Home Doktor Who Im bardziej pada śnieg… czyli towarzyszka i jej Doktor

Im bardziej pada śnieg… czyli towarzyszka i jej Doktor

autor Zwierz

 ?

Hej

 

 

Ze świąteczny­mi odcinka­mi Dok­to­ra od cza­sów rządów Steve­na Mof­fa­ta było różnie. Zwierz uwiel­bia pier­wszy — Christ­mas Car­ol, choć przyz­na­je, że to odcinek w którym sama przy­go­da Dok­to­ra nie ma więk­szego sen­su. No ale przy­na­jm­niej była bard­zo ciekawa i inteligent­na zabawa z kon­wencją. W zeszłym roku zapowiadano coś niesamowitego, ale wyszło w kratkę, zwłaszcza, że jak­by sce­narzys­tom zabrakło zapału. W tym roku jed­nak szykowano nas na coś w rodza­ju  starych odcinków świątecznych jak Christ­mas Inva­sion czy Run­ning Bride — czyli takich gdzie pojaw­ia się ktoś nowy i intere­su­jąc ‑w tym przy­pad­ku nie nowy Dok­tor ale towarzysz­ka.  Co więcej od co najm­niej kilku tygod­ni podsy­cano cieka­wość pre­que­la­mi, zdję­ci­a­mi i rozrzu­cany­mi to tu to tam infor­ma­c­ja­mi. Do tego — co zwierz chce napisać już tutaj bo potem zapom­ni — jest to jeden z najład­niejszych do daw­na odcinków Dok­to­ra — być może dlat­ego, że dzieje się w przeszłoś­ci i wszyscy łącznie z samym Dok­torem dosta­ją  bard­zo fajne stro­je (Matt Smith jako człowiek, który dobrze wyglą­da w cylin­drze — kto by się spodziewał)

 

 

 Za tym gifem (wszys­tkie znalezione na Tum­brl żaden autorstwa zwierza) zna­j­du­ją się już spoil­ery. Spoil­ery spore ale bez streszcza­nia całej akcji odcin­ka poza reflek­sją nad zakończeniem.

 

Zaczni­jmy od tego co najprost­sze. Przesła­nia. Pojaw­ia się ono dokład­nie w drugim czy trzec­im zda­niu odcin­ka, kiedy zaniepoko­jona guw­er­nan­t­ka stwierdza przyglą­da­jąc się małe­mu chłopcu ” He is so alone. It is not right, no healthy”. Oczy­wiś­cie wytr­wany widz od razu stwierdzi, ze wcale nie o chłop­ca chodzi ale o Dok­to­ra, który porzu­cił zain­tere­sowanie sprawa­mi ziem­ski­mi, zaszył się pod koniec XIX wieku w Lon­dynie i w swo­jej zaw­ies­zonej na chmurze TARDIS spoglą­da na dół na ludzi, których abso­lut­nie nie  ma już zami­aru ratować. Ser­i­al zawsze przekony­wał nas, że Dok­tor nie tyle nie chce być sam co nie powinien być sam. Że towarzysz­ki nie są tylko fan­aber­ią, czy  kapry­sem ale koniecznoś­cią. Wszyscy pamię­tamy co dzi­ało się z 10 Dok­torem gdy został sam, i choć 11 jest raczej melan­choli­jny (pod­czas kiedy 10 dostawał manii wielkoś­ci) to jed­nak i taki stan nie jest u wład­ców cza­su pożą­dany. Wszak jeśli będą jedynie ciężko wzdy­chać i prze­me­blowywać swój TARDIS (fajnie że nie stara­no się nam za wszelką cenę wyjaśnić dlaczego Dok­tor zde­cy­dował się na retro a la lata 70) to nikt nie uratu­je świa­ta. Prob­lem pole­ga na tym, że świat ratować trze­ba bo musi się on zmierzyć z inwazją inteligent­nego, żyjącego wspom­nieni­a­mi ludzi śniegu. Poza tym — jak dość szy­bko da się zauważyć — Dok­tor, nawet obrażony na los, świat i przez­nacze­nie nie jest w stanie zupełnie trzy­mać się z dala od spraw ziem­s­kich . Ma wszak swo­ją drużynę pomoc­ników (nie towarzyszy), która nie tylko o niego dba, ale także zde­cy­dowanie czuwa nad tym by jed­nak kiedy przy­jedzie prawdzie zagroże­nie zszedł ze swo­jej chmury.

