Jest jedno hasło w Wikipedii które zwierz może przeglądać godzinami i nigdy nie ma dosyć. Zwierz czuje się wtedy trochę jak w sklepie ze słodyczami gdzie na największe łakocie można spoglądać tylko przez szybkę. Jak w krainie najlepszych trailerów do niezrealizowanych produkcji. To lista nieistniejących książek. Czasem wydaje się przez chwilę dłuższa i poważniejsza od listy książek które naprawdę istnieją.
Lista nieistniejących książek nie wzięła się znikąd. To po prostu lista wszystkich tych książek które na potrzeby swoich powieści wymyślili pisarze czy filmowcy. Ponieważ wymyślić tytuł a nawet temat książki jest łatwiej niż stworzyć osobną opowieść to przygody bohaterów pełne są wspaniale brzmiących tomów, które nad każdą książką mają tą przewagę że znamy z nich tylko najciekawsze ustępy. Ileż na tej liście fantastycznych nienapisanych książek poradników, potencjalnych arcydzieł, manuskryptów za które można zabić. Jednocześnie lista potwierdza starą prawdę – pisarze najbardziej kochają pisać o innych pisarzach. W samych historiach spisanych przez Kinga znajdziemy wzmiankę o 85 innych powieściach! Z kolei Lem błyskotliwie recenzował nieistniejące pozycje (robił to tak doskonale że niekiedy ulegano złudzeniu, że któraś z pozycji jednak istnieje) a nawet wydał cały zbiór wstępów do nigdy nie istniejących dzieł literackich. To już zabawa wyższego typu ale pokazuje jak wiele miejsca w świecie naszej literatury zajmują dzieła które nie istnieją.
Ilekroć zwierz napotyka na ciekawy tytuł książki której zapewne nigdy nie przeczyta w całości jest zafascynowany. Autorzy tak cudownie opisują to czego nie muszą sami napisać. Z powieści wspomnianych u Kina zwierz wiele by dał by przekonać się, czy cykl o Misery rzeczywiście zasługuje na to by pozbawić jego autora kostki, albo czy powieści Scotta Landona z Historii Lisley rzeczywiście zasłużyły na wszystkie nagrody jakie im przyznano. A to przecież tylko początek. Niedawno zwierz wymieniał wam wszystkie fikcyjne książki i sztuki które pojawiały się w filmach Wesa Andersona. Zwierz nie musiałby czytać wszystkiego ale wiele by dał by przeczytać bestsellerową powieść Old Custer napisaną przez Eliego Casha (kiedy kilknie się w to hasło na Wikipedii natychmiast łączy ze stroną Coromaca McCarthy’eo) czy trzy sztuki przedziwnej Margot Tannenbaum. Po obejrzeniu ekranizacji „Any Human Hart” zwierz bardziej niż życiem bohatera o którym opowiadał film był zainteresowany jego drugą powieścią „Cosmopolitans” opowiadającą o mało znanej grupie poetyckiej. Zwierza zawsze pociągały tytuły powieści które wymyśla Michael Chabon. Czy nie byłoby cudownie dostać do rąk własnych dwudziestu opowiadań Augusta van Zorana wydanych pod cudownym tytułem : „The Abominations of Plunkettsburg and Other Tales”, czy w końcu kto nie chciałby przeczytać tego niesamowitego wciąż poprawianego manuskryptu głównego bohatera. Zwierz przyzna szczerze że czytając „Jednoroczną wdowę” Irvinga zdecydowanie bardziej niż kolejnymi życiowymi kolejami bohatera był zainteresowany opowieściami o Myszy w ścianie czy O tym jak brzmi ktoś kto stara się nie wydawać żadnego dźwięku. Zwierz ma dziwne wrażenia że to są zdecydowanie lepsze książki od samej „Jednorocznej wdowy” (którą zwierz zresztą całkiem lubi).
Nie dawno zwierz oglądał film 5 to 7 (o romansie młodego pisarza z nieco starszą francuską). Owocem tego romansu była powieść „Maremind” zwierz jest wielce ciekaw jak bohater opisał to co zwierz miał okazję widzieć na ekranie. Podobnie, zwierz chciałby móc przeczytać ów doskonały manuskrypt który znalazł kiedyś w antykwariacie bohater filmu „Między wierszami” i który otworzył mu drogę do wielkiej kariery. Zwierz zawsze jest zafascynowany doskonałymi lecz nie istniejącymi powieściami. Żeby jednak nie było zbyt snobistycznie – zwierz nie pogardziłby także powieściami napisanymi przez Richarda Castle (uprzedzając czytelników – zwierz zdaje sobie sprawę, że stacja ABC wydała kilka powieści pod nazwiskiem Castle, ale zwierz wie też że to raczej zacieranie granicy między marketingiem a fikcją niż to co naprawdę napisał bohater serialu) czy z skandalizującą powieścią, którą popełnił Dan Humprey w Gossip Girl. I zwierzowi wcale nie zależy na przekartkowaniu głośnej powieści „God Hates Us All „ Hanka Moody’ego (ponownie zwierz nie uznaje tego co wydano pod jego nazwiskiem za odpowiednik fikcyjnej powieści) ale już sięgnąłby po to co Hank pisał dalej. Nawet jeśli nie było to szczególnie udane.
