Hej
Kiedy mówi się ujawnianiu przez aktorów swojej orientacji seksualnej zazwyczaj pojawiają się trzy zasadnicze postawy. Pierwsza z nich mówi, że ludzie sławni – aktorzy, muzycy czy po prostu celebryci, mają właściwie obowiązek coming outu. Nie chodzi o to, że widzowie czy słuchacze muszą wiedzieć wszystko o twórcy (bo w sumie nie muszą). Zdaniem niektórych ujawnienie się jest swego rodzaju obowiązkiem społecznym. Po pierwsze daje to poczucie reprezentacji osobom z mniejszości, po drugie ukrywa się jedynie rzeczy wstydliwe a orientacja seksualna niczym wstydliwym nie jest. Druga grupa uważa, że naprawdę niczyją sprawą jest orientacja seksualna artysty zwłaszcza, że nikt od ludzi heteroseksualnych żadnych deklaracji nie wymaga. Zaś samo prawo do posiadania prywatności jest wartością zdecydowanie wyższą, niż ewentualna pociecha jaką z obecności aktora geja w życiu publicznym może przynieść prześladowanemu nastolatkowi w liceum na prowincji. Na koniec zaś są ci, którzy niezależnie od tego jaką mają postawę – czy opowiadający się po stronie społecznej odpowiedzialności czy prawa do prywatności- zwracają uwagę, że dla artysty ujawnienie orientacji seksualnej może się wiązać z końcem kariery albo jej spowolnieniem i trudno się dziwić, że nie wszyscy się na to decydują. Zwierz nie będzie się tu opowiadał po żadnej ze strony, ale zastanawia się do jakiego stopnia rzeczywiście coming out niszczy we współczesnym Hollywood karierę.
Zacznijmy od tego, że cały ten wpis jest jednym wielkim gdybaniem. Nie jesteśmy w stanie policzyć ilu aktorów nie dostało swojej pierwszej roli ze względu na to, że nie byli wystarczająco hetero, nie jesteśmy w stanie policzyć wszystkich ról, które przeszły komuś przed nosem, ponieważ twórcy woleli nie ryzykować obsadzenia kogoś, kogo uznali za kontrowersyjnego. Nigdy nie policzymy wszystkich decyzji, w których naprawdę rolę odegrała orientacja seksualna aktora, ani potencjalnych wyliczonych przez studio strat, jakie mogłyby się wiązać z mniejszym zainteresowaniem produkcją. Zresztą w przypadku wszystkich sławnych ludzi, którzy ujawniają swoją orientację seksualną już są znani. Na tyle powszechnie, że cokolwiek publicznie muszą lub chcą deklarować. Co oznacza, że udowodnili posiadanie talentu niezależnie od tego gdzie prowadzi ich serce. Tak, więc dzisiejszy wpis nie ma absolutnie żądnych podstaw naukowych czy statystycznych. Jest to tylko zbiór refleksji. Refleksji, które prawdopodobnie są w tym samym stopniu prawdziwe i nie prawdziwe. To ważne, bo właściwie od razu badamy grupę tak bardzo niereprezentatywną, że wyciąganie jakichkolwiek pewnych wniosków jest nie możliwe. Ale po gdybać sobie można.
Po necie krąży wykres pokazujący popularność imienia Ellen w Stanach Zjednoczonych. Drastyczny spadek popularności imienia w 1997 roku część użytkowników Internetu przypisuje ujawnieniu się Ellen DeGeneres jako lesbijki. Kolejny spadek popularności imienia w ostatnim roku Internet natychmiast skojarzył z coming outem Ellen Page – popularnej aktorki. O ile trudno odpowiedzieć jak potoczą się dalsze losy Ellen Page to trzeba dużo odwagi stwierdzić, że Ellen DeGeneres została dzięki decyzji zepchnięta na margines popkulturalnego życia. Wręcz przeciwnie – codziennie jej program oglądają tysiące, jeśli nie miliony widzów z potencjalnie najbardziej konserwatywnej grupy – czyli wielbicieli telewizji śniadaniowej i przedpołudniowej. Biorąc pod uwagę, że dwa razy prowadziła Oscary i będzie podkładała głos pod jedną z postaci w najnowszym filmie Pixara to radzi sobie całkiem dobrze. Z drugiej jednak strony – Ellen