Jak zwykle kiedy tracimy Bonda (Daniel Craig nie dał się skusić „całym złotem Fortu Knox” by powrócić do roli) zaczynają się spekulacje, kto zajmie jego miejsce. Pomysłów jak zawsze jest całkiem sporo od takich które budzą powszechny entuzjazm do takich które budzą powszechne przerażenie. Pytanie czy w ogóle wiemy kim powinien być Bond, to zupełnie inna kwestia.
Nie ma co urywać że seria filmów o Bondzie już dawno przestała być ekranizacją powieści Fleminga, zaś sama postać przeszła przez lata tyle metamorfoz, że dziś każdy może podać własną definicję charakterystycznych bondowskich cech i znaleźć takie filmy i sceny które ją potwierdzą. Bond był już wysoki i niższy, był blondynem, brunetem, wyglądał jak syn rzeźnika i absolwent Oxfordu. Bywał romantyczny i cyniczny, prał ludzi po pyskach bądź zabijał ich w bardziej wyrafinowany sposób i właściwie całą serię od pewnego czasu łączy bardziej przywiązanie widzów niż spójność charakteru głównego bohatera. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy zaczynamy mówić o obsadzie Bonda ludzie często odwołują się do głęboko zakorzenionych schematów związanych z postacią. Zwierza bawi zwłaszcza odwoływanie się do powieści, bo możemy z całą pewnością stwierdzić, że Bond którego napisał Fleming ma się do postaci filmowej tak jak bohaterowie komiksów do swoich ekranowych odpowiedników. Z faktu noszenia tego samego imienia i nazwiska niewiele jeszcze wynika.
Po The Night Manager sporo osób zdecydowało że Tom Hiddleston byłby idealnym nowym Bondem. Ale czy naprawdę chcemy żeby Bonda grał Loki?
O aktorze grającym Bonda właściwie jedno wiadomo na pewno, powinien być poddanym królowej brytyjskiej. Wszystkie inne cechy jego wyglądu, czy skali talentu są przedmiotem dyskusji. W ostatnich miesiącach często mówiło się że Henry Cavill mógłby po zrzuceniu trykotu Supermana stać się nowym Bondem. Potem kiedy pojawił się The Night Manager – część osób absolutnie oszalała na punkcie wizji że nowym Bondem mógłby być Tom Hiddleston. Nie odmawiając niczego obu aktorom zwierz nie jest przekonany do tych kandydatur z jednego powodu – obaj są bardzo silnie kojarzeni ze swoimi super bohaterskimi rolami. Wydaje się, zwierzowi że Bond powinien być zawsze głównym wcieleniem aktora. Przynajmniej głównym spośród dobrze kojarzonych. Zwierz nie chciałby czytać że Superman czy Loki zagrają Bonda, wtedy z punktu widzenia tworzenia postaci w oczach widzów, byłby to średni zabieg. Spośród nazwisk które wymieniano najciekawsze wydało się zwierzowi wspomnienie o Damienie Lewisie – zachodni widzowie kojarzą go z serialu Homeland, brytyjscy z wielu doskonałych produkcji. Problem w tym że Lewis jest rudy. I to nie trochę rudy tylko tak porządnie rudy. Zwierz nie wie czy świat jest gotowy na rudego Bonda.
Z kolei po Man from U.N.C.L.E pojawiły się głosy że Cavill byłby rzeczywiście Bondem idealnym, problem w tym, że Cavill jet już Supermanem i chyba nie znajdzie czasu na dwie takie role
Skoro już mówimy o rzeczach na które świat nie jest gotowy, to zawsze pozostaje nam nieodmiennie kandydatura Idrisa Elby. Problem z kandydaturą Elby jest jednak taki, że choć wszyscy powtarzamy sobie w kółko że nie ma co dalej szukać, mając tak doskonale dopasowanego aktora, to jednak nie wygląda na to by Idris był na serio taką rolą zainteresowany. Jasne miło być najbardziej pożądanym aktorem do roli Bonda, ale zwierz zastanawia się czy decydując się na występ w Mrocznej Wieży Elba nie pogrzebał trochę swoich szans na rolę Bondowską. Bo Mrocza Wieża to będzie spory, drogi i bardzo charakterystyczny projekt. Ale może zwierz się myli. Przychyla się natomiast do tego co mówi niejeden sceptyk. Jeśli Idris miałby zagrać Bonda to trzeba się już za to zabrać, bo aktor nie młodnieje a rzeczywiście chyba po przykładzie Rogera Moora wiemy, że jest dość wąskie okienko w którym można wiarygodnie zagrać Bonda.
