Hej
Ponieważ zwierz zafundował wam wczoraj wpis dodatkowy może bez najmniejszych wyrzutów sumienia przejść do naszego nowego zwyczaju czyli weekendowego omawiania oferty serialowej. Zwierz musi przyznać, że jest ciekawy czy znajdzie się kiedyś taki tydzień, że będzie musiał (a właściwie chciał ) pisać o wszystkich serialach, które ogląda ale jak na razie prawda jest taka, że znajduje w tygodniu czas tylko na kilka seriali oglądanych regularnie, które na całe szczęście odrobinę się wymieniają. Zresztą doskonale wiecie moi drodzy, że zwierz najbardziej lubi oglądać serial za jednym zamachem. Jak na przykład Garrow’s Law, którego recenzji możecie się spodziewać jutro jako że to coś co zasługuje na zupełnie osobny wpis. Dobra tyle tytułem wstępu – teraz czas ponarzekać oraz trochę się pozachwycać.
Downton Abbey – wiecie, że zwierz zapomniał o tym odcinku. To chyba najlepiej świadczy jak bardzo trzeci sezon nie podbił serca zwierza. Prawdę powiedziawszy przyglądając się fabule czwartego odcinka zwierz miał wrażenie, że skonstruowano ją przede wszystkim na potrzeby aktorów. To znaczy – wizja powracającej z Irlandii Sybil wraz z mężem szoferem przy jednoczesnym absolutnym zakazie chwilowego powrotu do Irlandii to oczywisty sposób na zgromadzenie wszystkich córek Lorda Granthama ponownie pod jednym dachem czy się to widowni podoba czy nie. Poza wątpliwościami Matthew odnośnie sposobu zarządzania Downton (serio dopiero teraz pojawia się ten problem), mamy jeszcze do czynienia z Edith, która najwyraźniej skoro nie ma męża zostanie jedną z tych publikujących wyzwolonych kobiet lat 20. Zwierz ma wrażenie jakby scenarzysta trochę za bardzo zatopił się w realiach swoich czasów i zamiast pisać postacie z okresu zaczął wykorzystywać stereotypy no ale zobaczymy co będzie dalej. Ciekawiej pod schodami – Nareszcie od początku sezonu zwierz wykazał trochę zainteresowanie sprawą Anny i Batesa i rzeczywiście nawet trochę mu się żal ich zrobiło, nowy przystojny zdecydowanie nie evil footman może sporo namieszać ale zwierz obawia się, że mimo prób scenarzysty zwierz mimo wszystko nadal za bardzo lubi Thomasa by skazywać go na to co się zapowiada. Natomiast słabym punktem odcinka jest motyw upadłej Edith przyjętej z powrotem pod dach pani Crawley. Zwierz ma wrażenie, że postać ta nie ma już żadnego potencjału i scenarzysta powinien się jej pozbyć zamiast przywracać do serialu. Ogólnie z braku głównego znanego nam dobrze problemu oraz wojny trudno odnaleźć wątek przewodni zaś brak wątku przewodniego zwodzi serial na manowce kostiumowego serialu w którym nic się nie dzieje. Zwierz nie mówi, że to źle ale w serialu w którym nie porywa nas wątek przewodni częściej jesteśmy skłonni szukać wad lub tak jak zwierz nasze przywiązanie do niego obniża się na tyle, że możemy nawet zapomnieć o odcinku. Z tego to powodu zwierz ma nadzieję, że szybko coś się stanie. Coś co pozwoli zwierzowi czekać na kolejny odcinek w napięciu podobnym do tego, które towarzyszyło mu jeszcze sezon temu.
Czasem zwierz ma wrażenie, że niektóre sceny są dopisane tylko po to by Maggie Smith mogła powiedzieć coś rozkosznie złośliwego. I zwierz ma wrażenie że jest ich co raz więcej.
