Home Film Przygoda z dawna oczekiwana czyli Hobbit robi dwa kroki Tam

Przygoda z dawna oczekiwana czyli Hobbit robi dwa kroki Tam

autor Zwierz

 

Hej

Zaczni­jmy jak na spowiedzi od kilku koniecznych deklaracji. Zwierz przeczy­tał Wład­cę Pierś­cieni kil­ka razy (choć Powrót Króla więcej razy niż Drużynę Pierś­cienia, ponieważ zwierz ma wewnętrzne skłon­noś­ci do zakończeń i spory dys­tans do początków). Hob­bita zna od dziecińst­wa to znaczy od cza­su kiedy ojciec zwierza przeczy­tał mu go z poczu­cia rodzi­ciel­skiego obow­iązku — zwierz czy­tał potem Hob­bita nie raz, a także wysłuchał go kiedy ojciec  czy­tał książkę młod­sze­mu bratu zwierza. Po raz ostat­ni zwierz sięgnął po Hob­bita wczo­raj przed­połud­niem by przy­pom­nieć sobie i mieć świeżo w głowie te kilka­dziesiąt stron, które znalazły się w pier­wszym  filmie na jego pod­staw­ie. Niem­niej zwierz musi wam wyz­nać, że do znaw­ców Tolkiena daleko mu stras­zli­wie. Sil­mar­il­lion okazał się dla zwierza lek­turą, która choć ciekawa nie pozostaw­iła w głowie zwierza zbyt wielu infor­ma­cji (z resztą podob­nie skończyło się dla zwierza czy­tanie Bib­lii ).  Choć skusiły go Dzieci Huri­na to jed­nak nigdy nie sięgnął po Niedokońc­zone opowieś­ci — i to nie tylko dlat­ego, że nie przepa­da za tek­sta­mi, których autor nie skończył i nie opra­cow­ał sam ( może stąd dys­tans do Sil­mar­il­lionu) ale dlat­ego, że właś­ci­wie nigdy nie był ciekaw wszys­t­kich mean­drów losów Śródziemia.  Te zresztą i tak poz­nał — z drugiej ręki — jako że zawsze otacza­li go ludzie (czy zwierz wspom­ni­ał, że ojciec przeczy­tał mu też całego Wład­cę Pierś­cieni?), którzy mieli na punkcie Tolkiena lekkiego hopla. Paradok­sal­nie ta dale­ka od fas­cy­nacji sym­pa­tia do Tolkiena czyni ze zwierza chy­ba najlep­szego możli­wego widza kinowych adap­tacji prozy ang­iel­skiego pisarza.

 Gdy­by Gan­dalf zapukał do zwierza, ten zapewne by się zgodz­ił choć nie na goszcze­nie kras­noludów — nie zmieś­cili­by się.

