Hej
W ostatnich dniach mnóstwo osób pytało zwierza o to czy oglądał „How To get away with murder” czyli nowy serial Shondy Rhimes, która raz na jakiś czas podrzuca nowy serial o którym wszyscy przez pewien czas mówią. Tak było z Chirurgami (ok tak nie było z Prywatną Praktyką i Off The Map ale do tych projektów chyba sama scenarzystka nie miała serca), tak było ze Skandalem i tak jest z How To get Away with Murder. Trudno się dziwić – jeśli coś Shonda Rhimes umie robić to pisać scenariusze (lub nadzorować jak piszą inni bo istotnie nie ona tu jest scenarzystką) które sprawiają, że człowiek natychmiast chce kolejnego odcinka. Co nie zmienia faktu, że jej seriale nie są pozbawione wad. Po dwóch odcinkach serialu zwierz widzi ich kilka. Poniższy tekst pełen jest spoilerów.
Zwierz ma z serialem kilka problemów. Ten największy to taki, że prawie nic się w nim nie zgadza. Choć ogląda się to cudownie
Zacznijmy od tego, że zwierz ma problem z całą akademicką otoczką całej sytuacji. Widzicie zwierz troszkę za dużo czasu spędził w świecie nauczycieli i profesorów akademickich by traktować ten świat równie luźno jak świat np. medycyny czy prawa, na którym się zupełnie nie zna. Wizja przerażająco surowej wykładowczyni prowadzącej przerażająco trudny wykład oznacza najczęściej że końcowe zaliczenie jest trudne ale zwykle przybiera formę eseju lub skomplikowanego egzaminu. Studenci oczywiście mogą pracować na istniejących sprawach ale ponieważ nawet na wykładach mówiących o sprawach praktycznych trzeba przekazać trochę realnej wiedzy (zawartej w wytycznych wydziału, ministerstwa, uniwersytetu czy jakiejś jeszcze innej jednostki) to nie można sobie kolejnych spraw do wykładu dobierać tak jak przychodzą, bo może się okazać że czegoś naszych studentów w ogóle nie nauczymy. Poza tym niezależnie od tego jak bardzo łaskawy jest wykładowca i jak wiele szans chce dać swoim studentom, wszyscy muszą w końcu podejść do egzaminu, czy sprawdzianu i chyba nie ma przepisów pozwalających się wykpić statuetką wręczaną na początku roku. A nawet jeśli profesor ustali sobie takie zasady to student nie dostanie nic więcej poza wpisem do indeksu. Poza tym – na studiach ma się mnóstwo zajęć i to, że jedna prowadząca proponuje ci pracę nad ciekawymi sprawami nie zwalnia z konieczności codziennej nauki do wszystkich przedmiotów. Innymi słowy – inaczej niż w Chirurgach, nasi młodzi przyszli prawnicy nie mogą całego swojego czasu poświęcać sprawom kryminalnym bo obleją prawo majątkowe, albo ćwiczenia. Zresztą zwierz musi powiedzieć, że dziwi go iż w ogóle Shonda wykorzystała wykład a nie grupę ćwiczeniową. Historia dość przypadkowej grupy ćwiczeniowej która pomaga swojemu nauczycielowi akademickiemu rozwiązywać problemy – brzmi nadal magicznie ale mniej niż pięciu wyjątkowych studentów wybranych po jednej pracy domowej na sali wykładowej. Ogólnie jednak pod względem tego jak działa świat uczelni (ten student wchodzący w środku nocy do domu swojej profesor bo chce jej coś powiedzieć – w świecie komórek, maili i pytań po wykładzie) serial jest koszmarnie irytująco daleki od zarysów prawdy. Zresztą jak słusznie zauważają prawnicy – jasne że można poprosić studentów o to by przyszli na rozprawę ale jednak mało który klient zgodziłby się by jego rozmowom z prawnikiem przysłuchiwała się cała sala studentów.