Castle – zwierz pisał już na facebooku i powtarza. Twórcom serialu należy się jakaś nagroda za to jak sprawnie prowadzą serial i jak ładnie poradzili sobie z klątwą „Moonlighting”. Tu działają dwie rzeczy, po pierwsze w każdym z dotychczasowych odcinków udało się twórcom znaleźć coś ważniejszego od uczuć Castle’a i Beckett – wcześniej była to przyjaźń Ryana i Esposito w tym odcinku fakt że córka Castle’a wyjeżdża na uniwersytet co dla najlepszego samotnego ojca telewizji oznacza dość ciężkie przejścia. Poza tym sprawa – dość pogmatwana ale jednak prowadząca do bardziej komicznego niż tragicznego zakończenia jest w najlepszym stylu serialu, który sprawdza się wtedy kiedy nie podchodzi do morderstw z pełną powagą. Jednak tym czym serial wygrywa nad wieloma produkcjami tego typu jest fakt, że właściwie nic się nie zmieniło – scenarzyści dzięki sprytnemu zabiegowi – czyli założeniu, że bohaterowie nie mogą ze sobą romansować w miejscu pracy i nie mogą o romansie powiedzieć znajomym ładnie uniknęli publicznego wyrażania uczuć – co więcej nie zmienili też proporcji scen – niekiedy scenarzyści mają skłonność by po spiknięciu pary natychmiast kończyć wszystkie odcinki scenami romantycznymi. Tu wręcz przeciwnie zaznacza się, że jednak oboje bohaterów coś tam jeszcze w życiu ma do zrobienia. I tak właściwie dynamika się niewiele zmienia, a my widzowie dostajemy tak przeurocze sceny jak „best shakehand ever” (zwierz nie streści bo zepsuje) które pokazują, że klątwy Moonlighting nie trzeba się bać jeśli ma się dobry pomysł, prawdziwą chemię między aktorami i świadomość czego chce widownia. Brawo. Serio zwierz nabrał do serialu całkiem nowej dawki sympatii co zwykle nie zdarza się mu przy piątym sezonie.
Zwierz nie chce wam niczego zepsuć ale obejrzyjcie ostatni odcinek Castle choćby dla tego uścisku dłoni który pokazuje jak sobie radzić z tym czym nie poradziło sobie tyle seriali.
Plotkara – zwierz musi powiedzieć, że po trzech bardzo przez zwierza lubianych sezonach młodzieżowego knucia w Nowym Jorku (ba nawet napisał wpis poświęcony wyłącznie Blair Waldorf) nastąpiły kolejne sezony wołające o pomstę do nieba łącznie z ostatnim gdzie scenarzyści przeszli samych siebie w stężeniu idiotyzmu. Stąd też zwierz bardzo ucieszył się na wieść, że serial zostanie zdjęty z anteny, po dodatkowym sezonie bo to zawsze oznacza, ,że dostanie się zamknięcie wszystkich wątków póki jeszcze ma się jakiekolwiek miłe wspomnienia dotyczące serialu. Skoro to ostatni sezon to nie ma czasu na zbędne sentymenty i jakiekolwiek wyjaśnienia trzeba od razu ruszyć z akcją. Pewnie dlatego, część bohaterów dostała wakacyjnej amnezji – Chuck i Blair, którzy przez poprzedni sezon użyli właściwie wszystkich argumentów by nie być ze sobą (od książąt po wypadki samochodowe i boskie interwencje) teraz nagle odnajdują się w dobrej komitywie, wręcz na granicy zaręczyn (bez tłumaczenia co ich do takiego porozumienia ciał i dusz skłoniło). Dan, który porzucił East Side z niechęcią i z Georginą u boku wraca po jednym telefonie, Nate chyba w ogóle nie zauważył co się dzieje bo spędził całe lato wpatrując się w powiększenie zdjęcia z którego być może da się wyczytać kształt dłoni Gossip Girl, z którą radośnie koresponduje, Serena zaś korzystając ze swojego zwykłego „kłamię i komplikuje ale mam bardzo dobry powód i jeszcze lepsze chęci” znalazła sobie nowego faceta, który wydaje się jak zwykle dość mdły. Podobnie z resztą jak cały odcinek, który ujawnił największą bolączkę serialu jaką jest niechęć do wprowadzania nowych postaci co prowadzi do kuriozalnej sytuacji gdy np. Blair była już związana i z Natem i z Danem i Chuckiem ale dla dobra scenariusza Nate przez większość czasu wydaje się cierpieć na amnezję i zupełnie o tym nie pamiętać. Prowadzi to też do sytuacji gdy np. zaproponowany nam romans Rufusa z Ivy wydaje się desperacką próbą wykorzystania przez scenarzystów już posiadanej postaci. Ogólnie więc odcinek zaprezentował dokładnie taki sam poziom jak koszmarny sezon poprzedni. Ale zwierz będzie oglądał dalej bo widząc że zakończenie jest tu przed nim ma w sobie motywację by przetrwać kilka nawet marnych odcinków
Czy tylko zwierz ma takie wrażenie czy nasza radosna gromadka znacznie się opuściła w wyczuciu stylu. Te kropki nie pasuja do pomarańczowego a Chuck ma na sobie za dużo kratek.
How I Met your Mother +2Broke Grils – wydaje się, że oba seriale zrobiły sobie w tym tygodniu wolne. Tzn. było nawet śmiesznie ale żadna z produkcji nawet nie postarała się wyjść poza przeciętny schemat. Barney który nie może powrócić do randkowania po przerwie spowodowanej zaręczynami, problemy ze znalezieniem niani, czy napad na bar dwóch spłukanych dziewczyn to wszystko wydarzenia z zakresu tych wokół których konstruuje się odcinki na które tak naprawdę nie ma się pomysłu. Zwierz nawet miło się bawił, ale nie chce rozpisywać się na temat fabuł, których po prostu nie ma a właściwie są ale tylko pozorne. Oczywiście nie mówi, że oba seriale reprezentują ten sam poziom ale gdyby ktoś wam w zeszłym tygodniu odciął kablówkę, nie byłoby najmniejszego problemu by zorientować się w następnym tygodniu co się wydarzyło. Bo nic się nie wydarzyło.