Widzi­cie, zwier­zowi nie przeszkadza. Praw­ie nic zwier­zowi nie przeszkadza — ani dopisy­wanie, ani ode­j­mowanie scen, przestaw­ian­ie wydarzeń czy wkładanie obec­nych w książce kwestii w cud­ze usta. Zwier­zowi to nie przeszkadza bo od fil­mu bardziej niż odd­a­nia treś­ci książ­ki (serio zwierz doskonale wie jak powin­na wyglą­dać adap­tac­ja Hob­bita bo prze­cież cały film miał w głowie ilekroć czy­tał książkę) zależy mu na odd­a­niu jej ducha. Jed­nocześnie zwierz godzi się na pewne ustępst­wa wynika­jące z prostego fak­tu. Otóż jeśli zajrzy­cie do kore­spon­dencji Tolkiena z wydaw­cą i ze zna­jomy­mi (oczy­wiś­cie zwierz takie rzeczy czy­ta, bo zwierz jest ciekawy kulis pow­stawa­nia każdego dzieła) to przekona­cie się, że autor nie był z początku pewien sukce­su swo­jej his­torii i z całą pewnoś­cią nie wiedzi­ał jeszcze dokład­nie co będzie dalej. Ot napisał książkę, będącą jak się miało potem okazać dość niewin­nym wstępem do  prawdzi­wego epo­su, który miał otworzyć czytel­nikom oczy na wspani­ały świat wyobraźni auto­ra.  Jeśli czy­tamy książ­ki w odpowied­niej kole­jnoś­ci, niewiel­ka skala Hob­bita wyda­je się nat­u­ral­na — przy­go­da, która w sum­ie przy­pad­kiem zaplą­tała Hob­bitów z Bag Endu w najważniejszą roz­gry­wkę w dzie­jach Śródziemia. Od małego do dużego — taka kole­jność wcale nas nie razi. Prob­lem pole­ga na tym, że tu kole­jność jest odwrot­na — widzieliśmy już Riven­dell (a każdy może po raz pier­wszy wejść do Riven­dell tylko raz), Bramy Morii, Bitwę o Hel­mowy Jar i star­cie pod mura­mi Minas Tirith.  Wiz­ual­nie ale i w pewien sposób men­tal­nie trud­no ter­az powró­cić do tej prostej przy­gody, w której chodz­iło jed­nak przede wszys­tkim o zło­to. Stąd też zwierz nie dzi­wi się ani wprowadza­niu ele­men­tów zapowiada­ją­cych to co dopiero się ma wydarzyć (z resztą z tego co zwierz czy­tał Tolkien sam chci­ał takie ele­men­ty wprowadz­ić), ani też zwięk­sza­niu skali fil­mu (strasznie się te gob­liny nam­nożyły. Zwierz może doda tutaj odnosząc się do dyskusji, że dość zróżni­cow­ana brzy­do­ta gob­linów i orków nigdy nie zaprzą­tała jego głowy.) — tak by Hob­bit nie odstawał za bard­zo od tego do czego przy­wyk­liśmy. Zwierz wie, że to oburza wielu fanów, ale zwierz patrzy na to raczej z punk­tu widzenia  serii fil­mowej niż książek (zwierz uważa że spoko­jnie moż­na to rozdzielić).  Zresztą (zwierz bła­ga by pow­strzy­mać się od uwag złośli­wych) o ile Wład­ca Pierś­cieni to arcy­dzieło to jed­nak po Hob­bice bard­zo widać, że po pier­wsze to pier­wsza książ­ka auto­ra a po drugie że wyko­rzys­tu­ją­ca schemat nar­racji książek dla dzieci. Tym­cza­sem fil­mowy Hob­bit nie jest filmem dla dzieci.

Stąd też trze­ba przyz­nać, że Hob­bit Jack­sona jest od książ­ki inny. Przede wszys­tkim trze­ba było znaleźć kras­nolu­dom nieco inną motywację wyprawy pod górę. Dum­ny Thorin i jego druży­na wypraw­ia­ją się więc nie tyle po zło­to ale po utra­coną ojczyznę, dom bez którego kras­noludzie plemię wyg­nane z Morii i spod Góry nie ma się gdzie podzi­ać (stąd też his­torię przy­by­cia Smau­ga poz­na­je­my na samym początku i na samym początku zwierz mógł sobie pis­nąć na widok  Thran­duila) . Zwierz musi przyz­nać, że mu ta zmi­ana nie przeszkadza, zwłaszcza, że zabi­janie smo­ka dla innej chę­ci niż zysk wyda­je się zwier­zowi bard­zo dobrym posunię­ciem.  Ta zmi­ana celu wyprawy, zmienia też sta­tus Tho­ri­na. O ile w  książce (przy­na­jm­niej w samym jej początku) właś­ci­wie nie wykazu­je zbyt wielu cech charak­teru poza dumą i dys­tansem, o tyle w filmie sta­je się pewnym odpowied­nikiem Aragor­na —  pozbaw­ionym tronu królem prag­ną­cym przy­wró­cić  siedz­ibę swoim ludziom, o których dba i których dobro leży mu na ser­cu.   I trze­ba przyz­nać, że to Thorin fas­cynu­ją­cy i uza­sad­ni­a­ją­cy po częś­ci dlaczego Bil­bo wyb­ie­ga z domu nie biorąc ze sobą nawet chus­tecz­ki do nosa (zwierz prag­nie tu stwierdz­ić, że uścisk jakim na końcu fil­mu obdarza Bil­ba nie wyda­je mu się abso­lut­nie wyjś­ciem z charak­teru postaci).  Gra­ją­cy go Richard Armitage będzie dla sze­rok­iej wid­owni chy­ba równie wspani­ałym odkryciem do Vig­go Mortensen w cza­sach LOTR. Nie dość że patrzy się na niego przy­jem­nie (oj bard­zo przy­jem­nie) to jeszcze z jego postaci bije taki hero­izm, że chcielibyśmy przez pół sean­su oglą­dać jak toczy niesamowite boje. Tylko mógł­by nieco mniej dra­maty­cznie krzy­czeć “No” choć nawet w tych pozornie nies­trawnie dra­maty­cznych sce­nach jego postać się borni.

