Home Brytyjskie Ciepło, chłodno, mroźno czyli zwierz o świątecznych odcinkach

Ciepło, chłodno, mroźno czyli zwierz o świątecznych odcinkach

autor Zwierz

 

Hej

 

Zwierz obiecał dodatkowy wpis zbior­czy o świątecznych odcinkach bo prze­cież trud­no prze­jść obo­jęt­nie wobec fak­tu, że przez ostat­nie kil­ka dni BBC i ITV karmiło nas obfi­ciej niż w jakikol­wiek inny tydzień roku. Trady­c­ja świątecznych odcinków — tak odmi­en­na od amerykańskiego znika­nia z ramów­ki wszys­t­kich seri­ali na świę­ta — wyda­je się zwier­zowi doskon­ałym pomysłem — przy­na­jm­niej Angl­i­cy mają dodatkowy świąteczny prezent pod­czas kiedy resz­ta świa­ta zadawala się powtórka­mi. Ten rok był dla zwierza niesły­chanie hojny — wczo­raj dzielił się wraże­ni­a­mi po świątecznym odcinku Dok­to­ra dziś pochyli się nad trze­ma zupełnie odmi­en­ny­mi pode­jś­ci­a­mi do świątecznego wyda­nia seri­alu czyli nad nowym odcinkiem Mirandy, Call the Mid­wife i Down­ton Abbey.  Zwierz usz­ere­gował je od pode­jś­cia, której jest najbliższe ser­cu zwierza, po to które wyda­je się mu nie tyle skan­dal­iczne co nietrafione. Zwierz wie, że nie wszyscy czytel­ni­cy są zad­owoleni ser­ią “co tam sły­chać w bry­tyjskiej telewiz­ji” ale zwierz ma wraże­nie, że bieżące recen­z­je pro­gra­mu BBC to jed­na z tych rzeczy, który­mi zwierz choć trochę wyróż­nia się od sze­rok­iej konkurencji  (przy czym zwierz nie ma na myśli blogów z blogrol­lu bo tam anglofil­ia szerzy się aż miło ;) No i oczy­wiś­cie spoil­ery. Może nie doty­czące Mirandy ale na pewno doty­czące DA.

 

 

Świąteczne odcin­ki to coś czego zwierz bard­zo anglikom zaz­droś­ci ‑aut­en­ty­czny prezent w twoim telewiz­orze (ten i inne gify nie są zwierza — znalazł je na tumblr)

 

Zaczni­jmy od pode­jś­cia właś­ci­wego. Nowy odcinek Mirandy powin­ni zobaczyć wszyscy, którzy będą chcieli przed syl­westrem zła­pać jeszcze tego sym­pa­ty­cznego okołoświątecznego nas­tro­ju. Zwierz w tym roku wyr­wał się w Wig­ilię na godz­inę z domu i pod­czas pra­sowa­nia obe­jrzał świąteczny odcinek Mirandy sprzed roku. Ter­az nowy odcinek zas­tosował jako odtrutkę po wysoce dra­maty­cznych wydarzeni­ach w innych seri­alach.  Dla wszys­t­kich którzy się zas­tanaw­iali czy po dość długiej prz­er­wie Miran­da nadal jest w formie, zwierz ma dobrą wiado­mość — jest. Odcinek skła­da się dokład­nie z tej samej mieszan­ki śmiesznych, uroczych i nieco żenu­ją­cych scen, z których Miran­da zawsze stara się wyjść z twarzą. Z lek­tu­ry streszczeń kole­jnych odcinków wyni­ka, że w tym roku będzie chy­ba odrobinę więcej mat­ki Mirandy co jak wszyscy wiemy gwaran­tu­je “such fun”. Zwierz przeczy­tał niedawno niezwyk­le śmieszną i bard­zo sym­pa­ty­czną książkę Mirandy Hart w której dzieli się swoi­mi obserwac­ja­mi na tem­at życia i okolic (ulu­biony rodzi­ał zwierza zaw­iera zachyt wyposaże­niem biurowym który to zach­wyt zwierz podziela) — to był dobry pomysł, bo ter­az zwierz widzi, które pomysły i prze­myśle­nia z seri­alu towarzyszą  Mirandzie już od daw­na. Co ciekawe zwierz nie twierdzi, że to najśmieszniejszy ser­i­al na swiecie — ale jeden z tych, które sprawiają,że zwierz czu­je się lep­iej na świecie. Świąteczny odcinek na pewno obe­jrzy jeszcze ze dwa razy i nawet nie jest w stanie wyartykułować jak strasznie cieszy się na kole­jny sezon. Inny­mi słowy świąteczny odcinek Mirandy wygen­erował w zwierzu dokład­nie to co powinien — radość, szczęś­cie i poczu­cie — jakże konieczne w tym ponurym zimowym okre­sie — że wszys­tko się dobrze skończy — przy­na­jm­niej w telewizji.

