Zwierz obiecał wam tekst o Zjawie ale tak późno wybrał seans, że zamiast tego napisał tekst który mógł skończyć przed pójściem do kina. Ale nie smutajcie bo oto nadszedł czas podsumowania refleksji po drugim sezonie Galavanta.
Zacznijmy od tego, że ABC naprawdę trochę strolowało wszystkich speców na świecie dając muzycznemu serialowi, który naśmiewa się z konwencji baśniowego fantasy drugi sezon. Zwierz ma ciche podejrzenie, że absolutnie nikt się tego nie spodziewał łącznie z twórcami. Skoro jednak drugi sezon się pojawił, to wraz z nim pojawiło się też kilka problemów. Pierwszy to właściwie co teraz – jasne skraść serca fanom musicali nie było trudno, ale taki efekt zaskoczenia jaki osiągnęli przy pierwszym sezonie nie zdarza się zbyt często. Po drugie – formuła historii która jest właściwie taka jak powinna wyglądać opowieść o dzielnym bohaterze – tylko z pewnymi drobnymi poprawkami, też jest tematem ograniczonym – bo ile razy można oglądać to samo. Innymi słowy drugi sezon – przynajmniej w opinii zwierza – aby kogokolwiek zadowolić musiał być z jednej strony taki sam jak pierwszy (bo wszyscy lubią seriale które już widzieli) z drugiej – zupełnie inny bo nikt nie lubi żartu który powtarza się zbyt długo.
Zwierz jest zaskoczony nie tylko tym, że sezon drugi istnieje ale też tym że twórcy mieli na niego pomysł (Ok zwierz się przyzna – w tym sezonie wyjątkowo nie jest fanem brody Galavanta, w poprzednim wyglądał lepiej)
Ku zaskoczeniu zwierza twórcom udało się osiągnąć właśnie ten efekt. Paradoksalnie pomogło im zastosowanie metody z Gry o Tron – rozsiać bohaterów jak najdalej od siebie a potem kazać dążyć do ponownego spotkania. Dzięki temu – udało się wypełnić akcją wszystkie odcinki (których w tym sezonie było więcej ale nadal za mało) a na końcówkę nawet w tym niepoważnym serialu wszyscy bardzo czekali bo oznaczała że w końcu bohaterowie się spotkają. Do tego – udało się przesunąć pewne akcenty. Zwierz jest zaskoczony tym co pisze ale Galavant jako serial zrobił dokładnie to czego zwierz zwykł wymagać od produkcji dużo poważniejszych. Zamiast skupiać się tylko na fabule skupił się na rozwoju postaci. Innymi słowy – bohaterowie których poznaliśmy na początku pierwszego, czy nawet drugiego sezonu, pod koniec historii nie tylko budzą w nas zupełnie inne uczucia ale też, są zupełnie inni – zmienieni tym co wydarzyło się po drodze.
Spokojnie można byłoby zmienić tytuł serialu na Richard
No właśnie – drugi sezon spokojnie mógłby zmienić tytuł z Galavant na Richard. To ciekawe jak bardzo sympatia widzów ale też środek ciężkości serialu przechodzi z dzielnego rycerza, na króla nieudacznika. Oczywiście to przesunięcie pozwala twórcom bawić się tym najbardziej klasycznym ze wszystkich wątków baśniowych – dojrzewania bohatera czy nauki króla ale nie zmienia to faktu, że pomysł przesunięcia akcentów wypadł produkcji na dobre. Zwłaszcza, że sam Galavant swoją przemianę przeszedł w pierwszym sezonie i teraz właściwie nie za bardzo ma co robić. Zresztą to w ogóle jest ciekawe bo ten drugi sezon rozwija zdecydowanie bardziej np. postać Madaleny czy Garetha – przesuwając nieco Galavanta i Izabella na drugim planie. Zwierz nie wie czy taki był zamiar twórców ale wyszło zdecydowanie ciekawiej niż można się było spodziewać. Jedyne czego żal to postaci drugoplanowych – bo pokojówka, kucharz czy nawet Sid – giermek Galavanta mają tu zdecydowanie mniej do grania i jest to mniej ciekawe niż w sezonie pierwszym.