 Dobra zwierz wie, ze może się naraz­ić ale jego zdaniem Thran­duil to pier­wszy elf który wyglą­da w ekraniza­c­jach Tolkiena tak jak zwierz wyobrażał sobie elfy. Na ekranie jakieś 10 sec.

Taki Thorin jest zresztą bard­zo potrzeb­ny bo zwierz studi­u­jąc książkę przed wyjś­ciem do kina zori­en­tował się, że właś­ci­wie kras­noludy są postacią wybit­nie zbiorową i Tolkien nie dba za bard­zo by obdarzyć je charak­terem.  W filmie co praw­da czyni się sporo wysiłku byśmy rozpoz­nali, który jest który i by każdy miał odpowied­nią ilość  scen i powied­zonek, ale dwanaś­cie niema jed­nakowych postaci to wróg każdego fil­mow­ca. Stąd bard­zo wyraźnie nakreślona postać Tho­ri­na pozwala prze­jść do porząd­ku dzi­en­nego, że po sean­sie jesteśmy w stanie bez pudła dopa­sować tylko kil­ka kras­nolud­kach imion do gra­ją­cych ich aktorów.  O Ile jeszcze  Kili, Fili czy Balin nie są trud­ni do wskaza­nia pal­cem (zwierz nadal uważa, że Kili jest za ład­ny ale nie będzie się skarżył bo zwier­zowi strasznie się podo­ba) o tyle zwierz nawet na tor­tu­rach nie powie, który to Ori czy Dori.  Nie jest to z resztą błąd fil­mu ani reży­sera, który jak może stara się różni­cow­ać kras­noludy — czy to bronią, ekwipunkiem lub zachowaniem. Ale dwanaś­cie równorzęd­nych postaci to coś bard­zo nie fil­mowego. Z Drużyną Pierś­cienia było łat­wo ze wzglę­du na różnicę ras — tu zaś podob­nie jak Gan­dalf raz na jak­iś czas musimy liczyć czy nikt się nam nie zgu­bił. Choć kto wie — czeka­ją nas jeszcze dwa filmy — może reżyser zaplanował jak­iś myk, który poz­woli nam spamię­tać kto jest kto.

 Oj tak Mar­tin jesteś.

Prze­mod­e­lowa­nia wyma­gała też nieco postać Gan­dal­fa — i to właśnie z tych samych powodów, o których zwierz wspom­ni­ał wcześniej. W Hob­bi­cie Gan­dalf jest ciekawym  miejs­ca­mi nieco aro­ganckim czar­o­dziejem, jed­nak w sum­ie nie wiemy o nim tego czego dowiedzieliśmy się później gdy okazał się być kim zde­cy­dowanie ważniejszym. Poza tym — Tolkien co chwila każe Gan­dal­fowi znikać i pojaw­iać się  w kry­ty­cznym dla przy­gody momen­cie — wyko­rzys­tu­jąc go więcej niż raz na zasadzie deus ex machi­na. W filmie takie rzeczy nie prze­jdą — a właś­ci­wie będą dużo bardziej raz­ić w oczy. Stąd też po pier­wsze — Gan­dalf od samego początku wyda­je się mieć zde­cy­dowanie szer­sze plany, po drugie fun­du­je się nam naradę w Riven­dell (zwierz odnosi wraże­nie, że to jest ten frag­ment który Tolkien chci­ał sam dopisać), no pozwala się mu wyliczyć wszys­t­kich czar­o­dziejów śródziemia. Z resztą postać Gan­dal­fa budowana jest tu trochę w kon­trze do sza­lonego Rada­gas­ta (zwier­zowi się taka inter­pre­tac­ja jaką pokazano w filmie podo­ba ale może dlat­ego, że gra go Sylvester McCoy) i przynudza­jącego Saru­mana (Christo­pher Lee na ekranie zawsze jest dobry!).  Zdaniem zwierza to nawet plus, bo jak wiemy Gan­dalf zawsze ma jak­iś więk­szy plan i w sum­ie jest to charak­terysty­czne dla tej postaci. Ian McK­ellen gra Gan­dal­fa z dobrze znaną z Wład­cy Pierś­cieni mieszanką Ironii i Powa­gi choć tu widz­imy Gan­dal­fa nieco bardziej beztroskiego co zdaniem zwierza jest zde­cy­dowanie na plus — McK­ellen z resztą chy­ba się lep­iej czu­je gra­jąc takiego psot­nego (to słowo przy­chodzi do glowy) Gandalfa.

