Jest dobry czas dla polskich produkcji komediowych. Sukces „1670”, dobre oceny „The Office PL”, naprawdę udana ekranizacja „Emigracji”, zignorowany nieco ale trzymany przeze mnie w serduszku „Algorytm miłości” – to więcej dobrych produkcji komediowych niż polska miała przez dekady. Nic dziwnego, że Prime Video też chciało uszczknąć coś dla siebie i zaproponowało mam „Gąskę”. Komediowy serial o pracownikach niewielkiego sieciowego supermarketu. Tylko tym razem, coś nie wyszło.
Na papierze wszystko wygląda dobrze. Niewielki sklep, prowadzony przez zafascynowanego Stanami Zjednoczonymi kierownika. Do tego bohaterka, która zostaje zmuszona do pracy w supermarkecie, po tym jak wyleciała z redakcji zajmującej się plotkami. Typowa komedia rozgrywająca się w miejscu pracy – mamy więc codzienne wyzwania i galerię bohaterów – ochroniarza, który siedział w kryminale, nową pracownicę, która zaraża entuzjazmem, wysłaną z korporacji managerkę, młodego chłopaka zafascynowanego teoriami spiskowymi, panią mówiącą ze wschodnim akcentem i najważniejsze – optymistycznego, miłego chłopaka, którego nasza główna bohaterka mogłaby trochę bardziej polubić. Innymi słowy – typowy zestaw prosto napisanych, mających jedną charakterystyczną cechę postaci, które znamy z wielu produkcji komediowych.
Przyznam, że mam z serialem kilka problemów. Pierwszy – nieco za bardzo przypomina mi „Superstore” czyli amerykański serial o pracownikach supermarketu. Tam punktem wyjścia była historia typowego hipstera, który zaczyna pracę w sklepie i musi zupełnie inaczej spojrzeć na rzeczywistość. Był naiwny i entuzjastyczny kierownik, pracownica służbistka itp. „Superstore” całkiem nieźle analizował codzienność pracowników handlu, jednocześnie krytykując ich sytuację życiową i działania korporacji. Różnica jest jednak taka, że robił to na przestrzeni kilku sezonów, z których większość miała ponad dwadzieścia odcinków. Choć polski serial nie jest w żaden sposób powiązany z amerykańską produkcją, to oglądając go miałam cały czas wrażenie, że twórcy próbują zrobić mniej więcej to samo. Różnica jest jednak taka, że mają na to tylko osiem odcinków.
Tak krótka seria, oznacza, że produkcja zamienia się w przedziwny zlepek popularnych tropów czy sytuacji – charakterystycznych dla komedii z miejsca pracy. Nie byłoby w tym nic złego, gdybyśmy mogli poczuć emocjonalny związek z bohaterami czy z samym miejscem pracy. Ale tu wszystko dzieje się za szybko i zbyt powierzchownie. Sama „Gąska” jest pomysłem niezłym, ale nie jesteśmy nawet do końca pewni, gdzie się znajduje. Nie ma też jakiejś jednoznacznej tożsamości, która sprawiałaby, że spojrzymy na nią inaczej niż na plan filmowy. Z resztą sam sklep bardzo tak wygląda, co trochę sprawia, że nie mamy poczucia, że oglądamy coś realistycznego. I jasne komedia opiera się na umowności, ale tu raczej przypomina to serię skeczy w dekoracjach ustawionych na planie filmowym niż zaglądanie za kulisy codzienności. A przecież to nas przyciąga do takich komedii.
Ale nie tylko sama „Gąska” jest problemem. Nie sprawdza się przede wszystkim konstrukcja postaci. Nasza główna bohaterka nie jest szczególnie przyjemna i trochę nie wiemy czemu mielibyśmy jej kibicować. Jeśli zachodzą w niej przemiany to głównie – poza kadrem. Co więcej serial korzysta z pewnych motywów zdecydowanie za wcześnie. Gdy nasza bohaterka zostaje zatrzaśnięta w chłodni z sympatycznym chłopakiem, to cały ten wątek – mający ich zbliżyć a nawet zasugerować możliwość romansu, zupełnie nas nie obchodzi – nie znamy tych postaci, nie jesteśmy do nich przywiązani, jeszcze nam nie zależy. Jasne – każdy serial komediowy gra pewnymi tropami i scenami, które muszą się pojawić, ale to czy zagrają zależy w dużym stopniu – czy będziemy chcieli zobaczyć tych konkretnych bohaterów w tych konkretnych sytuacjach. Tu zaś kreowanie postaci niekoniecznie działa, co znaczy, że właściwie – nie zależy nam na tym co się z nimi stanie i co czują.
