Home Ogólnie All the mirrors of the World czyli BBC zna się na magii

All the mirrors of the World czyli BBC zna się na magii

autor Zwierz
All the mirrors of the World czyli BBC zna się na magii

Zwierz doskonale pamięta z jaką nadzieją i radością pisał wpis po pierwszym odcinku ekranizacji Jonathana Strange’a i Pana Norrella. Teraz kiedy serial się skończył, a zwierz zdał sobie sprawę, że wyprawa w świat angielskiej magii dobiegła końca miejsce radości i entuzjazmu zastąpiło chyba najrzadsze uczucie w świecie konsumenta popkultury. Głęboka satysfakcja. Dziś będzie więc o tym co BBC zrobiło dobrze a Susanna Clarke jeszcze lepiej. Jednocześnie zwierz postara się napisać o całym serialu bez wielkich spoilerów ale jednak odnosząc się do treści całego serialu. Nie mniej – nawet znając treść (a książkę przeczytać przed seansem warto) będziecie bawić się doskonale.

tumblr_nq9wn64oc81r9zeo4o1_540

Na początek coś bardzo ważnego. To jest recenzja serialu. Zwierz od czasu do czasu odwołuje się do książki ale ogólnie traktuje serial jako osobną całość, która co prawda odbiega od powieści ale w ramach własnej narracji jest spójny. Ten wpis nie ma na celu porównania książki z filmem ani ukazania wyższości któregokolwiek medium. Zwłaszcza że jest to nie możliwe. W serialu nie ma przypisów co od razu wyklucza go z konkurencji z cudowną książką. Zwierz nigdy nie pojął potrzeby porównywania książek z serialami. Po co wybierać lepsze jak można się zachwycać oddzielnie?

Po pierwsze zwierz musi powiedzieć, że ma wrażenie jakby oglądał serial nie kilka tygodni ale całe lata. Mimo, że odcinków jest zaledwie siedem to udało się w nim zmieścić długą, rozłożoną na wiele lat historię. To niesłychanie istotne z punktu widzenia nie tylko wierności oryginałowi ale też samych bohaterów. Pewne rzeczy muszą się wydarzyć, by nasi bohaterowie mogli przejść przemianę. Przemiana ta zaś stanowi sam trzon opowieści – każdy z naszych magów, musi na swój sposób odkryć magię, pokazać ją Anglii, aż w końcu muszą się nasi bohaterowie wzajemnie znaleźć, i odkryć jakie jest przeznaczenie każdego z nich. Poczucie upływu czasu nie jest rzeczą łatwą do zamknięcia w historii opowiedzianej w tak niewielu odcinkach. A jednak kiedy przyglądamy się wszystkim bohaterom, czy nawet samej Anglii pod koniec opowieści to aż trudno nam uwierzyć, że to ten sam świat który oglądaliśmy w odcinkach pierwszych. Być może dlatego, że w istocie jest to świat zmieniony, ciekawszy, ale jednocześnie nie taki prosty i miejscami bardziej mroczny i niepewny. Trudno jednoznacznie oddać to ważenie, ale przeniesiono na ekran doskonale ducha książki, która początkowo bawi czytelnika niczym kolejne opowieści umieszczone w przypisach a potem pozostawia z wielką pustką w sercu. Z jednej strony opisywany nam świat się zmienił, z drugiej nie chce się go opuszczać. Ten efekt jest konieczny bo cała historia ma w sobie przecież,mimo wszystko, olbrzymi ładunek jakiejś melancholii, poczucia jakby się przez chwilę złapało coś bardzo ulotnego. Przy czym serial robi to stopniowo – nastrój zmienia się z odcinka na odcinek, aż widz nie wiedząc kiedy ogląda historię nieco inną niż ta która się zaczęła. Z każdym odcinkiem co raz mniej stoimy w Anglii znanej nam z historii a co raz bardziej zbliżamy się do świata magii, która tętni w każdej skale, istocie, drzewie i rzece.