                Zmienia się też odrobinę sam Bil­bo. Pisze zwierz odrobinę — bo wykazu­je się miejs­ca­mi więk­szą stanow­c­zoś­cią niż jego książkowy odpowied­nik (zwier­zowi podo­ba się, że to on wykazu­je się inic­jaty­wą w sce­nie z Trol­la­mi bo to pasu­je do postaci a w książce Bil­bo bard­zo dłu­go właś­ci­wie nic nie robi). Ale zdaniem zwierza Bil­bo pozosta­je najwierniej odd­aną postacią nie tylko w całym filmie ale — jeśli zwierz może sobie poz­wolić — we wszys­t­kich ekraniza­c­jach Tolkiena.  Olbrzymia w tym zasłu­ga Mar­ti­na Free­m­ana, który — zwierz nie zawa­ha się tego stwierdz­ić jest po pier­wsze jedynym możli­wym Bil­bo Bag­gin­sem (za mło­du, bo Ian Holm gra bard­zo dobrego starego Bag­gin­sa) po drugie znakomi­tym aktorem.  Free­man od daw­na grał prze­cięt­nego angli­ka, którego stać było na więcej.  Tolkien sporo mówi o odzy­wa­jącej się w bohaterze krwi Tuków ale jak zagrać ów dyso­nans pomiędzy umiłowaniem spoko­ju a chę­cią przy­gody. Łat­wo to opisać ale wyraz­ić już trud­niej. A Free­manowi wychodzi to doskonale, podob­nie jak doskonale wychodzi mu prz­er­aże­nie, zach­wyt nad Riven­dell i odwa­ga w ostat­nim star­ciu. Jed­nak prawdzi­wą perełką jest sce­na spotka­nia Bil­ba z Gol­lumem. Nie tylko dlat­ego, że to sce­na zagrana z doskon­ałym wyczu­ciem komiz­mu, zagroże­nia  i sza­leńst­wa (czy tylko zwierz optu­je za tym by w końcu dać Andy Serk­isowi Oscara za tą rolę i za wkład w his­torię kine­matografii?). Także dlat­ego, że Free­man gra w tej sce­nie coś co wyda­je się teo­re­ty­cznie zupełnie nie możli­we do zagra­nia. Jeśli pamięta­cie  w książce jest  sce­na, w której Bil­bo praw­ie zabi­ja sto­jącego na drodze do wol­noś­ci Gol­luma. Tolkien pisze tak ” Nagle — obok zgrozy — wyrozu­mi­ałość i litość wezbrały w ser­cu Bil­ba: objął myślą nie­zlic­zone, monot­onne dni bez światła, bez nadziej na jakąś poprawę losu, twarde kamie­nie, zimne ryby, ciągłe cza­je­nie się w mroku, szep­tane roz­mowy z samym sobą. W ułamku sekundy wszys­tko to ukaza­ło się jego wyobraźni. Zadrżał”.  Dla zwierza niesamowite jest to, że na ekranie widać — dokład­nie widać to co opisu­je  Tolkien. Free­man zmi­aną wyrazu twarzy, spo­jrze­niem odd­ał ten frag­ment w taki sposób, że żaden widz nie mógł mieć wąt­pli­woś­ci, że to litość biorą­ca się ze zrozu­mienia ciężkiego losu nieszczęs­nego Gol­luma.  Jed­nak nawet i bez tej sce­ny wyda­je się, że od początku nie było najm­niejszej wąt­pli­woś­ci, że Free­man będzie dobrym Hob­bitem. Są takie castin­gi, których się nie kwes­t­ionu­je tylko przyj­mu­je do wiado­moś­ci. I to był taki rzad­ki przypadek.

