Zwierz musi wam powiedzieć, że z cyklem filmowym Hunger Games łączy go naprawdę dziwna relacja. Żaden z filmów z serii tak naprawdę się zwierzowi nie podobał, książki także nie podbiły jego serca, ale od kilku lat zwierz wiernie stawia się w kinie by obejrzeć kolejną odsłonę przygód dzielnej Katniss. Tym razem miał okazję zobaczyć jak twórcy to wszystko skończyli.
Niezależnie od tego co zwierz myśli o filmie musi przyznać, że ma jedną z najlepszych na świecie kampanii promocyjnych
Zwierz zajrzał do recenzji pierwszej części Kosogłosa gdzie wyraźnie pisze, że nie należało dzielić ostatniego tomu na dwie części. I po seansie ostatniej odsłony cyklu musi sam sobie przyznać rację. O ile pierwszy Kosogłos był wypełniony pustymi scenami, o tyle wadą drugiego jest zupełny brak równowagi. Część wątków które powinny być bardzo ważne – głównie z punktu widzenia emocjonalnego, dostaje jedną czy dwie dość krótkie sceny, część wątków które można byłoby dużo szybciej rozegrać – jest nadmiernie rozbudowana. Gdyby scenarzyści spróbowali usiąść i zmieścić wszystko w jednym filmie, nie byłoby przede wszystkim wrażenia że druga część Kosogłosa dość dramatycznie rozpada się na dwie części – które pod względem emocji są od siebie zupełnie inne i są nieco za blisko siebie. Ale ponieważ oba filmy muszą mieć akcję, i oba cierpiały na tragiczny brak Igrzysk – które nadawały strukturę poprzednim filmom serii, to twórcy strasznie musieli się namęczyć by wrzucić do obu odpowiednio widowiskowe sceny akcji. I nie wyszło to na dobrze fabularnej konstrukcji filmu a i emocje widzów na tym cierpią.
Już od dwóch filmów zwierz zastanawia się co właściwie w tym filmie robi Natalie Dormer
No właśnie, mamy dwie główne osie fabularne – pierwsza to rewolucja. Tu co ciekawe film podniósł swoją jakość. Co prawda rewolucjoniści są nadal straszliwie nieogarnięci i sporo ich działań zachodzi na zwykłą głupotę, ale możemy im to wybaczyć – wszak rewolucji nie przeprowadza się codziennie. Nie mniej film ma w tym wątku całkiem wartościowe i ważne treści. Jak chociażby moment w którym Katniss orientuje się, że Gale jej ukochany z dzieciństwa pała olbrzymią nienawiścią i żądzą zemsty wobec mieszkańców innych dystryktów, których postrzega jako swoich wrogów. Podobny sposób myślenia można zresztą dostrzec wśród innych rebeliantów, którzy zbliżając się do Kapitolu co raz mniej wyraźnie widzą wroga. Ten sposób myślenia – w którym przeciwnikiem staje się każdy kto nie jest oczywistym sojusznikiem, gdzie co raz trudniej odróżnić brutalne działania jednej strony, od drugiej, gdzie nagle rozmywa się przekonanie o moralnej wyższości – to tematy warte podejmowania, zwłaszcza że mechanizm ten działa także w naszym świecie i często trudno ludziom dostrzec kto jest w całej układance tym przeciwko komu należałoby kierować oskarżenia i niechęć. Jednocześnie, akurat ta część dobrze pokazuje jak konflikt wojenny wpłynął na młodych ludzi. Co ciekawe Gale, który nigdy w Igrzyskach nie brał udziału nie ma już tej humanitarnej postawy co Katniss, która mimo że musiała walczyć z przedstawicielami wszystkich dystryktów to jednak widzi po drugiej stronie ludzi. To dobry wątek, podobnie jak główny plot twist, który rzecz jasna dla osób które książkę czytały, albo mają odrobinę zdrowego rozsądku żadnym zwrotem akcji nie jest. Ale biorąc pod uwagę że film ogląda młodsze pokolenie – dobrze uczyć że nie każdy rewolucjonista jest szlachetny z samego faktu bycia rewolucjonistą.