 

 

 Zwierz uważa, że ten świąteczny odcinek był bard­zo udany bo po raz pier­wszy od daw­na towarzysz­ka Dok­to­ra wyda­je się być nieco ciekawsza od niego.

 

Zresztą tej wspani­ałej drużynie należy się osob­ny ser­i­al. Zdaniem zwierza Mof­fat spec­jal­nie wpisał do odcin­ka Madam Vestrę jej żonę Jen­ny i Straxa (cud­own­ie zafik­sowany na wojnie przed­staw­iciel rasy Son­taran) po tym jak odnieśli spory sukces w Good man Goes to War. Trud­no się z resztą dzi­wić — pomysł by pier­wow­zorem Wielkiego Detek­ty­wa Sher­loc­ka Holme­sa (Mof­fat nie mógł się pow­strzy­mać) była kobi­eta jaszczur­ka a Wat­sona jej żona poko­jówka jest abso­lut­nie cud­own­ie Dok­torowy. Zresztą cała trój­ka wnosi miłą dawkę komiz­mu i inteligencji do seri­alu, a przede wszys­tkim pokazu­je, że we wszechświecie Dok­to­ra Who nie tylko sam Dok­tor jest obcym na zie­mi. Cała trój­ka wyda­je się zwier­zowi doskon­ałym dodatkiem zwłaszcza, że są napisani pod Mof­fa­ta — Starax jest po pros­tu komiczny ale Madam Ves­tra prezen­tu­je ten rodzaj ostrej, błyskotli­wej inteligencji, którą Mof­fat najbardziej lubi obdarzać swoich bohaterów. Zresztą zdaniem zwierza, sce­na w której Madam Ves­tra (zwierz musi dodać, że fakt iż posługu­je się kataną nadal jest bard­zo cool) przesłuchu­je nową towarzyszkę, która chce się spotkać z Dok­torem każąc jej odpowiadać jed­nym słowem na każde zadane pytanie jest jed­ną z lep­szych od daw­na. Przede wszys­tkim dlat­ego, że człowiek czu­je jak ład­nie całą kon­wer­sację sce­narzys­ta ułożył sobie w głowie. I choć kiedy słyszymy słowo klucz myślimy “Oj trochę przekom­bi­nowałeś Mof­fat” to nadal jesteśmy pod wraże­niem pozostałej częś­ci konwersacji.

 

 

 

 Detek­ty­wisty­czne, między­gatunkowe, jednopł­ciowe małżeńst­wo to jeden z bardziej sza­lonych i lep­iej się sprawdza­ją­cych wynalazków Moffata.

 

Sam mon­ster of The Week jest zdaniem zwierza typowo świąteczny — sko­ro mogły być ataku­jące choin­ki, spada­jące z nie­ba kopie Titan­i­ca czy mag­iczne pudeł­ka to krwiożer­czy śnieg wyda­je się być abso­lut­nie na miejs­cu (zwłaszcza, że odcinek jest cud­own­ie świąteczny z wyglą­du). Tu do roli “tego złego” zaan­gażowano dwóch wspani­ałych aktorów. Przede wszys­tkim głos śniegu to głos niko­go innego tylko Iana McK­el­lena — nie mogło być inaczej bo żaden żywy aktor w UK nie może odmówić nawet skrom­nego udzi­ały w Dok­torze Who. No i McK­ellen dow­iódł, ze wystar­czy że coś powie a fani inaczej niż krwiożer­czy śnieg naty­ch­mi­ast się top­ią. Pomagiera pot­wo­ra, typowo wik­to­ri­ańskiego przed­siębior­cę gra Richard E. Grant, który jest na liś­cie ulu­bionych aktorów zwierza, którzy przewi­ja­ją się przez pro­dukc­je BBC. Tu co praw­da nie ma wiele do gra­nia, ale przy­na­jm­niej potwór dosta­je jego chłod­ny zacię­ty wyraz twarzy, który pasu­je i do roli i do epo­ki. Jed­nak wyda­je się, że dla Mof­fa­ta cały ten wątek to jedynie pretekst by wcis­nąć kil­ka wspani­ałych naw­iązań. Tak więc poza pow­tarzaniem to tu to tam ‘Win­ter is com­ing” (czyż­by ktoś z BBC oglą­dał HBO ;), czy naw­iązy­waniem do kwestii musz­ki (a więc oznacza ona przy­godę) Mof­fat zde­cy­dował się zostać królem Trol­li. I tak sporo się w odcinku wspom­i­na o nie­jakim Sher­locku Holme­sie, pod którym to nazwiskiem Dok­tor pojaw­ia się  w siedz­i­bie złego pro­fe­so­ra.  I to pojaw­ia się ubrany a jakże w odpowied­ni płaszcz i kapelusz po czym zaczy­na swo­je uroc­zo nie trafne dedukc­je — tak jak­by Mof­fat chci­ał upewnić fanów, że nasz Wiel­ki Detek­tyw nadal pozosta­je tym najwięk­szym. Oczy­wiś­cie trud­no nie klas­nąć gdy Dok­tor nazy­wa prze­biegły śnieg Mori­ar­tym, lub gdy jego prze­ci­wnik zaczy­na twierdz­ić (jakże niesłusznie), że prze­cież Sher­lock Holmes nie jest real­ny. Niek­tórych takie naw­iąza­nia mogą iry­tować , ale zwierz rozu­mie sce­narzys­tę. Lep­iej wrzu­cić takie naw­iąza­nia do odcin­ka świątecznego, w którym zawsze zmieś­ci się trochę więcej  tego typu dro­bi­azgów niż udawać, ze wid­zowie i fani sami nie szuka­ją pewnych pow­iązań między Dok­torem a Sher­lock­iem.  Zwłaszcza, że nie ma wraże­nia by owe naw­iąza­nia były wsad­zone na siłę. Mof­fat zawsze robił to co chci­ał i w tym przy­pad­ku zwierz go rozu­mie. Zwłaszcza, że funkcjonowanie krwiożer­czego śniegu jest tak skopane (jak zwyk­le w przy­pad­ku pot­worów Mof­fa­ta), że lep­iej poświę­cić się czemuś innemu.

