Hej
Zwierz obiecuje was jutro uraczyć najnowszą recenzją Allena ale dziś zajmie się czymś co już od pewnego czasu nie daje mu spokoju. No dobra daje mu spokój ale wprowadza w stan popkulturalnej refleksji. No dobra coś co zwierzowi właśnie przyszło do głowy.
Chodzi o webpiosdes czyli po polskiemu odcinki sieciowe czy internetowe. Kiedyś dość poważnie zapowiadano, że wobec zmierzchu telewizji seriale przeniosą się do sieci i zamiast wrzucać odcinki z telewizji na youtube będziemy zaglądać na youtube bo tam będą premiery.
Okazało się jednak że seriale internetowe nie maja takiej siły rażenia jak telewizyjne seriale w internecie. Zdaniem zwierza zadziałał tu prosty mechanizm. Seriale sieciowe nigdy nie dorównywały jakością serialom telewizyjnym głównie ze względu na za niskie budżety, małe zaangażowanie twórców znanych z tradycyjnych mediów i może najważniejsze – brakiem odpowiedniej promocji. Jednak idea serialu siecowego nie padła.
Okazało się bowiem, że na jednym polu odcinki w sieci mają się nie tyle dobrze co wspaniale. Otóż dziś żaden serial telewizyjny nie może się obyć bez swoich sieciowych odcinków ( które dalej dla wygody będziemy nazwyać webpisodes ). Webpiosdes są najczęściej krótkie – ale nie krótkie w znaczeniu 15 minut tylko naprawdę krótkie od 50 sekund ( przypadek Dr.Who) do trzech minut ( True Blood).
Co zawierają? To zależy nieco od inwencji autorów – mogą mieć zupełnie osobną fabułę toczącą się w tle wydarzeń przedstawionych w oficjalnych odcinkach serialu ( np. w webisodach Housa pewien pielęgniarz prowadził w szpitalu własną krucjatę przeciwko koszmarnemu doktorowi), mogą zawierać sceny których nie widzieliśmy w serialu ale mają konsekwencje ( choć zazwyczaj niewielkie) w oficjalnych odcinkach ( przykład True Blood gdzie np. widzimy Erica zatrudniającego nową kelnerkę która będzie potem występować w kilku odcinkach w bardzo drugoplanowej roli) a niekiedy mają własną osobną akcję która ma nam opowiedzieć coś o bohaterach ( w Greys Anatomy wykorzystano webpisodes by przedstawić widzom relacje między kilkoma nowymi członkami obsady dla których nie starczyło miejsca w zwykłcyh odcinkach) lub też po prostu stanowić zachęcające wprowadzenie do tego co zobaczymy w następnym odcinku ( tak jest w przypadku super krótkich zajawek Doktora Who). Jak więc widzicie ta forma ma się całkiem dobrze, jest popularna i wykorzystywana aż miło.
Nie mniej webpisodes zawsze budzą w zwierzu mieszane uczucia. Po pierwsze zawsze sprawiają, że zwierz ma wrażenie że coś mu umknęło – w sumie wiemy jak wiele rzeczy dzieje się w każdym serialu poza naszym polem widzenia ( i poza wyobraźnią scenarzystów), ale te sieciowe odcinki zawsze suerują, że gdybyśmy chcieli moglibyśmy zobaczyć mnóstwo innych rzeczy ale nie możemy bo nie uwzględania tego pokazana w odcinku historia. No ale to tylko problemy zwierza. Realny problem polea na tym że gdy na zachodzie webpisodes bardzo często dodaje się np. na DVD w Polsce jakoś nikt się nie garnie by ten dodatek pozbierać i dać widzowi by mógł zobaczyć całą historię. Choć z drugiej strony to nawet łatwo wytłumaczalne – sieciowe historie to po prostu inna ciekawsza forma reklamy serialu.
Tym jednak co naprawdę wydaje się zwierzowi smutne w przypadku webpisodes to zmarnowany potencjał. Pomyślcie sami trzy minuty więcej waszego ulubionego serialu – to naprawdę nie lada gratka. Tymczasem większość z tych filmików zrealizowanych jest w sposób zadziwająco amatorski, często imitujących video bloga czy inny rodzaj internetowego dziennika. Co więcej tak naprawdę rzadko jest w nich coś co chcielibyśmy zobaczyć. Bo wiedząc, że spora część telewizyjnej widowni nigdy nie zobaczy internetowego odcinka można do niego wkładać jedynie treść nie istotną.
I tak forma która potencjalnie miała się stać nowym językiem opowiadania historii została zredukowana do służebnej funkcji wobec straej technologii. Jakkolwiek ciekawie to nie brzmi ( zwłaszcza w obliczu ciągłego postępu przynajmniej technologicznego ). Tak więc innymi słowy webpisodes są dość miałkimi wypełniaczami z mało ciekawymi scenariuszami i z rzadka dowcipną treścią. W sumie mogło by ich nie być – i tak naprawdę ich nie ma bo tylko wierni fani danego serialu mają tyle cierpliwości by do nich dotrzeć.
Zwierz w sumie nie wie dlaczego jest tak uprzedzony do siecowych odcinków – być może dlatego, że najczęściej ich twórcy kompletnie nie rozumieją zapotrzebowania widzów. Widzowie bowiem nie chcą pseudo blogów, kamerek internetowych i złej jakości. Jesli mają naprawdę wiernie czekać na kolejne 30 sekund swojego serialu muszą mieć jak najlepszą jakość – bo właśnie jakością wygrywa się dziś w grze o widza ( tu ukłon dla HBO która zrealizowała swoje webpisodes Czystej Krwi z dużą peiczołowitością) – kamery internetowe, zamazany obraz, nerwowe ruchy kamerą z ręki – to zarezerwowane jest dla świata realnego. Piękne kadry, soczyste kolory i statyczne ujęcia – to świat fikcji. Stąd mieszanie jednego z drugim niekoniecznie wychodzi na dobre. I w sumie tu też zwierz upatruje braku powodzenia ( po krótkiej fascynacji) seriali internetowych.
A może się zwierz myli. Może serial internetowy to jednak coś zdecydowanie popularniejszego? Może webpisodes to ulubiona forma promocji widzów? Może nikomu nie przeszkadzają seriale marnej jakości nakręcone kamerą internetową? Właściwie to zwierz nie wie czy dał się ponieść własnym uprzedzeniom czy reacjonuje stan faktyczny. I tu zwierz potrzebuje was drodzy czytelnicy. Czy należy go wyprowadzić z błędu?