 

 

 

 Miran­da przynosi zwier­zowi radość ale resz­ta seri­ali zda­je się zachowywać trochę jak jej matka

 

 

             Odcinkiem, który wywołał zwierzu nieco  mniej spoko­ju i radoś­ci z życia było świąteczne wydanie Call The Mid­wife. Nie było smut­no, raczej bardziej życiowo choć z dor­bym zakończe­niem. Zwierz który bard­zo lubi ten ser­i­al nadal zas­tanaw­ia się nad tym dlaczego odniósł tak niesamow­ity sukces — co praw­da zwierz pode­jrze­wa, że tem­aty­ka  może mu sprzy­jać , ale z drugiej strony wyda­je się, że codzi­enne życie położnych w Lon­dynie lat 50 trochę elimin­u­je mężczyzn z wid­owni — a może się zwier­zowi tylko tak wyda­je. W każdym razie świąteczny odcinek nieco zwierza zaw­iódł bo zafun­dowano nam trzy wąt­ki, które nieste­ty były troszkę za bard­zo przewidy­walne — starsza opuszc­zona kobi­eta, której zabra­no dzieci gdy była mło­da, nas­to­lat­ka w ciąży i grana przez Mirandę Hart (tak tą samą co w poprzed­nim seri­alu) bohater­ka stara­ją­ca się pobić ser­ca wszys­t­kich widzów swoi­mi niesamow­ity­mi jasełka­mi. Zwierz nie ma pre­ten­sji do odcin­ka choć w sum­ie jest on troszeczkę pozbaw­iony ner­wu. Podrzu­cone dziecko było­by ciekawym moty­wem ale tu właś­ci­wie od samego początku wiemy, że w odcinku którego moty­wem prze­wod­nim jest wiara raczej nie będziemy świad­ka­mi niczego drasty­cznego. Bard­zo wyraźnie widać też w tym odcinku, że właś­ci­wie nie ma on głównej bohater­ki — nasza wspom­i­na­ją­ca dawne cza­sy położ­na jest tu właś­ci­wie postacią dru­go­planową i nieste­ty nie wykazu­je się charak­terem. Zwierz nie mówi, że odcin­ka nie da się obe­jrzeć — bo się da nawet z przy­jem­noś­cią, ale całość wyszła zaskaku­ją­co mdło. Zwierz zas­tanaw­ia się nad jed­nym — otóż jak wiado­mo ser­i­al jest nakrę­cony na pod­staw­ie wspom­nień — czy więc wycię­to świąteczne wspom­nienia położnej czy też dopisano kil­ka wątków by pasowały do odcin­ka. Bo wyda­je się zwier­zowi, że ten odcinek tak śred­nio pasu­je do całoś­ci, że chy­ba nie jest frag­mentem wspom­nień ale wysiłkiem sce­narzysty. Niem­niej zwierz musi przyz­nać, że bard­zo czeka na kole­jne sezony — głównie dlat­ego, że zwierz uświadomił sobie, że choć oglą­dał tony filmów his­to­rycznych dzieją­cych się przed II wojną to relaty­wnie niewiele o arcy­ciekawym okre­sie powo­jen­nym (oczy­wiś­cie BBC pozwala to nadro­bić np. dzię­ki The Hour).

 

 

 Call The Mid­wife poradz­iło sobie ze świątecznym wyzwaniem w klasy­czny sposób ofer­u­jąc odcinek ciepły choć także ze smut­ną nutą

 

 

