HBO GO (czy właściwie HBO MAX) postawiło sobie jeden cel – jeśli kiedykolwiek mieliście jakikolwiek sentyment schowany w sercu, wyciągnie go na wierzch i czy tego chcecie czy nie przerobi na półtorej godziny programu rozrywkowego. Zrobili to już z „Przyjaciółmi” a teraz sięgnęli po „Harrego Pottera”, bo – choć wielu moim rówieśnikom wydaje się to niemożliwe, od premiery pierwszej części minęło już dwadzieścia lat.
Od razu powiem – spotkanie aktorów z Harrego Pottera jest bez porównania lepszym programem niż ten, który zorganizowano w przypadku „Przyjaciół”. Przede wszystkim widać bez porównania większy budżet (spotkanie bohaterów serialu wygląda przy tym bardzo tanio) ale też zdecydowanie większy dostęp do materiałów. Warner Bros które posiada prawa do Pottera może zabrać widzów za kulisy każdego filmu, a nawet pokazać zdjęcia próbne. Co więcej – ponieważ od początku było wiadomo, że Potter to produkcja ważna, to tych materiałów od pierwszego dnia kręcenia zbierano sporo. Do tego dzięki istniejącym parkom rozrywki nawiązującym do Pottera można aktorów posadzić w najprawdziwszych dekoracjach co dodatkowo czyni całą historię ciekawszą. Nie zdecydowano się też na żadnego prowadzącego czy dodatkowe atrakcje mające aktywizować aktorów, co zdecydowanie odjęło od całego programu ciarki żenady. No i po prostu widać, że zwłaszcza młodzi aktorzy związani z Potterem mówią o nim zdecydowanie chętniej niż chyba nieco skrępowana czy znudzona ekipa z „Przyjaciół”.
Ostatecznie wspominkowy program o Potterze jest tak naprawdę programem o dorastaniu zarówno aktorów jak i serii. W swoich wspomnieniach aktorzy przechodzą przez kolejne filmy przede wszystkim pokazując jak bardzo ich dorastanie stało się równorzędnym tematem kolejnych produkcji. Czuć też zmianę tonu, z którym mówią o kolejnych filmach. Dwa pierwsze kojarzą się z dziecięcą zabawą, trzeci z docenieniem ich rosnących możliwości, po czwartej produkcji po raz pierwszy pojawia się poczucie, że może tego wszystkiego jest za dużo – filmów, przeżyć sławy. Ostatnie dwie produkcje to z kolei poczucie, że coś się domyka – co jest niewątpliwie trudne – trochę tak jakby kończyć szkołę na oczach całego świata z tą różnicą, że przez każdy etap edukacji szło się z tymi samymi znajomymi.
Jak zwykle bardziej interesujące od tego co jest w produkcjach tego typu jest to czego w nich nie ma. Bardzo niewiele dowiemy się o tym jak świat odbierał produkcje, jak dyskutowano o nich, chwalono je czy krytykowano. W bardzo niewielkich (nagranych w 2019 roku) fragmentach pojawia się J.K Rowling i właściwie poza wstępnymi pochwałami na temat świata jaki wykreowała potem niemal nie pojawia się we wzmiankach aktorów. Jak niesie wieść gminna – sama Rowling nie była szczególnie zainteresowana udziałem w produkcji i uznała, że nagrane wypowiedzi z 2019 wystarczą. Myślę, że obie strony były z tego rozwiązania zadowolone. Niewiele wiemy też o tym co z młodymi aktorami stało się później co wydaje mi się dość symptomatyczne – to ma być zamrożenie ich w tych rolach, w tym fragmencie ich życia. A Tymczasem wydaje mi się, że to jest ciekawe jak bardzo ich kariery w pewnym stopniu odbiły to jakie role grali przez kilka lat. Jest to też narracja, która pewne rzeczy omija choć pewnie dziś byłby dla widza zabawne np. w czwartym filmie mamy dość niespodziewanie jedną z największych gwiazd jaka wyszła ze świata Pottera – Roberta Pattinsona. Ale jego nazwisko nawet nie pada.
Czy to jest błąd? Raczej nie, choć przyznam – chciałoby się, żeby w tych wspomnieniach było jedną uncję mniej marketingu. Chyba dlatego najciekawiej bywa, kiedy pojawiają się rozmowy z tymi legendami brytyjskiej kinematografii, które akurat miały czas pogadać przed kamerą. Ekran ożywa, gdy o swoich wspomnieniach z planu mówi Gary Oldman, Helena Bonham Carter czy Jason Isaacs. Szkoda, że niestety nie udało się porozmawiać o doświadczeniach z planu ani z Maggie Smith ani z Michaelem Gambonem – zastanawiam się czym dla nich był udział w tej serii. Podobnie trochę mnie ciekawi jak np. Kenneth Branagh mógłby się odnieść do tego, że dla całego pokolenia widzów na zawsze pozostanie Gilderoyem Lockhartem który wyreżyserował Thora. No i chciałabym się dowiedzieć skąd Imleda Staunton wzięła inspiracje do zagrania Kai Godek w świecie Harry Pottera. Zakładam jednak, że istnieje jakieś prawo zabraniające gromadzenia zbyt wielu wybitnych brytyjskich aktorów w jednym miejscu – wiecie jak z rządzącymi narażonymi na ataki terrorystyczne.