Serial rzeczywiście działa idealnie. Jeśli czytaliście książkę chcecie powtórki, jeśli nie czytaliście … zwierz trochę wam zazdrości

Druga sprawa to wspominana wcześniej przemiana bohaterów. Twórcy filmu zdecydowali się ją pokazać zarówno w sposób najprostszy – przez zmianę wyglądu bohaterów jak i pozostawiając wiele doskonałej grze aktorskiej (o aktorach więcej później bo ta kwestia wymaga osobnych pochwał). Zacznijmy od Jonathana Strange’a. Kiedy go poznajemy jest uroczym człowiekiem bez pracy i pomysłu na siebie, zakochanym w pięknej Arabelli i praktykującym magię trochę z przypadku (choć przecież nic w tej historii nie jest pozostawione przypadkowi). W kolejnych odcinkach widzimy jaką przemianę przechodzi. Najpierw spotykając Norrella i zderzając się z zupełnie innym sposobem postrzegania możliwości i obowiązków czarodzieja. Potem w czasie wojen napoleońskich gdzie naprawdę odkrywa swoje możliwości a jednocześnie dochodzi do etycznych granic swojej magii. Zresztą wojna wydaje się tu kluczowym momentem w którym Strange zaczyna rozumieć, że jego zdolności po wielokroć przekraczają możliwości jego „nauczyciela”. Aż w końcu powrót do domu – człowieka przez wojnę zmienionego (magia okazała się narzędziem niemal wszechmocnym ale nie dającym ochrony przed okropieństwami wojny) i ostatnie w tym akcie opowieści – wydarzenia które prowadzą do szaleństwa. Szalony Strange to już nie czarodziej gentleman który przypadkiem odkrywa swoje zdolności. To ów szalony mag z opowieści przekazywanych sobie jak legendy czy plotki, który nie potrzebuje już słów i ksiąg, który niczego nie musi mówić wystarczy mu ruch ręki, błysk oka i płomień świecy. Gdzieś po drodze ginie ten urok, uśmiech, spokój, gdzieś w oczach zapala się prawdziwe szaleństwo. Przemiana jest też widoczna na pierwszy rzut oka. Te wszystkie ładnie ułożone ubrania angielskiego gentlemana, zamienione w strój godny romantycznego poety, nawet starannie ułożone włosy, zaczynają sterczeć na wszystkie strony. Jest w tym jakiś zapis upadku ale też coś niesłychanie atrakcyjnego, jakby jednego ze statecznych bohaterów Austen czy Dickesna porwał nagle romantyczny duch Byrona. Gdy w ostatnim odcinku rzuca zaklęcia to nie już nasz czarodziej którego przecież znamy i który może swoją magię zaprząc na potrzeby wojska, to prawdziwy mag któremu potrzebna jest jakaś otulona mrokiem wysoka wieża, z dala od tłumów. A jednocześnie to wciąż ten sam bohater – wciąż zakochany w swojej pięknej żonie, wciąż pragnący jednego – triumfu angielskiej magii. Autor najpiękniejszej magicznej książki w na Wyspach.

8350887-low_res-jonathan-strange-mr-norrell

Niby serial trwa tylko chwilę ale to co dzieje się z bohaterami sprawia, że widz czuje jakby oglądał jakiś serial który ma mnóstwo odcinków i ledwie można sobie przypomnieć jak postacie zachowywały się na początku

Z kolei przemiana Norrella nie jest tak dramatyczna ale jednocześnie dużo bardziej wymagająca i dla aktora i dla widza. Trzeba najpierw polubić tego nieśmiałego gentlemana z książką w ręku, trzeba się zdenerwować na jego tchórzostwo, na jego skłonność do szukania niewłaściwych znajomości, trzeba zgodnie z postulatami Strange’a zobaczyć w nim człowieka który szkodzi magii bardziej niż pomaga. A potem kiedy już zaczniemy pałać do Norrella niemal tą samą niechęcią czy nienawiścią co Strange, musimy zobaczyć człowieka który kocha magię. Inną magię, mniej spektakularną, ale wciąż obecną chociażby w angielskim deszczu. Zaczniemy może nieco inaczej spoglądać na jego wady. Skłonność do zadawania się z niewłaściwymi ludźmi będzie się brała z łatwowierności, z szukania pochlebstwa, ale niekoniecznie z pychy. To co weźmiemy za zawiść, zostanie w końcu przekute na największą pochwałę. I tylko miłość do książek – i związane z nią poświęcenie pozostanie taka sama. Zaś magia Norrella nie będzie magią złą czy zacofaną. Będzie magią z biblioteki w Yorkshire, w której skrył się gentleman gotowy zaskoczyć nas wszystkich. W końcu to Norrellowi przyjdzie odnaleźć w ostatnim odcinku to co najtrudniejsze do odnalezienia – prawdziwą odwagę i to jego słowa – o brak lęku, będą klamrą spajającą historię naszych angielskich magów. To niesamowite jak bardzo obaj bohaterowie zmieniają się na naszych oczach, jak ładnie ułożona peruka staje się niepotrzebnym potarganym akcesorium, jak ukochane książki stają się kluczem do historii, jak dwóch zupełnie różnych bohaterów znajduje w końcu jeden punkt wspólny – miłość do magii.

