w sposobie rozpoczęcia kolejnych scen – zwolnionych, często kręconych pod intrygującym, choć niekiedy mało mówiącym kątem, urywanych.  Dużo bardziej widać też grę zbliżeniami – szukanie najlepszego światła dla aktorów, bardziej czuć wybór realizatora przy decydowaniu na czyją twarz teraz spojrzymy. To ważne, bo oglądane w kinie Crucible jest przeżyciem zdecydowanie dalekim od teatralnego – być może nawet bardziej filmowym niżby się chciał do tego sam realizator przyznać. Nie jest to zarzut – wręcz przeciwnie biorąc pod uwagę emocjonalny ciężar sztuki zwierz cieszył się, że jest między nim a bohaterami ta niewidzialna zasłona którą na przekaz nakłada fakt że mamy do czynienia z czymś sfilmowanym i obrobionym. Jednocześnie jednak taki sposób realizacji sprawia, że widz dość naturalnie jest bardziej wyczulony na to, co bardzo teatralne. Widoczne kable przyczepione do szyi aktorów (jak zwierz mniema współczesny odpowiednik suflera) czy nienaturalny ton głosu, dostosowany tak by docierał do osoby widzącej zarys aktora z ostatniego rzędu, a nie do widza, który może liczyć kropki na tęczówkach aktora. Zwierz zaczyna od tych technicznych zastrzeżeń bo to niesamowite jak bardzo te pozornie niezauważalne elementy wpływają na odbiór sztuki i jak można (gdyby zwierz zdecydował się obejrzeć jeszcze raz sztukę) wysnuć z nich jaką interpretację wydarzeń przyjmuje realizator.

maxresdefault (3)

Old Vic sprawia spore problemy realizacyjne bo scena jest okrągła jednocześnie w bonusie możemy obserwować jak widownia danego wieczoru oglądała sztukę. Ciekawa wartość dodana

Zwierz przyzna, że choć oczywiście (a może nie oczywiście w końcu żaden to wstyd) znał treść sztuki to nigdy nie widział jej w formie teatralnej. Film który zrealizowano w latach 90 zawsze wydawał mu się pomyłką, choć nie był zwierz w stanie dokładnie powiedzieć co mu nie pasowało. Dopiero teraz oglądając przedstawienie zwierz poczuł, że sztuka dotknęła go tak jak dotknąć powinna. Jest to bowiem przedstawienie męczące – przede wszystkim psychologicznie – stawiające wiedza w niewdzięcznej roli świadka napędzającej się spirali psychozy. Świadka o tyle umęczonego że świadomego obserwowanych mechanizmów które pogrążają kolejnych członków społeczności. Zaczyna się – jak uczy nas historia – od  znaków opętania i oskarżeń rzucanych przez młode dziewczęta.  Najpierw padają nazwiska osób mało znaczących, potem psychoza rozszerza się co raz dalej, i wszyscy – nawet ci którzy całym swoim życiem świadczyli przeciw jakimkolwiek oskarżeniom o koszachty z diabłem stają się przedmiotem procesu. Ten wątek narastającej psychozy, oskarżeń przed którymi nie można uciec, wybronić się, udowodnić swojej niewinności, jest psychicznie dla widza męczący. Słusznie zresztą bo owa psychoza wzajemnych oskarżeń zdarzała się ludzkości nie raz i dobrze sobie przypomnieć jak taki mechanizm wygląda, jak trudno go powstrzymać kiedy się rozpędzi jak lawina porywając kolejne ofiary. Przy czym choć jest to wątek który wysnuwa się na plan pierwszy, który najmocniej widza dotyka, najbardziej go drażni i niemal fizycznie boli to jednak tym co stanowi serce sztuki jest obserwowanie jednostek zetkniętych z tym  paradoksem w którym trzeba przyznać się do winy by udowodnić swoją niewinność.