Piosenka o najlepszym pierwszym pocałunku w historii który taki cudowny nie był jest zaskakująco mądrym rozliczeniem się z tą wizją że ów pierwszy całus dwójki nawet zakochanych ludzi musi być idealny
Inna sprawa to kwestia muzyki. Ponownie – dowcipne piosenki z pierwszego sezonu – które fani tacy jak zwierz znają na pamięć, bawiły między innymi dlatego, że nikt się ich nie spodziewał. Co więc zrobić w drugim sezonie? Pomysł twórców okazał się naprawdę przejawem czystego geniuszu. Oto w każdym odcinku dostaliśmy piosenkę nową – w warstwie słów zgodną ze schematem – czyli zwykle do wzniosłej melodii dostajemy bardzo śmieszny tekst. Ale styl samej piosenki – nawiązywał do innych musicali. Nie trzeba być wielkim wielbicielem musicalu by dostrzec w którym odcinku twórcy prezentują własne podejście do najsławniejszych kawałków z Nędzników, Grease, Piratów z Penzance i wielu wielu innych. Pomysł prosty ale jednocześnie absolutnie genialny – dla wielbiciela musicalu już samo nawiązanie będzie czystą radochą, a produkcja zamiast naśmiewać się tylko z pewnych schematów opowieści, dorzuciła do tego jeszcze złośliwe podejście do całego musicalowego świata.
Przemiana jaką przechodzi Richrad jest lepszym rozwinięciem bohatera niż niejeden wątek w poważnym serialu
Do tego drugi sezon serialu właściwie nie ma czwartej ściany. Trudno się zresztą dziwić skoro pierwsza piosenka obwieszcza że mamy nowy sezon i właściwie streszcza co będzie dalej. Jednak to przełamywanie czwartej ściany zdecydowanie narasta pod koniec – zwłaszcza kiedy bohaterowie odnoszą się do schematów fabularnych – zwłaszcza do możliwości stracenia życia przed zakończeniem serialu. Ale takich mrugnięć jest w produkcji więcej – zwierzowi najbardziej podoba się malutki dowcip w okazuje się, że chłopiec który chętnie napisałby małemu królowi motyw przewodni ma na imię tak samo jak kompozytor Galavanta. Zresztą przełamywanie czwartej ściany wychodzi w serialu dość naturalnie – nie boli, nie jest wymuszone i właściwie dla samej akcji niewiele z tego wynika. Jest natomiast na tyle zabawne i ożywcze w porównaniu z innymi serialami że bawi i zdecydowanie nie przeszkadza.
Z kolei Gareth i Madalena to taki piękny morderczy duet że serce samo mięknie
Nie jest jednak drugi sezon zupełnie pozbawiony wad. Choć ma kilka doskonałych dowcipów (ulubionymi zwierza jest ten z lasem przypadku i z bardzo złym czarnoksiężnikiem który łączy tą pracę z byciem organizatorem ślubów) to w sumie chyba w porównaniu do pierwszego sezonu jest mniej dowcipny. Na pewno ma nieco więcej fragmentów które starają się być dowcipne na siłę. Poza tym, choć zwierz chwali pomysł by rozrzucić bohaterów po całym świecie i kazać im się zejść w jednym miejscu to jednak nie ulega wątpliwości, że taki sposób prowadzenia akcji jest nieco frustrujący. Głównie dlatego, że bohaterowie właściwie cały czas idą i wiemy, że się spotkają, ale nie mogą iść za szybko bo nam się serial skończy przed ostatnim odcinkiem. Jest więc kilka wątków które służą właściwie wyłącznie spowolnieniu akcji której inaczej pewnie by na dziesięć odcinków nie starczyło. Zwierz nie ma jakichś wielkich zarzutów ale ma wrażenie, że jednak pierwszy sezon był lepiej ułożony i miał ciekawsze zwroty akcji.