Zwierz czytał skargi kogoś kto stwierdził, że za dużo było w serialu romansowej konwencji. Ale zdaniem zwierza miłość Norrella do książek została przekazana w odpowiedni sposób

Właśnie punkt trzeci. Magia. W Anglii nie widziano jej od dawna, a w kulturze popularnej jeszcze dawniej. Niby jest jej mnóstwo, a jednocześnie wciąż jest jej bardzo mało. To znaczy w filmach, serialach, książkach czy grach o magii mówi się dużo ale rzadko czuje się jej obecność. W tym serialu BBC jest magia. Dokładnie taka jak a powinna być. Płomień świecy gaśnie i pojawia się tajemnicza sylwetka, znalezione na mokradłach drzewo przyjmuje ludzką postać, słychać stukanie zza luster, które rozpadną się na setki kawałków, w nocy trwa bal w dalekich krainach, a książki nie są tym czym się wydają. Zwierz nie pamięta kiedy miał tak silne wrażenie, że oto widzi jak wygląda magia. Zarówno wtedy gdy przywoływano zasady spisane w książkach, jak i wtedy gdy słyszał kolejne słowa przepowiedni jak i gdy magia była zupełnie nie obliczalna, intuicyjna, ukryta w całym kraju i w każdym człowieku. I jeszcze te spajające wszystko historie Króla Kruków. Czy istnieje piękniejsza nazwa dla postaci tak tajemnej że nawet jej imię nie jest znane? Czy istnieje coś bardziej magicznego niż kruk zapowiadający przyjście swojego pana. Czy nie czeka się na nic z większą niecierpliwością niż na odbicie które pojawi się w tafli wody? Odbicie którego nie powinno tam być. W świecie stworzonym przez Susannę Clarke magia jest rzeczą dokładną i intuicyjną jednocześnie. Jest wszechobecna, fascynująca, bliska i daleka. W serialu doskonale udało się tą naturę magii oddać. Gdy bohaterowie z niej korzystają widz zazdrości im ich możliwości a jednocześnie – czuje że chodzi tu o coś więcej niż tylko sztuczkę dostosowującą rzeczywistość do woli maga. Trudno to dokładnie opisać ale zwierz oglądając serial miał poczucie, że widzi tą magię która jest. Jednocześnie serial ma doskonały nastrój dzięki swoim wizualnym pomysłom – miejsca w których się rozgrywa, efekty specjalne (wykorzystane odpowiednio), malarskie (niekiedy) kadry. Wszystko to składa się na wizję, która nie tyle oddziałuje na wyobraźnie co wpisuje w nią wizję magicznej Anglii. I jest to wizja tak spójna że nie ma z czym dyskutować. To chyba jedna z tych rzeczy która najbardziej uwiodła zwierza w serialu. Magia to taka delikatna materia, a tu potraktowano ją z precyzją największych mistrzów.