Pamiętacie jak to jest na uczelni i wymagającego prowadzącego? Zwierz chodził na wykład najbardziej przerażającego profesora historii na uczelni. Wykład był fascynujący. Wszyscy słuchali. Notatki robili. Potem szli na kawę i jechali do domu. Nasz profesor uczył starożytności może dlatego, wykład to był wykład a nie wstęp do rozwiązywania sprawy kryminalnej.
No dobra ale wiadomo, że cała ta akademicka otoczka to tylko wymówka by tak właściwie odstawić nam Chirurgów w wersji prawniczej. Co to oznacza? Oglądając pierwsze odcinki How to Get zwierz znalazł w nich mnóstwo tropów znanych mu z chyba najsławniejszego serialu scenarzystki. Mamy więc grupę młodych ludzi, o odmiennym pochodzeniu społecznym, różnych ambicjach, podejściu do prawa. Grupa jest odpowiednio zdywersyfikowana, i przynajmniej początkowo dzielą ją antagonizmy wynikające z ambicji poszczególnych jej członków. Oczywiście młodzi ludzie muszą zmierzyć się z nowymi trudnymi zadaniami, ale nikt nie pochyla się nad nimi z czułością i dobrym słowem, tylko każe im się wziąć w graść tłumacząc, że nikt się nimi opiekować nie będzie. Do tego w tle pojawia się jak zawsze nie dająca się powstrzymać pokusa by jednak wdać się w romans z jakimś przełożonym. Nawet podobnie jak w Chirurgach mamy stopnie wtajemniczenia więc między naszymi studentami a ich wykładowczynią jest jeszcze poziom asystentów, którzy oczywiście też przeżywają swoje problemy. Cały ten układ jest zwierzowi dość dobrze znany. Z jednej strony cieszy zwierza – bo jak wszyscy pamiętamy Chirurdzy byli ciekawi tylko wtedy kiedy znaczenie miała grupa młodych ambitnych ludzi, kontra wielki świat. Z drugiej – zwierz nie wie czy trochę nie za bardzo celebruje się w dzisiejszej telewizji sposobu nauki opartego na obrażaniu ludzi którzy już sporo w życiu osiągnęli i wymaganiu od nich bez podawania żadnych informacji. Postawienie ludzi przed niesłychanie trudnymi zadaniami ma sens tylko wtedy kiedy nie chcemy wybrać najzdolniejszych ale tych o najsilniejszej psychice. Kto wie może to jest potrzebne w zbieraniu dokumentacji powalającej przeprowadzić zwycięski proces winnej osoby ale zwierz ma jakieś odczucie że ostatnio tego jest w telewizji strasznie dużo. Zresztą zwierz ma dziwne wrażenie jakby część z tych dialogów słyszał właśnie w Chirurgach.
Pamiętacie jak studiowaliście i mieliście więcej niż jeden przedmiot do zaliczenia?
