Hej
Zwierz powrócił z zapowiadanej przez siebie od kilku dni konferencji. Jak zwykle po wizycie w świecie wielkiej nauki zwierza dopadają takie same refleksje i niepokoje. Czytelnicy tego bloga zapewne zauważyli, że zwierz jest wielkim zwolennikiem szukania w kulturze popularnej większej ilości treści niż tylko te oczywiste. To stawia go w dobrym towarzystwie współczesnych badaczy którzy uwielbiają szukać w kulturze popularnej absolutnie wszystkiego. Jednak za każdym razem gdy zwierz wybiera się na tego typu konferencję ( tym razem zwierz był z resztą dość zadowolony bo i udało mu się wygłosić w miarę dobry referat to jeszcze ciekawie słuchało się innych) zaczyna się zastanawiać. Jak daleko odbiega myśl teoretyczna od rzeczywistego przekazu popkulturalnego.
Ale po kolei – zdaniem zwierza jedną z podstawowych zasad badacza popkultury powinna być pewna sympatia wobec przedmiotu swoich badań. Jakkolwiek dużo może to zajmować czasu i nie pasować do naukowego CV ten kto nigdy nie poświęcił czasu na obgryzanie paznokci i zastanawianie się nad dalszymi losami bohaterów serialowych, kto nie ma swojego zdania na temat wyższości wilkołaków nad wampirami lub na odwrót, w końcu ten kto nigdy nie sięgnął po komiks z sympatii dla jego bohaterów powinien się od rozważań teoretycznych trzymać z daleka. Popkultura jest bowiem zdaniem zwierza systemem którego nie da się analizować wyłącznie stojąc z boku – lwią jej część stanowią bowiem uczucia i emocje które chyba jednak trzeba przeżyć by zrozumieć pewne fenomeny popkulturalne które obiektywnemu badaczowi mógłby się wydać zupełnie nie mająca sensu. Tymczasem wielu badaczy zdaje się nie przepadać za kulturą popularną spoglądając na nią nie tylko z boku ale także z góry.
Co więcej w wielu interpretacjach kultury popularnej zwierz dostrzegł nie docenianie odbiorcy popkultury. Wydaje się że wielu badaczy wciąż wychodzi z założenia że widzowie czy czytelnicy są w swoim odbiorze dość bezrefleksyjni i nie są w stanie dostrzec wszystkich kontekstów opowiadanej historii. Trzeba stwierdzić, że o ile taka interpretacja była w miarę słuszna jeszcze kilkanaście lat temu to upowszechnienie się internetu bardzo zmieniło odbiorców popkultury – możliwość dyskusji na forach, oficjalne strony, mniej oficjalne recenzje – wszystko to sprawiło, że dziś widz jest bez porównania lepiej poinformowany i zdaje sobie sprawę z kontekstów w jakich funkcjonuje jego ulubiona produkcja. Choćby fakt istnienia blogów kulturalnych na których na własną rękę teoretyzuje i recenzuje dziesiątki odbiorców świadczy że zaszła znaczna zmiana. No dobra ale gdyby na tych dwóch czynnikach się kończyło zwierz mógłby przejść nad tym do porządku dziennego.
Problem polega na tym, że język teorii którym tak sprawnie posługują się badacze zdaje się być tak naprawdę mało spójny z tym czym jest kultura popularna. O ile świetnie opisuje się nim kulturę wyższą o tyle w przypadku pop kultury zaczyna się problem. I nie chodzi nawet o brak odpowiedniego języka ale o jego stosunkowo małą styczność z problemem. Teoretyzowanie o popkulturze jest podobnie do interpretowania każdego innego dzieła kultury. Póki mówimy o tym co dla nas dość widoczne jest dobrze, ale kiedy przechodzimy o ten jeden etap wyżej kiedy dzieło kultury staje się jedynie symulakrum czy czymś na równie wysokim poziomie teoretycznym powoli tracimy kontakt z rzeczywistością.
Problem z kulturą popularną to brak tego środkowego poziomu interpretacji ( a właściwie jej rzadkie występowanie) – mamy do czynienia z recenzjami i luźnymi impresjami a potem z takimi teoriami które właściwie dla przeciętnego użytkownika popkultury są właściwie niedostępne. Być może dlatego dość niedawno zwierz zachwycił się artykułem porównującym dwie realizacje ” Być albo nie być” ( w trzecim tomie bardzo dobrej serii Gefilte films. Wątki żydowskie w kinie tom. III), który reprezentował ten idealny poziom interpretacji – wciąż nawiązujący do treści filmu a jednocześnie wiedzący nawet w pojedynczych scenach zdecydowanie więcej. Zwierz właśnie takie interpretacje lubi najbardziej.
Oczywiście zwierz może się mylić. Może przemawiać przez niego zwykła frustracja człowieka który czytając teoretyczne traktaty ma wrażenie że gdzieś po drodze stracił kontakt z rzeczywistością. Może przez zwierza przemawia głos człowieka który woli spędzić kilka godzin na rozmowy kto wygrałby w pojedynku Darth Vader z Yodą niż zastanawiać się nad politycznym przesłaniem Gwiezdnych Wojen. Jednak wydaje się że jeśli nie znajdziemy nieco bardziej przystępnego języka mówienia o popkulturze może nam więcej z niej umknąć niż wyniknąć.
Ps: Aby wam się zrewanżować za tak strasznie teoretyczny wpis zwierz jutro coś zrecenzuje i nie będzie to miało nic wspólnego z wielkimi teoriami.
Ps2: Czy zwierz już wspominał że może się mylić w swoich opiniach? Czyni to zastrzeżenie bo ma przeczucie że napisał wpis na który część czytelników może kręcić nosem ;P