Hej
Czy wiecie co to jest Oracle of Bacon? Zwierz pisał wam kiedyś o tej instytucji ale zawsze warto o niej przypomnieć bo to popkulturalny cud świata. Oto program pozwalający połączyć każdego aktora z każdym aktorem (na zasadzie ten grał z tym grał z tym). Im ważniejszy i aktywniejszy aktor tym mniej kroków potrzeba by połączyć go z kimś innym. W centrum tej machiny wcale nie znajduje się Kevin Bacon (które kiedyś nieopatrznie stwierdził, ze pracował ze wszystkim w Hollywood stąd system ten został nazwany od jego nazwiska) ale Christopher Lee. I właściwie nic w tym dziwnego. Lee dzierży bowiem od dość dawna tytuł najaktywniejszego aktora na świecie jak podają różne strony internetowe (zwierz sam nie liczył) zagrał w około 230 produkcjach. W każdym razie pewne jest to, że od 1948 roku kiedy zadebiutował w filmie co roku zagrał w co najmniej w jednej produkcji wyłączając jedynie 1995 i 2006. A biorąc pod uwagę, że Christopher Lee ma 90 lat i wcale nie ma zamiaru porzucić aktorskiej kariery (oraz pojawi się w grudniu tego roku w Hobbicie) to raczej jeszcze długo nikt nie zaszkodzi jego rekordowi. Ale Christopher Lee nie przejdzie do historii jako najaktywniejszy aktor na świecie, ani też do historii nie przejdzie jako człowiek, który swoje 90 urodziny świętował wydaniem Heavy Metalowej płyty (serio, serio ). Jeśli Christopher zapisze się w pamięci zbiorowej to przede wszystkim dzięki temu, że jego filmowego alter ego to naprawdę zły człowiek. Albo i nie człowiek.
Zwierz nie może ręczyć za całą filmografię Christophera Lee ( jak możecie się domyślać zwierz nie widział wszystkich jego 230 filmów choć widział jeden z pierwszych czyli Hamleta Lawrenca Oliviera gdzie Lee gra postać w trzecim tle) ale nie trudno stwierdzić, że częściej grał bohaterów nie sympatycznych niż sympatycznych. Do najbardziej nie sympatycznych bohaterów należy zaliczyć jego postać Drakuli w cyklu filmów wyprodukowanych przez Hammer films. Zwierz nie będzie się nad tym rozwodził (przede wszystkim dlatego, że nie jest specjalistą a specjalistów od Hammer films i ich produktów jest sporo) ale w latach 50 do 70 to właśnie pod szyldem Hammer powstawały najsławniejsze i najbardziej lukratywne (a jednocześnie powiedzmy sobie szczerze – nie najwyższych lotów) horrory. Nic więc dziwnego, że dla niektórych widzów zwłaszcza anglosaskich Lee zawsze będzie Drakulą (nawet dziś jeśli wypiszecie Dracula do gogle images jako pierwszy wyskakuje lśniący zakrwawionymi kłami Christopher Lee) , zwłaszcza, że jego wampiryczny bohater, w przeciwieństwie do swoich dzisiejszych odpowiedników nie mówił zbyt wiele (praktycznie nic – ponoć ponieważ dialogi były beznadziejne choć są wersje według których scenarzysta z góry zaplanował sobie taki obraz postaci) ale na wampira wygląda. Prawdę powiedziawszy w tym momencie jego kariery można było się zastanawiać czy tak charakterystyczny aktor, który w głowie wielu widzów właściwie zrósł się z rolą , będzie mógł grać jeszcze kogokolwiek innego. Co prawda przez zupełnym zaszufladkowaniem Lee uciekł (między innymi dzięki swojej pracowitości bo pojawiał się jeszcze w innych strasznych produkcjach od Mumii po Frnkensteina) ale przekonanie o wrodzonej podłości granych przez niego bohaterów pozostało.
Człowiek ze Złotym Pistoletem to jeden z niewielu Bondów w których Ten zły ma naprawdę jakiś charakter.
