Home Ogólnie Inspektor danych osobowych Montsalvat ostrzega! czyli zwierz o Lohengrinie

Inspektor danych osobowych Montsalvat ostrzega! czyli zwierz o Lohengrinie

autor Zwierz

Hej

Zwierz ostat­nio się strasznie sno­bisty­czny robi. Co sia­da do pisa­nia wpisu to bardziej. Nie mniej zwierz doskonale zda­je sobie sprawę, że jego spotka­nia z kul­turą wysoką lubi­cie niemal tak bard­zo jak jego spotka­nia z kul­turą pop­u­larną. Albo tylko zwierz sobie tak wmaw­ia, żeby nie łkać potem, że nikt nie czy­ta jego wpisów. Dziś zwierz ma dla was prawdzi­wą gratkę, bo będzie pisał o wys­taw­ie­niu Lohen­g­ri­na które miał okazję zobaczyć w Teatrze Wielkim Operze Nar­o­dowej. Jak może przy­puszcza­cie, zwierz nie będzie tu sil­ił się na recen­zowanie muzy­ki Wag­n­era (bo cóż zwierz ma w tej materii do napisa­nia) ale już pochyli się nad wyko­naniem i wys­taw­ie­niem a także nad wid­own­ią. I te trzy W będą naszy­mi prze­wod­nika­mi po świecie z marzeń Inspek­to­ra do spraw danych osobowych.

  Dziś będzie zwierz zdawał relację z wyprawy na Wag­n­era.  Która pozostaw­iła zwierza z mieszany­mi uczu­ci­a­mi i przeko­naniem, że ist­nieje łączność między Wag­nerem a fil­ma­mi Dis­neya. Zdję­cia spek­tak­lu : Krzysztof Bieliński

Wid­ow­n­ia – widzi­cie zwierz naprawdę ma pewien prob­lem. O ile w kinie toleru­je jedze­nie, wyskaki­wanie do toale­ty czy nawet  — nieco z koniecznoś­ci – spóź­ni­an­ie się z powodu pró­by ominię­cia reklam. Ale kiedy zwierz jest  Operze czy Fil­har­monii kom­plet­nie mu ta tol­er­anc­ja wysi­a­da. Powodów jest mnóst­wo – pomi­ja­jąc fakt, że bilet kosz­tu­je 125 zł a nie 17 (co teo­re­ty­cznie powin­no oznaczać, że niezain­tere­sowani na sali się nie pojaw­ią), to jed­nak nie cier­pi zwierz jak coś mu przeszkadza w odbiorze dzieła opartego o muzykę. Tym razem miał zwierz pecha bo wid­ow­n­ia postanow­iła zaprezen­tować „the best of jak nie zachowywać się w Operze”. Mieliśmy więc panią która spóźniła się na dwa akty z trzech i prze­ciskała się do swo­jego miejs­ca w trzec­im rzędzie kiedy aktorzy śpiewali. Nato­mi­ast  trze­ci akt przyszła o cza­sie by po kilku­nas­tu min­u­tach wstać i wyjść na chwilkę, po powro­cie zami­ast usiąść na wol­nym miejs­cu z brzegu – jak to jest ład­nie w zwycza­ju ponown­ie zaczęła się prze­ciskać roz­maw­ia­jąc jeszcze z osoba­mi w rzędzie. Z kolei siedzą­ca obok mnie pani kiedy usłysza­ła pier­wsze nuty marsza wesel­nego zaczęła radośnie podśpiewywać. Zwierz rozu­mie, że miło na czterech godz­i­nach Wag­n­era naresz­cie usłyszeć melodię jaką się zna, ale moż­na się pow­strzy­mać przed wtórowaniem.

