Hej
Wczoraj na facebooku zwierz wysłał więcej wiadomości niż przeciętny użytkownik przez cały rok. Żonglując dwoma plikami exela, kilkoma skoroszytami, czterema wzorami maili dwiema skrzynkami pocztowymi i jednym wysoce nieprzystosowanym do tego działań portalem społecznościowym zwierz rozesłał informacje w sprawi Secret Santa gdzie tylko się dało to znaczy do prawie 300 swoich czytelników. Dlaczego? Cóż możemy na tym etapie przyjąć, że zwierz jest odrobinę nienormalny i nie ma mechanizmu mówiącego mu, że coś jest skomplikowane, pracochłonne i zdecydowanie nie do zorganizowania dla jednej osoby. Dlaczego nie ma tego mechanizmu nie wie, pewnie był za bardzo zajęty oglądaniem seriali, bo go w sobie wykształcić. Są jednak plusy, bo jeśli zwierz czegoś strasznie nie skopał to prawie 300 osobom szykuje się miła przedświąteczna zabawa kosztem jednego zmęczonego zwierza. No dobra, ale to nie jest wpis o przygotowaniach do Secret Santa, najwyżej kolejna w tym tygodniu wymówka z okazji nieco mniej udanego wpisu (biedny zwierz ciągle się wam tłumaczy). A o czym dziś będzie? O trudnej sztuce zachęcania. Na przykład do przeczytania tego postu.
Zwierz się nieprzytomnie namęczył nad Secret Santa ale wpis nie będzie świąteczny choć zwierza całe losowanie wprowadziło już w taki nastrój – bannerek zawiśnie na blogu zwierza dopiero w grudniu ale już teraz możecie zobaczyć jaki piękny jest świąteczny zwierz w wykonaniu Mai.
Zwierz dostaje od was często maile z podziękowaniami lub złorzeczeniami związanymi z faktem, że zwierz wciągnął was w oglądanie jakiegoś serialu czy zaproponował wam jakiś film. Zwierz doskonale wie, że wszyscy mając coś naprawdę ulubionego próbujemy zachęcić do tego rodzinę, znajomych i przyjaciół, ale nie zawsze osiągamy sukcesy. Dlaczego? Prawda jest taka, że sztuka zachęcania znajomych do oglądania tego, co my wcale nie jest prosta i wymaga pewnego kunsztu. Zwierz nie uważa się za mistrza, ale wydaje mu się, że ma dla was kilka rad, które kto wie mogą sprawić, że już niedługo przekonacie wszystkich waszych znajomych by oglądali te same seriale a kto wie może czytali te same blogi (jak widzicie działania zwierza są czysto bezinteresowne).
Stopniowanie zachwytu – jeśli mówicie o każdym serialu, że jest wspaniały, w końcu wasz znajomy dojdzie do wniosku, ze po prostu zawsze tak macie, że jak widzicie serial to się nim zachwycacie, więc ten kolejny wspinały serial niczym nie różni się od poprzedniego. Zdecydowanie lepiej powiedzieć, że dany serial jest sympatyczny, podnoszący na duchu, trzymający w napięciu itp. Innymi słowy, jeśli wszystkie seriale zachwalamy tą samą frazą to tak naprawdę nie zachwalamy żadnego.
To nie ósmy cud świata – naprawdę niewiele seriali czy filmów można reklamować zapewniając znajomych, że zatrzęsie ich światem. Przy większości produkcji czy książek lepiej nie podnosić oczekiwań za wysoko. Dlaczego – z dwóch powodów – po pierwsze, dlatego, że wtedy to, co sobie osoba wyobraża a rzeczywistość książki mogą się nieprzyjemnie zderzyć, co oznacza, że nawet dobra książka czy film się nie obroni. Po drugie -jeśli coś dobrego, ale nie wybitnego reklamujemy, jako genialne to osoba, która nas zna i to obejrzy będzie się przede wszystkim skupiała na tym by podważyć lub dostrzec, co nami tak wstrząsnęło a nie po prostu obejrzeć film czy przeczytać książkę.