Teoretycznie aktora strasznie łatwo zaszufladkować. W końcu grał jednego z podłych przeciwników Bonda, i faszystę pragnącego wykończyć wszystkich nie białych mieszkańców ziemi, właściciela Szkockiej wyspy na której rozkwitał krwawy pogański kult, czarodzieja spiskującego przeciwko siłom dobra, mrocznego lorda Sith, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Oczywiście zdarzało mu się zagrać postacie, które nie koniecznie pragnęły śmierci wszystkich wokół. Pomijając fakt, że Tim Burton powierzał mu w ostatnich latach (rozumiem przez to ostatnie kilkanaście lat bo Lee pojawia się w prawie każdym filmie Tima Burtona) nie tylko role postaci złych (choć powiedzmy sobie szczerze – u Burtona łatwiej dostać rolę postaci niezbyt dobrej niż pozytywnej. W każdym razie jeśli się nie jest Johnnym Deppem) aktor wcielał się czasem w postacie pozytywne. A w każdym razie nie do końca negatywne – jak podają źródła jest jednym aktorem który zagrał Sherlocka Holmesa, jego starszego brata Mycrofta Holmesa i Henrego Baskervilla – na cale szczęście w trzech różnych filmach nie mniej jest to dowód, że całkiem dobrze radzi sobie nawet wtedy kiedy nie chce zabić wszystkich obecnych na ekranie bohaterów. Za swoją najlepszą rolę aktor uważa odegranie Mohammeda Ali Jinnaha – założyciela współczesnego Pakistanu. Co prawda to film, którego prawie nikt nie widział (zwierz nawet nie wie czy go pokazywali w kinach) ale z całą pewnością daleki do jego codziennych ról czarnych charakterów. Nie mniej paradoksalnie to właśnie granie postaci złych, podłych i wrednych sprawiło, ze aktor może się cieszyć sympatia i poważaniem kolejnego pokolenia widzów filmowych.
Starość eliminuje amantów, wyklucza bohaterów kina akcji i dobija super bohaterów. Ale starość nie ima się tych złych. Wręcz przeciwnie – wydaje się, że ostatnia dekada przyniosła Christopherowi Lee więcej sławy i uznania niż jakakolwiek wcześniejsza. Rola Sarumana we Władcy Pierścieni uświadomiła wielu widzom jego istnienie. Rola Hrabiego Dooku w nowej Trylogii Gwiezdnych Wojen sprawiła, że liczba młodych ludzi, którym nazwisko aktora naprawdę nic nie mówi spadła właściwie do zera bo każdy oglądał jedną z tych dwóch filmowych trylogii. Co więcej wydaje się, że część widowni nagle uświadomiła sobie, że fakt iż aktor ma 80 lat nie musi oznaczać, że gra wyłącznie miłych staruszków, którzy albo żegnają się z życiem albo wychowują radosne wnuczęta. Lee niezależnie od tego czy wiek pozbawił go całego jednego cala wzrostu (nadal ma powyżej 1.90 więc nikomu to nie szczególnie przeszkadza) wciąż jest na ekranie przerażający w sposób który najczęściej sprawia, że od razu lubimy jego postać. Z resztą nie tylko postać, kiedy przyszło do kręcenia Władcy Pierścieni wyszły na jaw (przynajmniej na szerszy jaw) trzy rzeczy – po pierwsze, ze Lee jako jedyny na planie spotkał Tolkiena, po drugie, że czytuje Władcę Pierścieni co roku no i po trzecie – że właściwie zna na pamięć to co przeczytał. Zwierz nigdy nie zapomni spotkania aktora ze studentami którejś z prestiżowych uczelni gdzie zbijał ich nie zawsze mądre pytania dotyczące jego postaci przede wszystkim odwołując się do Silmarillionu. Teoretycznie to nie takie dziwne ale zwierz czuł, że studenci raczej nie byli przygotowani, że ktoś w ogóle zna tego typu książkę na pamięć.