Z resztą mam wrażenie, że twórcy mają za dużo pomysłów na dodatkowe gagi, które niekoniecznie pozwalają im rozwijać główną fabułę. Mamy więc np. prowadzone przez kierownika sklepu live w Internecie, w których dzieli się swoimi genialnymi przemyśleniami. Bywają tu zabawne fragmenty, ale kiedy skecz pojawia się po raz któryś to nie ma nam wiele więcej do zaoferowania. Możemy się śmiać ze ślepej fascynacji Stanami, ale powtarzanie tego samego dowcipu nie mówi nam nic więcej o bohaterze. W każdym odcinku nasza główna bohaterka ma przywidzenia, w których pojawiają się gościnnie celebryci (min. jest Pudzian, wróżbita Maciej czy Robert Makłowicz). Problem w tym, że to jest dowcip dla dowcipu – często te wtrącenia nie pasują do samego nastroju odcinka, wybijają nas z nastroju sceny. Trochę, jak jakbyśmy mieli trzy pomysły na serial a wszystkie chciały się zmieścić w dwudziestu minutach odcinka.
Ten komediowy nadmiar sprawia, że choć są w serialu całkiem niezłe linijki dialogu, czy pojedyncze sceny, to po obejrzeniu całego sezonu, nie czujemy się jakoś specjalnie związani z bohaterami. A skoro nie mamy tej więzi, to nawet najlepsze dowcipy niekoniecznie nas bawią albo inaczej – nie bawią nas bardziej niż skecz, który możemy zobaczyć w sieci. Niekiedy miałam wrażenie, że „Gąska” to ten rodzaj serialu, który najlepiej wypada, kiedy wyciągnie się pojedynczą scenę i wrzuci w social media. Bo jako całość wypada po prostu płasko. Z resztą same dowcipy, miejscami wydają się nieco wtórne. Zwłaszcza historia o głupim kierownictwie i mądrych pracownikach, pojawia się po raz kolejny w polskich komediach i w tej konkurencji bez porównania lepiej wypada „The Office”. Z resztą akurat polskie „The Office” to doskonały przykład jak zrównoważyć humor budowaniem postaci – by ostatecznie – oglądać serial nie dla gagów, ale właśnie dla nich. I żeby nas ich emocje, przeżycia, sukcesy i porażki naprawdę interesowały. Inaczej, szybko się zmęczymy a nawet znudzimy.
Oglądając „Gąskę” nie mogłam się pozbyć wrażenia, że nikt nie miał czasu na ten serial i zamiast pełnoprawnej historii dostaliśmy zaledwie szkic. Że to taka produkcja, która powstała na zamówienie, pomiędzy tymi projektami, w które wszyscy włożyli więcej serca. Wiecie, taka praca domowa odrabiana na przerwie, dzięki której może i zdobędzie się zaliczenie, ale nic ponad to. Być może to jest właśnie ten problem, kiedy pojawia się większy trend, i wszyscy chcą się pod niego od razu podczepić i nawet rzeczy, nad którymi należałoby popracować nieco dłużej, może bardziej przemyśleć, może nieco wydłużyć – są robione szybko by wyrobić się zanim widzowie zapomną, że trwa moda na polską komedię. Bo nie twierdzę, że nie ma potencjału w takiej polskiej komedii o pracy w handlu. Ludzie pracujący w Żabce pokazali nie raz w Internecie, że ich życie to niekończący się sitcom. Więcej, absurd pracy w sieciowych sklepach marki takie jak „Biedronka” wykorzystują na co dzień w swoim marketingu. Także, potencjał jest, ale chyba zabrakło trochę więcej czasu by dobry pomysł zamienić na dobry serial. Teraz tylko pytanie czy dobra akcja promocyjna produkcji, przełoży się na taką oglądalność, która da „Gąsce” jeszcze jedną szansę. Bo przy nieco większym namyśle, coś jeszcze z tego może być.