Home Seriale To nie miasto ma się zmieniać czyli „Emily w Paryżu” po raz czwarty

To nie miasto ma się zmieniać czyli „Emily w Paryżu” po raz czwarty

autor Zwierz
To nie miasto ma się zmieniać czyli „Emily w Paryżu” po raz czwarty

Cóż za bałagan. Taka myśl przyszła mi do głowy, gdy zobaczyłam ostatni odcinek 4 sezonu „Emily w Paryżu”.  Sezonu, który powstawał z opóźnieniami i kłopotami, co zdecydowanie po nim widać. Nie tylko dostaliśmy go w dwóch częściach, ale oglądając kolejne odcinki można było dojść do wniosku, że nikt nie przyjrzał się uważnie postaciom, wątkom i emocjom. I tak sezon, który miał zamieszać w życiu Emily, zaoferował nam niemal wyłącznie chaos.

 

Pierwsza część sezonu wydała się całkiem spójna. Po zamieszaniu na ślubie Gabriela stało się jasne, że pomiędzy przystojnym kucharzem a śliczną specjalistką od marketingu musi wydarzyć się coś więcej. Widzowie czekający już trzy sezony na to by para była razem, mogli się spodziewać, że przed nami klaruje się dość proste następstwo wydarzeń. Skoro do ślubu nie doszło, to nawet jeśli ukochana Gabriela jest w ciąży, nic nie powstrzyma go przed związkiem z Emily. I w sumie te cztery pierwsze odcinki podążały tym schematem. Podobnie jak w poprzednich sezonach, mieliśmy odrobinę zawodowej dramy, przyjęcia a przede wszystkim wyczekiwanie, aż dwójka ludzi mająca się ku sobie nareszcie się zejdzie. Mogłam narzekać, że wszystko to już w jakimś układzie widzieliśmy, ale była to przynajmniej dość spójna narracja. Miała wszystkie wady „Emily w Paryżu” ale pozostawała wierna zarówno stylistyce jak i tematyce serialu. Można było ziewnąć, ale było to rzeczywiście – jeszcze więcej tego samego. I choć można się zastanawiać ile razy do roku specjalistka od marketingu musi się pojawić na balu, to wciąż – trochę tego chcemy.

 

Emily in Paris. (L to R) Ashley Park as Mindy, Lily Collins as Emily in episode 410 of Emily in Paris. Cr. Giulia Parmigiani/Netflix © 2024

 

Problemy zaczynają się przy części drugiej. Te pięć odcinków sprawia wrażenie, jakby należały nie do jednego, ale do kilku sezonów. Rozpoczynający drugą połowę odcinek świąteczny, przynosi nagłe zerwanie Emily i Gabriela. Co jest o tyle frustrujące, że nawet nie widzieliśmy tej pary razem. Z resztą taki przeskok czasowy, jest nieco konfudujący, biorąc pod uwagę, że dotychczas serial poruszał się tak powoli, że Emily jest w tym Paryżu niecały rok. Zaraz po zerwaniu, znów przeskakujemy do ciepłych miesięcy, bo wygląda na to, że nikt nie potrafi uczynić wczesnej wiosny piękną. Ewentualnie to kwestia garderoby. Te skoki czasowe, sprawiają, że w sumie trudno poczuć emocje Emily. Podczas gdy dziewczyna jest załamana, że skończył się jej związek, zaś Alfie znalazł już nową dziewczynę, widz ma wrażenie, że dopiero chwilę temu rzucała Brytyjczyka by wyznawać miłość Francuzowi. Przeskok jest tak wielki, że nie jesteśmy w stanie nawet przez chwilę poczuć emocji bohaterki.

 

Zwłaszcza, że jej zerwanie z Gabrielem powiązanie jest jeszcze z drugim wątkiem, którego szczerze nie cierpię i uważam za leniwe posunięcie scenariuszowe. Mam bowiem poczucie, że każdy serial, który jako element budowania fabularnej komplikacji, wykorzystuje ciążę, której nie było, stacza się po równi pochyłej. Nie da się bowiem ukryć, że to jest taki wątek rodem z telenoweli, który natychmiast odbiera historii emocjonalny realizm. Poza tym, nie ukrywam, uważam, że jest coś bardzo nie tak w tym jak seriale wciąż traktują ciąże i ich brak jako jakiś taki łatwy do przeprowadzenia element skomplikowania akcji. To niesamowite jak często, gdy scenarzyści nie wiedzą już co dalej wymyślić każą jakiejś bohaterce zajść w ciążę, poronić albo udawać, że jest ciężarną.

