Przez bardzo wiele lat starałam się robić jakieś poważniejsze podsumowania roku ale potem uświadomiłam sobie, że to jest bardzo męcząca praca jak człowiek pod koniec roku próbuje być poważnym więc postanowiłam, że w tym roku odrzucam powagę i odrzucam chronologię. Moje tegoroczne podsumowanie roku to po prostu zbiór – zwykle dość złośliwych uwag o wszystkim co się wydarzyło w popkulturze w zeszłym roku. To znaczy, „wszystkim” dla takiej definicji słowa wszystko która zwiera rzeczy, o których pamiętałam,
Moim zdaniem rok 2021 był przede wszystkim rokiem, w którym wszyscy – od producentów po widzów bardzo chcieli żeby już było normalnie. I rzeczywiście pod koniec roku mam wrażenie, że już powoli wchodziliśmy w rytm który wyglądał prawie jak sprzed końca świata. Ale potem jak zwykle okazało się, że to jeszcze nie koniec i dziś jesteśmy nieco zawieszeni – nikt nie chce takich kulturowych restrykcji jak te które kojarzą się nam z 2020 i nikt chyba nie jest gotowy zapomnieć o całej sprawie z pandemią. Tacy zawieszeni między lękiem a nadzieją, wzdychający ciężko z maseczką na twarzy spójrzmy na ten 2021.
Widzowie na całym świecie oszaleli na punkcie koreańskiego serialu „Squid Game”. Powstało całe mnóstwo tekstów analizujących to jak bardzo serial oddaje relacje społeczeństwa, zwłaszcza w świecie kapitalistycznych nierówności. Analizowano też estetykę serialu. W istocie naturę naszego świata najlepiej oddawał fakt, że szukaliśmy przelicznika wona na dolary, bo jesteśmy tak przyzwyczajeni że walka na śmierć i życie rozgrywa się w amerykańskiej walucie.
Skoro o serialowych szaleństwach mowa – Netflix pokazał serial „Cień i Kość”, który sprawił, że nie jedna osoba wskazała na ekran krzycząc „A więc to tu jest ten budżet na Wiedźmina”. Trzeba bowiem przyznać, że trudno będzie bronić niskich budżetów Netflixowych produkcji po tym serialu. Ostatecznie jednak najlepszą inwestycją twórców serialu było obsadzenie Bena Barnesa w roli niepokojącego, szarganego sprzecznymi emocjami bohatera. Tym samym przypominano tysiącom kobiet na świecie że przecież są głęboko zakochane w księciu Kaspianie.
Do kin weszła ekranizacja Diuny. Niektórzy uznali ją za wybitne dzieło kinematografii. Niektórzy uznali brodę Oscara Isaaca za wybitne dzieło. Niezależnie od tego w której grupie się znajdziecie wszyscy zadawaliśmy sobie po seansie to samo pytanie – ile kasy dostała Zendaya za odwracanie się powoli przez prawe ramię. Od tego zależy co będziemy ćwiczyć w przyszłym roku.
Odkładany od początku pandemii Bond „Nie czas umierać” wszedł do kin. Dla niektórych był to realny znak, że pandemia powoli się kończy. W tej grupie znalazł się między innymi polski rząd. Na razie nie mają zamiaru zmienić zdania.
Serial o Lokim zadebiutował na Disney+. Produkcja znalazła się na kilku listach najlepszych produkcji roku. Zapewne dlatego, że sporo osób, w pewnym momencie swojego życia napisało ten fan fik w którym bohater całuje sam siebie.
„Sukcesja” powróciła z trzecim sezonem. Oczywiście był to sezon genialny i być może była to najlepsza rzecz jaka pojawiła się w telewizji w minionym roku. Po prostu wszyscy przypomnieliśmy sobie ile radości daje oglądanie cudzej toksycznej rodziny.
Apple Plus TV dało nam zobaczyć swoją ekranizację „Fundacji”. Ci którzy czytali powieści Asimova twierdzą, że jeśli bardzo zmrużysz oczy to pewne wątki wydają się rzeczywiście inspirowane powieściami. Ci którzy powieści nie czytali pewnie srogo się zawiodą otwierając je w oczekiwaniu na kolejny sezon. Wśród widzów zapanowała jednak zgoda, że ten serial powstał z potrzeby refleksji nad tym – co osiągnęła by ludzkość gdybyśmy sklonowali Lee Pace’a.