  Zwierz naprawdę nie ma wiel­kich wyma­gań. Jak nikt nie śpiewa razem z chórem to zwierz już uważa że jest dobrze

Z kolei dwie panie siedzące za zwierzem nie miały najm­niejszego prob­le­mu by spek­takl komen­tować. Jak­by tego było mało zal­iczyliśmy, niewyłąc­zony tele­fon (ponown­ie w pier­wszych rzę­dach), ludzi robią­cych zdję­cia przy uży­ciu flesza i takich którzy ewident­nie przys­zli do teatru z gruźlicą (chy­ba w uzna­niu dla Puc­ciniego). Całość iry­towała zwierza kosz­marnie, bo wydawać by się mogło, że nie jest pon­ad ludzkim wysiłkiem wysiedzieć cztery godziny w ciszy (były dwie prz­er­wy! moż­na było zwiać) sko­ro już się wybrało wyprawę do  Opery. Wszędzie się czy­ta o kosz­marnym zachowa­niu wid­owni w kinie, ale serio, świecące komór­ki to pikuś w porów­na­niu z koniecznoś­cią ucisza­nia praw­ie wszys­t­kich w około, w Operze! Zwierz wie, że może­cie go wziąć za sno­ba (ostat­nio w Fil­har­monii zwier­zowi przeszkadza­ło, że ktoś głośno odd­y­chał) ale zwierz jest jak najbardziej tol­er­an­cyjni. Zdaniem zwierza wszyscy na wid­owni mogli­by siedzieć w dresach i tramp­kach i nawet żuć gumę, byle­by tylko byli cicho. Niczego więcej zwierz nie wyma­ga (no może poza punktualnością).

  Pomysł na takiego dosłownego łabędzia jest nieco nieprze­myślany bo cała sztu­ka zamienia się trochę w opowieść o kobiecie która nie poz­nała swo­jego bra­ta bo ten założył pióra

Wys­taw­ie­nie – zwier­zowi rzad­ko zdarza się zadawać sobie pytanie, po co sztukę prze­nie­siono w cza­sie. Widzi­cie przenosze­nie w cza­sie real­iów wys­taw­ianej sztu­ki zwierz najczęś­ciej przyj­mu­je, jako pop­u­larny i częs­to błyskotli­wy zabieg reży­ser­s­ki. Zresztą w niek­tórych przy­pad­kach sprawdza się to doskonale doda­jąc nową warst­wę znaczeniową do sztu­ki czy Opery. Tym razem jed­nak zwierz nie znalazł, żad­nego powodu, tropu czy pomysłu na to by uza­sad­nić, dlaczego prze­nie­siono akcję Lohen­g­ri­na do XIX wieku. Libret­to dość wybit­nie do tego XIX wieku nie pasu­je, a jak­iś nowych tropów reżyser nie podrzu­ca (w ogóle spraw­ia trochę wraże­nie jak­by ten XIX wiek mu nie leżał – może, dlat­ego, że pier­wot­nie chci­ał wys­taw­ić sztukę w reali­ach XX wieku). A wyjęte z pewnej bajkowo/średniowiecznej oprawy wydarzenia sta­ją się miejs­ca­mi nieza­mierze­nie zabawne. Głów­na bohater­ka w pewnym momen­cie zaczęła zwier­zowi przy­pom­i­nać jed­ną z tych nieszczęs­nych księżniczek Dis­neya, które biorą ślub po pięt­nas­tu min­u­tach zna­jo­moś­ci (dosłown­ie, bo Lohen­grin wjeżdża na scenę i kil­ka min­ut później już są po słowie, co nieste­ty włączyło w zwierzu bard­zo pop kul­tur­alne sko­jarzenia) bez nawet jed­nej roz­mowy z ukochanym. Kiedy w końcu do roz­mowy dochodzi to z nocy poślub­nej nici a przy okazji okazu­je się, że wiel­ka miłość na zawsze miała być na rok. To nau­ka dla dziew­cząt – warto się z ukochanym, choć w dwóch zda­ni­ach przed ślubem rozmówić. Zwierz naprawdę nie wie, dlaczego w rolach czarnych charak­terów wys­tępu­ją ci, którzy namaw­ia­ją dziew­czynę żeby się przy­na­jm­niej o imię małżonek dowiedzi­ała. Przysię­gi, przysięga­mi, ale jakoś się do męża trze­ba się zwracać a „Opieku­nie Bra­bancji” brz­mi nieco za bard­zo formalnie.

