Home Doktor Who Do you hear the people sing czyli nie patrz w oczy człowieka który widział wszystko

Do you hear the people sing czyli nie patrz w oczy człowieka który widział wszystko

autor Zwierz

 

Hej

 

 

Och jak miło znów poczuć owo dobrze znane uczu­cie związane z oglą­daniem kole­jnych odcinków Dok­to­ra Who. Zwierz bowiem raz na jak­iś czas łapie się na reflek­sji, że właś­ci­wie to jest troszkę za duży i za poważny na oglą­danie seri­alu, w którym sza­lony kos­mi­ta podróżu­je w bud­ce pol­i­cyjnej, przez czas i przestrzeń. Cza­sem zwierza kąsa ten okrut­ny robak racjon­al­nego myśle­nia zwłaszcza, kiedy widzi w odcinku, że między aster­oida­mi moż­na przemieszczać mały­mi statka­mi  — skutera­mi i nikt nie zas­tanaw­ia się nad odd­y­chaniem, oraz kiedy coś co w jed­nym odcinku było liś­ciem klonu w następ­nym jest liś­ciem zupełnie innego drze­wa. Albo kiedy najwięk­szym zagroże­niem ma być potwór w śred­niej charak­teryza­cji za szk­laną szy­bką. Wtedy  zwierz zas­tanaw­ia się czy aby na pewno nie postradał zmysłów te dwa lata temu, kiedy po odcinku z królową Wik­torią, Wilkołakiem i kung fu w Szkocji stwierdz­ił, że to najlep­szy ser­i­al jaki w życiu widzi­ał. Na całe szczęś­cie zan­im zwierz dojdzie do jakichś niepoko­ją­cych wniosków zaczy­na dzi­ałać magia Dok­to­ra Who. Przy­chodzą sce­ny, które przy­pom­i­na­ją zwier­zowi dlaczego to wszys­tko nie ma najm­niejszego znaczenia i dlaczego, nawet ocier­a­jąc się niekiedy o niedorzeczność Dok­tor Who wciąż pozosta­je jed­nym ze wzbudza­ją­cych najwięk­sze emoc­je seri­ali w telewiz­ji (dalej raczej spoilery).

 

Zwierz ma mieszane uczu­cia co do początkowej sek­wencji śledzenia przez dok­to­ra przeszłoś­ci Clary — wyda­je się, że te kil­ka min­ut to kawałek zupełnie innej zarysowanej przez Mof­fa­ta his­torii, która z naszą łączy się  jedynie drob­ny­mi ele­men­ta­mi, ale tak naprawdę roz­gry­wa się raczej równole­gle do coty­god­niowych przygód. Co praw­da ciekawe, że znów mamy do czynienia z towarzyszką, którą Dok­tor chce znać od początku, od samego dziecińst­wa — trochę za dużo tu schematu Amy ale to może zwierz jest przewrażli­wiony (choć z drugiej strony to jedy­na sek­wenc­ja w której Dok­tor nosi oku­lary Amy, taki wiz­ual­ny łącznik z poprzed­ni­mi sezon­a­mi). Prawdzi­wy odcinek zaczy­na się sceną, o której śni każdy fan Dok­to­ra Who. Od dźwięku lądu­jącej TARDIS, na którą czeka już Clara. I od pyta­nia, na które wszyscy czeka­ją. Cały czas i przestrzeń — tak więc dokąd rusza­my. Zwier­zowi bard­zo spodobała się wiz­ja, że Clara nie wie. Bo to wiz­ja, pod którą zwierz mógł­by się szy­bko pod­pisać. Serio gdy­by ktoś dal by mu wybór całej przestrzeni i dziejów, zwierz też by nie wiedzi­ał. Z drugiej strony chęć zobaczenia czegoś “awsome” przenosi nas do wspani­ałych cza­sów zan­im Mof­fat namieszał kiedy 10 wraz z towarzyszka­mi podróżowali raczej dla fra­jdy. Zwierz miał zresztą cały czas wraże­nie, że taki odcinek mógł­by przy­trafić się zre­gen­erowane­mu 10 i Rose.

 No właśnie cały kos­mos cała przestrzeń. Jak się zde­cy­dować. jak bard­zo zwierz chci­ał­by usłyszeć to pytanie.