„Ted Lasso” zawitał ponownie na naszych ekranach. W sieci pojawiło się kilka tekstów, że ten serial jest zdecydowanie zbyt optymistyczny i nie da się tego wytrzymać. Pozostała część ludzkości odkryła że w czasie oglądania produkcji ich serce urosło trzy razy.
Russel T. Davies, zawodowy specjalista od wyciskania łez, zaproponował widzom serial „Bo to grzech” częściowo oparty na swoich przeżyciach z czasów gdy wśród jego przyjaciół po raz pierwszy pojawiło się AIDS. Oczywiście skończyło się na niekontrolowanym łkaniu przed telewizorami i przywróceniem Russela T. Daviesa jako głównego scenarzysty „Doktora Who”. Ostatecznie czasem wszyscy potrzebujemy wprawić nasze kanaliki łzowe w ruch.
W dziewiątej odsłonie „Szybkich i Wściekłych” bohaterowie zaczęli sobie poważnie zadawać pytanie – czy aby przypadkiem nie są niezniszczalni. Potem polecieli samochodem w kosmos. Tu nie ma żadnego dowcipu. Same fakty.
HBO pozwoliło wrzucić Snyderowi swoją Ligę Sprawiedliwości w czerni i bieli, w kolorze, ale przede wszystkim – w wersji reżyserskiej. Snyder miał rację – jego wizja tego filmu jest rzeczywiście ciekawsza niż film Whedona, choć jednocześnie – nie jest to jakiś bardzo dobry film. Ale jeśli wejdziecie na HBO to zobaczycie, że połowę ich katalogu to obecnie różne wersje „Ligi Sprawiedliwości”
Skoro przy DC jesteśmy – „Wonder Woman 1984” zadebiutowała w hybrydowej dystrybucji. Bardzo mnie to cieszy, bo dzięki temu zobaczyłam w domu a nie w kinie film o bohaterce, która wykorzystuje ciało jakiegoś nieznanego jej mężczyzny bez jego zgody i mam to jeszcze uznać za romantyczne. Nie dzięki.
Drugi sezon „Wiedźmina” został przyjęty przez widzów dokładnie tak samo jak pierwszy sezon „Wiedźmina” czyli z mieszanymi uczuciami. Ci którym serial się po prostu podobał od połowy grudnia nie wychodzą z domu w obawie, że ktoś znów im zarzuci, że nie mają gustu. Niezależnie od opinii wszyscy wydali jednak zbiorowe westchnienie zachwytu i zdziwienia, kiedy okazało się, że serialowy Jaskier chodzi na siłownię czego nikt nie podejrzewał.
Netflix pokazał „Nie patrz w górę”. Opinie są takie, że albo ludzkość to sami idioci, albo Adam McKay to idiota, albo cała produkcja jest idiotyczna. Swoje emocje ludzie wyrazili w najlepszym miejscu do dyskusji, czyli w social mediach, co na pewno zaowocuje pogłębioną dyskusją. Ostatecznie nic nie skończy się dobrze dla ludzkości. No może nie dla całej. Leonardo DiCaprio chyba sobie poradzi z końcem świata. Ostatecznie, skoro przeżył katastrofę Titanica to jest dużo twardszy od nas wszystkich.
Na swym początku roku obyły się Oscary w formie dostosowanej do pandemicznych czasów. Okazało się, że to nawet miło się ogląda, ale absolutnie nikogo nie obchodzi. Dzięki temu obniżeniu prestiżu imprezy w końcu kilka kluczowych nagród mogły dostać kobiety. Bo wiecie – skoro nikt nie patrzy to można je w końcu nagrodzić.
Jennifer Lopez ponownie zaczęła się spotykać z Bene Affleckiem. Zdaniem wielu ma to wypromować ideę, że jeśli wszyscy zbiorowo nie postaramy to może uda się nam po prostu udać, że ostatnich dwudziestu lat nie było.
W styczniu oglądaliśmy „Udawaj, że to miasto” a potem spędziliśmy kolejne 11 miesięcy próbując powiedzieć coś w połowie tak dowcipnego jak Fran Lebowitz. Mamy jeszcze kilka godzin i jesteśmy prawie pewni, że w końcu się uda.