 

Emily in Paris. (L to R) Eugenio Franceschini as Marcello, Lily Collins as Emily in episode 410 of Emily in Paris. Cr. Giulia Parmigiani/Netflix © 2024

 

Ale nie tylko skoki czasowe są problemem. Serial z jednej strony wprowadza nowe postaci, by nieco ożywić fabułę, z drugiej – niekoniecznie jest zainteresowany ciągnięciem rozbudowanych wątków. Chyba najbardziej denerwujący jest wątek Eurowizji. Mindy, przyjaciółka Emily, przygotowuje się do konkursu od początku sezonu, to właśnie szykując się do uczestnictwa podejmuje różne prace, próbuje zarobić pieniądze i przeżywa przygody. Wszystko po to by widz, dowiedział się w jednej scenie, że w sumie z konkursu nici. Co więcej wydarzenia, które prowadzą do dyskwalifikacji Mindy i jej zespołu dzieją się poza ekranem. Sprawia to wrażenie jakby scenarzyści zorientowali się jakim problemem byłoby doprowadzenie tego watku do końca i zrezygnowali z niego w połowie. Takich urwanych wątków, czy postaci, które wydają się niezwykle wtórne (wprowadzenie postaci pewnej siebie i gadatliwej młodej amerykanki, jest zupełnie zbędne ale pokazuje, że w serialu Darrena Stara kobiety zawsze muszą przede wszystkim ze sobą rywalizować). Tak jakbyśmy dostali dwa sezony ściśnięte w jeden.

 

 

Druga część sezonu przenosi nas też do Rzymu, co moim zdaniem jest olbrzymim błędem. Widzicie pewien urok Emily w Paryżu, brał się z przywiązania twórców do wyidealizowanej, wytworzonej specjalnie na potrzeby amerykańskiej kultury wizji francuskiej stolicy. Wyjątkowość Paryża i francuskiego stylu życia, stanowiła dla Emily, która nie nauczyła się nawet kilku zdań w języku Moliera, pasmo ciągłych zaskoczeń. Widz mógł się swobodnie oddać marzeniu, o tym, że Paryż w przeciwieństwie do każdego innego miejsca na świecie jest wyjątkowy. Nigdzie nie jest się tak pięknym, tak zakochanym, tak upojonym winem i tak najedzonym. Gdy w drugiej części sezonu Emily jedzie do Rzymu pojawia się problem. Otóż Rzym ma własną romantyczną legendę. Tu też jedzenie i wino są najlepsze, tu też można się zakochać. Tu też wszystko jest „bardziej”. Problem w tym, że kiedy takich wspaniałych pocztówkowych miast robi się coraz więcej, to sama dekoracja traci swoją siłę. Paryż przestaje być wyjątkowym kulturowym amalgamatem skojarzeń, staje się chwiejną dekoracją. Łatwą do zastąpienia przez inne europejskie miasto.

 

Emily in Paris. Eugenio Franceschini as Marcello in episode 410 of Emily in Paris. Cr. Giulia Parmigiani/Netflix © 2024

 

Z resztą o ile francuski stereotyp trzeba było trochę dla amerykanów odgrzebać, o tyle ten włoski miał się w ostatnich latach świetnie. Co oznacza, że poza licznymi wizualnymi nawiązaniami do „Rzymskich Wakacji” (Lily Collins wygląda prześlicznie w stylizacjach na Audrey Hepburn), twórcy nie są w stanie nam zaproponować żadnej ciekawej narracji. Nic przed nami odkryć. Nie mówię, że w przypadku Paryża mówi cokolwiek nowego, ale mit Paryża był w ostatnich latach w amerykańskiej popkulturze nieco mniej eksplorowany niż obrazy Włoch. Parży nie miał swojego „Jedz, módl się i kochaj”, nie miał swojego „Pod słońcem Toskanii”, ba nie miał swojego filmu o Lizzie McGuire. Z resztą relacje Stanów i Włoch są inne niż Stanów i Francji. Chociażby ze względu na liczną włoską diasporę w Ameryce.  Nie jest przypadkiem, że Emily która nie umie się nauczyć nawet dwóch zdań po francusku, we Włoszech zaczyna dużo sprawniej wrzucać włoskie słówka do dialogów.  I tak zarówno narracja o Rzymie nie ma w sobie większej ikry, jak i odbija się negatywnie na budowaniu na legendzie Paryża. Miasta zamiast wzmacniać swój czar, wzajemnie przypominają, że tak naprawdę europejskie stolice nie są aż tak wyjątkowe.