Zwierz doszedł do wniosku, że bardzo mu się podoba ta teoria.
30 Rock – zwierz musi przyznać, że ten odcinek był marny. Po raz pierwszy od czasu kiedy zwierz ogląda serial miał poczucie zażenowania. Zazwyczaj udawało się twórcom omijać takie komediowe mielizny poprzez wykorzystywanie absurdu – jednak w tym odcinku jakoś im nie wyszło. Zwierz podejrzewa, że dlatego iż choć Tina Fey świetnie pisze sfrustrowaną producentkę telewizyjna to zdecydowanie gorzej idzie jej pisanie nieco szczęśliwszej producentki. Oczywiście Alec Baldwin nadal jest niesamowity i Matthew Broderick pojawia się w jednej przeuroczej scenie ale to nie ten sam serial, w którym zwierz się zakochał kilka lat temu. Szkoda.
Widzicie Liz Lemon jest tak długo fajna jak długo może wyrażać wszystkie kobiece frustracje kiedy zaczyna być szczęśliwa nie za bardzo wiadomo co zrobić
The Big Bang Theory – zwierz musi powiedzieć że ma bardzo mieszane uczucia w stosunku do tego odcinka. Po pierwsze pojawienie się nowej bohaterki – asystentki Sheldona – otóż dziewczyna jest ciekawa, fajnie że mamy nowy dodatek do grupy ale zwierz zastanawia się czy rzeczywiście Sheldon traktowałby ją w taki sposób w jaki traktuje. Tzn. Sheldon nie jest apodyktyczny i nie miły ale nie wydaje się być typem osoby, która znalazłaby sobie asystenta do pomiatania. Ale nawet jeśli uznamy, ze to tylko własne widzimisię zwierza to pozostaje dość ciekawa sytuacja z Penny. Otóż Penny w poprzednim odcinku nie chce być Leonardem wyraźnie wychodząc z założenia że nie jest szczęśliwa. Teraz kiedy pojawia się nowa dziewczyna wszystko ulega zmianie. Zwierz nie lubi kiedy jego bohaterowie zachowują się nie zgodnie z czymś w co wierzy zwierz tzn. że bycie z kimś tylko dlatego, że wygodniej nam go trzymać przy sobie niż „oddać” światu jest postępowaniem słusznym. Zwierz wie, że to tylko sitcom i nie ma się co nad tym rozwodzić, ale dość łatwo uniknąć takich wątków i nie powodować w zwierzu refleksji na które nie ma ochoty w czasie oglądania serialu, w którym znalazł odniesienie do Dowton Abbey co jest absolutnie przeurocze.
Niezależnie od tego co zwierz myśli o tym odcinku to nawiązanie było genialne
A i jeszcze jedno – po ostatnim wpisie Rusty zostawiła u mnie komentarz mówiący, że zeszłotygodniowy odcinek Glee był najgorszym jaki widziała (czy coś podobnego), zwierz nie mógł się powstrzymać i obejrzał. Rzeczywiście tak nie konsekwentnego, źle skonstruowanego i po prostu żenującego odcinka zwierz od dawna nie widział. Jak widzicie Glee to taki serial gdzie człowiek łapie się za głowę a potem ogląda po to by łapać się za głowę. Ale tym razem to już naprawdę ostatni, ostatni raz. A jutro jeśli niebiosa pozwolą, zwierz będzie polecał aż się będzie kurzyło. Wszystko przez Ninedin, która zwierza namówiła. I zwierz przepadł.
Ps: Zwierz ma wielką teorię, że jakość serialu da się oceniać po wpadkach z planu tzn. porównujesz poziom twojego zadowolenia z serialu z poziomem zadowolenia z tego co zobaczyło się w materiałach z planu. Jeśli materiały z planu są ciekawsze to czas porzucić serial.
Ps2: pisanie o serialach mnie dobija bo nigdy nie pamiętam kto jak się nazywa i co pewnie nikogo nie dziwi nie mam zielonego pojęcia jak się pisze wszystkie imiona i nazwiska.?? A skoro przy nazwiskach jesteśmy spójrzcie do kogo jest podobny zwierz zdaniem google.
Kto by pomyślał, że istnieje świat w którym zwierz jest podobny do Benedicta Cumberbatacha (który naprawdę nie pojawia się na tym blogu tak często jak się wydaje)