Scenografia miała jeszcze tą wadę że była lekko skierowana na pra­wo. Zwierz siedzi­ał po lewej stron­ie wid­owni i raz na jak­iś czas śpiewa­cy znikali mu zupełnie z pola widzenia

 Zwierz się oczy­wiś­cie naśmiewa, ale nieste­ty – właśnie ta zmi­ana real­iów spraw­ia, ze trud­niej przyjąć bajkową kon­wencję. Zresztą nie tylko o samo libret­to chodzi – ot na przykład moc Graala objaw­ia się tu w postaci możli­woś­ci zada­nia cio­su mocy – wystar­czy wyciągnąć ku komuś rękę a ten pada. O ile jeszcze ma to sens w pier­wszej walce Lohen­g­ri­na (choć w drugiej coś nie wyszło bo delik­went padł gdy bohater jeszcze siedzi­ał na krześle i nie dobył miecza) to kiedy naresz­cie odczarowany z postaci łabędzia Got­tfried jed­nym sprawnym mach­nię­ciem dłoni zabi­ja Ortrud (na odległość bo on macha dłonią z parteru a ona stoi na pod­wyższe­niu) to człowiek ma wraże­nie jak­by znalazł się na Operze o Jedi. Poza tym z niez­nanych zwier­zowi przy­czyn autor kostiumów nien­aw­idzi aktorów i aktorek. Dość potężnej aktorce wys­tępu­jącej w roli Elsy każe bie­gać w kosz­marnej sukni ślub­nej, przy­pom­i­na­jącej bezy z naj­gorszych salonów mody ślub­nej. Ale to jeszcze nic Lohen­grin pojaw­ia się przed ślubem w chy­ba najkosz­marniejszym płaszczu, jaki zwierz widzi­ał – krój może i dobry, ale dodano do niego jakieś wielkie sre­brne guzi­ki, które spraw­ia­ją wraże­nie kosz­marnego kiczu. Zresztą Lohen­grin ma tak nie twar­zowe kostiumy, jak­by reżyser się na nim za coś mścił. Zresztą w zapro­ponowanych kostiu­mach wszyscy wyglą­da­ją śred­nio i zwierz uśmiech­nął się jedynie na widok kobi­et w wiankach.

Jak widać na zdję­ciu — od ciem­nego pod­wór­ka do drzwi kat­edry zaled­wie dwa kroki.

W ogóle pod wzglę­dem wiz­ual­nym jest to wys­taw­ie­nie dość śred­nie, jeśli nie powiedzieć mało prze­myślane. Dwa akty dzieją się w miejs­cu, które przy­pom­i­na coś pomiędzy koszara­mi a opuszc­zonym basen­em. Ani to ład­na ani ciekawa deko­rac­ja, dwupoziomowa chy­ba tylko dlat­ego, że trze­ba gdzieś posadz­ić chór.  Jeden z aktów dzieje się na niezbyt ład­nym pod­wórku co ma sens kiedy słyszymy noc­ne knowa­nia szwar­c­cha­rak­terów, ale kiedy okazu­je się, że to samo zabała­gan­ione pod­wórko jest też placem przed kat­e­drą, to pod­niosła sce­na wchodzenia do świą­tyni wyglą­da jak mikro dra­mat pod śmiet­nikiem. Zresztą trochę braku­je tu kon­sek­wencji, co widać w sce­nie w syp­i­al­ni, gdzie mamy piękne wysok­ie drew­ni­ane ściany i łóż­ka, które stać mogły­by gdzieś w koszarach. Ogól­nie zwierz miał wraże­nie, zupełnego braku spójnego pomysłu. Zresztą takie jest to wys­taw­ie­nie od strony reży­ser­skiej. Jak­by reżyser nie wiedzi­ał do koń­ca co chce pokazać, kiedy w końcu w ostat­niej sce­nie, sili się na jakąś inter­pre­tację (odczarowany Got­tfried zami­ast zła­pać siostrę w obję­cia jak to jest w libret­cie zaczy­na groz­ić wszys­tkim otrzy­manym od Lohen­g­ri­na mieczem ) jest już po pier­wsze za późno, po drugie – trochę bez sen­su. Zresztą jest to takie wys­taw­ie­nie, w którym strasznie widać słabość niek­tórych postaci, luki w całej his­torii i ostate­cznie kończy się kibicu­jąc tym „złym”, którzy słusznie doma­ga­ją się poda­nia odpowied­nich danych osobowych (zwierz oglą­da­jąc spek­takl doszedł do wniosku, że cały Graal to buj­da i Lohen­grin ucieka przed urzę­dem podatkowym albo imi­gra­cyjnym).  Ogól­nie im dalej w las tym bardziej człowiek czeka na ban­ner pro­mu­ją­cy Inspek­torat Danych Osobowych w Montsalvat.