Wcale nie jest łatwo stworzyć świat w którym za lustrami jest wszystko

Teraz punkt czwarty. Obsada. Po pierwszym odcinku zwierz się zachwycał ale nie miał wtedy jeszcze pojęcia jakie dobre duchy (ale nie elfy!) czuwały nad ludźmi od castingów w BBC. Zwierz nawet nie wie gdzie zacząć więc zacznie po kolei (OK zwierz nie odpowiada za składność następnych akapitów bo tu entuzjazm dyktuje kolejne słowa). Zacznijmy od Bertiego Carvela jako Jonathana Strange. Zwierz po pierwszym odcinku nie był do końca przekonany do tej obsady. Aktora kojarzył średnio co w przypadku zwierza i aktorów brytyjskich zdarza się rzadko (jeśli w ogóle). Coś zwierzowi nie pasowało – wyglądem Carvel różni się od Strange’a książkowego i zwierz nie widział w nim za bardzo charyzmy, choć trudno było mu odmówić uroku, to jednak nie zapowiadał się na dobrego Strange’a z drugiej połowy książki. Jakiż głupi był zwierz. Przez te siedem odcinków zwierz dostał popis doskonałej gry aktorskiej i precyzyjnego budowania postaci. Zwierz nie wie jak Carvel to zrobił ale jako Strange to w tym serialu różne osoby, jednocześnie wciąż ta sama postać. Z odcinka na odcinek w jego bohaterze było co raz mniej uroczego gentlemana co raz więcej szalonego maga. Ale jak cudownie szalonym jest jego Strange, jak nieoczywiste są jego zachowania, jak przemyślane posunięcia. A jednocześnie – aktor który przecież musi grać zmieniającego się bohatera nie traci kontaktu z widzem. Strange nas nie nudzi, nie irytuje. Więcej – z odcinka na odcinek co raz łatwiej się w tym bohaterze zakochać, mimo że przecież cierpienie po stracie ukochanej to najbardziej banalna motywacja jaką można znaleźć. Chwała każdemu kto umie takiego bohatera wyprowadzić z banału, kto może sprawić, że pod koniec historii boimy się tego bohatera który wydawał się nam na początku pocieszny. Potem zaś wypełnia sobą cały ekran.

tumblr_nqo1v4b5eL1tvlktqo1_540 (1)

Zwierz miał przez chwilę wątpliwości czy dobrze obsadzono Jonathana Strange’a ale potem wątpliwości mu zupełnie minęły

O ile zwierz miał wątpliwości co do serialowego Strange’a to nigdy nawet przez moment nie wątpił że Eddie Marsan to idealny Norrell. Czy to niesamowite patrzeć na ekranie na aktora i widzieć swojego bohatera dokładnie takim jakim go sobie wyobrażaliśmy. Jak Marsan pięknie gra tymi wszystkimi cechami Norrella za które się go lubi a jednocześnie nie lubi. Kiedy stoi na przyjęciu nieco z boku uradowany widokiem książki to przecież jest w tym momencie każdym introwertykiem który na imprezie cicho wychodzi do pokoju obok. Kiedy widzimy jego twarz gdy ma pożyczyć część swojego księgozbioru wyjeżdżającemu na wojnę Strange’owi to jest każdym kolekcjonerem który musi oddać choć najdrobniejszą część swojej kolekcji w niepowołane ręce. Jednocześnie łatwo byłoby zagrać Norrella jako postać małą, zazdrosną, niechętnie zagarniającą dla siebie całą chwałę. I Marsan taki przez chwilę jest. No właśnie – w ostatnim odcinku aktor naprawdę daje nam popis swoich możliwości – właśnie wtedy kiedy zmienia się rozkład sił – kiedy to Norrell ma być innowacyjny i silny – wtedy właśnie widzimy dlaczego to jest aktor absolutnie idealny. Zwierz przyzna szczerze, że pod sam koniec odcinka się trochę wzruszył, właśnie tym wcześniej nieobecnym błyskiem w oku bohatera i na końcu spokojem. Trudno jest wypowiedzieć zaledwie kilka kwestii tak by widz natychmiast zobaczył postać w innym świetle a tu w tym siódmym odcinku Norrellowi udaje się to błyskawicznie. Jednocześnie – to jest doskonały moment warto wspomnieć że udało się przy tym całym magicznym świecie zachować jeszcze jedno. Poczucie humoru. Najwięcej go w scenach z Norrellem ale pojawia się w całym serialu. Angielskie, subtelne, nastawione na uśmiech a nie na puste rżenie. W dokładnie takich dawkach byśmy pamiętali, że nie jest to opowieść zupełnie mroczna, ale nie w takiej ilości byśmy zapomnieli że mowa tu o sprawach poważnych a nie o błahostkach. Ogólnie to nie powinno nikogo dziwić, ale zwierz uwielbia humor który jednak jest nieco subtelniejszy. I takiego tu jest sporo, bez zbędnej błazenady (zwierz wychodzi na zgreda ale powoli zaczyna być humorem w wykonaniu amerykańskim nieco zmęczonym).