Jeśli podobnie jak ja oglądaliście kiedyś dużo materiałów z robienia Pottera to nie dowiecie się wielu nowych rzeczy. Nikt nie odpowie wam też na nurtujące wad od zawsze pytania. Na przykład – jakim cudem ktoś doszedł do wniosku, że akurat Alfonso Cuaron będzie dobrym reżyserem Pottera i jakim cudem w ogóle ten Meksykański reżyser, którego najsławniejszym filmem wtedy było „I twoją matkę też” dostał do reżyserowania wysokobudżetową, grzeczną pozycję dla młodzieży. Jak ja bym chciała poznać proces, który tam zaszedł. Ponownie jednak – niekoniecznie sam proces powstania filmów jest tu najbardziej interesujący – chodzi raczej o trochę sentymentalnych powrotów i wspomnień. Ważniejsze będzie to że Emma Watson podkochiwała się w Tomie Feltonie grającym Draco niż to jaki był proces zatrudniania reżysera kolejnych produkcji.
Oczywiście to, że coś jest przemyślanym zabiegiem marketingowym nie znaczy, że nie działa na emocje. Wspomnienia o Potterze są o tyle mocne, że są też wspomnieniami wielu z nas – oglądaliśmy te filmy przez dziesięć lat, część z nas z nimi dorastała (podobnie jak z książkami), kibicowaliśmy aktorom, i nauczyliśmy się też często wracać do tego świata w chwilach smutku czy próby. Do tego to był pewien niespotykany wcześniej w historii eksperyment – wciąż grupę młodych ludzi i kazać im niemal dosłownie dorosnąć na oczach całego świata. Myślę, że gdyby te filmy byłby kręcone w Los Angeles to by się nie udało, i że trochę jest tak, że było to możliwe w mniejszej i nieco mniej toksycznej kinematografii brytyjskiej. Choć wciąż, kiedy patrzę na tych młodych ludzi, którzy przyznają że pod koniec kręcenia nie wiedzieli gdzie się kończy charakter a zaczynają oni, z pewnymi wyrzutami sumienia. Nadal nie jestem pewna czy dobrze postąpiliśmy.
Jeśli chodzi o moje osobiste wzruszenia to zdecydowanie najbardziej poruszył mnie segment, w którym wspomniano o aktorach i aktorkach którzy zmarli na przestrzeni tych dwudziestu lat. Nadal nie jestem w stanie pogodzić się z faktem, że dostaliśmy na tak krótko Alana Rickmana na ekranie – patrząc na klipy z filmu bardzo czuć, że jego obecność była kluczowa dla stworzenia świata i języka tych filmów. Jednocześnie wciąż jest mi bardzo przykro, kiedy pomyślę jak niedawno odeszła Helen Mccrory, rzeczywiście jedna z najlepszych aktorek brytyjskich swojego pokolenia. Tu to nawet mnie osobie z natury twardej łza pociekła, bo to jest jednak ta mieszanina smutku, że aktor czy aktorka odeszli z jakąś wdzięcznością, że zostali w swoich rolach.
Nie ukrywam, że ostatnie lata były dla mnie ciężkie jako wielbicieli Pottera. Z jednej strony – nadal lubię książki i filmy, nadal uważam, że są w nich sceny, zdania i wątki, które są doskonałe. Nie mam potrzeby tworzenia sobie narracji, że to zawsze była zła proza, czy złe filmy – tylko po to by poczuć się lepiej z moją niechęcią do ich autorki. Ale jednocześnie – coś we mnie przez ten ostatnie lata umarło. Jak pisałam w jednym ze swoich postów – mam w domu koszulkę z logo Hogwartu i przekładam ją z boku na bok, bo jakoś nie umiem się przemóc, żeby ją założyć. To przedziwne uczucie – zdecydowanie bardziej skomplikowane niż proste dychotomie internetowych sporów. Dlatego dość długo wahałam się czy zobaczyć ten rocznicowy program. Ostatecznie cieszę się, że reakcja moich internetowych znajomych przekonała mnie bym jednak te wspominki zobaczyła. Wciąż jest to kawał mojej przygody z kinem, wciąż bardzo lubię to jak te filmy (między innymi) stały się dla mnie drzwiami do eksplorowania filmografii brytyjskich aktorów. Wciąż uważam, że casting głównych ról był genialny. Wydaje mi się, że właśnie taki jest ten program – zanurzony w sentymencie, budzący wzruszenie, zostawiający widza ze szczerą łzą w cynicznym oku.