Crucible1260-Old-Vic-7742-630x310

Zaciskająca się wokół bohaterów pętla sprawia, że nie jest prosto sztukę oglądać. Jednocześnie jednak po co chodzić do kina jeśli nie chcemy zmierzyć się z ładunkiem emocjonalnym jaki niesie ze sobą dobrze napisana sztuka

Zanim jednak do tego przejdziemy pojawia się pytanie kto i dlaczego puścił tą maszynę w ruch. Teoretycznie odpowiedź wydaje się prosta – mamy przecież Abigail – dziewczynę odtrąconą przez kochanka Johna Proctora, wystawiona przez jego żonę za drzwi. To Abigail sprawnie manipuluje kolejnymi zarzutami, bez lęku wydaje oskarżenia trwa przy swoich wizjach.  Łatwo byłoby na tą dziewczynę – i jej równie młode koleżanki zrzucić winę, gdyby nie prosty fakt, że działania bohaterki mają swoje korzenie przede wszystkim w zasadach świata w którym żyje. To świat mężczyzn, gdzie co prawda zdradzenie żony oznacza ciche dni przez siedem miesięcy, ale to dziewczyna traci dobre imię. To świat gdzie nikt nie posłucha kobiety i nie da jej władzy jeśli ta nie wykorzysta tej odrobiny niezależności jaką daje fakt, że wszyscy nasłuchują jej słów. Oczywiście to gra która sprawdza się tylko na krótką metę ale w tym świecie każda wolność wydaje się bezcenna. W końcu to świat matek ocenianych liczbą wychowanych dzieci, świat żon, które stwierdzają że zdrada męża jest ich winą, biednych pomiatanych służących które od niewolnic z Barbadosu oddziela bardzo cienka linia. Nie jest Crucible  sztuką którą można byłoby intepretować tylko przez ten pryzmat (w końcu mimo że rozprawa toczy się wokół kobiet naszym bohaterem jest oskarżony mężczyzna) ale niewątpliwie czasy w których żyjemy sprawiają, że nie sposób dostrzec tego elementu. Jest w tej realizacji doskonała scena kiedy Abigail rzucając oskarżeniami, niemalże w pułapce o krok od ujawnienia jej działań zwraca się do sędziego. Przypomina mu, że jej siła rzucania oskarżeń o konszachty z diabłem, oznacza że nawet sędzia nie jest bezpieczny.  To jedyna scena w sztuce, w której mamy poczucie, że to kobieta rządzi sytuacją. Niemalże upajając się chwilową władzą.

04673_The_Old_Vic_The_Crucible_Samantha_Colley_Abigail_Williams_photo_credit_Johan_Persson1

Abigail bywała pokazywana różnie, tu jest dziewczyną trzymającą swój kawałek niezależności, dla której nie ma powrotu. Niby nie ma tu zbytniej sympatii ale jednak da się dziewczynę zrozumieć w kontekście czasów w których żyje i społeczności do której należy

Ale Abigail jest właściwie postacią drugoplanową. Naszym bohaterem jest John Proctor. To bohater niepozbawiony wad – jeśli szukać pierwszej przyczyny to nie da się ukryć, ze gdyby Proctor nie pamiętał dziesięciu przykazań na spółkę z żoną (to potępiające zdradę wypadło mu z głowy) to być może nie byłoby zranionej dziewczyny gotowej tańce w lesie i rzucanie naiwnych klątw zamienić w machinę która pochłonęła nie jedno ludzkie życie. Zwłaszcza, że Proctor nie jest w stanie zupełnie zrozumieć na czym polega jego wina. Może się kajać za brak wierności żonie, ale kompletnie nie widzi, że w każdej takiej zdradzie czai się obietnica. Nawet kiedy żona (świadoma roli kobiety w społeczności) mu to uświadamia, Proctor broni się jak może – ponownie dając dowód na to, że mężczyźni w tej społeczności nie znają kobiet. Jednak mimo tej wyraźniej skazy na honorze Proctor jest w sztuce głosem rozsądku. Człowiekiem naiwnie sądzącym – przynajmniej przez część sztuki – że siła spokojnego argumentu i racjonalne podejście do sprawy wszystkich nas uratuje. Jego zderzenie się z rozpędzoną machiną, jego usilne próby znalezienia spokoju i rozumu w całej sytuacji na niewiele się zdadzą. Sztuka grana jest tak, że od spokoju przechodzi do szaleństwa. Od głosu podniesionego do krzyku czy wręcz wycia. Kiedy wraca do spokoju jest już właściwie po wszystkim.  Proctor to bohater skrojony pod wyraźny moralny dylemat. Winny ale nie tego czego mu się zarzuca, z jednej strony dobry z drugiej – wątpiący we własną moralność.  Ostatecznie w ostatnim akcie nie tylko musi się on skonfrontować z pewnym problemem natury moralnej (ale też w sumie prawnej) ale przede wszystkim odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie jakim jest człowiekiem. Zwierz musi przyznać, że w przypadku Proctora niesłychanie łatwo wpaść w pewien schemat myślenia gdzie chcemy by nasz bohater przede wszystkim okazał moralną wyższość. I choć oczywiście – przynosi to pewną satysfakcję – triumf człowieka postawionego przed systemem to z drugiej strony – jego decyzja jest w pewien sposób samolubna. Oczywiście zwierz zdaje sobie sprawę, że twórcy chodzi o pewien symboliczny akt ocalenia swojego imienia jako największej posiadanej przez siebie wartości, ale nasz bohater udający się z podniesioną głową na stryczek pozostawia za sobą rodzinę, dla której tego imienia by nie poświęcił.  Choć oczywiście to jest pewna gra z interpretacją na przekór twórcy.