Jonathan-Strange-Mr-Norrell-1

CZasem jest taki moment kiedy castingu się nie kwestionuje.To nie jest wyznaczenie kogośdo roli tylko stwierdzenie, że właściwie to bohater zawsze chodził wśród nas tylko chwilowo przebrany za aktora

Co ciekawe zwierz będzie twierdził aż po swój życia kres, że Jonathan Strange i Mr. Norrell to serial ukradziony. Tym mianem zwierz określa wszystkie seriale w których jakiś aktor z drugiego planu kradnie pozostałym produkcję. Tym razem kradzieży dokonał Enzo Clienti czyli serialowy Childermass. Właściwie powinien być postacią drugoplanową, służącym Norrella, człowiekiem ważnym dla opowieści ale jednak trochę w cieniu. Tylko że Clienti tak go zagrał, że jest bardziej interesujący od wszystkich innych, jego charyzma tak wylewa się z ekranu że zwierz czasem miał wrażenie że serial powinien się nazywać „Childermass i ci cholerni, nieodpowiedzialni magowie”. Doskonały w scenach w których przywołuje Norrella do porządku – niby sługa ale popychający swojego pana do działania. Lojalny ale nie wahający się odwołać do sumienia, gardzący fałszywymi przyjaciółmi, bez trudu rozpoznający ludzi małych. Childermass może nie jest kształconym magiem ale jest w nim coś magicznego – widz tylko czeka, aż uda mu się poskładać układankę z niewielkich kawałków, czując, że Childermass widzi więcej niż inni. I choć w sumie nigdy nie jest to do końca jego historia to z każdym odcinkiem przywiązujemy się do tego bohatera co raz bardziej. Co raz bardziej pragniemy by miał szansę się wykazać, ufamy że nie da się łatwo oszukać, zbyć i rozumiemy że to do niego będzie należało ostatnie słowo w tej opowieści. Childermass to postać cudownie napisana ale nie byłby tak wspaniały gdyby Clienti nie grał go w taki niesłychanie wyważony sposób, gdzie liczy się każdy gest, ruch czy spojrzenie. Childermass się nie śmieje, i właściwie się nie uśmiecha, ale w tym jednym jego spojrzeniu dostrzec można wszystko od troski, przez wściekłość po świadomość że sprawy wymknęły się spod kontroli. To jego niesamowite opanowanie, czasem wnosi element komiczny, najczęściej jednak sprawia, że chcemy by w odcinku było go jak najwięcej. Plus – zwierz nie będzie ukrywał – nie patrzy się na aktora źle, oj nie patrzy się źle (tu wstawcie sobie nieprofesjonalne westchnienie zwierza). Ogólnie trzeba przyznać, że twórcy serialu wszystkich ubrali doskonale – odpowiednio do charakteru i tak że strój właściwie zlewa się z postacią.

Poziom fanowania Childermassa przerósł wszelkie oczekiwania. Uwagi o tym jaki jest cudowny i zaskakującoprzystojny przedarły się nawet do oficjalnych recenzji

Ale to nie wszystko (ile macie czasu? Macie mnóstwo czasu by czytać ten wpis). Jest przecież jeszcze Marc Warren jako Gentleman z włosami jak puch ostu. Och…zwierz nawet nie wie gdzie zacząć. Warren nie wygląda tak jak zwierz sobie Gentlemana wyobraził. Nie zupełnie nie jest tym elfem którego zwierz widział w głowie. Ale tamten się wyprowadził, teraz kiedy zwierz wziął książkę Gentleman mówił już charakterystycznym głosem aktora. Dlaczego? Zwierz nie jest do końca w stanie powiedzieć ale Warren doskonale zagrał istotę, która niczego się nie boi, która czuje swoją wyższość, która cały czas stara się wciągnąć nieświadomych ludzi w swoją grę. Jego postać jest jak nie z tego świata (i słusznie bo nie jest z tego świata), z jednej strony niezniszczalna, z drugiej pełna emocji które prowadzą do zguby. Jest w nim coś co od raz sprawia, że wiemy iż jest istotą starszą, doskonalszą, bardziej przebiegłą od wszystkich innych bohaterów. Kiedy mówi o krokach tańca którego uczył się tysiące lat wcześniej to widzimy iż mówi to istota żyjąca przez wieczność. A jednocześnie Warren – trochę jak w Muszkieterach – gra postać postawioną na pogardzie, wściekłości, niezadowoleniu czy nawet nudzie. Każde jego spotkanie, z każdą z postaci jest podszyte niepokojem który czuje widz. Bo wiadomo, że niczym dobrym się to nie skończy, niezależnie od tego co zostanie obiecane. Łatwo zrobić takie wrażenie raz, utrzymać je przez cały serial prosto nie jest. Do tego jeszcze ten ton głosu i tempo mówienia – tak mówią istoty które mają wieczność na to by dokończyć myśl.