O ile Miran­da wypeł­nia serce ciepłem, Call the Mid­wife ciepłym mlekiem, to Dow­ton Abbey co najwyżej przynosi chłod­ną wodę. Niedawny wpis zwierza o trzec­im sezonie opier­ał się na stwierdze­niu, że seri­alowi zabrakło dra­maty­cznego węzła co owocu­je wprowadzaniem całej masy krót­kich potenc­jal­nie dra­maty­cznych wątków. Odcinek świąteczny wyda­je się pod tym wzglę­dem odzwier­cied­lać prob­lem całego poprzed­niego sezonu. Fel­lowes każe rodzinie (rok później — a więc tak ten dia­beł chce przeskoczyć dwudziestole­cie) opuś­cić Dow­ton i udać się do krewnych w Szkocji. To spraw­ia, że w 1,5 godzin­nym odcinku (zde­cy­dowanie zdaniem zwierza za długim) dosta­je­my więcej pięknych widoków Szkocji niż moż­na prosić. Zwierz wie, że Szkoc­ja jest pięk­na i zapiera dech w pier­si ale nie przepa­da za tym kiedy każe mu się podzi­wiać chmury w trak­cie odcin­ka seri­alu dra­maty­cznego. Odesłanie państ­wa do Szkocji spraw­ia, że ich wąt­ki dość drasty­cznie roz­chodzą się z wątka­mi służ­by. I to pokazu­je jak na dłoni, że choć Fel­lowes zupełnie pogu­bi się w pisa­niu arys­tokracji wciąż ma mnóst­wo pomysłów na pisanie służą­cych, bo nie stara się być taki melo­dra­maty­czny. Zaczni­jmy jed­nak od państ­wa — właś­ci­wie trud­no powiedzieć po co im była cała ta wyciecz­ka w góry — Edith przed­staw­iła swo­jego potenc­jal­nego niedostęp­nego ado­ra­to­ra i patrz­cie państ­wo nie spodobał się rodzinie. Jakaś nowość. Mary była wred­na co Matthew koił swoi­mi zapewnieni­a­mi że wred­na nie jest tak jak­by sce­narzys­ta chci­ał nas przekon­ać, że  drob­ne rozd­wo­je­nie jaźni jeszcze niko­mu nie zaszkodz­iło. Lord Grantham przekon­ał się jaką ma wspani­ałą żonę, dzię­ki czemu będzie jeszcze wspanial­szy i bez skazy (czy zwró­cil­iś­cie uwagę, że pies lor­da Granthama zaczy­na iść na reko­rd dłu­goś­ci życia), cala resz­ta właś­ci­wie prze­suwała się jak pio­n­ki na sza­chown­i­cy obser­wu­jąc zde­cy­dowanie nieszczęśli­wą rodz­inę. Zabrani w podróż służą­cy też nie mieli zbyt wiele do powiedzenia — O’Brien wdała się w spór ze swoim szkockim sobowtórem, a Anna i Bates byli znów tak uroczy, że człowiek trochę zaz­droś­ci i boi się o ich przyszłość.

 

 Sko­ro Fel­lowes wypuś­cił Bate­sa z więzienia to pozwala mu przy­na­jm­niej w tym odcinku być abso­lut­nie szczęśliwym.

 

 

 Zde­cy­dowanie ciekawej było w Down­ton — Fel­lowes podrzu­cił kil­ka smakow­itych wątków oby­cza­jowych — takich jak nowy ado­ra­tor pani Pattmore, cud­owne spory pomiędzy panią Hugh­es i Car­son­em (z resztą to chy­ba jest najlepiej napisana postać w seri­alu na ten moment), świet­ną scenę z dwoma młody­mi loka­ja­mi siada­ją­cy­mi na kanapie państ­wa (chy­ba po raz pier­wszy) oraz z świet­nie sportre­towanym wiejskim jar­markiem. Do tego  uroczy wątek zadur­zonego w pani Crow­ley miejs­cowego lekarza (szko­da, że Fel­lowes nie daje im szan­sy bo ład­nie do siebie pasu­ją).  Nie zabrakło też ele­men­tu dra­maty­cznego z bied­nym pobitym evil foot­manem  ale w ostate­cznoś­ci wszys­tko dobrze się skończyło. I do tego jak kwiatek do kożucha Fel­lowes doczepił wątek nowej poko­jów­ki ewident­nie podry­wa­jącej pozostaw­ionego samego na gospo­darst­wie Bran­sona. Wątek abso­lut­nie nie potrzeb­ny, co więcej przy­wodzą­cy na myśl to jak podob­ny wątek ( tylko z udzi­ałem Lor­da Granthama) z drugiego sezonu. Do tego jest w tym wątku coś niepoko­ją­co snob­skiego co sugeru­je, że szofer który wżenił się w rodz­inę arys­tokracji winien raczej przestawać z arys­tokracją i rzeczy­wiś­cie jest za dobry dla poko­jów­ki. Co jed­nak jest najbardziej den­er­wu­jące w tym wątku to fakt, ze jest zupełnie zbęd­ny i moim zdaniem podrzu­cony tylko po to byśmy coś mieli intrygu­jącego w trailerze.

