Poziom emocji wokół „Kleru” Wojciecha Smarzowskiego już dawno przekroczył zainteresowanie jakim zwykle cieszą się polskie filmy. Trudno się dziwić, cały świat dyskutuje o grzechach Kościoła, Watykan próbuje jakoś utrzymać swoje znaczenie, a społeczeństwa sekularyzują się w ekspresowym tempie. Zaś w Polsce Kościół przytula się coraz mocniej do władzy, i porywa nas wszystkich w dość szatańskie tango, gdzie granica między wiarą a polityką coraz bardziej się zaciera. Naprawdę trzeba by długo szukać by znaleźć dziś temat bardziej aktualny niż grzechy kościoła. Pytanie tylko czy Smarzowski ma o nich coś ważnego do powiedzenia.
Film śledzi losy trzech księży – jeden jest proboszczem w niewielkiej parafii gdzieś na wsi, drugi w średnim miasteczku, trzeci pracuje przy krakowskiej kurii. Wiele lat temu wszyscy trzej przeżyli pożar kościoła, więc ich losy są ze sobą na zawsze związane. Choć w samym filmie widzimy ich razem tylko na początku, kiedy świętują rocznicę swojego ocalenia. Każdy z tych księży, ma na sumieniu własne grzechy – od złamania celibatu, po pedofilię. Każdy z nich ma też własne demony – wspomnienia molestowania, alkoholizm, bolesną przeszłość z okrutnego prowadzonego przez surowe zakonnice domu dziecka. Wszyscy trzej muszą się ze swoimi demonami zmierzyć – jeden z oskarżeniami o pedofilię, drugi z faktem, że dziewczyna z którą sypia i mieszka jest w ciąży, trzeci – z rzeczywistością pracy w kurii gdzie arcybiskup głównie krzyczy przez telefon na władze, i ustawia kolejne przetargi.
Kler to swoisty katalog przewin Kościoła – głównie w Polsce. Znajdziemy tu wspomnienia wszystkich wydarzeń o których wcześniej czy później donosiły media i gazety. Są księża namawiający kobiety do aborcji, i tacy którzy rozdają ubogim dzieciom drogie prezenty aby kupić ich milczenie. Są pieniądze na budowę sanktuarium brane z pieniędzy na szpitale. Są komisje zniechęcające do zeznań ofiary pedofilów. Są burdy które kościół pierze za zamkniętymi drzwiami i ośrodki dla emerytowanych księży pełne duchownych z niesamowitym katalogiem grzechów na sumieniu. Jest chciwość i hipokryzja, a także zwykła bezmyślność i brak życzliwości. To opowieść o pewnym biznesie jakim jest Kościół i na tym jak bardzo skorumpowani są ci którzy go prowadzą.
Jednocześnie jednak – co może być dla niektórych zaskoczeniem – z każdą kolejnym grzechem Kościoła, film traci na mocy. Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że Smarzowski wybrał dość łatwy trop w którym absolutnie wszyscy których poznajemy są albo sprawcami przemocy, albo jej ofiarami. Nie ma nikogo spoza tego kręgu. Co sprawia, że obraz staje się bardzo czarno- biały. Przy całej mojej nienawiści do grzechów Kościoła – gdyby każdy ksiądz miał coś na sumieniu, albo uciekał przed jakąś traumą byłoby dużo łatwiej. Jednym z problemów w dyskusji o Kościele jest to, że nie każdy ksiądz coś na sumieniu ma. Gdyby każdy coś miał nawoływanie do powszechnego potępienia może spotkałoby się z większym odzewem. A tak – wystarczy, że człowiek nigdy nic złego od Kościoła i jego sług nie zaznał i łatwo te argumenty odrzucić. Tu jednak Smarzowski nie tylko pokazuje niemoralność i hipokryzję ale jeszcze dodatkowo podlewa wszystko obowiązkową w jego filmach wódeczką i pijacką śpiewką. Tak jakby niemoralność zawsze była podlana alkoholem. Jakby wszystko było łatwe gdyby to zawsze się ze sobą tak spinało.