 

Zresztą Clara i Dok­tor lądu­ją w miejs­cu, które bard­zo przy­pom­i­na targ po którym 10 i Don­na przechadza­li się w  Turn Left. Nowe rasy, nowe sma­ki, dzi­wne oby­cza­je. Zwierz musi powiedzieć, że nawet trochę żałował, że musi­ała się rozpocząć właś­ci­wa akc­ja odcin­ka bo zwierz najbardziej lubi Dok­to­ra turys­tę, który przemierza świat z pro­gramem imprezy w ręku i nie do koń­ca wie jakie są następ­ne słowa rytu­al­nych pieśni. Tu mamy w sum­ie his­torię dość prostą — opartą na wiz­ji społeczeńst­wa karmiącego star­o­dawne bóst­wo pieśnią i wspom­nieni­a­mi. Zwierz przyglą­dał się kole­jnym rytu­ałom oraz licznym uwag­om Dok­to­ra, że choć nie koniecznie jest to praw­da to jest to ładne wierze­nie, jako nauce dla dzieci, że nie wszys­tko w co się wierzy prawdą być musi. Zresztą kiedy dochodzi do kwestii ofi­ar i poświęceń, lek­ka dydak­ty­ka się kończy a zaczy­na coś co zwierz być może zde­cy­dowanie na wyrost trak­tu­je jako dość jas­ną wypowiedź prze­ciw ślepe­mu posłuszeńst­wu naka­zom religii. Poświęce­nie wybranej z ludu  dziew­czyn­ki jest okrut­nym marnotraw­st­wem czegoś niepow­tarzal­nego (trze­ba z resztą przyz­nać, że ład­nie zagra­no tu tym moty­wem niepow­tarzal­noś­ci i wartoś­ci każdej jed­nos­t­ki, który przewi­ja się przez właś­ci­wie wszys­tkie sezony Dok­to­ra), zaś nawet bard­zo kochane przez wyz­naw­ców bóst­wo okazu­je się pasożytem okrada­ją­cym ich z tego co naj­cen­niejsze — uczuć i wspom­nień. Zwierz nie wie czy sce­narzys­ta rzeczy­wiś­cie chci­ał się wypowiedzieć na tem­at religii, czy po pros­tu tak mu wyszło (w końcu pradawne bóst­wa znakomi­cie nada­ją się w roli wrogów Dok­to­ra), ale zwierz  miał wraże­nie jak­by odcinek pisał scep­tyk (nie żeby zwier­zowi to jakoś szczegól­nie przeszkadza­ło). Przy czym co ważne to odcinek, który jest niesły­chanie ciepły dla wierzą­cych i niesły­chanie kry­ty­czny wobec religii (o ile w ogóle się tak da)

 Jeśli zwierz miał­by wybrać jed­no zdanie dla wszys­t­kich fanów Dok­to­ra, które pod­sumowu­je przesłanie jakie ser­i­al ma dla widzów to pewnie było­by to coś w tym stylu

 

 