2014-07-16-TheCrucible1

Kiedy odrzucimy Proctora jako pewną reprezentację samego Millera i nie będziemy skupiali się na jego stosunku do władzy i oskarżeń to dostaniemy bardzo ciekawy zapis jego relacji z żoną, trudnego życia po zdradzie i ciekawej zależności gdzie  żadna ze stron nie jest pewna tej drugiej jednocześnie o nią dbając

Millerowi doskonale udało się pokazać nie tylko psychozę tłumu ale też całą bezduszność systemu który wchłania ludzkie ambicje. Twórca nie pozostawia wątpliwości – Salem to miejsce gdzie wszyscy mają coś za uszami.  Zazdrość, żądza zemsty, żądza posiadania ziemi, kłótliwość, poczucie wyższości czy wręcz przeciwnie poczucie, że jest się niedocenionym. System wchłania te wszystkie drobne ludzkie przywary i zamienia je w śmiercionośna maszynę. Mąż skarżący się na żonę że kocha książki nawet nie będzie zdawał sobie sprawy, że przyczyni się do jej oskarżenia, duchowny który pragnął przede wszystkim posłuchu we wsi, zbyt późno zorientuje się, że jego własne ambicje sprowadziły na wieś zagładę. Po stronie systemu stoją dwie postacie, które doskonale się uzupełniają pokazując dwie strony działania prawa i oskarżeń. Z jednej strony stoi John Hale – duchowny który jako pierwszy bada kwestie opętania. Opanowany nie wydaje sądów, nikogo nie chce oskarżać ale też jednocześnie nie jest gotów nikogo z oskarżeń oczyścić. Dostrzega wszędzie prawdopodobieństwo winy, ale wyrok śmierci chce podpisać mając pewność że istotnie na stryczek idzie osoba na to zasługująca. Problem zaczyna się wtedy kiedy Hale dostrzega mechanizm jaki rządzi powszechną psychozą. Rozpad tego bohatera – człowieka który orientuje się, że świat nie działa na zasadzie – niewinnemu nie stanie się krzywda – jest jedną z najbardziej dramatycznych przemian w sztuce. Jednocześnie jest to chyba jedyna osoba która przyznaje że czuje się winna temu co się dzieje. Ale jego skrucha, jego niechęć do wydarzeń w końcu jego usilne próby uratowania choć części skazanych na nic się zdadzą. Może jedynie obserwować jak rozpada się społeczność której sam zadawał niewygodne pytania. Na drugim końcu mamy sędziego – człowieka który nie ma wątpliwości, cudownie wykorzystującego tą pułapkę prawną która każe udowodnić nie winę a niewinność. Choć i on pod koniec sztuki znajdzie korzyść w tym by jednak ludzi nie wieszać, to jednak jego bezwzględność jest porażająca. I nie unikniona jest refleksja widza, że prawo gdy się go nie pilnuje staje się orężem przeciw któremu człowiek nie umie się obronić, a które często decyduje o czyimś życiu. Sędzia stwierdza że uczciwy człowiek nie potrzebuje prawnika ale odnosi się wniosek że prawo w ogóle nie potrzebuje ludzi, że ich nie widzi, urwane ze smyczy gnające w kierunku ślepego wyroku.