Zdaniem zwierza wszyscy aktorzy pod­padli twór­cy kostiumów które układały się i wyglą­dały najczęś­ciej kosz­marnie nie twarzowo

Wyko­nanie – Zacząć trze­ba od tego, że wszys­tkie Warsza­wskie wys­taw­ienia Wag­n­era liczyć należy od Lata­jącego Holen­dra wzwyż. Tu jest zde­cy­dowanie lep­iej, bo nikt nie chlupie i nie sprysku­je aktorów wodą. Do tego orkies­tra nie gra jak­by miała nieco inną par­ty­turę niż śpiewa­cy, co zawsze jest pociesza­jące. Oczy­wiś­cie mogło­by być lep­iej, ale jak się wys­taw­ia Wag­n­era od świę­ta to ma się też wyko­nanie orkiestry, która ma od świę­ta okazję grać Wag­n­era. Gorzej jest już ze śpiewaniem. Zaczni­jmy od tego, że Anna Lubańs­ka jako Ortrud, czyli główny szwar­c­cha­rak­ter (z prawdzi­wego zdarzenia!) opery była doskon­ała. Do tego stop­nia, że naprawdę czekało się tylko jej doskonale zagranych i zaśpiewanych arii. Wszys­tko w tej roli było – zarówno głos jak i gra god­na prawdzi­wej porząd­nej czarown­i­cy. Idąc tropem „jestem zły dobrze śpiewam” dobrze sprawdz­ił się Thomas Hall jako Tel­ra­mund, który zde­cy­dowanie ma głos do roli. Nieste­ty nie moż­na powiedzieć tego o Peterze Wed­dzie gra­ją­cym Lohen­g­ri­na. Oj nie powin­no być tak, że ze wszys­t­kich śpiewa­ją­cych naj­cie­niej i najsła­biej śpiewa Lohen­grin. Zwierz mniema, że Wal­i­jczyk dum­ny jest z posi­ada­nia w reper­tu­arze tak skom­p­likowanej par­tii, ale nieste­ty jego Lohen­grin jest zde­cy­dowanie najm­niej intere­su­jącą postacią spek­tak­lu. Co więcej, zwierz nawet rozu­mie, że nie zawsze trze­ba śpiewać moc­nym głosem ale tu nie nadra­bia nawet inter­pre­tacją, co właś­ci­wie spraw­ia, że kiedy odpły­wa w siną dal nie jest to wiel­ka stra­ta dla słuchacza.  Śpiewa­ją­ca Elsę Mary Mills ani się zwier­zowi nie podobała ani podobała – zwierz ma zawsze prob­lem z taki­mi śpiewaczka­mi, które dobrze sobie radzą, nie tor­tu­ru­ją uszu ale równie dobrze mogło­by ich nie być. Nato­mi­ast zwier­zowi bard­zo przy­padł do gus­tu Bjarnin Thor Kristins­son w roli króla. Nie tyle z powodu śpiewa­nia, (choć szło mu naprawdę dobrze) ale dlat­ego, że w chwili kiedy na sce­nie pojaw­ia się zapłakana Elsa na jego twarzy widać prawdzi­wą troskę o młodą dziew­czynę – zwierz lubi jak śpiewa­cy dobrze gra­ją a to była sce­na bard­zo dobrze zagrana. Zwierz wie, że narzekanie na chór to już prze­jaw jakiegoś daleko posuniętego sno­biz­mu ale nieste­ty chóru z Lohen­g­ri­na zwierz się nasłuchał i słyszał jakieś takie nieco lep­sze wyko­na­nia.  Jest to chy­ba wada współczes­noś­ci – słyszeliśmy już lep­sze wyko­na­nia wszys­tkiego. Ale ogól­nie – jeśli odet­niemy śpiew i muzykę od insc­eniza­cji – wychodzi nam Opera na dość przyz­woitym poziomie – o niebo wyższym niż Holen­der. Co daje nadzieję, że jak kiedyś będą wys­taw­iać Par­si­fala to będzie to poziom świa­towy. Na co zwierz ku swo­je­mu zaskocze­niu czeka bo z Wag­nerem jest tak, że jak jest dobrze zagrany i ciekaw­ie wys­taw­iony, to nikt tych godzin nie zauważa.