No właśnie w całym zamiesza­niu gdzie mamy dużo bie­ga­nia, posługi­wa­nia się śrubokrętem jak­by był to co najm­niej laserowy faz­er i lata­nia w przestrzeni kos­micznej bez tlenu pojaw­ia się SCENA. Oto Dok­tor nieuzbro­jony, sto­ją­cy oko w oko z głod­ną wspom­nień plan­etą, z którą właś­ci­wie nie moż­na wal­czyć, negocjować, ani oczarować jej dowcipem , prze­gadać, poczekać na odsiecz. Dok­tor  tak sprze­ci­wia­ją­cy się składa­niu ofi­ar, postanaw­ia dać planecie to czego ona prag­nie. Prag­nie wspom­nień, których Dok­tor ma więcej niż ktokol­wiek inny. Ale kiedy zaczy­na o nich mówić, to zamienia się ponown­ie w tego człowieka ( nie dosłown­ie), którego znal­iśmy jeszcze w pier­wszym sezonie nowego Dok­to­ra. Z kimś kto ocalał, zobaczył, jako jedyny wyszedł cało. Ale wyszedł cało ze wspom­nieni­a­mi, które wcale nie są cenne, wręcz prze­ci­wnie ciążą. Dok­tor widzi­ał początek i koniec wszechświa­ta, stracił więcej niż ktokol­wiek miał i mieć będzie. To co dla każdego innego było­by poświęce­niem, dla Dok­to­ra może być ulgą — kiedy krzy­czy “Weź to wszys­tko” to nie tylko dlat­ego, że może pow­strzy­mać zniszcze­nie. Weź to wszys­tko bo ja tego nie chcę. Bo nikt by nie chci­ał  “oczu cięż­kich od wspom­nień” (czy ktoś jeszcze pamię­ta tą cud­owną frazę z pier­wszej częś­ci sezonu). Jak wspaniale emocjon­al­nie i prawdzi­we zagrana to sce­na. Zwierz może nie jest najwięk­szym fanem Mat­ta Smitha ale jak dobrze wypa­da on w takich właśnie sce­nach, gdzie uświadami­amy sobie, że za fasadą nie prze­j­mu­jącego się niczym rados­nego poszuki­wacza przygód kry­je się ten Dok­tor tysią­clet­ni zmęc­zony, prag­ną­cy zapom­nieć, uciec. Jak cud­own­ie wychodzi Mat­towi to prze­jś­cie, jak wiary­god­nie brzmią w jego ustach słowa, jak bard­zo widać w nim złość na los, który zawsze daje mu przeżyć nawet jeśli ma po drodze wszys­tko stracić. Ważne jest też to, że w tej kon­frontacji Dok­tor jest sam. Być może właśnie dlat­ego tak się otwiera i zrzu­ca maskę. Ten miły szuka­ją­cy towarzyst­wa młodych ziemi­an Dok­tor, który tak naprawdę zawsze jest sam. I ponown­ie chwaląc Mat­ta — jak cud­own­ie plas­ty­cz­na jest jego twarz, jak łat­wo potrafi wydobyć ze swoich niereg­u­larnych rysów wszys­tko to co pozwala nam uwierzyć, że mamy do czynienia z kimś bard­zo, bard­zo starym i zmęc­zonym, który tylko wyglą­da mło­do. Zwierz nie wie jak aktor to robi ale zde­cy­dowanie świad­czy to o tal­en­cie, którego zwierz nigdy Mat­towi odmówić nie mógł. Zwierz wie, że ta sce­na została tak napisana ale jak to na zwierza dzi­ała. A jeszcze jeśli dodamy jak pięknie scenę tą ustaw­iono (samot­na syl­wet­ka na tle wielkiej olbrzymiej płonącej plan­e­ty — jak­iż to piękny obraz), jak dobrze odd­a­je wagę kon­frontacji, ale także to co znaczące, nie mamy wraże­nia, że to star­cie zupełnie nie równe. Dok­tor może staw­iać czoła plan­e­tom, tak samo jak kil­ka sezonów wcześniej mógł staw­iać czoła samemu Dia­błu. Jest więc w tej sce­nie i mały i wiel­ki jednocześnie.

 Właśnie dla takich scen, dla tej złoś­ci, roz­go­ryczenia, żalu, smutku i okolic zwierz uwiel­bia oglą­dać Doktora.

 

Podob­nie dzi­ała na zwierza kon­cept by to wszys­tko — całe to hero­iczne poświęce­nie, ta wiel­ka mowa — by to wszys­tko było za mało. Zwierz uwiel­bia kiedy to nie Dok­tor ratu­je sytu­ację tylko kiedy trze­ba ura­tować Dok­to­ra. To, że Clara się nie wyco­fu­je, że naty­ch­mi­ast łapie pier­wszą zasadę podróży z Dok­torem, która nakazu­je nie odwracać się ple­ca­mi  kiedy moż­na pomóc, czyni z niej postać jeszcze łatwiejszą do pol­u­bi­enia. I wraca, by dużo mniej dra­maty­cznie rozwiązać sytu­ację prostym paradok­sem. To co było jest niczym wobec tego co będzie. Jak w prosty sposób sce­narzys­ta zmienia naszą per­cepcję, od żalu nad poświę­cany­mi wspom­nieni­a­mi, nad dużo bardziej gorzką reflek­sję nad tym wszys­tkim co się nie wydarzyło. Clara straciła nie pamię­ta­jąc rzeczy, które się nigdy nie zdarzyły, niż Dok­tor pozby­wa­jąc się wspom­nień. Jed­nocześnie o ile poświęce­nie Dok­to­ra jest dwuz­naczne (wszak widać po nim, że odd­a­je to co najbardziej mu ciąży) o tyle poświęce­nie Clary jest czyste — ona odd­a­je rzeczy­wiś­cie coś niesły­chanie cen­nego, być może naj­cen­niejszego we wszechświecie. Łat­wość z jaką to robi wskazu­je, że rzeczy­wiś­cie nie jest to zupełnie nor­mal­na dziew­czy­na. I ponown­ie należą się aktorskie brawa. Bo Jen­na-Louise Cole­man wprowadza do tej roze­dr­ganej jeszcze po emoc­jach Dok­to­ra sce­ny spokój. A kiedy w końcu światło niemal gaśnie to sto­ją obok siebie obo­je tak, że zwierz po raz pier­wszy od daw­na pomyślał, że między Dok­torem a jego towarzyszką jest jakaś równowa­ga. Jak­by obo­je znaleźli się na chwilę na tym samym poziomie świado­moś­ci tego czym jest ten czas przestrzeń i wszys­tko co może nas spotkać po drodze.