Kolejna sprawa – to same kwestie rozwiązywanych przez zespół problemów prawnych. Z jednej strony – jakiż to jest doskonały i fajny sposób podejścia do sprawy – zamiast bronić niewinnych nasi bohaterowie bronią winnych, albo przynajmniej (jak w drugim odcinku) po wykonanej pracy nie próbują winnych ścigać. Ogląda się to cudownie, patrząc jak można prawo naginać do swojej woli i wykorzystywać to jak działa amerykański system prawny. Z drugiej strony – zawsze pojawia się problem moralności. Nie ma wątpliwości, że bohaterowie wiedzą kogo bronią i co to oznacza. W drugim odcinku serialu jest taka niepokojąca scena w której bohater o którym wiemy, że jest zdolny do zabicia kogoś deklaruje że nie zabije swojej córki. Ale robi to tak jakby szczerze przyznawał się, że kiedyś poderżnie jej gardło. Rzecz jasna nasi bohaterowie nic z tym nie robią ani nawet o tym nie myślą. Widz też ma o tym nie myśleć. Bo to nie serial na takie dylematy moralne. Ale widzicie zwierz ma do tego podejście trochę jak do bawiącej go kilka lat temu niesłychanie karty tytułowej „Off The Map” która informowała widza że serial dzieje się ‘Gdzieś w Ameryce Południowej”. Zwierz przyjął to wtedy za przejaw czegoś pomiędzy lenistwem a ostrożnością. W końcu skoro ma być o korupcji trudno wskazać konkretny kraj. Zwierz ma podobnie w sprawie moralności w How to get. Ponieważ zagłębianie się w kwestie moralne psułoby zabawę scenarzyści podnoszą tylko pojedyncze kwestie ale pod koniec każą nam się cieszyć z wygranego procesu, robiąc wszystko byśmy nie zadali sobie pytania co to tak właściwie oznacza. To nie jest pretensja bo w sumie zwierz nie po to ogląda serial by wzbudzał on w nim refleksję na meandrami prawa ale z drugiej strony – nawet zwierza trochę przeraziło jak lekko produkcja przeskakuje nad tym problemem. Zresztą prawdę powiedziawszy – zwierz cały czas miał wrażenie jakby Shonda pisała serial który dzieje się „Gdzieś na Sali sądowej” bo prawda jest taka, że niestety strasznie dużo tu wyobrażeń o tym jak funkcjonuje prawo (i uczelnie – tu wyobrażeń jest chyba nawet jeszcze więcej) niż prawdziwych prawniczych sztuczek. Co niestety sprawia, że trochę mniej bawi serial w którym tak właściwie nie tyle nagina się prawo, co scenarzysta nagina zasady świata by prawo działało na korzyść jego bohaterów.
Problem z prawem w tym serialu polega na tym, że działa ono wedle zasad scenarzystki a nie amerykańskiego systemu prawnego
Jednak tym co zwierza najbardziej zirytowało to traktowanie go jak absolutnego kretyna. Widzicie ten całkiem ciekawy prawniczy serial ma klamrę w postaci scen w których widzimy jak wybrani na początku studenci starają się wprowadzić w życie to czego nauczyli się na wykładach – czyli nie dać się złapać za morderstwo. I to nie jest zły pomysł choć zwierz widzi dwie jego wady. Pierwsze to wspomniane traktowanie widza jak idioty – za każdym razem gdy skaczemy do przyszłości zwierzowi pokazuje się kilkanaście migawek które mają mu przypomnieć że teraz skoczyliśmy do przeszłości. Strasznie to irytujące bo przecież nie muszą mi dziesięć razy w dwóch odcinkach pokazywać jak bohater biegnie, jak trzyma narzędzie zbrodni, jak rzuca monetą. Zdaniem zwierza więcej wiary w widza uczyniłoby ten wątek bez porównania ciekawszym. Druga sprawa to fakt, że znajomość przyszłości sprawia, że część z teraźniejszości trochę traci na dramatyczności – bo tak w pierwszym odcinku od razu wiemy którzy studenci przejdą dalej – wszak widzimy ich na końcu, w scenie w której studentka rozmawia z asystentem już wiemy, że będą mieli romans. Niby drobiazgi ale sprawiają, że odcinki właściwie nie mają suspensu. Poza tym – zwierz ma problem z tym, że wydarzenia mają miejsce zaledwie 2,5 miesiąca po tym co widzimy na ekranie. Trzy miesiące to zdecydowanie za krótko na czas trwania wydarzeń w serialu. Jeśli mamy do tej nocy dojść w ciągu sezonu to właściwie bohaterowie nic jeszcze o prawie, uciekaniu przed sprawiedliwością i mordowaniu złych ludzi wiedzieć. Trzy miesiące to dwanaście wykładów. Jak odejmiecie od tego zapoznawczy i jeszcze jeden co wypada przez święta czy coś innego to nasi bohaterowie nic nie wiedzą.