Gości było co nie miara, mrugnięć z ekranu też – oba elementy cudownie zagrały i drugi sezon naprawdę się twórcom udał
Na koniec warto przejść do obsady. Zadaniem zwierza niewątpliwą gwiazdą obsady drugiego sezonu jest Timothy Omundson grający Richarda. To niesamowite jak udało mu się stworzyć postać, która powinna być właściwie irytująca ale widz bardzo mu kibicuje i pragnie jego przemiany i triumfu bardziej niż porażki. Aktor ma tu zresztą najwięcej do zagrania bo jego bohater przechodzi rzeczywiście największą przemianę i to całkiem dobrze rozpisaną. Poza tym niewielu jest aktorów którzy sprawdzą się zarówno w graniu nieporadnego idioty jak i całkiem poważnego kandydata na dobrego króla. Jeśli jeszcze dodamy do tego, że Omundson naprawdę dobrze śpiewa i zaskakująco wręcz dobrze wygląda w długich siwych włosach i brodzie (zestaw który mało komu dodaje tyle urody) to jest on niewątpliwym bohaterem drugiego sezonu. Jak zwierz pisał akcenty nieco się przesuwają więc np. Mallory Jansen grająca Madalenę ma zdecydowanie więcej do zagrania i zaśpiewania. Zwierzowi to zupełnie nie przeszkadza bo aktorka ma śliczny głos a do tego naprawdę dobrze gra. Co jest istotne bo jej postać jest chyba najbardziej skomplikowaną z tych które nam zafundowano w serialu – niby zła i wredna ale jednak co pewien czas mająca przebłyski całkiem ciekawej osoby, która do tego ma swoistą traumę z dzieciństwa. Nareszcie też dano szansę na rozśpiewanie się Vnniemu Jonesowi, który radzi sobie zaskakująco dobrze. Właściwie jedyne co zwierza nieco martwi to fakt, że w tym sezonie było dużo mniej Karen David czyli Isabelli. A może to takie subiektywne odczucie. Do tego oczywiście jak zwykle w Galavancie mieliśmy cudowny zestaw gości specjalnych – cudowny zwlaszcza dla wielbiciela brytyjskiej kinematografii bo goście przypominają nam że serial kręcony jest na Wyspach. Zwierz piszczał z radości gdy pojawił się Nick Frost czy Eddie Marsan.
Trzeci sezon miałby tylko jedną prawdziwą bohaterkę dlatego też zwierz trochę czeka na kolejny cud
Czy Galavant będzie miał trzeci sezon? Zwierz wątpi. ABC ma ograniczone możliwości trollowania a i sam serial chyba nie wyszedł poza krąg największych wielbicieli. Ale na całe szczęście, zakończenie drugiego sezonu jest na tyle satysfakcjonujące, że zwierz mógłby się z tym pogodzić dużo bardziej niż po końcu sezonu pierwszego. Choć oczywiście jest bardzo ciekawy co bohaterowie zaśpiewaliby nam dalej. Ogólnie zwierz musi wam powiedzieć, że Galavant jest dowodem na to, co zwierz przeczuwał już dawno. Nawet nieco gorszy serial, który ma naprawdę dobre ostatnie odcinki sezonów zostaje w pamięci jako coś zdecydowanie lepszego niż się wydawało. A teraz zwierz idzie robić jedyne co mu pozostało. Uczyć się na pamieć wszystkich piosenek z sezonu drugiego
Ps1: Luki w czasie sprawiły że recenzja Zjawy jutro a zachwyty na Grease Live już w czwartek
Ps2: Wybaczcie zwierzowi ale jest po prostu wielce kichający i nieogarnięty.