Po drugie – Smarzowski nie jest w stanie nas zaszokować czymś co przecież i tak wiemy. Ten film to katalog doskonale znanych grzechów kościoła. Nie trzeba ich szukać w archiwach czy przesłuchiwać zaufanych księży. Wszystko znajdziecie w gazetach, reportażach, zeznaniach i książkach. Obejrzycie w telewizji. Bo prawda jest taka, że tytułowy Kler to tylko połowa problemów Kościoła. Drugim elementem tej wspólnoty przykładającym rękę do tego co dzieje się w Polsce, a często też na całym świecie są wierni. W filmie Smarzowskiego są sceny gdzie oskarżony o pedofilię ksiądz musi ratować się ucieczką, przez rozwścieczonym tłumem, gotowym wymierzyć sprawiedliwość. To taka cudowna fantazja pozwalająca dobrze się poczuć. Zły kler, i sprawiedliwi mieszkańcy miasteczka. Ale przecież wiemy, że tak naprawdę rzeczywistość jest dużo bardziej mrożąca krew w żyłach. Zwykle na ucieczkę skazane są rodziny dzieci, które wyjawiły informacje o molestowaniu. To obojętna postawa wielu wiernych względem grzechów Kościoła pozwala na to by nadal pewne rzeczy działy się bez kary – nawet jeśli napiszą o nich gazety i opowiedzą w telewizji. To jest ta przerażająca rzeczywistość.
Po trzecie – Smarzowski specjalnie nie angażuje do dyskusji o Kościele sprawy wiary. Bóg, zbawienie, poczucie, że kapłaństwo ma jakiś cel w ogóle się prawie w tym nie pojawiają. Bohaterowie się modlą ale nie ma to w sumie większego znaczenia, nigdy nie wchodzimy w świat ich modlitwy czy światopoglądu. Kiedy grany przez Więckiewicza ksiądz radzi kobiecie, która skarży się że mąż jej nie bije, więc pewnie nie kocha, szukać winy w sobie, to nie wiemy, do jakiego stopnia wierzy w to co mówi, a do jakiego stopnia jest znudzony. Widać że Smarzowski nie chce do tego wszystkiego mieszać wiary, że woli się skupić na takim ludzkim i ziemskim wymiarze spraw. Ale ponownie – problem w skomplikowanej materii spraw Kościelnych polega też na tym, że tam jest pierwiastek wiary. Do jakiego stopnia arcybiskup który domaga się wpisania zakazu aborcji do konstytucji wierzy, że postępuje słusznie, a do jakiego robi to cynicznie. To jedno z trudniejszych pytań jakie można by tu zadać – i niestety w ogóle tego nie ma – a szkoda bo pokazałoby to jeszcze jeden wymiar opowieści.
Co ciekawe – kiedy mówimy o kwestii pedofilii w Kościele, Smarzowski trochę ucieka od poważniejszej analizy przyczyn zjawiska. Trochę szuka jej w traumie, trochę pokazuje jak działa, ale nie pyta – dlaczego jest jej tak wiele. Miałam nadzieję, że Kler pokaże to co wiele osób próbuje wyjaśnić społeczeństwu – że wykorzystywanie młodych ludzi bierze się z tego, że jest to możliwe, że jest to bezkarne, że w instytucji która ma taką władzę, a jednocześnie tak specyficzny dobór ludzi – takie zjawiska wynikają z pewnych szerszych – można powiedzieć – wbudowanych w system wad Kościoła. Niestety tego Smarzowski nie robi, bo też wydaje się, że zamiast poważnie pytać – o to jakie mechanizmy odpowiadają za to co dzieje się w Kościele, woli je wyliczać. Smarzowski pokazuje jak działa mechanizm molestowania ale nie pokazuje jak jest to wpisane w strukturę Kościoła i jego relacji z wiernymi. Zostajemy z pokazaniem przypadku, nie z diagnozą zjawiska. A jednocześnie czasem film bywa tak bardzo naiwny i tak bardzo szkolny. Ot np. na lekcji religii argumenty przeciwko celibatowi podnosi oczywiście denerwujących chłopca nastolatek, który powołuje się na proste argumenty dotyczące celibatu, że w Biblii początkowo nie ma o nim mowy, że jest niezgodny z naturą. Trochę to wszystko dziecinne i płaskie. Tymczasem zdecydowanie lepiej rozmowa o celibacie wypada kiedy zamiast łapać się za techniczne szczegóły po prostu zapytamy – czy można skazywać ludzi na samotność. Zresztą czasem dorzuca już Smarzowski rzeczy tylko po to by uzupełnić swój katalog – oczywiście na plebanii przypadkowego księdza zbierają się nacjonaliści krzyczeć o białej sile (ciekawe, że ten sam Smarzowski przekonywał nas w klipe Onetu, że możemy się z nimi dogadać bo łączy nas Polska).
