Home Ogólnie Kiedy naprawdę nic się nie stało czyli zwierz piłkarski

Kiedy naprawdę nic się nie stało czyli zwierz piłkarski

autor Zwierz

Miało być o popkulturze ale będzie o piłce nożnej. Będzie o piłce nożnej bo mecz skończył się tak późno, że wypadałoby już spać albo co najmniej być w połowie wpisu a nie zasłaniać twarz poduszką kiedy strzelali. No ale trzeba było obejrzeć całym swoim fanowskim sercem starając się zmienić lot piłki. Więc się obejrzało. Do końca.

Bycie fanem piłki nożnej w Polsce, a właściwie bycie fanem drużyny narodowej to ten specyficzny rodzaj masochizmu. Nie jest przypadkiem że mamy specjalną przyśpiewkę na wypadek przegranej. Nie jest przypadkiem że znamy ją lepiej niż tą na wypadek zwycięstwa. Przez lata nasza drużyna wyglądała zawsze tak samo. Jacyś ludzie na boisku, ganiający za piłką przez trzydzieści minut. Pozostałe sześćdziesiąt minut zwykle było bólem, cierpieniem i drogą do męki.  Mecz otwarcia, mecze o wszystko, mecz o honor. Tak się przez lata przyzwyczailiśmy do tej trójcy, że nawet dat za bardzo na ten trzeci mecz nie rezerwowaliśmy. No bo patrzeć jak strzelają zanim wrócą do domu, zawsze było jakoś tak przykro.

W tym roku zrobili nam niespodziankę. Nie przegrali. Na początku tego meczu otwarcia, potem tego meczu o wszystko a potem już nie było meczu o honor. Zapanował chaos w naszych sercach. Próbowaliśmy dowiedzieć się od naszych obcojęzycznych znajomych jak się kibicuje drużynie która wygrywa. Długie konsultacje nakazywały porzucić pesymizm a rozniecić dumę i nadzieję. Dumnie wypięło pierś te parę procent respondentów którzy przed rozpoczęciem mistrzostw twierdzili, że podniesiemy puchar nad głowę. Zaczęła się też nauka. Skoro już wiemy który to Lewandowski (ten co jest w każdej reklamie) i od lat rozpoznajemy Błaszyczkowskiego (ten z brodą) to czas na kolejnych – ten łysy to Pazdan, ten który wygląda jak z ogólniaka to przepyszny Kapustka, ten bramkarz z oczkami smutnej sarenki to Fabiański, ten który wygląda jak sprzedawca lodów w uzdrowisku to Krychowiak, ten co nie jest w stanie trafić do bramki ale wygląda sympatycznie to Milik. Nasza drużyna.

Mecz ze Szwajcarią oglądaliśmy trochę jeszcze bez przekonania. Są jakieś progi optymistycznego myślenia które trudno przeskoczyć. Wyjść z grupy mogliśmy, ale iść dalej ? Hola, hola panowie, bez szaleństw. Wszak nie mamy tyle wolnego, puby nie przygotowane, flagi nie powywieszane a poza tym my się tu mamy martwić sytuacją polityczną a nie z własnej woli oblekać się w narodowe symbole. Ale jednak nadzieja się wkrada równie niespodziewana co entuzjastyczne tweety Russela Crowe, który nagle odkrył, że jest Polakiem. Więc gramy – bez litości dla nerwów i serc widzów. Gramy w 38 milionowym składzie z tą koszmarną Szwajcarią. I wygrywamy. W karnych. Czujemy że gdzieś tam ludność polski oddała część swojej duszy by te piłki wpadały do bramki. Pełna koncentracja. Nosimy tą piłkę niemal własnymi rękami. Wygrywamy. Kraj w stuporze, nikt nie wie jak się teraz zachować. Tu już naprawdę wchodzimy w ziemie nieznaną. Najstarsi górale co prawda coś tam pamiętają ale młodzież czuje się zagubiona. Co się śpiewa? Jak się mówi? Jak się kibicuje.  Zapanowała konsternacja. Terra Incognita.