Zwierz nie pamię­ta już kto, ale ktoś twierdz­ił, że Mar­tin ma dla każdej swo­jej postaci osob­ny sposób chodzenia. I rzeczy­wiś­cie coś w tym jest. Ogól­nie Hob­bit z niego idealny.

Niek­tórzy twierdzą, że film się dłużył. Zwierz abso­lut­nie nie jest w stanie się do tej grupy zapisać. Prawdę powiedzi­awszy  ucieszył go fakt, że film trwa dłu­go (choć sam tej dłu­goś­ci zupełnie nie poczuł) bo znalazł się czas i na trzy piosen­ki (szko­da że nie więcej bo chy­ba jed­ną pominię­to ale ta najważniejsza wypadła cud­own­ie), i na lekkie wydłuże­nie sce­ny z Trol­la­mi oraz na pewne wskazów­ki doty­czące tego co będzie się jeszcze dzi­ało (i dobrze bo np. wątek Czarnok­siężni­ka pojaw­ia się potem trochę za bard­zo niespodziewanie jeśli weźmiemy pod uwagę, kim Czarnok­siężnik się okazał). Oczy­wiś­cie część osób może nie lubi sze­ro­kich ujęć Nowej Zelandii ale zwierz nigdy nie należał i nie będzie należał do tej grupy. Zwierz mógł­by spędz­ić życie oglą­da­jąc sze­rok­ie uję­cia Nowej Zelandii. Najlepiej w Nowej Zelandii. Zdaniem zwierza pewien zawód jaki wiąże się dla wielu z tym filmem wyni­ka z fak­tu, że to naprawdę jest tylko mały frag­ment his­torii.  Choć bard­zo dużo i wartko się dzieje to jed­nak z punk­tu widzenia kon­strukcji fabuły rzeczy­wiś­cie dosta­je­my jedynie wstęp. A jak wiado­mo wstęp ma to do siebie, że nie zaw­iera najważniejszych ele­men­tów akcji. Zresztą zwierz musi szcz­erze przyz­nać, że uważa za spory błąd rozkładanie tego fil­mu na trzy lata — co najwyżej wyostrzy to wady pro­dukcji (to nie jest ide­al­ny film) ale przede wszys­tkim ukaże wid­owni, że to jest trochę wiele hała­su o nic tzn. skala wyprawy jest nierów­na do skali filmów. Gdy­by to były dwie częś­ci ta dys­pro­por­c­ja była­by mniej widocz­na (z resztą nie ukry­wa­jmy — Tolkien na tych 300 stronach z kawałkiem opisał więcej przygód niż na pier­wszych 300 stronach Wład­cy Pierś­cieni) . W każdym razie taki Hob­bit dla niko­go chy­ba nie stanie się ulu­bionym filmem bo nie speł­nia pod­sta­wowych założeń fabuły dają­cych wstęp rozwinię­cie i zakończe­nie. Do tego sam Tolkien nie zostaw­ił w książce wielu scen budu­ją­cych posta­cie co dość utrud­nia stworze­nie takich bohaterów, których chce­my oglą­dać nawet jeśli nie dzieje się nic niesamowitego (poty­cz­ki z orka­mi czy gob­li­na­mi to wszak nasz chleb powszedni).