Ku zaskoczeniu absolutnie wszystkich okazał się, że najlepszym produktem eksportowym polski jest urok Piotra Adamczyka. Wystarczy, że nasz papież Polak założy dres i zostanie wrzucony do świata Marvela a już cały świat zaczyna nas lepiej rozumieć. Dzięki Adamczykowi duma Polaków została w tym roku uratowana. Tylko telewizja polska pluje sobie w brodę, że nie nabyła praw do serialu „Piotr Adamczyk i ten gostek z Marvela z łukiem”.
Jak wiadomo w 2021 roku najlepiej było być Włochom. Zwłaszcza na Eurowizji. Włosi zrozumieli zadanie i wysłali na konkurs piosenki najbardziej seksowne dzieciaki jakie mogli znaleźć w magazynie. To wszystko doprowadziło do tego, że pierwszy raz od lat zespół, który wygrał Eurowizję robi tak dużą karierę. Zrozumcie – spędziliśmy tyle czasu w domu w 2020, że po prostu chcemy popatrzeć jak ładne dzieciaki dobrze się bawią.
Po długiej batalii sądowej Britney Spears w końcu jest wola od kurateli swojego ojca. Może robić co chce. Wszyscy przyjęli tą decyzję (wcale nie oczywistą) z ulgą. Birtney pierwszy raz od kilkunastu lat może decydować o sobie. Poza tym, że był to ważny krok w kierunku przeanalizowania tego jak amerykańskie prawo traktuje osoby, które pod taką kuratelę trafią to cała historia udowodniła, że zainteresowanie mediów naprawdę może wiele zmienić. Niektórzy wciąż pozostają w szoku, że internetowa grupa zjednoczona hasłem #freeBritney, która analizowała jej social media w poszukiwaniu znaków, że jest bardzo nieszczęśliwa w swojej sytuacji miała rację. To zmienia trochę naszą percepcję świata kiedy takie zaangażowane grupy fanowskie naprawdę mogą wiedzieć więcej niż się wydaje.
W „Mare z Easttown” Kate Winslet zagrała zmęczoną życiem policjantkę, która jest już babcią. Miliony kobiet na całym świecie poczuły się niesamowicie staro na myśl, że Kate Winslet ma już grać babcie. Na całe szczęście na ostatniej prostej pojawił się tekst, że wszystko jest ok bo twórcy serialu nie poprawili kadrów tak by ciało Kate Winslet wyglądało lepiej. Co sprawiło, że poczuliśmy się jeszcze gorzej, bo najwyraźniej komuś przyszło do głowy, że Kate Winslet trzeba jakkolwiek poprawiać.
W maju odbyło się z dawna oczekiwane spotkanie „Przyjaciół”, które udowodniło, że ludzie mówiący o tym że grali w sitcomie są dużo mniej zabawni niż ludzie którzy grają w sitcomie. Co było do udowodnienia. Z resztą w tym roku HBO bardzo stara się wykorzystać każdy sentyment jakikolwiek mieliście. Mają nową „Plotkarę”, będą mieć nowe „Słodkie kłamstewka” a to i tak nic wobec ich wizji, że ludzie wciąż chcą oglądać nowe odcinki „Seksu w Wielkim Mieście”
Paul Rudd został ogłoszony najseksowniejszym żyjącym mężczyzna. Reakcje były od „Czy wszyscy inni umarli” do „No, Ok, ale czemu mówicie mi rzecz oczywistą”. Różnice pomiędzy tymi reakcjami zależały głównie od tego czy ktoś widział „Clueless” w formacyjnych latach swojego życia.
To był rok musicali. Steven Spielberg próbował nas przekonać, że „West Side Story” jeszcze ma znaczenie. Lin Manuel Miranda, udowodnił nam, że dobry musical połączony z życiową energią Andrew Garfielda może zaowocować produkcją, dla której stracą serce wszystkie dzieciaki, które rozpoznają nawiązanie do Sondheima w „Tick Tick Boom”, Apple Plus TV wrzuciło musicalowy serial „Schmiggadoon” dla tych którzy wciąż puszczają sobie w kółko produkcje Rogersa i Hammersterina. A i tak najlepszym musicalem roku okazało się nagranie broadwayowskiego musicalu „Diana”. Ale tylko wtedy jeśli usiądziecie do oglądania z butelką wina.