 

W tym całym zamieszaniu twórcy, przynajmniej moim zdaniem zaczynają trochę się gubić. Nowy ukochany Emily, pozornie wydaje się reprezentować nową jakość i nowy rozdział. Szybko jednak okazuje się, że jest kopią Gabriela i  Alfiego. Młody, przystojny, dobrze wykształcony i przede wszystkim – prowadzący biznes, z którym związana jest firma marketingowa Emily. Mężczyźni mogą się zmieniać, ale tak naprawdę to jest jedna postać. To, że scenarzyści nie byli w stanie wyobrazić sobie by Emily, sparzywszy się dwa razy na związku z kimś z kim współpracowała nie popełniła tego błędu po raz trzeci, dowodzi, że naprawdę nie mają wiele pomysłów na tą postać. Najbardziej jednak zdenerwowało mnie to co zrobili z Sylvie. To jest najciekawsza postać tego serialu, nieco przerysowane marzenie o francuskiej kobiecie i jej pewności siebie. Jednak fakt, że Sylvie zdaje się mieć „mężczyznę w każdy porcie”, czyni z niej postać przerysowaną, opartą o nieco zbyt umacniane przez scenarzystów przekonanie, że siła kobiety polega na tym, że może uwieść kogo chce. Nie jest to pierwszy raz, gdy serial Darrena Stara, choć opowiada głównie o niezależnych kobietach, potrafi skręcić (i to nie trochę) w kierunki mizoginii.

 

Emily in Paris. Philippine Leroy-Beaulieu as Sylvie Grateau in episode 410 of Emily in Paris. Cr. Giulia Parmigiani/Netflix © 2024

 

Jeśli przyjrzycie się grającemu Gabriela Lucasowi Bravo, dostrzeżecie ciekawe zjawisko. Gdy Emily i piękny kucharz mają się ku sobie, gdy romans między nimi ma kwitnąć, aktor ma podniesioną grzywkę. Tak ułożone włosy, doskonale pasują do jego nie ukrywajmy, bardzo przystojnej twarzy. Wystarczy jednak by na związku Gabriela i Emily pojawiły się rysy, a grzywka opada, zasłaniając czoło i sprawiając, że bohater wygląda jak odrzut z klasycznych Beatlesów. Piszę o tym, bo uważam, iż takie drobne zmiany, są bardzo często dowodem na nieporadność scenarzystów. Emily już Gabriela nie lubi, widz też powinien mieć wobec niego zastrzeżenia. Gdyby bohater si psychicznie  załamał miałby brodę, ale jak tylko jest na cenzurowanym, to dajmy mu mało twarzową grzywkę. Serio, przypomina mi się jak w drugiej części animowanej „Pocahontas” rysowano Johna Smitha brzydziej, bo bohaterka wybrała innego. Ale tak na marginesie – Gabriel jest coraz bardziej irytującą postacią i ponownie mam wrażenie, że nie ma za bardzo pomysłu, jak go dalej poprowadzić.

 

Emily in Paris. Lucas Bravo as Gabriel in episode 407 of Emily in Paris. Cr. Courtesy of Netflix © 2024

 

Mogę się wyzłośliwiać, ale prawda jest taka, że ten sezon doskonale pokazuje, że po pierwsze – seriale, które przechodziły liczne komplikacje na etapie produkcji, rzadko są w stanie to ukryć, oraz po drugie – że w przypadku takiej lekkie bzdurki jak „Emily w Paryżu” dzielenie sezonu na dwie części niekoniecznie ma sens. Nie da się bowiem ukryć, że im dłużej myślimy o Emily, tym gorzej dla tego, dość bezsensownego serialu. Mam wrażenie, że podział na dwa, sprawił, że Emily zamiast zaoferować eskapizm, nieco nas wymęczyła. Zwłaszcza, że choć tyle się wydarzyło, to bohaterka nadal odmawia przejścia jakiejś poważniejszej przemiany. Tymczasem nie miasta powinny się zmieniać, a Emily.

 

PS: Wiem, że wspomniano o Krakowie, myślę, że serial nie uniósłby Emily w Krakowie. Ale pomysł by w Krakowie zrobić event promocyjny serialu z częścią obsady uważam w tym kontekście za przezabawny.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online