Nie mniej wydaje się, że Christopher Lee to jeden z tych aktorów, których bardzo wielu widzów lubi za to, że po prostu są. Zwierz jakoś nie wierzy by absolutnie wszyscy deklarujący wobec niego sympatię widzowie widzieli choć część z jego 230 filmów. Z całą pewnością liczba tych, którzy dobrze znają jego dokonania w horrorach nie jest taka duża, poza znawcami i ludźmi ogólnie zainteresowanymi wytworami Hammer Films. Na dowód zwierz może powiedzieć, że on sam tylko raz oglądał tą wersję „przygód” Drakuli, a aktora jako Holmsa (a właściwie jako Holmsów) poznał dopiero kiedy zaczął się interesować wszystkim co ma jakikolwiek związek z Sherlockiem. Oczywiście kojarzył go z różnych produkcji (powiedzmy sobie szczerze nie wszystkich dobrych ) ale nie żeby jakoś szczególnie śledził jego karierę. Nie mniej sama koncepcja grającego przede wszystkim fanatycznych złych aktora, obdarzonego na dodatek tak pięknym głosem, że ktoś powinien go zamknąć w jakiejś komórce by nagrał całą dostępną literaturę grozy (z czego część zrobił bo równie często co gra użycza swojego głosu do filmów animowanych, audiobooków czy płyt muzycznych) zawsze się zwierzowi podobała. Co więcej – zwierz nie będzie ukrywał, podoba mu się strasznie pracowitość aktora, dla którego wiek, odległość (pamiętajmy, że Władca Pierśnie był jedna kręcony w Nowej Zelandii, do której by kręcić Hobbita Lee już nie pojechał. Produkcja przyjechała do niego) czy fakt, że właściwie spokojnie mógłby spocząć na laurach nie jest żadnym argumentem do zaprzestrania kariery. W końcu jak zwierz kiedyś pisał większość z nas musi się pogodzić z tym, że nasi ulubieni aktorzy zagrają maksymalnie w 40-50 filmach – tymczasem bycie fanem Christophera Lee daje ci możliwość obejrzenia 230 filmów (w tym Hamleta Oliviera!) z poczuciem, że gdzieś tam znajdzie się twój ulubiony aktor. To więcej niż z bycia wielbicielem 4 różnych aktorów. Ekonomicznie nie ma nic lepszego niż lubić Christophera Lee i bać się jego bohaterów.
Cóż rzeczywiście jak się na to patrzy to pozytywnych bohaterów nie widać zbyt wielu
Zwierz podejrzewa, że część czytelników może się poczuć nieco poruszona wysoką nie odkrywczością tego wpisu. Ale prawda jest taka, że wystarczy, że przeczytacie sobie hasło w Internet Movie Database wymieniające wszystkie osiągnięcia, filmy i nagrania aktora i dostaniecie jedną z najciekawszych historii współczesnej kinematografii. Niewielu bowiem aktorom udało się tak ładnie i zgrabnie wyrwać z bycia postacią niszową do bycia dość powszechnie rozpoznawanym bez zmieniania praktycznie nic w sposobie prowadzenia swojej kariery. Zwierz mógłby być bardzo nowatorski ale nie ma co wydziwiać – można od czasu do czasu po prostu być odrobinę fanem. A ponieważ nic nie zapowiada by Christopher Lee miał zamiar swoją karierę skończyć to jeszcze zdecydowanie nie jest za późno by wskoczyć na pokład i zostać fanem razem ze zwierzem i całą masą innych widzów którzy wolą jednego aktora z dorobkiem pięciu. Zwłaszcza, że jak wieść gminna niesie niedługo ma się pojawić jego nowa płyta. Heavy metalowa rzecz jasna.
Jeśli kiedyś będziecie wydawać płytę na 90 urodziny zwierz poleca inspirować się okładką jaką wybrał dla swojej płyty Lee.
PS: Zwierz właśnie uświadomił sobie jak koszmarne było by życie bez bazy gdzie można zawsze sprawdzić kto w czym grał. Mniej więcej w połowie każdego filmu zwierz orientuje się, że zna czyjąś twarz a nie zna nazwiska. Możliwość sprawdzenia tego w jednej chwili to jeden z ulubionych wynalazków zwierza.??