Kilka dni temu stacja NBC ogłosiła, że zamówiła dodatkowe odcinki popularnego sitcomu Will and Grace który skończył się kilka lat temu. Zwierz który serial zobaczył stosunkowo niedawno (i musi przyznać, że nie wie jak scenarzyści przeskoczą zakończenie) musi powiedzieć, że jest ciekaw jak ten sitcom wyglądały współcześnie. Ale jednocześnie zaczął się zastanawiać. Czy powrót lubianych tytułów to na pewno dobry pomysł?
Trudno nie mówić o pewnym trendzie kiedy coraz częściej słyszymy o powrocie seriali, o których byliśmy przekonani, że są już definitywnie zakończone. A jednak w ostatnich latach mogliśmy oglądać nowe sezony Z Archiwum X, kilka miesięcy temu pół Internetu obejrzało ciągiem nowe odcinki Gilmore Girls a już niedługo czeka nas nowy sezon Twin Peaks. A to nie koniec bo okazało się nie dawno, że serial 24 jest właściwie nieśmiertelny, Prison Break może doczekać się nowych sezonów, a kochana przez wielu Pełna Chata nie tylko dostała na Netflixie drugi ale też zapowiedź trzeciego sezonu (w nowej odsłonie). Dorzućmy do tego jeszcze kolejny sezon Herosów czy kontynuację popularnego niegdyś serialu Boy Meets Word (serial Girl Meets Word właśnie zdjęto z anteny) i nagle robi się nam całkiem sporo tytułów. Do tego co chwilę jakaś stacja ogłasza że rozważa kolejny powrót znanego serialu na antenę.
Zacznijmy od pewnego stwierdzenia, które dla wszystkich jest w miarę oczywiste. Nikt tego nie robi z dobrego serca ani z poczucia że fanom coś się należy. Stacjom telewizyjnym opłaca się wracać do znanych tytułów albo zapowiadać ich bezpośrednio powiązane kontynuacje (zwierz nie mówi chwilowo o serialach które nie mają nic wspólnego poza tytułem z oryginalną produkcją. To zdaniem zwierza też ciekawy trend ale nieco inny). Ludzie zwabieni nazwiskami aktorów i tytułem chętniej dają produkcji szansę. Do tego nie trzeba aż tak bardzo od początku informować ludzi o co chodzi – można założyć wiedzę uprzednią. Co więcej kiedy mówimy o serialu z lat 90 to odwołujemy się do dużo szerszej widowni telewizyjnej niż obecnie, bo w latach 90 przed strasznym Internetem i boomem na seriale więcej osób oglądało to samo. Innymi słowy czysty zysk dla stacji zaś dla wielu widzów spełnienie marzeń by poznać dalsze losy bohaterów, których losy zawsze proszą się o kontynuację. A widzowie są zachwyceni bo mogą bez trudu wybrać program zamiast zastanawiać się czy dana produkcja przypadnie im do gustu.
Pytanie tylko czy fani naprawdę powinni z niecierpliwością wyczekiwać kontynuacji ulubionych seriali. Patrząc na recenzje i reakcje na nowe sezony znanych tytułów można powątpiewać czy aby na pewno dobrze wiemy czego chcemy. Na nowy sezon z Archiwum X czekano przebierając nóżkami zwłaszcza że i Gillian Anderson i David Duchovny udowodnili od czasu zakończenia serialu, że nie są aktorami jednej roli. Okazało się jednak, że sam serial w nowej odsłonie jakoś nie jest w stanie wzbudzić tych samych emocji co w latach 90. Być może dlatego, że Internet zmienił nieco nasze postrzeganie teorii spiskowych, a może dlatego, że sposób opowiadania historii bardzo się przez ostatnie lata zmienił. Choć krąży plotka że mamy dostać więcej odcinków to zwierz ma podejrzenia że będzie trudno znów rozbudzić spore oczekiwania widzów. Z kolei na Gilmore Girls czekało sporo osób stęsknionych za cudownym i przemiłym światem małego miasteczka i uroczych bohaterek. Jednak powrót okazał się raczej rozczarowujący. Nasze bohaterki wyrosły i to nie tylko stały się starsze ale gdzieś umknął ich urok. Nagle złapaliśmy się na tym, że oglądamy serial o dwóch niezbyt sympatycznych osobach. Zwłaszcza postać Rory z miłej zaczytanej dziewczyny, która popełnia błędy, zamieniła się w trudną do zniesienia uprzywilejowaną pannę, która najwyraźniej uznała że wszystko się jej należy. Choć ostatnie słowa specjalnego mini sezonu zachęcają do wyczekiwania dalszych odcinków to jednocześnie, trudno będzie nawet te pierwsze serie oglądać bez poczucia że cudowna atmosfera została całkowicie zaprzepaszczona.