W książkach które nie istnieją specjalizują się twórcy fantastyki. Nie chodzi jedynie o podręczniki jak przywołać smoki, jak odwołać demony i hodować magiczne zwierzęta. Czy nie chcielibyście wziąć do ręki historii książki bestsellerowej autorki Felicity Beedle autorki takiego dzieła jak „The Little Duckling Who Thought He Was an Elephant (but not The Elephant Who Thought it Was a Duckling, because that would be silly)”, czy chociażby zajrzeć do dzieła takiego jak „I Spy….Demons” autorstwa profesora Cuvee z Niewidzialnego Uniwersytetu. Czy wielbiciel Tolkiena nie powinien po nocach śnić że oto na jakiejś antykwarycznej półce udaje mu się znaleźć dzieło pod tytułem „Old Words and Names in the Shire” które wyszło spod pióra samego Merrego Brandybucka. Czy nie należałoby się zastanawiać jak właściwie wyglądało by wydanie książki „How I Scaled the North Face of the Megapurna with a Perfectly Healthy Finger But Everything Else Sprained, Broken or Bitten Off By a Pack of Mad Yaks” stworzonej przez Douglasa Adamsa. Zwierz wiele by dał chociażby by zobaczyć ten tytuł wydrukowany na okładce. Kto nie chciałby zajrzeć do powieści stworzonych przez Kurat Vonneguta – zwłaszcza do stojącej u podstaw Bokononizm „Księgi Bokonona”. Albo chociażby postawić na półce „Summer Falls” napisane przez Amy Pond z Doktora Who.
A to nawet nie jest całość, to nie jest wierzchołek góry lodowej, lista nieistniejących książek ciągnie się przez całą literaturę. Od wielkich pisarzy takich jako Nobakov (czy nie chcielibyście zajrzeć do książek Humberta Humberta i zastanowić się czy znajdziecie w nich ślady tego co stało się potem z autorem), czy Borges (ze swoim nie do końca fikcyjnym i nie do końca prawdziwym hasłem z nie do końca fikcyjnej i nie do końca prawdziwej encyklopedii), przez pisarzy popularnych jak Agatha Christie po dzieła które raczej nie przyciągają naszej uwagi ze względu na zawarte w nich dzieła literackie (przyznajcie się czy ktoś z was kiedyś pomyślał, o tym jak to by było czytać te erotyczne kryminały o których mowa w Nagim Instynkcie?). Pokusa tworzenia fikcji w świecie fikcji nie ogranicza się tylko do książek – są przecież też fikcyjni autorzy sztuk, filmów czy nawet utworów muzycznych. Wiele z tych nieistniejących dzieł to powieści ponad przeciętne, wybitne, zdaniem niektórych najlepsze na świecie. Czasem trudno je znaleźć na półkach antykwariatów bo wszystkie się rozeszły (trzeba je dopiero zbierać jak w Klubie Dumas) czasem możemy dowiedzieć się, że właściwie zmieniły obraz literatury. Wielkie dzieła często też ciążą naszym bohaterom którzy w żaden sposób nie są w stanie dorównać swoim debiutanckim czy największym powieściom.
W swojej wielkiej miłości do nieistniejących powieści zwierz ma tylko jeden problem. Raz na jakiś czas autor ogłasza że jego bohater popełnił wielkie arcydzieło, po czym zaczyna je cytować i niestety nic nie wskazuje na to byśmy rzeczywiście mieli do czynienia z arcydziełem. Zwierz miał tak niedawno kiedy oglądał film o pewnym muzyku folkowym (nie istniejącym) który umarł przedwcześnie pozostawiając za sobą niezapomnianą ponadczasową muzykę. W filmie było kilka jego kawałków. Muzyka jak muzyka, słowa jak słowa. Nic czego by nie dało się napisać jako fragment ścieżki dźwiękowej do niezbyt dobrego filmu. To chyba największy problem – pisać o arcydziele i sprawić że ludzie naprawdę w nie uwierzą.
Ukochaną listę nieistniejących książek zwierz przegląda na Wikipedii (albo na blogu poświęconym właściwie tylko temu) dość regularnie czasem wrzucając potem jakiś enigmatyczny tytuł w Google by dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Nie zawsze się udaje, ale czasem dostaje się jakiś skrawek czy urywek – jak trailer nieistniejącego filmu. Pisanie o nieistniejących książkach czy innych dziełach kultury nie jest niczym nowym. Wszak życie artystów to jeden z ukochanych tematów naszych opowieści. Nigdy nie było tylu geniuszy co w tym co sami wymyśliliśmy. Co nie zmienia faktu, że od czasu do czasu chciałoby się podejść do jakiejś półki i zdjąć z niej powieść o której tylko czytaliśmy. Jak o wszystkich najlepszych książkach.
Ps: Ten tekst naprawdę nie ma zamiaru wymieniać wszystkich fikcyjnych książek, to nie ma a.) sensu b.) nie o to chodzi.
Ps2: Dziś jest trochę krócej ale zwierz miał ostatnio do oddania kilka nie blogowych tekstów i po prostu zaczynają mu się literki w głowie kończyć.