Programme Name: Jonathan Strange & Mr Norrell - TX: n/a - Episode: Ep2 (No. 2) - Picture Shows:  The Gentleman (MARC WARREN) - (C) JSMN Ltd - Photographer: Matt Squire

  Interesującym jest fakt, że mimo doskonałej charakteryzacji, tym co sprawia,że postać grana przez Warrena jest taka (z braku lepszego słowa) creepy są dwie rzeczy – ton głosu i te przerażające długie paznokcie

Zwierz powinien teraz jeszcze zasypać was swoimi zachwytami pod adresem pozostałych aktorów. Fantastyczny jest Ariyon Bakare jako kuszony przez Gentlemana służący,który odegra w całej historii kluczową rolę. Zwierz uwielbia tą postać bo jest doskonale napisana, a jednocześnie cudownie niejednoznaczna. Zwierz lubi też fakt, jak kreatywnie – zarówno przy budowaniu motywacji postaci, jak i przy ostatecznym ujawnieniu jej roli, wykorzystano fakt że Stephen Black jest potomkiem niewolników. Zamiast od tego uciekać i czyścić przeszłość, doskonale wpasowało się to w historię. Doskonale szalony jest Paul Kayne jako czarodziej który każdemu przepowie bardzo dokładnie los, świetna jest Alice Englert jako Lady Pole – postać której los jest chyba najbardziej poruszający ze wszystkich. Zresztą w ogóle to zaklęcie rzucone na wszystkich pragnących tu opowiedzieć prawdę, jest tak przecudownie mroczne i frustrujące – dla przeklętych ale i dla widza (który chce by wszyscy się wreszcie zorientowali). Zresztą akurat finał jak zgotowano tej postaci jest chyba lepszy niż w książce – zwierz o więcej nie mógł prosić. Czy w końcu na trzecim planie Ronan Vibert jako Wellington bez śladu zrozumienia dla magii. A to wszystko tylko kilka z dziesiątków doskonałych ról – zwierz ma poważne problemy by znaleźć jakąkolwiek gorszą. Zresztą aktorom nie jest trudno grać bo mają doskonały materiał. Nawet jeśli postacie pojawiają się w drugim czy trzecim planie to nie dość że są świetnie zarysowane (zwierzowi np. bardzo podoba się duet Segundus, Honeyfoot – dwie drugoplanowe i absolutnie kluczowe dla opowieści postacie), mają dobre dialogi i są wręcz idealne do grania. Co sprawia, ze cały serial zostawia widza z poczuciem, że niczego nie zmarnowano. Może czegoś nie pokazano, może nie opowiedziano dokładnie ale nie zmarnowano niesamowitej szansy jaką daje opowiedziana w książkach historia. To jak koncert na orkiestrę w której wszyscy naprawdę dobrze grają. I serio, zwierz nie jest w stanie wskazać ani jednej roli o której mógłby powiedzieć że jest zła.

tumblr_npa3ouoHGY1r9zeo4o1_540

Stephen Black to postać nieco inna niż w książce ale tak doskonale zagrana. Ogólnie to jest zdanie które można umieścić pod portretem każej postaci z serialu