Jak zwykle doskonałe są stroje, choć zwierz miał wrażenie, że tym razem trochę za bardzo widać że twórcom zależy na częstym przebieraniu bohaterów
Niestety w filmie bardzo kuleje druga oś fabularna czyli ten nieszczęsny trójkąt miłosny między Katniss Peetą i Galem. Niby zestawienie nie jest aż takie złe – tu mamy wojnę, tu uczucia młodych ludzi. Na czym więc polega problem? Po pierwsze na tym, że cały ten ich młodzieńczy dramat zupełnie nie przekłada się na emocje które widzimy na ekranie. Peeta teoretycznie cały czas walczy z skutkami tortur i prania mózgu jakiemu został poddany, ale sprowadza się to głownie do chodzenie ze smutną miną zbitego szczeniaczka. Z kolei Gale nie ma żadnych emocji, co z kolei każe przypuszczać, że to on naprawdę jest martwy w środku. Katniss teoretycznie ma między nimi wybierać ale jedyna scena w której jest choć trochę emocji to rozmowa między dwoma chłopakami, którzy są absolutnie przekonani, że wybierze któregoś z nich. Prawdę powiedziawszy dziewczyna od tak zagranych bohaterów powinna zwiewać. I niestety brak emocji sprawia, że po pierwsze – wątek się dłuży i widzimy wszystkie jego wady, a po drugie – pod koniec filmu kiedy wchodzi na pierwszy plan – zaczynamy lekko ziewać. Zwłaszcza, że właściwie jakikolwiek konflikt jest tu bezsensowny, bo od pierwszego odcinka ekranizacje są konstruowane tak, że wiemy gdzie leży serce bohaterki. Do tego film pozostałe wątki obyczajowe traktuje dość skrótowo i po macoszemu co oznacza, ze np. relacje Katniss z siostrą wciąż pozostają jedynie naszkicowane, co oznacza, że w chwilach cierpienia i tragedii widz może wybrać jedynie obojętność.
Zdaniem zwierza wielkim problemem filmu jest fakt, że Gale zupełnie nie ma charakteru
Zaletą poprzednich części była ich widowiskowość oraz zaskakująco dobra obsada w rolach drugoplanowych. Co do widowiskowości, zwierz się nie kłóci, sceny w Kapitolu – czy to początkowe czy końcowe są rzeczywiście widowiskowe, zaś kostiumy bohaterowie zmieniają na tyle często, że film nie stracił nic ze swojego znaku rozpoznawczego (od pierwszej części miał doskonałe kostiumy). Prawdę powiedziawszy, zwierz nigdy nie widział rebeliantów którzy tyle razy mieliby się czas przebierać. No może poza Rebelią w Gwiezdnych Wojnach. W każdym razie wizualnie film jak to się ładnie mówi „daje radę”, choć niestety, czujne oko wpatrzy które z przedstawionych na ekranie budynków można jak najbardziej spotkać i to nawet w Europie. No ale to jest niestety zbyt czuje oko które raz zobaczywszy jakiś budynek zapamiętuje go na zawsze. W każdym razie zwierz rozpoznał co najmniej dwa miejsca w Kapitolu jako jak najbardziej istniejące. Gorzej z kiedyś cudownym – tu prawie niewidocznym – drugim planem. I nie chodzi o samych aktorów, ale też o postacie, które po prostu pojawiają się sporadycznie co oznacza, że np. bardzo ładnie rozwijany w sumie od pierwszej części wątek Haymitcha i Effie zostaje sprowadzony do jednej wspólnej sceny. Co denerwuje bo po co przez trzy filmy pokazywać rosnącą sympatię między bohaterami by ostatecznie tego nie wykorzystać? Podobnie jest z wieloma innymi postaciami. Strasznie żal postaci Plutarcha – której rola została bardzo wyraźnie okrojona ze względu na śmierć Seymoura Hoffmana. Zwierz ma też wrażenie, że Sam Claflin powinien poważnie porozmawiać z producentami. Jasne Finnick nie jest tu postacią pierwszoplanową, ale autentycznie ma w tym filmie całą jedyną scenę i jego rola sprowadza się plus minus do pocałowania dziewczyny. Choć może to jest idealna rola filmowa.