nigdy nie miała kariery, która wpisywałaby ją w tradycyjny schemat wielkiej hollywoodzkiej aktorki. Zwolennicy teorii, że ujawnienie orientacji niszczy karierę mogliby za przykład wsiąść żonę Ellen aktorkę Poritę de Rossi, która mimo sporej popularności po Ally McBeal wielkiej kariery nie zrobiła choć pojawiała się w całkiem popularnych produkcjach jak np. Arrested Development. Przy czym ponownie o czym zwierz napisał wcześniej – nie sposób powiedzieć do jakiego stopnia za nie do końca udaną karierę odpowiada kwestia orientacji. Orientacja seksualna nie przeszkodziła Jodie Foster być jedną z najlepszych i najbardziej nagradzanych aktorek w Hollywood, choć z drugiej strony – skoro grając od dzieciństwa aktorka zdecydowała się na jakąkolwiek deklarację dopiero w zeszłym roku (w tym zaś wzięła ślub) to musiała ona coś wiedzieć. Być może to, że obsadzający ją spece od castingu zamiast obsadzić po prostu aktorkę będą brali pod uwagę obsadzenie aktorki lesbijki. Coś co choć nie powinno mieć żadnego znaczenia dla wielu speców od castingu ma. Bo ujawnienie się nie oznacza, że aktor czy aktorka przestaje pracować – oznacza, ze może zacząć dostawać inne role. Zwierz nie wie czy Ellen Page dostanie jeszcze rolę ukochanej głównego bohatera, a Maria Bello która ujawniła, że jest w związku z kobietą będzie nadal grywała matki i żony. Być może tak, ale ponownie – czy będą to równie ciekawe i intratne propozycje? Trudno w tym momencie jednoznacznie powiedzieć.
Wydaje się jednak, że większe prawdopodobieństwo zrujnowania sobie kariery widzą w ujawnieniu się aktorzy. Rupert Everett wielokrotnie twierdził, że niezależnie od tego jak liberalne może się wydawać środowisko twórców kina, fakt, że nigdy nie ukrywał swojego homoseksualizmu zamknęło mu drogę do wielu ciekawych ról – chociażby nie dając mu nigdy szansy zostać Bondem. Z drugiej strony uważna lektura jego wspomnień wskazuje, że aktor dość dobrze sam sabotował własną karierę bez niczyjej pomocy. Nie zmienia to jednak faktu, że coming out aktora zawsze każe się zastanawiać, jakich ról teraz już na pewno nie dostanie. Przy czym nie wydaje się to działać w przypadku wszystkich aktorów – Ben Wishaw który w zeszłym roku nie tylko oświadczył oficjalnie że jest homoseksualistą a na dodatek od roku ma męża (dowodząc tym samym, że można zachować całkiem dużo prywatności jeśli się chce) może spać spokojnie. Jego bohaterowie zawsze byli nieco dziwni, poetyccy, eteryczni – takich ról nikt mu nie zabierze. Podobnie chyba spokojnie może spać Anderw Scott – grający Moriartego w Sherlocku Irlandyczk też nigdy nie miał predyspozycji by grać przepięknego amanta – co nie zmienia faktu, że trafiały się mu dzięki temu zdecydowanie ciekawsze role. Nieco inaczej jest w przypadku aktorów, których można byłoby dość łatwo wpisać w pewien schemat „przystojnego głównego bohatera” jak np. Matthew Bomer aktor znany z serialu „White Collar”. Teoretycznie idealny aktor by zagrać jakiegoś niesamowicie przystojnego głównego bohatera. Wiele kobiet widziało go w głównej roli w ekranizacji „50 Twarzy Greya” i choć zwierz zapewnia was, że każdemu aktorowi życzy by nie był brany pod uwagę, przy castingu do akurat tego filmu, to pozostaje pytanie – czy nie dostał roli dlatego, że wybrano kogo innego czy dlatego, że wciąż jest trochę osób wierzących, że nie można być gejem i przekonująco grać takiej prawdziwie męskiej postaci. Z drugiej strony też nie ma zasady – Luke Evans mógł się spokojnie wyautować ale ponieważ mówi z odpowiednim angielskim akcentem w Stanach Zjednoczonych nadal może grać tego złego Europejczyka.