Kler słabo mieści się w kategoriach – zły, dobry bo z góry został nakręcony jako film ważny. Mimo moich zastrzeżeń jestem w stanie dostrzec wiele pozytywnych elementów produkcji. Doskonale gra Jakubik – księdza niejednoznacznego, ciekawie pokazanego, tak zagranego, że przez większość filmu to widz musi go oceniać i próbować rozgryźć. Więckiewicz jako ksiądz zakochany, zagubiony a jednocześnie – doskonale wykształcony – gra człowieka bardzo ludzkiego, kochającego i poszukującego bliskości. Trochę szkoda że grany przez Gajosa arcybiskup jest postacią zupełnie karykaturalną, pozbawioną ludzkich cech. Ponownie – Smarzowski zrobił w wielu miejscach film zbyt prosty i paradoksalnie – mimo nagromadzenia tragicznych i poruszających informacji – zbyt łatwy. To dokładnie taki film, na który pójdą ludzie którzy doskonale znają te zbrodnie Kościoła i dostaną ich spis. Ten spis który znali jeszcze przed seansem. Czy jednak to jest film który jest w stanie otworzyć oczy na problemy Kościoła tym którzy nie przyjmują ich do wiadomości? Raczej nie.
Nie uważam filmu Smarzowskiego za atak na Kościół. Reżyser nic nie wymyślił, raczej po prostu skoncentrował to co wiemy. Dorzucił trochę swojej groteski, bo to Smarzowski i zawsze musi jeszcze coś dorzucić. Jeśli zna się styl reżysera nie powinno to być zaskoczenie. Jednocześnie mam wrażenie, że straciliśmy szansę na film lepszy. Może nie wymieniający wszystkich grzechów Kościoła z ostatnich lat, ale taki który próbowałby się mocniej wgryźć w tą niesamowicie skomplikowaną sieć powiązań. Bo przecież problem z Kościołem nie polega na tym że to jest zła instytucja. Problem polega na tym, że to instytucja która z jednej strony narusza wszelkie zasady, z drugiej cieszy się zaufaniem, z trzeciej – co jest niesłychanie ważne dla wielu osób – trzyma klucze do królestwa niebieskiego, a także do takich rzeczy ziemskich jak chrzciny, pogrzeby i śluby. To jest największy problem z Kościołem – odrzucając te wszystkie poboczne elementy i zostawiając tylko kler, Smarzowski uciekł od takiego wskazania na nas wszystkich jako współodpowiedzialnych. A przecież dokładnie tak jest. Kto toleruje grzechy Kościoła, albo odrzuca prawdę o tym czego dopuszczają się księża przyczynia się do umacniania się tych postaw. Kamera powinna być wymierzona nie tylko na księży ale i na wiernych.