Odrobina manipulacji – zwierzowi zdarzało się nie raz udawać, że film mu się nieco mniej podoba niż było w rzeczywistości po to by obniżyć oczekiwania. Nie, dlatego, że chciał wyjść na mądrzejszego, ale po to by zachwalając i polecając jednocześnie pozostawić osobie, która miała go zobaczyć za poleceniem miejsce na odkrycie samodzielnie, jaki to dobry film. To trochę jak w przypadku osób, które chcą żeby im polecić film, ale nie chcą recenzji, bo narzucają one z góry jakąś jednoznaczną ocenę filmu. Innymi słowy, w przypadku niektórych opłaca się zachęcać, ale jednocześnie nie narzucać opinii nawet, jeśli jest bardzo dobra.
Z okazywaniem nadmiernego entuzjazmu trzeba uważać bo paradoksalnie jeśli wszystko jest wyjątkowe i fantastyczne to nic takie nie jest (gif stąd)
Ton rozkazujący – istnieje wąska grupa produkcji – zwłaszcza filmów i książek, przy których właściwie nie zachęcamy – wchodzimy do domu i na pytanie jak było w kinie odpowiadamy „Nie rozmawiam z tobą póki nie zobaczysz/nie przeczytasz” O dziwo sprawdza się zaskakująco często. Niestety ta doskonała metoda działa tylko w przypadku filmów, książek i seriali naprawdę znakomitych.
Napisz tylną stronę okładki – kiedy zwierz poleca komuś jakiś film czy książkę zawsze stara się podać tyle informacji ile powinno znajdować się na idealnie napisanej tylnej stronie okładki książki. Przy czym za idealne nie uważa zwierz tych notek, które zazwyczaj lądują w Polsce z tył okładek (nie dość, że streszczają inne książki to czasem nawet kolejne tomy). Nie za dużo, żeby pozostawić odrobinę przestrzeni na zainteresowanie, ale też nie jedno zdanie. To sprawdza się zwłaszcza w przypadku filmów. Zaś w przypadku seriali zwierz bardzo ostrzega przed streszczaniem – bo niemal każdy serial, który zaczynamy streszczać brzmi kretyńsko. Serio nawet wybitny a co dopiero mówić o po prostu sympatycznej produkcji. Zazwyczaj najlepiej powiedzieć, kim jest główny bohater i jaki jest pierwszy punkt zawiązania akcji. I nie spolierować – nawet, jeśli bardzo kusi.
Nie nalegaj, ale przekonuj – czasem proponując komuś film czy serial stajemy przed zdecydowanym oporem wynikającym głównie z przekonania, że dany film czy serial nie odpowiada gustom danej osoby. W takim przypadku najczęściej najlepszym wyjściem jest wskazanie, ze produkcja zawiera wątki, których osoba jej nieoglądająca nie jest w stanie sobie wyobrazić (dobry przykład ostatnio to Wyścig gdzie przekonując trzeba przede wszystkim obalić opinie osób, które widziały tylko plakat), ale jeśli jakaś osoba bardzo nie chce danej rzeczy obejrzeć – wtedy nie nalegać za bardzo, bo tylko jeszcze bardziej do oglądania czy czytania zniechęcimy.
Lepiej zaproponować krótki zwięzły opis który jednak będzie miał w sobie coś intrygującego (gif stąd)
Metoda krzesła i sznurka – zwierz czasem grozi swoim mniej obeznanym w klasyce kina znajomym, że przywiąże ich do krzesła i przymusowo pokaże część swoich ukochanych klasyków. Prawda jest taka, ze nikogo nie musimy przywiązywać, ale jeśli uważamy, ze nasi znajomi koniecznie powinni coś zacząć oglądać a oni się buntują możemy sami stworzyć okazję do tego by coś obejrzeć wspólnie – większość osób nie próbuje oglądać nowych rzeczy nie, dlatego, że nie chce tylko, dlatego, że jest leniwa i szukanie czy ściąganie odcinków albo kupowanie DVD to dla nich za duży wysiłek. Wszyscy jesteśmy leniwi. To fakt.
Nie wszystko na raz – to ważne by na początku nie zasypywać nowego widza dziesiątkami tytułów, które musi koniecznie zobaczyć czy sezonów, które musi nadrobić. Wiele osób zaczyna oglądać seriale od środka i jakoś żyją, a Thora 2 można od biedy obejrzeć bez znajomości wszystkich dotychczasowych filmów Marvela. Nic tak nie zniechęca widza czy czytelnika, (choć zawsze trudniej zacząć od środkowego tomu) niż przekonanie, że zanim będzie się mógł dobrze bawić będzie musiał odrobić olbrzymią pracę domową. Jeśli coś się spodoba możemy mieć pewność, że nowo pozyskany widz zaległości nadrobi.