Jednak tym co sprawiło, że zwierz pożegnał serial z jękiem i radością było zakończenie. Zachowano to co w książce jest najbardziej frustrujące i najbardziej magiczne, prawdziwe i pociągające. Zakończenie, które ma w sobie mnóstwo magii, poezji a także czegoś co sprawia, że pod sam koniec historii bardziej niż kiedykolwiek chce zostać jeszcze w tym świecie. Zwierz zresztą trochę się bał, że twórcy serialu nie zdecydują się na takie rozwiązanie jakie zaproponowano w książce. Wszak seriale nie lubią niedopowiedzeń, nie za dobrze znają się z nawet odrobiną poezji i najbardziej lubią gdy wszystko jest wiadome. Ale nie tym razem. Tym razem ostatnie słowa jakie padną z ekranu, będą bardziej przypominały zakończenie jakiejś snutej wieczorami baśni, niż ostatnie słowa serialu. Ale ile jest w tym niedosycie spełnienia. Tak to jest paradoks ale tak właśnie jest. Fakt że świat z którego wychodzimy (albo zostajemy wyrzuceni na dwór mimo że przecież chcieliśmy zostać) nie jest zamknięty, dopowiedziany, skonkretyzowany i sprecyzowany, to coś co daje mnóstwo satysfakcji. Historia jednocześnie się kończy, ale właściwie to dopiero zaczyna. Wszystko co widzieliśmy było tylko przygrywką i teraz dopiero magia pokaże swoje prawdziwe oblicze. Czego rzecz jasna nie zobaczymy. Trochę jak w życiu gdzie opowieści tylko pozornie mają koniec a w istocie zawsze toczą się dalej. Przy czym jak w każdej dobrej opowieści – do której chce się wracać opowieść nie kończy się ani dobrze ani źle. Co – czego nie da się ukryć – zawsze stanowi miłą odmianę. Choć jak zwykle pod koniec tej opowieści – czy to oglądanej czy czytanej patrzy się z nienawiścią w kierunku autorki, która obiecała że napisze dalej. I choć rozumiemy dlaczego dalej nie pisze (jej świat jest chyba zbyt duży i jest w nim zbyt wiele opowieści by dało się je łatwo posegregować) to jednak… jednak tak strasznie chcemy więcej. Zwłaszcza, że istnieje uzasadniona obawa, że autorka naprawdę wie jak to z magią w Anglii jest i bywało.

tumblr_nqo1v4b5eL1tvlktqo3_540 (1)

Zwierz zobaczył zdjęcie i się nie mógł powstrzymać. Piszemy o prawdziwej Magii a tu trochę magii filmowej

Satysfakcja. Jakież to dziwne i rzadko używane słowo. Zwierz wyciąga je z kieszeni i przygląda się mu zdumiony. A więc tak wygląda. Historia którą się pokochało w książce przeniesiona na ekran tak że właściwie nie ma się czego przyczepić? Bohaterowie którzy nawet jeśli miejscami się od książkowych różnią to jednak wciąż są żywi i prawdziwi? Magia wylewająca się z każdej minuty serialu? Kilka efektów specjalnych których nie powstydziłoby się Hollywood? Dowcip który każe się uśmiechać i wspominać własną miłość do książek? Aktorstwo które nie pozwala się czepiać? Co się właściwie stało,że wszystko na ekranie zagrało? Zdaniem zwierza odpowiedź jest prosta. Jonathan Strange i Mr Norrell to przede wszystkim dzieło niesamowitej wyobraźni. Wyobraźni tak żywej i bujnej że była w stanie stworzyć nie tylko samą opowieść ale też odpowiednie do niej przypisy. Taka wyobraźnia nie daje się łatwo stłamsić. Siła doskonałej opowieści to coś co ma siłę prawdziwego zaklęcia. Oczywiście jeśli nie ma się dobrej woli można taką doskonałą opowieść stłamsić czy wypaczyć. Ale jeśli spotka się taka historia z odpowiednim podejściem i środkami. Wtedy… cóż puenta musi być banalna. Wtedy moi drodzy to czysta magia.

tumblr_nqpiemL82g1qb5615o3_500

Ten wpis nadal jest za krótki…

Ps: Zwierz czuje to uczucie kiedy kończy się dobrą książkę albo naprawdę dobry serial. Takie dziwne poczucie pustki jakby oddawało się jakiś kawałek duszy jako daninę za dobrą opowieść.

Ps2: Zwierz jest przekonany, że ma do powiedzenia jeszcze znacznie więcej ale chyba zostawi wpis w tej emocjonalnej formie jako zapis rzadkiego stanu umysłu – nawet u zwierza.

16 komentarzy
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online