 

 

 Czy Mof­fat mógł nie naw­iązy­wać do Sher­loc­ka? Mógł. Ale to zro­bił i chy­ba wszyscy świet­nie się bawili.

 

Jed­nak i krwiożer­czy  śnieg i wspani­ała druży­na eks­cen­trycznych pomoc­ników stanow­ią jedynie tło dla właś­ci­wiej his­torii. Spotka­nia Dok­to­ra i nowej towarzysz­ki. Odmalowanie Dok­to­ra nie zain­tere­sowanego sprawa­mi świa­ta nie było szczegól­nie łatwe — biorąc pod uwagę, że Dok­tor jest z natu­ry zain­tere­sowany wszys­tkim. Tu też trochę trud­no uwierzyć w jego niechęć do poma­gania innym. Mof­fat zde­cy­dował się więc pod­kreślić bezczyn­ność Dok­to­ra przed nadak­ty­wność jego nowe towarzysz­ki. Clara  (a jak się później dowiemy — dziew­czy­na więcej niż jed­nego imienia) nie tylko nie potrze­bu­je zaproszenia by pobiec za Dok­torem, ale także w kry­ty­cznym momen­cie ciąg­nie Dok­to­ra za sobą. Zwier­zowi podo­ba się ten nowy sposób poz­nawa­nia się bohaterów — tu Dok­tor nie pojaw­ia się nagle w czy­imś życiu (Rose, Mar­ta, Amy) i nikt nie zosta­je z nim zetknię­ty wbrew włas­nej woli (Don­na) — Clara sama szu­ka Dok­to­ra. Sce­na w której śledzi go a potem wspina się po długich krę­conych schodach aż do chmury na której zaparkowana jest TARDIS ma w sobie coś abso­lut­nie mag­icznego. Zwierz nie wie do koń­ca dlaczego — być może sama wiz­ja schodów do chmur, a może to uczu­cie  że właśnie takie powin­no być spotkanie z Dok­torem — trochę jak z baj­ki, którą opowia­da się dzieciom. Clara z resztą bard­zo szy­bko okazu­je się być potenc­jal­nie najlep­szą towarzyszką Dok­to­ra jaką zwierz widzi­ał od cza­su Don­ny (jeśli nie lep­szą). Nie boi się ryzy­ka, jest niesły­chanie pojęt­na i ciekawska i wcale nie czeka aż ktoś ją uratu­je. Co więcej jest w odcinku prze­cu­d­ow­na sce­na w której Clara domyśla się jaki będzie następ­ny krok Dok­to­ra, zami­ast czekać by jej go wytłu­maczył (para­sol!).  Jest w tym coś abso­lut­nie wspani­ałego bo zwierz miał trochę dość Amy sto­jącej i czeka­jącej aż Dok­tor wyjaśni jej co dalej.  No i mówi coś co spraw­ia, że wiemy iż będzie niezwykła i po pros­tu inna — zami­ast zauważyć, że TARDIS jest więk­sza w środ­ku zauważa — jakże inteligent­nie — że jest mniejsza na zewnątrz — czyż nie takiego spo­jrzenia potrze­ba? Poza tym zwierz musi stwierdz­ić, że gra­ją­ca Clarę Jen­na ‑Louise Cole­man  nie tylko jest abso­lut­nie prześlicz­na (ale serio oczu nie moż­na oder­wać) to jeszcze gra swo­ją bohaterkę kon­cer­towo.  Jest jed­nocześnie bard­zo pew­na siebie i sym­pa­ty­cz­na i od samego początku jesteśmy w stanie uwierzyć, że to dziew­czy­na w sam raz dla Dok­to­ra. Co więcej między nią a Mat­tem Smithem jest bard­zo dobra chemia (zdaniem zwierza lep­sza niż między Mat­tem i Karen Gillian) więc od razu przy­pom­i­na się trochę atmos­fera z cza­sów 10 i Rose (zwłaszcza w dość niespodziewanej sce­nie pocałunku).