Po trzech miesiącach studiowania czegokolwiek osiąga się niezbędną wiedzę tylko w komediach romantycznych i to po dynamicznym montażu z obowiązkową popową piosenką w tle
Wszyscy chwalą rolę Violi Davies, która prowadzi biednych studentów jako twarda i niemalże genialna prawniczka Annalise Keating. Zwierz ma jednak z tą postacią problem. I to jest właściwie podobny problem jaki zwierz ma z główną bohaterką Skandalu. Z jednej strony – kiedy bohaterka jest w sytuacjach zawodowych jest niesłychanie twarda i pewna siebie, można dojść do wniosku, że niemal bez serca. Ale gdy tylko pojawia się jej mąż czy kochanek zamienia się w istotę niesłychanie emocjonalną. W scenie z drugiego odcinka w której wyjawia swojemu kochankowi policjantowi, że podejrzewa swojego męża o romans i zabicie studentki jest rozemocjonowana i łkająca. Tymczasem kilka scen wcześniej ta sama postać w sposób metodyczny wykorzystuje nieuwagę męża by przeglądać jego korespondencję. Zwierz ma wrażenie, że Annalise prędzej byłaby – przed pojawieniem się jednoznacznych dowodów dość stanowcza i spokojna. Zwłaszcza, że jej emocje byłby dość zgodne z sytuacją w której byłaby bardzo zakochana w swoim mężu i do niego przywiązana. Tymczasem wszystko co widzimy wcześniej wskazuje, że to jest małżeństwo w którym przynajmniej ona nie jest szczęśliwa. Zwierz mówi, że bohaterka ma być robotem i nie odczuwać uczuć, ale np. scena kiedy płacze przy studencie jakoś… nie pasuje do tego co widzimy wcześniej. Zwierz miał cały czas wrażenie jakby te sceny dopisano po to by widz dowiedział się, że to nie jest jakaś surowa i sucha postać tylko przyjazna i emocjonalna. Tak jakby nie można było polubić bohaterki która nie wybucha raz na odcinek płaczem. Oczywiście Viola Davies jest znakomitą aktorką, ale zdaniem zwierza nawet ona się w tym gubi. Jej poważna i rzeczowa Annalise jest znakomita w scenach sądowych, doskonała kiedy straszy i pogania studentów. Ale tam gdzie mają się pojawić emocje zwierz miał problem z ich odczytaniem. W scenie z Wesem (studentem) zwierz niemalże czekał aż bohaterka otrze łzy i nauczy swojego studenta, że emocjonalnym zapewnieniom nie można ufać bo niektórzy potrafią płakać na zawołanie. To byłaby wtedy piękna scena. To nie jest to, że zwierz postaci nie lubi – wręcz przeciwnie. Ale coś mu się nie zgadza. A przy okazji – wiecie na co zwierz zwrócił uwagę (oglądał jedno po drugim) – mamy teraz w telewizji dwa serial gdzie czarnoskóre aktorki w średnim wieku grają duże role (Gotham i właśnie How To Get Away) i żadna z nich nie jest stereotypowa. Brawo, wcześniej to był straszny problem znaleźć taką postać w większej roli.