Zwierz zwrócił zresztą uwagę, że zdecydowanie częściej słyszy się o coming outach aktorów serialowych niż filmowych. Neil Patrick Harris, Jim Parsons czy Zahary Quinto ujawnili się w czasie kiedy grali w serialach. Co więcej serialach na tyle popularnych, że mogli mieć pewność, że raczej szybko pracy nie stracą. Zwierz wolałby nie myśleć, że jest to wynik prostej kalkulacji co się opłaca a co nie ale być może, dopiero mając stałą pracę i zapewnioną regularną ekspozycję można podjąć decyzję o tym by ujawnić swoją orientację. W innym przypadku stawka może być za wysoka. A przyszłe zarobki nagle się skurczyć. Przy czym w żadnym ze wspomnianych przypadków nie wpłynęło to na kształt czy wielkość ich roli w serialu – jedyne co można uznać po części za wynik coming outu to dołączenie do grona aktorów, których gdzieś w swoich produkcjach obsadził Ryan Murphy – wszyscy trzej zagrali w jego serialach czy filmach telewizyjnych. Biorąc pod uwagę, że nawet pogarszające się produkcje Murphy’ego zarabiają całkiem nieźle i przyciągają sporą widownię można powiedzieć, że nie jest to najgorszy los jaki może spotkać aktora. Z drugiej strony – skoro już przy produkcjach Murohy’ego jesteśmy –patrząc na nagrodzonego Złotym Globem Chrisa Coflera, odtwórcę roli Kurta w Glee zwierz cały czas się zastanawia czy Hollywood kiedykolwiek będzie mu umiało zaoferować inną rolę niż gejowskiego przyjaciela głównego bohatera filmu. Ewentualnie bohatera, u którego orientacja seksualna odgrywa kluczową rolę. Bo to kolejna szufladka do której łatwo wpaść.
Oczywiście we wszystkich tych rozważaniach bierzemy pod uwagę aktorów, którzy zdecydowali się ujawnić swoją orientację. Biorąc pod uwagę zwykłe cyfry spora grupa aktorów czy muzyków siedzi cicho wychodząc z założenia, że lepiej nic publicznie nie ogłaszać. To z kolei prowadzi do chyba najbardziej niepokojącego zjawiska jakie jest elementem kultury popularnej obecnie. Tych ciągłych plotek i domniemywań, które czasem dominują dyskusję na temat aktora czy muzyka. Zwierz o tyle uważa to za niepokojące bo tak właściwie przebija z nich jedna myśl – że to coś jednak zmienia. Przy czym jak już zwierz kiedyś pisał – istnieje jakieś poczucie, że to jest informacja do której widz ma jakiekolwiek prawo. Choć pod tym względem wszyscy aktorzy są traktowani mniej więcej tak samo. To znaczy zwierz nigdy nie widział tylu dyskusji o życiu prywatnym gwiazd jak w przypadku Kevina Spacy czy Lee Pace – aktorów o których życiu prywatnym nie wiadomo właściwie nic. Zwierz dostrzegł jak strasznie frustruje niektórych fanów fakt, że nie wiedzą z kim się gwiazda umawia. Ale to trochę jakby z boku naszych rozważań.
Zwierz musi powiedzieć, że im dłużej przygląda się faktom tym bardziej nie wie co myśleć. Bo z jednej strony takich karier o których można powiedzieć, że natychmiast się załamały z powodu ujawnienia orientacji seksualnej aktora/aktorki w ostatnich latach nie było (albo przynajmniej zwierz nie pamięta), na pewno trochę było karier nieco mniejszych, może bez ciekawych ról o których nigdy się nie dowiedzieliśmy. Z całą pewnością kilku karier w ogóle nie było z czego nie zdajemy sobie sprawy. Sporo natomiast jest ludzi, którzy się czegoś boją – być może wcale nie zaszufladkowania czy ludzi z branży ale reakcji publiczności. Człowiek zapomina, że jednak chodzą po świecie ludzie, dla których sympatia do aktora może być uzależniona od rzeczy tak mało znaczącej. Zwierz nie wie jaką mieć postawę względem coming outów ludzi znanych. Chyba jest mu jednak bliżej do tezy, że to jest jednak życie prywatne i jako że nie wpływa bezpośrednio na wykonywany zawód to nie jest to moja sprawa. Z drugiej strony – zwierz niesamowicie podziwia fakt, że zaproszony na festiwal w Moskwie Wentworth Miller, odmówił przyjazdu w proteście przeciwko łamaniu praw homoseksualistów jednocześnie dokonując coming outu. To jest jednak coś co można uznać za postawę obywatelską w najlepszym wydaniu. Tak że zwierz nie wie, najchętniej żyłby w świecie gdzie jest to tak mało ważne, że nikt nie musi tego rozważać jako istotną życiowo sprawę. A wszyscy którzy dokonaliby coming outu mieliby równie udaną karierę jak Ian McKellen. Wtedy zwierz mógłby uznać, że nie jest to taki zły świat.
Ps: Zwierz brał pod uwagę tylko ostatnie przypadki, nie mniej jasne jest że kiedyś – nawet dwie dekady temu możliwość zrujnowania sobie kariery była zdecydowanie większa o ile nie absolutnie pewna.
Ps2: A w ogóle to jakoś tak w najbliższych dniach rozdają GLAAD Awards.