Jak może wiecie nie czuję wielkiego emocjonalnego związku z Kościołem. Nie jestem osobą która potrzebuje instytucji dla wiary. Jednocześnie jestem osobą niesłychanie specyficzną. Nigdy nie musiałam się przeciwko Kościołowi buntować, nie musiałam od niego odchodzić w atmosferze rodzinnego skandalu. Jeśli jest jakaś zaleta rodziny która podsuwa człowiekowi niemal wszystkie możliwe opcje ustosunkowania się wobec wiary i Kościoła, to jest to właśnie ta. Bo jednocześnie – nie zostałam wychowana też w rodzinie zupełnie ateistycznej, a moja wiedza o tym dlaczego Kościół istnieje i wygląda tak a nie inaczej bierze się raczej z wychowania w duchu zrozumienia dla potrzebnych społecznie instytucji. Stąd – nie będąc osobą związaną z Kościołem nie mam z nim żadnego osobistego zatargu. To specyficzna perspektywa – przyznam szczerze, prawie nie znam takich osób jak ja. Być może stąd mam tu więcej dystansu. Nikt nie atakuje tu instytucji z którą coś mnie łączy. Ani instytucji która mnie osobiście cokolwiek złego uczyniła (bezpośrednio, bo pośrednio – jak każdej kobiecie w Polsce, trochę zła czyni codziennie). Piszę o tym bo mam wrażenie, że na odbiór filmu bardzo wpływa nasza osobista relacja z Kościołem i wiarą.
Kiedy czytam o bardzo emocjonalnych reakcjach niektórych osób na film mam bardzo nie miłe i złośliwe pytanie – gdzie ci wszyscy poruszeni do głębi widzowie byli kiedy gazety ujawniały kolejne sprawy o molestowanie czy pedofilii? Od kilku dobrych lat gazety o tym co się dzieje w polskim kościele piszą regularnie. Jasne Kościół ma sporą ochronę ze strony państwa (jeszcze większą ze strony wiernych) ale wciąż – to nie jest tak, że o tym się nie mówi. Mamy w archiwach teczki z wycinkami na temat kościoła – te dotyczące majątku, czy spraw pedofilskich księży i innych przestępstw zajmują sporo miejsca. Jeśli dopiero Smarzowski uświadomił komuś przewiny Kościoła to znaczy, że dopiero jak ksiądz ma twarz Jakubika czy Więckiewicza to sprawa zaczyna poruszać. Nie wiem, mam jakieś straszne, i nie ukrywam być może niesprawiedliwie (ale się z nim nie kryję, więc uczciwe) poczucie, że bardzo wiele osób chce wyjść z Kleru poruszonym. Tym czasem jak się trzyma rękę na plusie to Kler nie rusza. Kler odnotowuje fakty, które powinny poruszyć wszystkich. Nawet jeśli osoba opowiadająca o pedofilii nie ma twarzy znanego aktora. Ale w Polsce nic się nie dzieje. I to dopiero jest prawdziwy horror. Tak nie miły i nieprzyjemny, że o tym Smarzowski filmu nie zrobił.
Nie mam wątpliwości, że Kler to tytuł o którym mało będziemy rozmawiać w kontekście tego jakie jest to film. Bo i jako dzieło – stanowi on przede wszystkim komentarz do problemu. Moim zdaniem – komentarz mimo wszystko zbyt łaskawy dla wszystkich zaangażowanych w sprawę, bo pomija tych którzy patrzą i nic nie robią. Dla innych – będzie to doskonały film o grzechach Kościoła i o tym jaka to zła instytucja. Dla wielkiej grupy, która nie wybierze się do kina, będzie to bezpardonowy atak na Kościół. Pod tym względem Smarzowski wygrał i przegrał. Zrobił film, o którym wszyscy będą rozmawiać, ale jednocześnie taki który jako dzieło samo w sobie mało kogo obchodzi. Co więcej, obawiam się, że stanowisko wobec Kleru być może zrówna się ze stanowiskiem wobec Kościoła – co zawsze jest niebezpieczne, kiedy nie ocenia się filmu tylko sprawę. Choć kto wie, może właśnie wtedy kino jest największe kiedy zmusza do dyskusji o sprawach większych niż kino. W każdym razie tak naprawdę – patrząc na Kler jako na film interwencyjny pozostaje pytanie czy coś zmieni. Nie w Kościele, ale w tych współwinnych czyli wiernych. Moim zdaniem – taki film zmieni niewiele. A szkoda. Bo wiele jest do zmiany.
Ps: Specjalnie nie przeczytałam żadnej innej recenzji Kleru. Bo mam wrażenie, że to film który tak naprawdę postrzega się bardzo przez pryzmat własnych doświadczeń z Kościołem a także doświadczeń z tym jak nasze otoczenie reaguje na to co o kolejnych przestępstwach donoszą media.