Postać grana przez Davies jest niesłychanie nierówna. Zdaniem zwierza psychologicznie zupełnie nieprawdopodobna
Przejdźmy jeszcze do studentów. Zwierz mówił, że są wybrani wedle dość wyraźnego klucza rzucającej się na pierwszy rzut oka różnorodności. Naszym bohaterem jest Wes grany przez znanego z Harrego Pottera i Sherlocka czy Koriolana Alfie Enoch. Zwierz zawsze z pewną dumą patrzy na młodych aktorów którzy po zakończeniu Harrego Pottera mają własne ciekawe kariery bo jakoś człowiek czuje się jakby ich znał od zawsze. Enoch gra tu taką typową główną postać z serialu – sympatyczny, nieprzygotowany ale inteligentny, dostał się z listy rezerwowych ale umie myśleć szybciej niż ci po najlepszych uniwersytetach, wszędzie jeździ rowerem i jest miły dla sąsiadki z mieszkania obok. Zwierz podobnie pewnie jak każdy widz go polubił i cieszy się, że nie prowadzi on narracji zza kadru. Reszta grupy jak na razie jest zarysowana dość mocną kreską- mamy śliczną ale genialną dziewczynę, faceta z dobrej rodziny, który jest nieco irytujący, dziewczynę z sumieniem po Brownie, oraz niesłychanie przystojnego bezwzględnego bohatera którego jak na razie główną cechą jest to, że jest homoseksualistą (serio przy wszystkich jego genialnych zagrywkach jego związkowi z przypadkowo poznanym informatykiem poświęcono więcej scen niż komukolwiek innemu poza głównym bohaterem). Podobnie grubą kreską narysowani są asystenci naszej pani profesor. Jest więc Fred który ma w zwyczaju romansowanie ze studentkami i Bonnie która ma tak ewidentnie romans z mężem swojej pracodawczyni że tylko brakuje wielkiej wiszącej w powietrzu strzałki która by wskazywała kto w pomieszczeniu ma romans. To jest pewien problem bo po dwóch odcinka zwierz powinien wiedzieć coś o bohaterach poza takimi najprostszymi cechami. Plus – w serialu jest jedna scena w której ktoś mówi, że wszystko wygląda tak jakby Wes był synem pani profesor oddanym do adopcji. Zostaje wyśmiany. Ale rzeczywiście tak to wygląda – jeśli więc scenarzystka chce odrzucić ten motyw to zdaniem zwierza dowiemy się, że nasza bohaterka miała kiedyś jakiegoś syna który umarł. Serio tak to jest rozegrane, że samo się narzuca.
Zwierz kibicuje bohaterom ale chciał by mieli coś więcej niż podstawowe cecyh
Co ciekawe serial wzbudził na zachodzie straszne kontrowersje z powodu scen seksu. Zwierz odczuł tym samym, że jest istotą wybitnie europejską, bo oglądał i nic poruszającego nie znalazł. Co prawda dowiedział się że serial wprowadził pewną nowość do amerykańskiej telewizji pod względem niektórych scen ale świadczy to jedynie o zacofaniu amerykańskiej telewizji a nie postępowości serialu. Plus jak już zwierz wspomniał dostajemy chyba z dwie gejowskie sceny które oburzać mogą tylko ludzi, którzy przez ostatnie lata mieszkali w jakichś ciemnych pomieszczeniach gdzie mieli dostęp jedynie do… hmmm… zwierz nie jest w stanie wybrać większej amerykańskiej stacji telewizyjnej która takich scen nie pokazuje. Więc w ciemnym pomieszczeniu bez telewizora. Poza tym w serialu nic poruszającego nie ma, co nie zmienia faktu, że ogląda się dobrze. To jest chyba największy problem z serialami które wychodzą spod ręki Shodny Rhimes. Jak dalekie od prawdy by nie były i jak bardzo widz nie denerwowałby się na bohaterów i na to co widzi na ekranie (zwierza denerwuje, że silne bohaterki u tej scenarzystki zawsze musza mieć nad sobą jakiegoś pouczającego je mężczyznę – do Cristiny w Chirurgach przez Olivię w Skandalu po właśnie Annalise i jej wkurzającego detektywa) to będzie oglądał następny odcinek. A zwierz wie co mówi bo ogląda właśnie jedenasty sezon Chirurgów. Nie mniej jeśli zwierz ma się tej jesieni oddawać jakiejś fantazji to chyba jednak woli fantazje takie jak Gotham niż teoretycznie realistyczne seriale dziejące się „Gdzieś na sali sądowej”. Choć oczywiście serial będzie oglądać dalej. Damn you Shonda!
Ps: Zwierz was przeprasza za taką ilość recenzji seriali ostatnimi czasy ale po prostu trzeba koniecznie nadrobić premiery. Spodziewajcie się jeszcze wpisu o The Affair
Ps2: A może być w sobotę wpis nieco później…niektórzy z nas mają dziś imprezę urodzinową i pewnie późno się położą .