Zwierz kocha wizję Idris Elby jako Bond al tu nie można zwlekać bo nawet Idris może się kiedyś zrobić za stary do roli
Jednak nawet kandydatura Idrisa Elby nie wywołuje takich emocji jak – coraz bardziej ożywiona na Twitterze rozmowa, o tym, że Bondem mogłaby zostać kobieta. Wizja że męka rola w nowych czasach miałaby przypaść kobiecie budzi wśród wielu komentatorów absolutną panikę i pytanie – dramatyczne „ I co dalej?!”. Tymczasem Internet nie tylko wyraził zainteresowanie kobiecym Bondem ale też bez trudu wybrał obsadę decydując się na doskonałą do roli pani szpieg Gillian Anderson. Zwierz przyzna szczerze, że dużo bardziej podobała mu się w tej materii inna propozycja. Otóż Guardian zaproponował, że skoro już mamy korzystać z popularnego w Wielkiej Brytanii Night Managera jako punktu odniesienia, to zamiast wybierać Hiddlestona, wybierzmy Olivię Colman. Wybitną brytyjską aktorkę, która co prawda wygląda jak pani która mija się w warzywniku, ale panią szpieg grała w serialu fantastycznie, jednocześnie tworząc chyba najbardziej intrygującą postać ciężarnej pani szpieg w historii kina. Co ciekawe ta propozycja wzbudziła całkiem sporo entuzjazmu. Nie tyko dlatego, że Colman jest doskonałą aktorką ale chyba też dlatego, że przełamanie stereotypu że Bond powinien być najatrakcyjniejszym człowiekiem w pomieszczeniu wydaje się dziś nawet bardziej intrygujące niż zmiana jego płci. Poza tym wszyscy kochają Olivię Colman i podobnie jak zwierz są przekonani, że jest w stanie wiarygodnie zagrać drzewo.
Zwierz ma wrażenie że Gillian Andreson wcale nie jest takim dobrym wyborem. Zdaniem zwierza przyczynia się do stereotypu że kobieta grająca szpiega powinna być „zimna”
Problem w tym, że nie do końca jesteśmy sobie w stanie odpowiedzieć na pytanie kim byłby Bond gdyby był kobietą. Bond to postać która opiera się na pewnych założeniach, które są – nie wstydźmy się tego – koszmarnie irytujące i naiwne. Wytrzymujemy je bo mowa o Bondzie ale każdego innego bohatera byśmy pogonili. Bond ma więc sporo szczęścia, jest zawsze bezdyskusyjnie atrakcyjny, nawet jeśli popełni błąd to wyjdzie na jego, wszystko mu się udaje, kobiety wieszają się na jego szyi a pod koniec filmu czeka coś w rodzaju medalu od królowej. Jeśli się nad tym zastanowimy to Bond, podobnie jak wielu męskich bohaterów jest taką typowa Mary Sue. Tylko, że nie interpretujemy go jako Mary Sue, bo w przypadku męskich bohaterów mamy sporo innych, historycznie zakotwiczonych punktów odniesienia. W przypadku bohatera męskiego o takich cechach doskonale wiemy kim jest i dlaczego podejmuje takie a nie inne decyzje. Mimo, że nie jest to najlepiej napisana postać na świecie to umiemy ją jakoś osadzić w świecie takich bohaterów. Nasze wymagania odnośnie np. reprezentacji są tu właściwie nie istniejące. Bond niczego nie musi udawać ani nikogo nie musi reprezentować jest postacią a nie fragmentem rzeczywistego świata.