 Zwierz uwiel­bia poświęce­nie Clary w tym odcinku, bo to ona odd­a­je najwięcej i robi to bez waha­nia (gif stąd)

 

Choć odcinek właś­ci­wie nie skle­ja się ide­al­nie w całość to jed­nak ser­wu­je bard­zo ładne zakończe­nie — ładne i ciekawe. Po pier­wsze Dok­tor odwozi Clarę do domu. To trochę inny schemat relacji Dok­tor- towarzysz­ka. Zami­ast wyry­wać dziew­czynę z jej codzi­en­noś­ci, Dok­tor ofer­u­je jej raczej inter­galak­ty­czne biuro podróży. Ale Clara spoglą­da­jąc na swój dom, sto­jąc na progu TARDIS mówi zdanie, które po ostat­nim odcinku wyda­je się oczy­wiste. Coś się zmieniło. Wyda­je się, że to jed­no zdanie, niedowierzanie dobrze pod­sumowu­je jaki wpływ ma Dok­tor na swoich towarzyszy. Wystar­czy jed­na prze­jażdż­ka by nic nie było takie same. Nawet ten sam dzień w którym wyruszyli. To najwięk­sze ryzyko podróży  z Dok­torem. Nigdy się z niej nie wraca do tego samego miejs­ca gdzie się zaczęło. I jeszcze waż­na deklarac­ja Clary, która chce podróżować z Dok­torem jako ona sama w niczy­im zastępst­wie, nie jako duch. Trochę przy­pom­ni­ała tym zwier­zowi Marthę, która nigdy nie chci­ała być zastępst­wem za Rose. W ogóle zwierz ma wraże­nie, że  sporo w tym odcinku było — nawet wiz­ual­nie odwołań do tego co już było, jak­by chciano nam przy­pom­nieć, że zbliża się 50 roczni­ca seri­alu — widać to zwłaszcza, w rzu­conej mimo­cho­dem uwadze o wnukach.

 Zwier­zowi bard­zo przy­pom­ni­ała się tu podo­ba graficznie sce­na z Rose i 9 patrzą­cy­mi na ostat­nie chwile zie­mi (gif stąd)

 

 

Zwierz nawet nie jest w stanie wam dobrze opisać jak cieszy się tym odcinkiem. Był dokład­nie taki jaki powinien być odcinek Dok­to­ra — zabawną, miejs­ca­mi niedorzeczną his­torią dla dzieci, w której nagle jest taka sce­na, na którą czeka się w innych seri­alach lata­mi i nigdy się jej nie dosta­je. Mów­cie co chce­cie ale dla zwierza takie sce­ny, są ważniejsze od spójnego budowa­nia odcin­ka czy nar­racji. I przez takie sce­ny zwierz, jest wyz­naw­cą bezkry­ty­cznego zach­wytu nad Dok­torem, na którego następ­ny odcinek zawsze zwierz będzie czekał, w nadziei, że znów tak zabłyśnie. W końcu to ostat­ni, ulu­biony i wspani­ały wład­ca cza­su. Który po pros­tu nawet gdy­by chci­ał nie mógł­by zaw­ieść zwierza. 

 

 Dok­tor słusznie robi wybier­a­jąc Clarę dla Clary a nie dla tego wszys­tkiego kim dziew­czy­na jest lub nie jest (w cza­sie pisa­nia wpisu zwier­zowi zaw­iesił się tum­blr i nie mógł znaleźć linków do wszys­t­kich gifów, ale postara się to uzu­pełnić jak zna­jdzie chwilkę czasu.)

 

Ps: Zwierz powinien chy­ba napisać o tym jak bard­zo podobała się zwier­zowi muzy­ka w Dok­torze. Muzy­ka w tym seri­alu zawsze była znakomi­ta, zwłaszcza częs­to wyko­rzysty­wane chóralne śpiewanie, tu zwier­zowi przy­pom­ni­ały się nagle wszys­tkie cud­owne melodie nucone po poprzed­nich odcinkach i sezonach (w tym ukochany utwór zwierza ze świątecznego odcin­ka sprzed dwóch lat). Trze­ba jed­nak przyz­nać, że dobór tytułu do wpisu jest dowo­dem na to, że chcąc nie chcąc zwierz został na zawsze skrzy­wiony przez ekraniza­cję Nędzników.

 

ps2: Następ­ny odcinek ma się dzi­ać na rosyjskiej lodzi pod­wod­nej. Ktoś w dziale wymyśla­nia fabuł do Dok­to­ra Who, musi zwierza bard­zo kochać, bo zwierz nie mógł­by sobie wymarzyć lep­szej scener­ii dla odcin­ka Doktora.??

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online