Dobra było miło ale ter­az czas na narzekanie. Zwierz bowiem postanow­ił iść obe­jrzeć  nie tylko film ale i wspani­ałe nowin­ki tech­niczne. O ile 3D w Hob­b­cie zwierza nie powala, ale mało co w tym względzie zwierza powala (stara zasa­da zwierza mówi, że film ma się sprawdz­ić zarówno w kinie jak i na kom­put­erze zwierza co inny­mi słowy oznacza, że zwier­zowi bardziej zależy na treś­ci niż formie) z resztą znów efekt najlepiej było widać na ani­mowanym logo wytwórni (ostat­nio to jakaś zasa­da). Nato­mi­ast 48 klatek na sekundę to zdaniem zwierza total­na pomył­ka.  Nie chodzi nawet o to, że rzeczy­wiś­cie zde­cy­dowanie lep­iej widać sztuczność niek­tórych deko­racji, a bohaterowie za moc­no odci­na­ją się od tła. Prob­lem pole­ga na tym, że film leci za szy­bko. Przez pier­wsze dziesięć min­ut zwierz miał wraże­nie jak­by ktoś usi­adł na pilocie i puszczał film na naj­wol­niejszym przyśpiesze­niu. Dla zwierza jakość odbioru fil­mu okaza­ła się nawet mniejsza niż więk­sza bo przy takim tem­pie fil­mu oko po pros­tu nie ma cza­su zatrzy­mać się na ele­men­tach  deko­racji — wszys­tko prze­latu­je za szy­bko i w sum­ie wiel­ki wysiłek włożony w wykre­owanie wspani­ałych obrazów przepa­da bo zwierz  odczuwał tylko dyskom­fort. W każdym razie zdaniem zwierza zde­cy­dowanie lep­iej było­by gdy­by pieniądze na przyśpieszanie fil­mu poszły na oświ­etle­niow­ców — ten film  jest miejs­ca­mi fatal­nie oświ­et­lony — nie chodzi o to, że jest ciem­no ale padanie światła jest zde­cy­dowanie sztuczne zaś zmi­ana między dniem a nocą odby­wa się zbyt szybko.

 Nie wszys­tkim podobał się wątek Rada­gas­ta ale zdaniem zwierza był dobrze zagrany i poprowad­zony i wcale nie na miejscu.

Niem­niej zwierz obsta­je przy tym co napisał już swoim czytel­nikom na face­booku.  Niedo­ciąg­nię­cia czy niekoniecznie dobre odstępst­wa od książ­ki (kami­enne olbrzymy były abso­lut­nie zbędne) są niczym w porów­na­niu z możli­woś­cią kole­jnej wyprawy do Śródziemia. Zwierz nawet nie jest wielkim fanem  fil­mowego LOTR (serio atak Domestosa w Powro­cie Króla bolał), więcej niek­tóre częś­ci uważa za strawne wyłącznie przy włąc­zonym komen­tarzu aktorów (nie widzi­ał LOTR kto nie widzi­ał LOTR z komen­tarzem). Nie jest też jak już wyz­nał ani wybit­nym ani nawet prze­cięt­nym Tolkienolo­giem. Ale daj­cie zwier­zowi kra­jo­brazy Nowej Zelandii, Muzykę Howar­da Sho­ra i bohaterów Tolkiena a w zwierzu budzi się marze­nie. Marze­nie o tym by wybiec z domu, nie wziąwszy kapelusza i chus­tecz­ki i udać się na przy­godę.  Tylko koniecznie by na jej końcu były elfy, smo­ki i jak­iś  drob­ny ele­ment biżu­terii, który będzie moż­na na pamiątkę zabrać do domu.

 Za to zwierz kocha ekraniza­c­je Tolkiena — za uczu­cie przy­gody towarzyszące wypraw­ie do kina.

Ps: Co do uwag pom­niejszych — muzy­ka jak zwyk­le przepięk­na — co więcej mnóst­wo wari­acji na tem­at znanych z Wład­cy Pierś­cieni ulu­bionych moty­wów zwierza — aż się sen­ty­men­tal­na łez­ka w oku krę­ci — nie za filmem ale za włas­ną młodoś­cią :P

Ps2: Zwierz jest zach­wycony tym jak pokazano atak Smau­ga nie pokazu­jąc smo­ka, choć zwierz musi przyz­nać, że pokazane w ostat­niej sce­nie oko wyglą­dało odrobinę za bard­zo komputerowo.

Ps3: Kto wypa­trzył że Andy Serkis był na planie Hob­bita nie tylko Gol­lumem ale też Sec­ond Unit Direc­tor? Czyli kimś kto krę­ci wiele mniej znaczą­cych scen (np. frag­men­ty scen akcji) oraz dokrętki :)??

 Czy tym gifem zwierz powinien ter­az kończyć wszys­tkie wpisy (ten gif i inne nie są zwierza znalazł je na tumblr)

1 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online