crucibleoldvic4

Sąd reprezentuje tu system który stanowi niemal nieprzenikalną barierę. Rozsądek nie ma wstępu na salę rozpraw, podobnie jak sprawiedliwość. Niby zostało tu dużo maccartyzmu ale niestety – zdecydowanie więcej treści które się nie przedawniły i nie są czytelne tylko w kontekście epoki 

Jak zwierz pisał – nie trudno dostrzec, że sztuka Millera poradzi sobie nawet bez interpretacji przez pryzmat maccartyzmu. Zwłaszcza te fragmenty poświęcone naturze prawa i oskarżenia wydają się ponad czasowe. Do dziś mamy problem z tym jak poradzić sobie z sytuacją gdy mamy słowo przeciwko słowy, gdy nie trzeba udowadniać winy ale niewinność. Mimo dokładnych przepisów i procedur nigdy nie wiemy kiedy znajdziemy się w roli obserwatorów kolejnego procesu który wyrywa się spod kontroli. Równie ciekawe i nie tracące nic z aktualności jest pytanie o kłamstwo i prawdę, o to czy rzeczywiście o tyle godniej jest odejść jako świętym niż żyć dalej tracąc reputację. To z kolei wybory, przed którymi stajemy rzadko ale nie ukrywajmy – każdy musi sobie odpowiedzieć wcześniej czy później na pytanie ile znaczy dla niego własne imię, poczucie że jest się wiernym sobie i to wewnętrzne przekonanie że postąpiliśmy słusznie. Nawet jeśli nasza postawa różniłaby się bardzo od tej prezentowanej przez Proctora to jednak warto sobie te pytania zadać. Jednocześnie warto zwrócić uwagę, na warstwę interpretacyjną, która każe nam rozważać zależność między religią a moralnością. Bohaterom Millera byłoby znaczeni łatwiej gdyby nie mieli duszy, a właściwie nie mieli przekonania, że ją posiadają. Wybory moralne które rozgrywają się nie tylko w obliczu innych ludzi, ale także w obliczu boga stają się jeszcze trudniejsze a jednocześnie – konsekwencje czynów wychodzą daleko poza kwestie ziemskie czy doczesne. Przy czym sprowadza to na bohaterów swoistą niemoc – wszystko co robią odnoszą do założeń na temat teologicznych wyobrażeń, co do których mają jednocześnie pewność (bo Bóg tu bez wątpienia jest) i kompletnie pewności nie mają (bo nie wiadomo co Bogu spodoba się bardziej). Jednocześnie trudno postrzegać sztukę jako szczególnie religijną. Religia symbolizuje tu raczej ten ciężar pewnej głęboko zinternalizowanej moralności wpływający na poczucie winy, mechanizmy podejmowania decyzji, oddzielanie tego co dobre od tego co złe. Warto zwrócić uwagę, że Biblia występuje tu w podwójnej roli – to jednocześnie źródło cierpień (bo daje podstawę co rozprawy) i moralny wskaźnik bohaterów (nawiązanie do Tobiasza). Przy czym religijność bohaterów różni się bardzo dając jednocześnie Millerowi miejsce na refleksję nad rolą kościoła, kazania (cudowna scena w której Proctor kłóci się, że w czasie niedzielnych kazań więcej słychać o piekle niż niebie), duchownego. A także nad miejscem na przebaczenie w całej tej teologii wy wydaniu ekstremalnym. Nie trudno dziś przyglądać się tym treściom przez współczesne filtry świata gdzie kwestia religii i jej związków z moralnością jednostki jest co raz bardziej skomplikowana. No ale na całe szczęście Miller zostawił tu mnóstwo miejsca do interpretacji.