 

 

 Sce­na na chmurze, przy­pom­i­na nam, że his­to­ria Dok­to­ra ma w sobie coś abso­lut­nie mag­icznego  i że takich obrazków powin­no być w seri­alu jak najwięcej.

 

Oczy­wiś­cie najwięcej kon­trow­er­sji budzi zakończe­nie. Dlaczego? Po pier­wsze dlat­ego, że Mof­fat postanow­ił namieszać — i to nie postanow­ił ter­az ale jakieś pół roku temu kiedy podrzu­cił nam Asyli­um of Daleks. Odcinek świąteczny jest więc paradok­sal­nie nie tym czego wszyscy się spodziewali — świeżutkim nowym początkiem — ale kon­tynu­acją czegoś co rozpoczęło się w pier­wszym odcinku 7 sezonu — nawet słusznie sko­ro to ten sam sezon. Po drugie dlat­ego, że okaza­ło się iż przez cały odcinek pokładal­iśmy nadzieję w towarzyszce, której nie było i która była i która będzie. Inny­mi słowy — wib­bly wob­bly, timey wimey. Co praw­da sam zwierz nie jest do koń­ca zaskoc­zony, bo choć między nim a Clarą naty­ch­mi­ast tworzyć się więź (jakież cud­owne jest zdanie: Don’t know why I know who) to zwierz nie był w stanie uwierzyć by Dok­tor dostał za towarzyszkę dziew­czynę z XIX wieku. Nawet bard­zo samodziel­ną. Po pros­tu wyda­je się, że niepisana zasa­da nowego Who każe mu zawsze pobier­ać współczes­ną dziew­czynę.  Przy czym zwierz uważa, że to końcówka niezwyk­le intrygu­ją­ca, odwraca­ją­ca uwagę od prob­le­mu idio­ty­cznego rozwiąza­nia kwestii pot­wo­ra, ale przede wszys­tkim dają­ca nadzieję, na coś nowego i niesamowitego. Zwłaszcza, że śmierć niczego nie kończy w świecie Dok­to­ra Who, zaś sam Dok­tor po raz pier­wszy od daw­na nie roz­pacza i nie roni gorz­kich łez ale wręcz prze­ci­wnie widzi w fak­cie, że kogoś nie ura­tował abso­lut­nie fas­cynu­ją­cy przed­miot do zbada­nia. Zwierz więc jest po tym odcinku przeko­nany, że na ten następ­ny który koniecznie ale to koniecznie powinien zacząć się na cmen­tarzu będzie czekał bard­zo ale to bard­zo niecierpliwie.

 

 

 Po raz pier­wszy wyda­je się, że Dok­tor i wid­zowie zadali sobie w tym samym cza­sie to samo pytanie. Jak ja strasznie chce nowych odcinków.

 

Ps: Nowe napisy do odcin­ka już budzą kon­trow­er­sje — zwierz zaś uważa, że fajnie iż naw­iązano do innej trady­cji napisowej , bard­zo mu się te nowe napisy podoba­ją z jed­ną uwagą — Tardis pod koniec jest za bard­zo kom­put­erowe. Zwierz jest też ciekawy czy takie dwa nowe retro ele­men­ty (napisy i wnętrze TARDIS) oznacza więcej powrotów do dawnych wątków. Poży­je­my zobaczymy.

ps2: zwierz nie wie jeszcze gdzie zre­cen­zu­je pozostałe świąteczne odcin­ki, których w tym roku było sporo — wszys­tko zależy od cza­su. może się nam lista zapowiadanych wpisów nieco przesunie.

     

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online