Z kolei w przypadku sitcomów wydaje się, że po prostu pewna formuła trochę się już przeżyła. Zarówno Fuller House jak i Girl Meets Word korzystają ze schematu bardzo tradycyjnego sitcomu. No i niestety bardzo po nich widać, że to już niekoniecznie się sprawdza. Co prawda zwierz kilka dni temu chwalił sitcom zrealizowany w niesłychanie tradycyjny sposób, ale tam przynajmniej podejmowano tematy zupełnie spoza sitcomowego zestawienia. Tymczasem komedie o rodzinie i dorastaniu – spełniające wszystkie założenia takiego klasycznego serialu komediowego z lat 90 chyba mogą dziś ciągnąć wyłącznie na nostalgii. Zwłaszcza, że np. takie Fuller House jest po prostu nie śmieszne. Zwierz obejrzał tak jednym okiem dwa sezony i znalazł tam jeden czy dwa żarty przy których można się uśmiechnąć, w większości powtarzane z oryginalnej serii. Zwierz nie jest do końca w stanie powiedzieć czy to nam się wyrobił przez lata humor czy po prostu są to żarty powtarzane tyle razy że przestaliśmy się z nich śmiać. Co nie zmienia faktu, że nawet wśród wielbicieli oryginalnych serii trudno o głosy jednoznacznie zachwyconych widzów.
Skąd się biorą te rozczarowania związane z powrotami seriali? Z jednej strony można stwierdzić, że jeśli rzeczywiście powrót serialu miałby być skokiem na kasę to po prostu brakuje w tym wszystkim kreatywności i prostej chęci stworzenia czegoś ciekawego. Wydaje się jednak to zbyt prostym mechanizmem. Po pierwsze wydaje się, że nie da się cofnąć telewizyjnego zegara. To, że mamy sentyment do jakiegoś serialu nie sprawi, że zaproponowana przez niego formuła nabierze nagle świeżości. Dobrze to było widać po Z Archiwum X które przodowało w latach 90 kiedy seriale były kręcone inaczej, a dziś jest trochę ramotką. Z kolei 24 godziny – gdy leciało w telewizji po raz pierwszy – miało świeżość zupełnie nowego pomysłu na serial, która to świeżość przez lata skutecznie wyparowała. Inna sprawa, wszystko co gra na naszym sentymencie stoi w obliczu niebezpieczeństwa jakim jest próba raczej odtwarzania czegoś co już znamy niż tworzenia na nowo. A niestety odtwarzanie nawet po latach wciąż ogląda się gorzej niż nowe pomysły. Na koniec warto zwrócić uwagę, że czasem twórcy serialu wracają do niezrealizowanych pomysłów. Dobrym przykładem jest scenarzystka Gilmore Girls która wracając do serialu (nie było jej w ostatnim sezonie) zdecydowała się dopisać swoje wymarzone zakończenie. I choć ona sama mogła być usatysfakcjonowana to jej zakończenie – rozegrane już w innych warunkach nie miało tej samej wymowy co gdyby skończyło serial te kilka lat temu.
Być może czas stanąć przed smutną prawdą, że czasem seriale skończone powinny zostać skończone i może nawet te które dałoby się kontynuować trzeba zostawić w spokoju. Telewizja pod tym względem wydaje się miejscem gdzie dużo trudniej niż w kinie obudzić dawne emocje. Może dlatego, że film musi nam przypomnieć tylko na dwie trzy godziny jak to było przed laty a serial musi zaproponować coś jeszcze co będzie nas zachęcać do kolejnych odcinków. Nie samą nostalgią człowiek żyje. Jednocześnie zwierz zastanawia się czy może już nie czas pogodzić się z tym, że czasem decyzja o zakończeniu serialu nie jest złym pomysłem. Nawet jeśli produkcja kończy się przedwcześnie. Ponownie – za wcześnie skończony serial pozostawia niedosyt ale chyba nie aż tak wielki jak niezbyt udana kontynuacja. Zwierz który zwykle pomstuje na telewizje za to, że zbyt często zabierają mu seriale które polubił coraz częściej zadaje sobie pytanie „A co jeśli oni mieli rację?”. Oczywiście to dość subiektywne odczucia bo nie ma jeszcze ani nowych odcinków Prison Break, ani Will and Grace ani przede wszystkim Twin Peaks. To ostatnie zresztą wydaje się nieść w sobie ostateczną odpowiedź na pytanie czy da się do serialu naprawdę wrócić. Zwierz ma przeczucie, że to może być katastrofa. Bardzo piękna ale jednak katastrofa.
Ps: Zwierz zaczął oglądać po latach Star Trek Next Generations i właśnie sobie przypomniał za co tak bardzo kocha ten serial.