 

 

 Zdaniem zwierza Car­son to obec­nie najlepiej pisana postać w całym serialu.

 

No właśnie wszyscy wiemy, że te 1,5 godziny szczęś­cia rodzin­nego były tylko po to by Matthew mógł po obe­jrze­niu swego świeżo nar­o­d­zonego syna zejść z tego świa­ta w trag­icznych okolicznoś­ci­ach. Zejść musi­ał — to nie plan sce­narzysty tylko akto­ra, który po pros­tu wyp­isał się z imprezy. Fel­lowes który nie chce go wykańczać okrut­nie daje mu jed­ną dość sztuczną scenę, w której obsy­pu­je żonę taką iloś­cią kom­ple­men­tów, że każdy wiel­bi­ciel pop­kul­tu­ry zaczy­na w myślach zbi­jać trum­nę. Po czym wykańcza bohat­era tak mon­tu­jąc sce­ny, że mamy okazję zobaczyć jak szczęśli­wi są ludzie którzy jeszcze o tym nie wiedzą. Cóż zdaniem zwierza to podły zabieg zwłaszcza na odcinek świąteczny — pal sześć tru­pa — zwierz nie jest emocjon­al­nie przy­wiązany do tej dość mdłej postaci, ale zwierz nien­aw­idzi pokazy­wa­nia ludzi, którzy jeszcze myślą, że są szczęśli­wi. To okrut­ny zbęd­ny zabieg i do tego zupełnie nie pasu­ją­cy do odcin­ka świątecznego. Po co ludzi spec­jal­nie martwić w świę­ta losem fik­cyjnych postaci? Zdaniem zwierza moż­na było śmierć Matthew ład­nie zasug­erować i po pros­tu zacząć czwarty sezon z odpowied­nim przeskok­iem. Zresztą sko­ro przy czwartym sezonie jesteśmy — czy to nie intrygu­jące, że tylu aktorów decy­du­je się ode­jść z pop­u­larnego seri­alu? Swo­je ode­jś­cie zapowiedzi­ała też Mag­gie Smith i wyda­je się, że Fel­lowe­sowi kur­czy się nie tylko ilość postaci ale i możli­wych tragedii.  Pytanie — czy ode­jś­cie aktorów to ewident­ny znak,  że ten wiel­ki niegdyś statek tonie czy też per­spek­ty­wa poważnego odświeże­nia seri­alu. Gdy­by zwierz był sce­narzys­tą przeskoczył­by nie zapowiadane trzy miesiące ale trzy lata i oszczędz­ił nam wszys­t­kich tych tragedii i całej tej żało­by, dając rodzinie chwile oddechu.

 

 

 Inter­nau­ci już się śmieją że w świecie Fel­lowe­sa posi­adanie dziec­ka zwięk­sza two­ją szan­sę na śmierć o 50 %.

 

A sko­ro jeszcze jesteśmy przy świę­tach — zwierz zgod­nie z zapowiedz­ią obe­jrzał film Mr. Stink (zwierz zapowiadał że się zbiera do sean­su kil­ka razy ) — wiecie co to taka zwykła dziecię­ca pro­dukc­ja na 50 min­ut a zwierz od daw­na nie miał tak by zupełnie nie wiedzi­ał co myśleć. Cała his­to­ria skła­da się z tak nie pasu­ją­cych do siebie ele­men­tów, że zwierz nie wie czy jest boleśnie sztam­powa, czy też jest w niek­tórych miejs­cach bard­zo dobra i nowoczes­na. Kur­czę, zwierz osądza filmy wiel­kich i poważanych tego świa­ta a 50 min­ut fil­mu dla dzieci zupełnie wytrą­ca go z recen­zenck­iej równowa­gi. Kto by pomyślał. Ale przy­na­jm­niej było bard­zo świątecznie, bez niepotrzeb­nych zgonów i potenc­jal­nie złych zakończeń. Czyli jak na razie BBC wygry­wa w konkurencji na świąteczne odcin­ki choć dosta­je małego minusa za odcinek WHO.

 

 Przy­na­jm­niej dzię­ki Mr. Stink wiemy jak będzie wyglą­dał Lord Grantham jeśli coś pójdzie nie tak z Downton.

 

 

Ps: Jutro Hobbit!??

 

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online