Pamiętaj, kto jest twoim wrogiem – najczęściej polecając cokolwiek – niezależnie od tego czy jest to klasyka czy też najnowszy serial walczysz z jakimiś opiniami, na które nie masz wpływu – w większości przypadków to materiały promocyjne czy trailery sprzedające niekoniecznie ten sam film czy serial, o którym chcesz zarazić swoich znajomych. Dlatego też zanim przystąpisz do gnębienia wszystkich wokół by przyłączyli się do twojej nowej obsesji sprawdź, jakie opinie na jej temat krążą wśród ludzi, którzy dany produkt popkultury mogą znać wyłącznie z drugiej „marketingowej” ręki.
Czasem oczywiście należy zapewnić z pełną mocą że coś polecanego jest znakomite ale zachować to tylko do najlepszych produkcji (gif z adresu na dole klatki)
Wszystko jest podobne do wszystkiego – nic tak nie sprzedaje filmu jak uświadomienie komuś, że niezależnie od tego jak dziwna jest produkcja są w niej podobieństwa do czegoś, co nasz krewny czy znajomy już kiedyś widział. Ludzie lubią piosenki, które już słyszeli tak, więc wszyscy tak naprawdę chcemy oglądać w kółko wariacje na temat kilu wątków, które kiedyś polubiliśmy. Przy czym tu warto być kreatywnym – czasem podobieństwo nie koniecznie leży w tematyce, ale w stylu kręcenia filmu, podejścia do problemu, nastroju. Dwa zupełnie różne w tematyce filmy mogą być podobne, dwie niemal identyczne na pierwszy rzut oka produkcje mogą być zupełnie inne. Warto tu trochę pogłówkować, bo dobre dostrzeżenie podobieństwa różnych produkcji to silna broń w zachęcaniu do oglądania.
No dobra to te kilka rad. Jest oczywiście jeden problem. Wszystkie te rady są do niczego, kiedy próbujemy komuś sprzedać Doktora Who. W takim przypadku po prostu musimy czlowieka obezwładnić albo nachodzić – w innym przypadku nigdy nam nie uwierzy, że naprawdę warto dać serialowi szansę. A tak na serio to ostatni składnik to oczywiście nasz prawdziwy entuzjazm, dzięki któremu przynajmniej zwierzowi udało się część z was przekonać do wielu produkcji. Zwierz oczywiście w swoim wpisie niczego nie odkrywa, ale może zwerbalizował kilka sposobów, które wszyscy znamy, ale może nie zdajemy sobie sprawy, że z nich korzystamy. Zawsze wszystko lepiej na wszelki wypadek zapisać. No oczywiście możecie jeszcze jak zwierz założyć bloga i kompulsywnie recenzować wszystko, co wpadnie wam w ręce i nadaje się do recenzowania. Ale to wyjście tylko dla tych, którzy nie mają w sobie tego mechanizmu, który mówi, że coś jest skomplikowane, pracochłonne i zdecydowanie ponad siły jednej osoby. No, ale już ustaliliśmy, że zwierz jest tego pozbawiony.
Ps: Zwierz idzie dziś do kina na Adwokata, nawet, jeśli to będzie bardzo zły film to i tak nie zasługuje na tak skandalicznie złą recenzję (warsztatowo i językowo) jak ta, którą zafundował jej wczoraj w Wyborczej Szczerba. Po co Gazeta trzyma recenzenta, który nie umie recenzować filmów? To nie ma w kraju ludzi, którzy się tym zajmują (podpowiedź: jest i to nawet więcej niż etatów dla takowych). Ale to może moja frustracja, że Wyborcza ma trzech recenzentów facetów, jednego gorszego od drugiego i jeszcze nie przyszło im do głowy, że może wypadałoby dokooptować do nich, choć jedną kobietę.
Ps2: Zwierz pamięta o rękodziele miało być dziś, ale Secret Santa wykończył zwierza. Będzie na 100% w weekend!