rsz_04311_the_old_vic_the_crucible_richard_armitage_john_proctor_and_natalie_gavin_mary_warren_photo_credit_johan_persson[1]

Proctor jest przede wszystkim człowiekiem walczącym z systemem ale i osobą która musi sobie zadać pytanie o wartość własnego imienia.  Ponownie – niesłychanie czytelne w kontekście oryginalnej interpretacji i niesłychanie intrygujące gdy grzecznie za nią podziękujemy

Zwierz męczy was przez kilka stron interpretacją sztuki o której na pewno napisano zdecydowanie mądrzej i bardziej wyczerpująco od niego, więc zajmie się na chwilę refleksją nad tym konkretnym wystawieniem.  Sam pomysł na realizację sztuki zwierzowi niesłychanie się podobał. Reżyserka (Yaël Farber) bardzo słusznie zrezygnowała z realizacyjnych fajerwerków jakby świadoma że w sztuce jest tyle treści i wątków że nadmiar pomysłów realizacyjnych mógłby pewnie zakłócić jej odbiór. Zwierz przyzna wam szczerze, zanim sprawdził, kto reżyserował sztukę był od razu pewien że robiła ją kobieta. Zwierz nie jest w stanie powiedzieć dlaczego miał taką pewność, ale musiało coś być w tej reżyserii, choć raczej trudno byłoby powiedzieć, że jest gdzieś jakiś niesłychanie kobiecy element.  Z pomysłów Farber zwierzowi najbardziej spodobała się gra zasłanianiem włosów kobiet. Ten prosty element jest doskonałym symbolem tego w których momentach kobiety są sobą, są niezależne, ich pozycja – nawet na chwilę zrównuje się z męską (doskonała scena w domu Proctora) a kiedy chowając włosy znikają, stają się podobnymi do siebie szarymi, skromnymi, matkami, żonami i córkami.  To nie jest nic wielkiego ale na tyle konsekwentnie poprowadzone w sztuce, że sprawia widzowi przyjemność. Zwłaszcza że coś w tym jest – niemal wszystkie kultury na jakimś etapie zasłaniały kobietom włosy, widzą w nich przejaw ich mocy nad mężczyznami, młodości, seksualności, witalności. Zresztą zwierz zwrócił uwagę, że ten gest odsłonięcia włosów, to jedne z niewielu naprawdę niezależnych gestów kobiet w tej sztuce. Zwierz ma wielką nadzieję, że wyłapał coś zamierzonego a nie dopisał akapit do czegoś czego w sztuce nie było. Cała reszta jest realizacyjnie czytelna, prosta utrzymana w bardzo podstawowej, poszarzałej kolorystyce. Na scenie pojawia się przykrywający wszystko popiół, którymi pokryta jest część bohaterów. Choć rzecz jasna nie trzeba być szczególnie bystrym by dostrzec, że żadnego diabła nie było i nie ma,  zaś piekło i zło mają swoje źródło w człowieku i rozgrywają się wszędzie tam gdzie człowiek mu na to pozwoli jak chociażby w Salem.

_75997169_crucible

  Kobiety z rozpuszczonymi włosami, stają się na chwilę sobą, co z kolei jest w tej społeczności w której żyją ostatnią rzeczą której pragnie się od kobiety.