Jeśli pozostajemy w świecie musicalu to widzami zatrząsała „Annette” od przysypiania w tylnych rzędach, po poczucie, że nic lepszego się w życiu nie widziało. Ja jestem we frakcji, która uznaje, że to była po prostu dobra współczesna opera która udawała, że jest musicalem żeby ją wpuścili do kin.
Umarł Steven Sondheim. Niby wiedzieliśmy, że to musi nadejść, ale nie spodziewaliśmy się że to już teraz. Pozostaje nam nucić jego piosenki i myśleć, że to piękne koło gdy librecista i kompozytor odchodzi dokładnie wtedy, gdy w kinach grają musical do którego napisał słowa w ramach swojej pierwszej większej pracy.
Ridley Scott wkurzył się na Millenialsów że nie obejrzeli jego filmu „Ostatni pojedynek” o pojedynkujących się rycerzach w średniowieczu. Millenialsi wkurzyli się na Ridleya Scotta, że pozwolił Jardowi Leto mówić z akcentem jak Luigi w „Domu Gucci”. Czyli dokładnie rok jak rok. Pytanie tylko kto tu jadł tosty z awokado.
Disney zrobił nową wersję „Cruelli” w której ostatecznie rozprawia się z założeniem, że ludzie dzielą się na dobrych i złych. Ludzie dzielą się na dobrze ubranych i źle ubranych oraz tych którzy zostali zabici przez mordercze dalmatyńczyki.
Netflix pokazał polski film „Hiacynt” o prześladowaniu polskich gejów przez władze PRL. Część osób z zaskoczeniem odkryła, że jest to produkcja w zamierzeniu historyczna a nie współczesna. Wcześniej w tym samym roku Neftlix wypuścił serial „Sexify” o studentkach swobodnie tworzących na polskiej uczelni aplikację o kobiecej seksualności. Część osób z zaskoczeniem odkryła, że jest to produkcja współczesna a nie science fiction.
W tym roku króliczą łapką reżyserów był z pewnością Timothee Chalamet. Ilekroć jakiś reżyser poszukiwał chłopięcia tylekroć przyprowadzano mu Timotchee. Od licealistę, przez studenta po mesjasza – młody amerykański aktor zaprezentował całą gamę swoich możliwości. Nic jednak nie pobije faktu, że połowa widzów filmu „Ręka Boga” od Sorrentino była całkowicie pewna, że go w filmie widziała. A to nawet nie był on.
W kinach pojawiło się całe mnóstwo remake i drugich części, które miały zagrać na naszym sentymencie do lat 80 i 90. Jeśli czegoś nas nauczyły to, że trzeba się szybko wyleczyć z sentymentu za tymi dekadami zanim Hollywood zepsuje każdą rzecz, którą lubiliśmy w dzieciństwie.
Film „Free Guy” okazał się niespodziewanie wielkim hitem. Produkcja opowiada o tym co by było gdybyśmy przez ponad dwie godziny Ryan Reynolds nie wiedział jak bardzo jest cool, co osada film w świecie science fiction dużo bardziej niż cała jego komputerowa fabuła.
Na polskich platformach streamingowych można obejrzeć film „Barb i Star jadą do Vista del Mar”. To wybitne dzieło. Ma w sobie wszystko czego trzeba – kilka musicalowych numerów, śpiewającego Jamiego Dornana i mnóstwo absurdalnego humoru. To jeden z tych filmów które polecasz ludziom a oni patrzą na ciebie jakby ci zupełnie odbiło a potem też wpisują produkcję na listę swoich ulubionych.
Na Netflix trafił najlepszy serial science fiction w historii. „Szpital New Amsterdam” zapoznał Polaków w koncepcją lekarza któremu zależy przede wszystkim by pomóc pacjentom. Był to jeden z najchętniej oglądanych seriali na polskim Netflixie bo my Polacy lubimy sielanki.
Wes Anderson zrobił tak bardzo film Wesa Andersona, że nawet fani Wesa Andersona musieli przyznać, że niekiedy jest w nim za dużo Wesa Andersona.
„Eternals” weszło do kin. Przez chwilę sporo osób miało opinie na temat tego filmu a potem wszyscy o nim zapomnieli. Jest to jednak film ważny, bo mówi nam, że w świecie Marvela istnieją czarodzieje, kosmici, nordyccy bogowie i jedna para gejów.