Siłą poprzednich części były postacie drugoplanowe. W tej części brakuje dla nich miejsca a szkoda bo stanowiły o sile serii
No właśnie, porozmawiajmy o aktorach. Zwierz oglądając Mockingjay miał wrażenie, że Jennifer Lawrence jest już nieco znudzona swój bohaterką. Tak jasne pięknie płacze (najcudowniejsza scena z najbardziej stoickim kotem w historii kinematografii) i cudownie wygląda w kolejnych strojach i tak nie ma dziewczyny bardziej malowniczo wyglądającej z łukiem przy policzku. Ale poza tym – jej ekranowej bohaterce brakuje w tym filmie nie tylko potrzebnej charyzmy ale i charakteru. Trudno ogląda się film w którym odnosi się wrażenie, że bohaterka jest w jakiejś formie katatonii. I można to tłumaczyć wpływem wojny itp. Ale przecież nie oglądamy dokumentu opartego na faktach tylko film, który musi mieć jakiegoś bohatera i ten bohater coś musi czuć. Druga sprawa to nasi panowie. Josh Hutcherson robi co może by oddać na ekranie cierpienia duszy Peety. Problem polega na tym, że im bardziej się stara tym bardziej wygląda na zbitego szczeniaczka. I właściwie to nawet dobrze że budzi uczucia opiekuńcze ale jakby chyba nie w taką interpretację swojej roli celował. No ale Josh przynajmniej coś gra, czego z pewnością nie robi Liam Hemsworth. Kariera tego aktora jest dla zwierza jedną z większych zagadek wszechświata bo serio nasz piękny Liam nie zmienia miny. Jest tak pięknym uosobieniem aktorskiego drewna, że można byłoby go wystawiać w muzeach. Serio zwierz rozumie, że aktor jest przystojny, wysoki, postawny, ale jednak to nie wszystko. Trzeba jeszcze ruszać co pewien czas mięśniem twarzy. Inaczej się w tym fachu nie da. Co ciekawe, atmosfera – jestem na planie więc nie będę grać – udzieliła się Julianne Moore. Ta nagrodzona Oscarem wybitna aktorka na pewno założyła się ze znajomymi, że zagra w filmie korzystając z środków jakich nauczyła się w czasie swoich początków w operach mydlanych. Inaczej nie da się wyjaśnić jej karykaturalnie przerysowanej i irytująco wręcz drewnianej roli. Zwierz nigdy nie myślał, że akurat tą aktorkę będzie oglądał cierpiąc ale tak się stało.
Peeta ma takie spojrzenie smurnego szczeniaczka. Tak plus minus od pierwszego odcinka. To znaczy, nie wyszło pokazanie głębi jego cierpienia
Co ciekawe naprawdę najlepiej wypadli ci którzy mieli do zagrania mało. Woody Harrelson autentycznie wglądał na jedynego który czuł się swobodnie w swojej roli, ale w sumie on zawsze sprawia wrażenie jakby czuł się swobodnie. Zdaniem zwierza doskonale wypadł Donald Sutherland jako Snow. Zdecydowanie wykorzystując każdą swoją scenę do stworzenia postaci ciekawej i intrygującej. Na tyle intrygującej, że wymyka się ona temu (ostatnio będącemu przekleństwem nawet dobrych filmów) schematowi paskudnego złola. On też miejscami nieco szarżuje, ale ostatecznie wychodzi z filmu zwycięsko i nadal zwierz uważa że to był najlepszy casting całej trylogii. Na koniec zwierz musi powiedzieć że strasznie żałuje, że Elizabeth Banks i Jena Malone nie dostały jednak nieco większych ról. Bo obie sprawdziły się na ekranie doskonale i udało im się stworzyć postacie z charakterem. Czego na przykład nie można powiedzieć o Natalie Dormer, która co prawda ma w filmie najlepszą fryzurę ale jest w nim idealnie zbędna. Fascynujące, wziąć dobrą aktorkę, wystawić ją na pierwszy plan i nie znaleźć dla niej nic ciekawego do powiedzenia czy zrobienia.