Zwierz dłu­go myślał co stało za kon­cepcją stro­ju Lohen­g­ri­na. Potem Lohen­grin zaczął uży­wać mocy a zwierz przes­tał myśleć

Widzi­cie zwierz lubi chodz­ić do opery właśnie dlat­ego, że jeśli wszys­tko dobrze zagra, moż­na zapom­nieć, że kiedykol­wiek był jak­iś świat poza sceną i wid­own­ią. Zwier­zowi zdarzyło się na oper­ach płakać (ostat­nio na Katii Kabanowej co nawet zwierza zdzi­wiło), wściekać i czuć, że bierze udzi­ał w wielkim momen­cie (jak wtedy kiedy oglą­dał Wojnę i Pokój). I nawet jeśli widzi­ał zmi­any deko­racji, lub siedzi­ał tak wysoko, że aktorzy na sce­nie zamieniali się w punkci­ki (to dopiero w Operze zwierz zdał sobie sprawę, że wzrok mu się psu­je) to wszys­tko poza his­torią i śpiewem nie ist­ni­ało. Nieste­ty, jeśli wpis zaczy­na się od narzeka­nia na wid­own­ię to sam zwierz musi przed sobą przyz­nać, że ten Lohen­grin go nie poruszył, nie por­wał i nie wzruszył. Zwierz wysiedzi­ał bez bólu, wró­cił do domu i nie miał w sobie ani odrobiny uczuć jakie lubi przynosić ze sobą z Opery. Nawet ter­az kiedy pisze, nie jest ani zad­owolony ani zły, raczej śpią­cy. Być może to mogło­by wystar­czyć za całą recenzję.

Ps: Zwierz musi przyz­nać, że jest jeszcze jeden powód dla którego uwiel­bia chodz­ić do Opery – ponieważ stały towarzysz zwierza kupu­je nam zawsze miejs­ca niedaleko drzwi moż­na po prz­er­wie bez trudu obser­wować wchodzące oso­by – i tak zwierz dosta­je przegląd tego co ludzie uważa­ją za „ele­ganck­ie” ubranie. Zwierz uwiel­bia jak niesamowicie roz­ciągli­we i niejed­noz­naczne jest to pojęcie.

Ps2: A tych spragnionych czegoś więcej zwierz zaprosi dziś na Seyjnych bo będzie wpis o pre­mierze 7 sezonu Mad Men.

16 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online