Wszechświat zaszczycił nas trzecią częścią „After” to film, na który nikt nie czekał a mimo to powstał. Jako że byłam pewna, że to trylogia postanowiłam zobaczyć go w kinie. Okazało się, że to nie jest trylogia, tylko połowa ekranizacji ostatniego tomu. Czwarta część ma być w sierpniu. Poważnie rozważam zmianę zawodu.
Widzowie, którzy udali się do kin na „Venom: Carnage” kilkukrotnie w czasie seansu zadawali sobie pytanie czy ten film ma scenariusz. Ostatecznie wszyscy zgodnie doszli do wniosku, że nie ma scenariusza, ale nikomu to nie przeszkadza. Raz na jakiś czas chcemy zobaczyć po prostu głupią historię miłości mężczyzny i bloga z kosmosu. Nie jesteśmy skałą!
Jak co roku okazało się, że kilka osób z Hollywood ma na swoim sumieniu zachowania, które prowadzą twórców do jedynego słusznego wniosku – skoro aktor jest oskarżony o molestowanie seksualne, musimy go nieco mniej pokazywać w trailerze produkcji, która niedługo wejdzie do kin. To jak wiemy za mało. Należy dodatkowo zabić takiego aktora Peletonem.
Film „Dziewczyny z Dubaju” wszedł do kin, a do producentów filmu wszedł prokurator. Niewzruszeni tym widzowie poszli do kin robiąc najlepsze otwarcie roku. Film podobno zaszokował przede wszystkim krytyków, którzy ściskając w spoconej dłoni bilet na seans wyszeptali swoje ostatnie zdanie „To nie było taki złe” po czym osunęli się na ziemię w poczuciu, że nic nie wiedzą o świecie.
Do kin trafił film „Na rauszu” który stara się jakoś inaczej podejść do kwestii spożywania i nadużywania alkoholu. Po filmie bardzo widać, że nakręcił go Duńczyk, bo Polacy mają z goła inne doświadczenia z alkoholem. Ale ostatecznie – może warto wychylić jednego za dużo by zobaczyć jak Mads Mikkelsen tańczy.
Marvel wypuścił kilka seriali i kilka filmów, które na pewno wszyscy widzieliśmy, ale za cholerę nie możemy sobie przypomnieć ich fabuły, poza tym, że nagle zrobiło się nam strasznie żal Anderw Garfielda.
Lana Wachowski zrobiła kolejnego Matrixa. Wszyscy którzy zostali uśmierceni w poprzednich filmach ewidentnie nadal żyją. Wielbiciele „Gry o Tron” zapytali „To tak można” na co wielbiciele Marvela odpowiedzieli „A można inaczej?”. Film podzielił widzów na tych których zdaniem to za dużo i na tych których zdaniem na świecie nigdy nie jest za dużo Matrixa. Nam wydaje się jednak, że najważniejsze jest to, że Kanu Revees ewidentnie się dobrze bawił. A oto chodzi w życiu.
No dobrze, wydaje mi się że to tyle w tym roku. Czy to był dobry rok w popkulturze? Powiem szczerze, że mam wrażenie, że przede wszystkim był to taki moment, w którym nikt niczego się nie spodziewał, i każdą produkcję która była choć trochę lepsza niż słana przyjmowaliśmy z entuzjazmem. Mam też wrażenie, że wiele osób dopiero w tym roku uświadomiło sobie jak ważne jest dla nich to by jednak było na co pójść do kina i co zobaczyć w telewizji. Co powiedziawszy – widać jak szybko się zamieniliśmy w małych leniuszków, którzy wolą każdy film obejrzeć z kanapy niż w kinie (niezależnie od tego jak bardzo krzyczy na nas reżyser „Diuny”). Co pokazuje, że zmiany jakie zaszły nie były przejściowe, ale pewnie na zawsze zmienia oblicze rozrywki. I trzeba się z tym pogodzić. Zaś po 2022 roku nie spodziewam się wiele, niczego sobie nie obiecuję. Tak długo jak długo będę mogła usiąść w kinowym fotelu jestem szczęśliwa, a potem się wyzłośliwiać to będę szczęśliwa.