Igrzyska Śmierci to fascynujące zjawisko. Książki nie są dobre, filmy nie są specjalnie dobre, ale udało się przełamać klątwę jaka wisiała nad ekranizacjami powieści młodzieżowych. Co więcej udało się rzucić nową klątwę – ktokolwiek próbuje dziś nakręcić dystopijną opowieść z młodymi bohaterami jest skazany na stworzenie filmu o którym nie chce się pamiętać. I zwierz nawet nie będzie wymieniać tytułów – jest ich tyle. Dlaczego Igrzyskom się udało? Niektórzy powiedzą że to dlatego, że były pierwsze. Inni wskażą, że obsadzenie w głównej roli Jennifer Lawrence okazało się strzałem w dziesiątkę. Rzadko ekranizacja Yung Adult może się pochwalić faktem, że główną rolę gra jedna z najbardziej rozchwytywanych i nagradzanych aktorek młodego pokolenia. Ale nie tylko o to chodzi. Igrzyska Śmierci rzeczywiście wyróżniały się od innych produkcji estetyką. To jest ten element produkcji który dopracowano do perfekcji. Do tego stopnia, że tak jak zwierz nie zwraca zwykle uwagi na budynki, przedmioty, czy kostiumy tak tu zawsze przykuwały one jego uwagę. Nawet same stroje Katniss w kolejnych odsłonach czy scenach są czymś co wyróżniało cykl. Jak na życzenie Kapitolu mieliśmy tu niesłychaną rewię mody.
Przez ostatnie części rozwijano ciekawe wątki a potem nagle zupełnie o nich zapomniano, co jest irytujące bo ten film ma kilkanaście zakończeń. I tylko jedeno albo dwa są ciekawe.
Co ciekawe mimo, że zwierz komentuje serię od początku to zupełnie się z nią nie zżył. Jej zakończenie nie pozostawia pustki w sercu zwierza, ale chyba pozostawia swoistą pustkę na rynku. Harry Potter, Zmierzch, Igrzyska Śmierci. Od kilku dobrych lat jeśli nie od ponad dekady, kino miało czym karmić swojego nastoletniego widza. Teraz chwilowo mamy przerwę. Zwierz pisze chwilowo bo natura nie znosi pustki i zaraz po kinach będą ganiać bohaterowie i bohaterki, zaplątani w masę przygód i łamiący sobie nie raz serce. I wiecie co. Zwierz pewnie będzie na widowni, oglądał, trochę kręcił nosem i czekał na kolejny odcinek. Kto wie może zwierz jest Adult ale serce ma Young.
Ps: Zaraz po powrocie do domu zwierz poczuł nagłą potrzebę obejrzenia filmu Wróg u Bram. Kiedy skończył zdał sobie sprawę, ze to była jakaś reakcja obronna organizmu który kazał mu obejrzeć jakiś film o miłosnym trójkącie w czasie wojny.
Ps2: Zwierz widział film w IMAX i musi wam powiedzieć, że ma z tym rodzajem Sali kinowej jeden problem. Otóż przy niektórych filmach 3D trzeba je oglądać zawsze trzymając głowę prosto inaczej od razu zaczyna nam się rozjeżdżać obraz