Przejdźmy do aktorów. Zwierz od tygodni żartował że idzie na Richarda bo istotnie Richard Armitage gra tu główną rolę Johna Proctora. Zwierz przyzna szczerze, ma pełną świadomość że jest nieobiektywny. Ma wrażenie, że ktokolwiek realizował transmisję ze sztuki cicho podkochiwał się w aktorze, bo to jest aż niemożliwe jak dobrze Armitage wygląda w tej realizacji. Jasne uroda aktorów powinna być drugorzędna, ale  tu jego wysoka sylwetka postawnego mężczyzny o szerokich barkach doskonale zgrywa się z rolą tego porządnego farmera, człowieka stanowiącego opokę społeczności. No ale przecież Armitage tu nie tylko wygląda. A właściwie jego wygląd to tylko dodatek. Przede wszystkim doskonale gra, zarówno wtedy kiedy widzimy jego narastającą wściekłość i frustrację, jak i wtedy kiedy próbuje jakoś zadośćuczynić żonie że ją zdradził (to jak wycofany jest w kontaktach z nią jak bardzo stara się wygrać jej aprobatę jest jednym z najlepiej poprowadzonych wątków) no i w końcu gdy podejmuje ostateczną decyzję odnośnie swojego losu. Przy czym zdaniem zwierza Armitage nie byłby nawet w połowie tak dobry gdyby nie jego głos.  Jest w spektaklu scena kiedy po kolejnej rozgrywanej na granicy histerii scenie, nagle aktor wraca do swojego normalnego głębokiego, przepięknego głosu. Zmiana jest tak gwałtowna, tak stanowcza i tak symboliczna że zwierz aż podskoczył. Zresztą zdaniem zwierza to rola dla niego idealna, bo rzeczywiście gdy się na aktora na scenie patrzy to nie trudno uwierzyć ani w to, że uległ swoim chwilowym pożądaniom, ani temu że chce je wynagrodzić ale przede wszystkim temu, że ludzie by za nim poszli.

_75997045_richardarmitage

Niby wiadomo, ładnego aktora ładnie fotografować nie trudno, ale zwierz miał wrażenie jakby kamerzysta tak jakoś specjalnie to najlepsze oświetlenie wybierał. Uwaga płytka ale nic nie ujmująca doskonale grze Armitage’a

Ale nie jest to sztuka jednego aktora. Zwierzowi bardzo podobała się  Samatha Colley jako wciąż kalkująca Abigail. Choć oczy niekiedy się jej szklą to kiedy zaczyna mówić, kiedy wysuwa podbródek i konfrontuje się z mężczyznami to przez chwilę dostajemy drzwi do jej świata – zawiedzionej młodej dziewczyny której w życiu nie pozostało wiele. Świetna jest Natalie Gavin jako Mary Warren – dziewczyna która jako jedyna przyznaje się, do tego że wszystko jest wymysłem. Trudno jest zagrać postać tak piekielnie irytującą, którą chciałoby się wręcz fizycznie zmusić by zaczęła normalnie mówić. Bycie irytującym w ten specyficzny sposób wcale takie łatwe nie jest. Zwierza nieco zawiodła Anna Madeley jako żona Proctora. Choć doskonale zagrała kobietę która czuje się winna bo mąż miał romans kiedy ona sama cierpiała na dość ewidentną depresję poporodową, to jednak brakuje w jej grze czegoś co pozwoliłoby nam zrozumieć to dlaczego Proctorowi tak bardzo zależy na jej aprobacie. To znaczy wszystko jest w tekście ale aktorka zdaje się mieć dystans do samego tekstu. Genialna jest za to Ann Firbank jako Rebbeca Nurse – postać która pokasuje, że gdyby tylko słuchać rozsądnych kobiet wszystko szybko by się skończyło. Bez ofiar. Choć z drugiej strony nie oszukujmy się. Wszystko co dzieje się na scenie zdaje się być w jakiś sposób od dawna przesądzonym losem postaci. W końcu wszystko co kiedyś zrobili wraca do nich i uniemożliwia wydobycia prawdy – o ludziach, ich charakterach i postępkach.

 

Zagrać postać którą chciałoby się fizycznie zmusić by zachowywała się inaczej – wcale nie jest łatwo zagrać. Bycie irytującym w pewien konkretny sposób wymaga sporego talentu