Ponoć cała rozmowa jest jałowa bo Bondem zostanie Damien Lewis. Człowiek utalentowany, nie aż tak bardzo znany i spełniający wiele kryteriów. Jedyny minus – jest rudy
Wyobraźmy sobie jednak że teraz Bonda gra kobieta. Jeśli postać zostanie napisana dokładnie tak samo jak Bond mężczyzna, to właściwie chyba nikogo do końca nie ucieszy. Spójrzcie jak na bohaterki które mają szczęście reaguje Internet – Rey z Gwiezdnych Wojen może być sympatyczną, dobrze napisaną postacią ale fakt, że sporo się jej udaje budzi agresję nie tylko wśród ludzi którzy uważają że film to zbyt poważne przedsięwzięcie by powierzyć kobiecie główną rolę, ale także ci którzy domagają się by kobiety w kinie pisać lepiej. Zwierz wyobraża sobie że nasza potencjalna Jane Bond zostałaby skrytykowana niezależnie od tego czy by podzielała cechy swojego poprzednika (np. była postrzegana jako atrakcyjna jednostka przez właściwie wszystkich – od przypadkowych postaci drugoplanowych po głównego przeciwnika) czy też w sytuacji gdyby ich nie podzielała (gdyby z filmu usunąć całkowicie obowiązkowy wątek dziewczyny Bonda czy jego skłonności do flirtu wtedy wzbudziłoby to jeszcze większy sprzeciw). Ogólnie problem z Bondem jest taki, że to bardzo kochana ale w sumie – po tylu przeróbkach i interpretacjach – nie taka dobra postać. A na pewno nie taka dobra postać do tego by interpretować ją na nowo jako kobietę. Bo pewne cechy Bonda dopiero zaczęłyby nas drażnić gdybyśmy zobaczyli je w wydaniu kobiecym. Zwierz ma wrażenie że taka zmiana pokazałaby dopiero jak bardzo złożoną ze schematów postać mamy.
Zwierzowi strasznie podoba się pomysł by wrzucić przez okno wszystkie założenia kim ma być Bond i zatrudnić Olivię Colman
Nie zmienia to jednak faktu, że Internet przemówił głosem którego ponownie nie można do końca ignorować. Ludzie chętnie zobaczyliby Jane Bond z wielu powodów. To znak zmieniających się czasów, a także, chyba pewnej frustracji brakiem tak dobrze zakorzenionych w kulturze popularnej bohaterek kobiecych. Poza tym Internet od pewnego czasu lubi dawać prztyczka w nos wytwórniom, które powtarzają że ludzie zawsze pragną tego co już widzieli. Ale nie chodzi tylko o te powody. Jednym z nich jest pewne – coraz powszechniejsze u wielu wielbicieli Bonda poczucie, że bohater, trochę się skończył i jeśli nie znajdziemy żadnego dobrego pomysłu na to jak go napisać i obsadzić na nowo to nic go już nie uratuje. Jednocześnie mam wrażenie, że mimo iż Internet przerzuca się nazwiskami i pomysłami, w istocie chcemy być zaskoczeni. Trochę jak w przypadku Daniela Craiga którego co prawda nie wszyscy zaakceptowali od razu jako Bonda ale przynajmniej do samego końca nie wiedzieliśmy kim będzie i jaki będzie. Jeśli już mam mieć Bonda, to niezależnie od płci czy koloru skóry musi go zagrać ktoś kto zgodzi się na to że zostanie na długo utożsamiony z tą rolą. Być może tylko z tą rolą.
Producenci być może będą szukali aktora który z entuzjazmem nieco większym niż Craiga będzie promował produkcję.
Ostatecznie zwierz ma wrażenie, że wszystkie dyskusje dotyczącego tego jaki ma być Bond i w jakim kierunku powinna zmierzać postać – nawet jeśli mówimy tylko o castingu wynika nie tylko z takiego typowo fanowskiego zaintrygowania ale z pewnego znudzenia. Bond, nawet jeśli wciąż nas bawi jest trochę jak 12 sezon Grey’s Anatomy. Wszystko się bohaterowi już przydarzyło i teraz filmy raczej nawiązują do poprzednich przygód niż są w stanie stworzyć coś całkowicie własnego. Sukces Skyfall kilka lat temu polegał głównie na tym, że był to bardzo sympatyczny film i bardzo średni film o Bondzie. Kiedy ostatnio postanowiono że Spectre będzie filmem bardzo o Bondzie wyszło zabawnie ale średnio. Tu pojawia się sugestia czy może Bonda w ogóle nie należałoby posłać na emeryturę. No ale tego sobie nikt nie wyobraża. Zwłaszcza że z Bondem trochę jak z Doktorem. Tak naprawdę przy każdym można zacząć od początku. I miejmy nadzieję, że ktokolwiek będzie następnym Bondem, twórcy będą mieli na niego, lub na nią pomysł.
Ps: Zwierz wyjeżdża jutro na swój ostatni majowy wypad. Tym razem do samego Londynu. Tak więc w najbliższych dniach spodziewające się wpisów podróżnych.