Przed meczem z Portugalią ręce zaczynają się trząść jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Cały naród kibicowski czuje jakbyśmy oszukiwali na egzaminie z matmy i dostali posadę głównego inżyniera w zakładzie produkcji mostów. Niby wszyscy się cieszyli ale też do meczu podchodziliśmy z poczuciem, że się tak długo nie da że zaraz przyjdą Niemcy i powiedzą że Lewandowski gra przecież w ich drużynie a Kapustka okaże się pożyczonym z drużyny podwórkowej. A potem strzeliliśmy gola w drugiej minucie. Tu nastąpiła ogólnopaństwowa konsternacja. Bo co jak co mogliśmy coś Portugalii strzelić ale żeby w drugiej minucie? I co teraz? Przecież nasi nie strzelają w drugiej minucie. Co najwyżej w 37 albo jeszcze lepiej pod koniec. Czy nadal będziemy musieli grać na wyrównanie? Czy Christiano Ronaldo będzie płakał? Otchłań niewiadomych.

Nie wygraliśmy. To chyba wiedzą już wszyscy. Ale kiedy w rzutach karnych o naszym losie zadecydował przypadek – bo przecież nie byliśmy gorsi, znów znaleźliśmy się na terenie nieznanym. Tak przegraliśmy, ale nie mogliśmy mieć do siebie pretensji. Mecz był wyrównany, miejscami taki że zwierz aż przecierał oczy. To nie było szczęście, oni naprawdę potrafili grać, jeden do drugiego z tym wyczuciem, że tam po podaniu będzie inny piłkarz. Fabiański bronił jakby miał magnesy w rękawicach. Jakby niczego się nie bał. Tak jasne Błaszczykowski nie trafił. Ale czy ktokolwiek może mieć pretensje do Błaszczykowskiego? Piłkarza który jakby mógł to by się dał sfaulować, poturbować a może nawet popsuć sobie fryzurę – wszystko dla naszych. Przecież to nasz Kuba. Którego kochamy nieważne co by nie było. Piłkarz który oddał opaskę kapitana Lewandowskiemu mimo, że w sumie mógł się obrazić.  Więc w sumie stało się coś czego w ogóle nie zakładaliśmy. Przegraliśmy ale bez kompromitacji. Bez czarnego charakteru. Bez złości.

Więc o północy Warszawa pełna była ludzi i samochodów którzy wracali. Może bez śpiewu na ustach ale wcale nie w żałobnych nastrojach. Choć RMF Classic zaczęło kilka sekund po przegranej grać niemal żałobną muzykę to nie było słychać żałoby. Niewielki tłumek kibiców śpiewał na skrzyżowaniu, zdzierając gardła „Nie ma lepszego od Kuby, nie ma lepszego”. Jakby się w nas nagle obudziło takie jakieś dawno zamknięte poczucie, że można do życia podejść bez pretensji, do wygranej bez poczucia klęski, do życia z poczuciem dumy. Komentator meczu, gdy już przegraliśmy powiedział „to tylko sport”. Jasne, to tylko sport. Ale jednocześnie miło sobie przypomnieć, że może być inaczej. Chociażby w piłce nożnej. I miło się nauczyć po tylu latach mówić o przegranej nie jako ostatecznej porażce ale jako o braku zwycięstwa. Dziś śpiewanie „Polacy nic się nie stało” brzmi jakoś dziwnie mało ironicznie. Być może nareszcie się trochę nauczymy, że nie zawsze wiatr nam w oczy i nie wszystko musi być źle. Taka mała lekcja którą warto byłoby odrobić w innych dziedzinach życia naszego społeczeństwa. Ostatecznie to wygrana po której wszyscy mieli ochotę przytulić naszych piłkarzy powiedzieć Błaszczykowskiemu że wszystkim się zdarza, pocieszyć Fabiańskiego, że się wszystkiego nie obroni. Udzielił się nam duch sportu.

Poza tym Islandia jeszcze gra. Islandia to taka reprezentacja Białegostoku. Do boju Białystok!

17 komentarzy
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online