Na zwierzu wrażenie zrobił Adrian Schiller jako John Hale. Doskonały pomysł na postać – spokojną, nigdy nie podnoszącą głosu, budzącą zaufanie. Z jednej strony duchowny, specjalista od egzorcyzmów, z drugiej – człowiek ostrożny, mówiący zawsze prawdę, zdystansowany wobec kolejnych doniesień. Schiller doskonale buduje swojego bohatera – aż zaczynamy sami szukać u niego głosu rozsądku. Potem zaś tego spokojnego opanowanego człowieka, rozkłada na części pierwsze zamieniając w drżący wrak człowieka, przygniecionego do ziemi odpowiedzialnością. To doskonała rola – kto wie czy – odkładając na bok wybitną fotogeniczność Richarda, nie najlepiej poprowadzona w całym spektaklu. Zwłaszcza, że ten bohater jest od Proctora zdecydowanie ciekawszy – i chyba bliższy temu co się niekiedy zdarza dużo bliżej niż wielkie dylematy odnoszące się do zachowania dobrego imienia. Zwłaszcza w przypadku ludzi, którym wydaje się że bardzo dobrze wiedzą jak działają mechanizmy otaczającego ich świata. Nie ma nic bardziej bolesnego niż zamiast brnąć w ustaloną wizję świata dostrzec że nie miało się racji. To bardziej zabójcze niż oskarżenie o konszachty z diabłem. Zwłaszcza, że sztuka wyraźnie podpowiada że nie ma tu odkupienia. Schiller wszystko to pięknie pokazał, jednocześnie wskazując jak niewiele znaczy siła spokoju w zetknięciu z psychozą i jak zwodnicza może być neutralna postawa. Z kolei Jack Ellis jako sędzia to jest dokładnie ta postać której chce się dać po nosie. Przy czym jest to chyba najbardziej krzyczący (to sztuka zagrana na najwyższym C i ostatniej strunie głosowej) aktor w spektaklu. Zwierz miał o to pretensje gdy wychodził z kina ale zanim dotarł do domu doszedł do wniosku, że to ma nawet sens. Gdyby wszyscy w odpowiednim momencie się uspokoili i zaczęli do siebie mówić i nie daj Boże słuchać się nawzajem być może tragedii  by nie było. Ale kiedy w końcu pojawia się ten spokojny ton glos, jest już zdecydowanie za późno.

rebecca-saire-mrs-ann-putnam-yael-farber-director-and-89085

Zwierz wrzucił zdjęcie z próby bo ma poczucie, że musicie wyjść z bloga przekonani, że Schiller był prawdopodobnie w tym spektaklu najlepszy

Miller wielkim dramatopisarzem był. Ładne to stwierdzenie a po wczorajszym wieczorze jeszcze bardziej utrwalone w zwierzowej głowie. Zwłaszcza że jak zawsze w przypadku tekstów dobrze znanych pojawiają się wątpliwości czy aby na pewno nie przeceniamy autora. No ale tu wątpliwości nie ma. Wielkość dramaturga można liczyć w tym jak dobrze udaje mu się uchwycić w swoich sztukach nie tyle problemy, czy dylematy ale czy udało mu się złapać te elementy niechwytnej ludzkiej natury.  Która gwarantuje sztuce nieśmiertelność i więcej kontekstów interpretacyjnych niż mógłby sobie jakikolwiek dramaturg zamarzyć. Miller wyciągnął rękę i chwycił. To co zostało mu w dłoni spogląda na nas i straszy.  Jedyny diabeł którego znamy osobiście.

Ps: Zwierz musi wam przyznać, że pisanie tekstów w których musi zapisać wszystko co mu przeleciało przez głowę w czasie spektaklu jest piekielnie męczące, zwłaszcza wtedy kiedy przedstawienie trwało cztery godziny i skończyło się o północy. Tak więc jeśli coś brzmi nie do końca z sensem to zwierz prosi by wziąć pod uwagę, że pisał ów tekst pomiędzy pierwszą kiedy wrócił do domu a drugą kiedy plecy odmówiły mu posłuszeństwa.

Ps2: Zwierz pozdrawia wszystkich którzy się przywitali w kinie. To bardzo miłe. Jeśli nie odpowiedział czy wydawał się nie miły to zwierz mógł być rozkojarzony/skoncentrowany na poszukiwaniu toalety/piekielnie zmęczony

Ps3:  Nad łóżkiem zwierza od kilku miesięcy wisi plakat z przedstawienia w Old Vic – dziś zwierz będzie spał bez wyrzutów sumienia że powiesił sobie na ścianie plakat do sztuki której nie widział.

17 komentarzy
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online